poniedziałek, 28 stycznia 2013

25. "Normalnie raj na ziemi. "

Ona wstała z krzesła i uśmiechnęła się delikatnie.
-Carmen. Najpierw sprawdź jak sobie radzi z teleportacją. Czy nie zasłabnie w połowie zajęć. - zaproponował całkiem słusznie Severus. Kiwnęłam głową i podeszłam do Ślizgonki.
-Złap mnie za ramię, mocno trzymaj i nie próbuj puszczać. - powiedziałam poważnym i stanowczym tonem. Nina usłuchała mnie i zamknęła oczy. Wyobraziłam sobie korytarz za drzwiami tej sali. Poczułam dosyć niemiłe szarpnięcie, a potem grunt pod stopami. Panna Riddle upadła na posadzkę.
-Ałł. - jęknęła i potarła ręką kolano. Pokiwałam głową z politowaniem. Pomogłam jej wstać.
-Idzie się przyzwyczaić. Jeszcze raz? - spytałam wyciągając ku niej ramię. Ona złapała je mocno, a ja wyobraziłam sobie teraz Salę, która była za drzwiami. Znowu szarpnięcie, ale tym razem Nina nie upadła, bo kurczowo trzymała mnie za rękę.
-Bardzo dobrze. - pochwalił nas Severus z uśmiechem. Nina przetarła oczy. Nie potrafiła uwierzyć, że Sev się uśmiecha.
-Teraz spróbujesz sama. Ja cię będę uczyć teleportacji, a Sev oklumencji. - powiedziałam. Snape przytaknął. - Tak więc. Stań prosto. Wyrzuć wszystkie myśli z głowy. Teraz wyobraź sobie korytarz na którym byłyśmy przed chwilą. Skup się na nim. - instruowałam głośno i wyraźnie. Ona robiła to co mówiłam. Skupiła się, a ja najciszej jak umiałam usiadłam na ławce. Nie udało się.
-Ughh. Nie potrafię. - wzburzyła się Ślizgonka.
-Nikomu nie udało się za pierwszym razem. Ćwicz dalej. Musisz być rozluźniona. - powiedziałam klepiąc ją delikatnie po ramieniu. Ona przytaknęła głową.
-No to chyba tyle. W przyszłym tygodniu będziemy próbować jeszcze raz. Ale nie próbuj tego w pokoju. Poza tą salą nie wolno ci się teleportować. - powiedział dobitnie Severus. Nina kiwnęła głową ze zrozumieniem, podziękowała i wyszła.
-Do widzenia Severusie. - mruknęłam uradowana do nauczyciela. On uśmiechnął się, a ja wyszłam i powoli ruszyłam do Wieży Gryffonów. Nie było mnie pół godziny. Już zza drzwi usłyszałam muzykę. Weszłam do Pokoju Wspólnego. Wiele osób leżało na podłodze. Ognista. Przebiegło mi przez myśl. Scott zataczał się mocno na środku pokoju. Podeszłam do niego.
-Carmi. Kochana. Co tam? - spytał opierając się o mnie.
-Świetnie. Idziemy do twojego dormitorium skarbie. - zarządziłam i zaczęłam go tam targać. On się rzucał, że nie chce tam iść. Ehh. Mężczyźni. Dolazłam do jego dormitorium i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się uroczy widok. Lee i Fred spali w poprzek jednego łóżka. Zataszczyłam Farro do łóżka Lee, bo tamci dwaj rozwalili się na łóżku zielonookiego. Przyjaciel ułożył się wygodnie, a ja przykryłam go kołderką. Zasnął szybko. Już miałam wyjść, ale nie mogłam się powstrzymać i podeszłam do Freda. Tak słodko spał. Pocałowałam go w czoło najdelikatniej jak potrafiłam. Potem szybko wyszłam z pokoju i ruszyłam na dół. Na środku tańczyła Rose z Georgem. To tak uroczo wyglądało. Usiadłam na fotelu przy kominku. Dosiadł się do mnie Neville Longbottom.
-Jak tam zabawa? - spytał z uśmiechem. Uśmiechnęłam się do niego.
-Dosyć fajnie, ale właśnie wróciłam ze szlabanu i nie ma z kim potańczyć. - poskarżyłam się Gryffonowi. On chyba zrozumiał moją aluzję i wstał. Wyciągnął dłoń ku mnie, a ja z uśmiechem wstałam. Zatargał mnie na środek pokoju i zaczęliśmy tańczyć. Jego oczy nie dawały mi spokoju. Znów się w niego wtuliłam i tak kołysaliśmy się na boki.
-Czujesz coś do Freda ? - spytał, a ja się automatycznie zaczerwieniłam. Spojrzałam w górę, bo Neville był trochę wyższy.
-Skąd wiesz ? - mruknęłam cichutko i zaśmiałam się nerwowo.
-Widziałem. - szepnął i przytulił mnie mocno zmuszając tym samym do dalszego pląsania w rytm muzyki.  Wtuliłam się w niego. Zamknęłam oczy i przestałam myśleć. I dobrze.
