czwartek, 24 stycznia 2013

23. "Ale ja cię nie krytykuję."

-Załamanie nerwowe, bądź chwila słabości. - mruknąłem, a Fred jęknął głośno.
-Co ty pierdolisz ? - spytała moja kopia. Scott usiadł na swoim łóżku.
-Ale o co chodzi z tobą i Rose ? - powiedział zniecierpliwiony Lee.
-Krytykujesz mnie, a sam uganiasz się za uczennicą piątego roku ! To nie jest FAIR. - brzucił mnie oskarżeniem Fred.
-Ale ja cię nie krytykuje. - wrzasnąłem i wstałem. Nie chciałem tego słuchać. Jeszcze przed poznaniem Carmen i Rose byliśmy nierozłączni, ale potem wszystko się zmieniło. Fred ma do mnie wąty za to, że jestem z Rosie. Jakby nie spieprzył swojego związku z Carmen to nic takiego, by się nie stało. Wszystko by było na swoim miejscu, ale nie. On musiał z nią zerwać, a potem myśli, że zostawi Michaela i wróci do niego. Ehh. Idiota. Usiadłem przy kominku, w którym skakały radośnie ogniki. Nie odzwierciedlały one jednak tego co się teraz we mnie działo