-Tylko nie mów nikomu. - wyszeptałam, a on kiwnął nieśmiało głową. Spojrzałam mu w oczy z wdzięcznością. Po kilku piosenkach Neville odszedł do swojego dormitorium. Podeszłam do prowizorycznego barku. Stał przy nim Ron. Podał mi szklaneczkę Ognistej. Kiwnęłam głową i upiłam kilka łyków. Nie miałam co robić, więc poszłam do siebie do dormitorium. Na moje nieszczęście wszystkie łóżka były zajęte. Jedno przez Katie i jakiegoś nie zidentyfikowanego Puchona. Drugie przez Angie. Trzecie to Alicja wraz ze Ślizgonem, a moje łóżko było zawalone przez Parvati Patil. Nie wiem skąd i jak, ale zeszłam zrezygnowana na dół, uprzednio biorąc piżamy. Na środku nie było nikogo. Weszłam po schodach do męskiego dormitorium. Wpierniczyłam się do pokoju Scotta. George spał na swoim łóżku, więc tylko to Freda było wolne. No cóż, przebrałam się szybko i ułożyłam pod kołderką. Coś mnie uwierało pod poduszką. Spojrzałam pod nią. Zobaczyłam tam kalendarz i kilka wyrwanych i zapisanych stronic pergaminu. Nie powinnam. Mruknęła moja podświadomość. Otworzyłam delikatnie na ostatnią stronę. Była zapisana jego imieniem, jakby próbował rozpisać nowe pióro. Jednak to co przykuło moją uwagę to moje imię. Było ono napisane malutkimi, kształtnymi literkami, a obok widniała gwiazdka. Nie wnikałam, bo to i tak dało mi wiele do myślenia. Ehh. Zasnęłam dosyć szybko i byłam nawet trzeźwa. Obudziły mnie delikatne promienie porannego słońca. Co było dziwne Lee, Fred, George i Scott nie spali, ale szeptali coś między sobą. Nie wiedziałam o co im chodzi.
-Dzień dobry słoneczko. Dziś wypad do Hogesmeade. - powitał mnie słodko Scott i podszedł do mojego łóżka. Pocałował mnie w policzek, a ja spojrzałam na niego podejrzanym wzrokiem. On coś kombinuje. Nie. Wróć. Oni coś kombinują. Usiadłam wygodnie w łóżeczku.
-O co chodzi? - spytałam przeczesując dłonią włosy. Żaden nawet nie raczył się odezwać. No w sumie po co. Dobra. Jebie mnie to, więc wstałam i pościeliłam ładnie łóżeczko Freda. Oni obserwowali każdy mój ruch. Usiadłam na świeżo pościelonym posłaniu. - Mam coś na twarzy? - spytałam zrezygnowana. Oni zgodnie zaprzeczyli głowami. Scott dosiadł się do mnie. Pogłaskał mnie po dłoni. Ohh. Święci się coś większego.
-No bo ty potrafisz się teleportować. - zaczął dosyć dziwnie George. Pokiwałam głową nadal nic nie rozumiejąc. - No to może byś tak teleportowała nas do Hogesmeade teraz? - dokończył.
-Ale po cholerę? - spytałam kładąc głowę na ramieniu zielonookiego.
-Mamy tam pewien interes. - odparli tajemniczo identyczni. Podrapałam się delikatnie po głowie.
-Dajcie mi 10 minut. - powiedziałam zrezygnowana i wstałam. Czworo mężczyzn rzuciło się w moją stronę.
-Jesteś najlepsza. - krzyczeli podnosząc mnie do góry.
-Jak mnie nie postawicie to nici z wcześniejszego wypadu do Hogesmeade. - wrzasnęłam głośno, a oni mnie postawili. Nie lubię takiego czegoś. Ehh. Weszłam do łazienki. Przeczesałam włosy jakimś pomarańczowym grzebieniem. Związałam je w luźnego warkocza i wzięłam rzeczy z wczoraj. Ubrałam czerwone spodenki i również czerwone trampki. Nie miałam koszulki. Zostałam w tej z piżamy. Wyszłam na moment.
-Już ? - zdziwił się Scott. Pokręciłam głową.
-Daj mi jakąś koszulkę. - mruknęłam opierając się o framugę drzwi. Dostałam czymś białym po twarzy. Zaśmiałam się i weszłam znów do pomieszczenia. Rozłożyłam materiał i ujrzałam trochę za dużą koszulkę z zarąbistym lwem na środku. Ubrałam ją szybko i wyszłam.
-Uroczo wyglądasz. - powiedział Scottie, gdy mnie zobaczył. Uśmiechnęłam się i stanęłam na środku.
-Teraz musicie mnie złapać za ręce i nie wolno wam mnie puszczać. Pod ŻADNYM pozorem. - wyjaśniłam, a oni zerwali się szybko. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie Hogesmeade. Poczułam charakterystyczne szarpnięcie. Taa. Wszyscy dobiliśmy tam spokojnie. To mi się podobało.
-Dziękujemy. - powiedzieli chórem bliźniacy. Ruszyli w stronę sklepu Zonka. Ja poszłam za nimi. Widać było radość na samo wspomnienie o Hogesmeade. Szczególnie u rudzielców. Szłam z tyłu. Obok mnie kroczył Scott i cicho pogwizdywał pod nosem. Wreszcie doleźliśmy do sklepu. Weasleyowie od razu ruszyli w znane im miejsca. Podeszłam do jednej z szafek. "Cukierki wywołujące czkawkę." Głosił napis. Dalej leżały jakieś dziwne pozawijane niteczki. "Wstążka sklejająca skórę." Wzdrygnęłam się lekko. Potem masa malutkich fasolek. Jedne na kaszel, drugie na bąble, trzecie na co sobie wymarzysz. Chyba było tu wszystko. Zauważyłam, że rudzielce i Lee podchodzą do lady z naręczami łajnobomb. Podeszłam do nich.
-Po co wam to ? - spytałam opierając się o blat. Oni tylko zabawnie wzruszyli ramionami i wyszli.
-Zobaczysz. - odpowiedział Fred tajemniczo. - A teraz do Hogwartu, bo zauważą nasze zniknięcie. - dodał, całkiem trafnie zresztą. Wzięłam ich za dłonie i teleportowałam się do szkoły. Znów poczułam szarpnięcie. Staliśmy w ich pokoju. Chłopcy położyli zabawki na łóżkach i udali się w świetnych humorach na śniadanie. Nikogo nie dziwiło to, iż wyszłam z pokoju wraz z 4 mężczyznami. Wszyscy obecni Gryffoni nie wyglądali najlepiej. Na śniadaniu skarżyli się, że za głośno i tak dalej. Siedziałam miedzy Lee, a Fredem. Obaj dziękowali mi stokrotnie, bo bez teleportacji Filch kapnął by się, że to oni mają łajnobomby.
-Przypominam, iż za 20 minut jest zbiórka przed szkołą. Proszę się ustawić w kolejności rocznikowej i każdy przy swoim opiekunie. Idą tylko piątoroczniaki, szóstoroczniaki i siódmoroczniaki. - zagrzmiał głośno Albus z mównicy. Słychać było ciche jęki, ale to tam. Wstałam po zjedzonym śniadaniu i pognałam do swojego dormitorium. Zabrałam 10 Galeonów i poszłam na plac przed szkołą. Scott czekał na mnie.
-Gotowa ? - spytał chwytając mnie za dłoń.
-Kiedy macie zamiar bawić się bombami ? - mruknęłam z uśmiechem. Minerwa liczyła ile osób idzie. Nie wyszło nas, aż tak dużo.
-A to już jest tajemnica. - odpowiedział Farro śmiejąc się uroczo. Walnęłam go w ramię.
-Przyczyniłam się w dużej mierze do ich zdobycia. Więc gadaj ! - warknęłam i złapałam go za koszulkę.
-Dowiesz się potem. - odburknął udając obrażonego. Zaczęliśmy iść w kierunku wioski. - Kochana opuszczę cię na godzinkę. - dodał zielonooki i zniknął w tłumie. Byliśmy w Hogesmeade. Ruszyłam do Miodowego Królestwa. Tam było pięknie. Wszędzie słodycze. Normalnie raj na ziemi. Wzięłam kilka czekoladowych żab, jakieś cukierki, fasolki Bertyego i jakieś cukrowe pióro. Podeszłam do lady i zapłaciłam za słodycze. Powsadzałam sobie je do szaty, którą narzuciłam na siebie jeszcze w Hogwarcie. Ruszyłam radosna wzdłuż Głównej Ulicy. Patrzyłam na każdą gablotę. Wszystko mnie intrygowało. Ahh. Podeszłam do szyby ukazującej herbaciarnię. Prze okno zobaczyłam coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Wparowałam do herbaciarni.
-Co ty do cholery jasnej robisz ? - krzyknęłam wzburzona.
_________________________________________________________
 Nie miałam pojęcia co by tu wpisać, więc nie zbyt mi się podoba. :D

6 komentarzy:

  1. Słodko jak zawsze, kalendarz, notatnik czy co tam <3 ehh znowu wracasz do krótkich notek :/ no co dalej jest okej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, jakie to urocze *w* A kogo zobaczyła w herbaciarni? Cornera całującego się z Cho lub Ginny? To by było super :D Czekam na więcej ale noyki mają być dłuższe :D
    Pozdrawiam i życzę weny :]

    OdpowiedzUsuń
  3. http://miloscjestslepananieszczesciewieczna.blogspot.com/ Zapraszam dopiero zaczynam :^]

    OdpowiedzUsuń
  4. http://magia-loony.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam. =D

    A co d twojego bloga, to czytam każdy wpis, ale boję się skomentować. Sama nie wiem czemu. =] Masz bardzo fajne pomysły na opowiadania i piszesz bardzo ciekawie. Pozdrawiam i zapraszam do mnie. =)

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietne ja zawsze! Zapraszam do mnie jezeli lubisz igrzyska smierci, dopiero mam 1 rozdzial no ale :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe co planują bliźniaki xd

    OdpowiedzUsuń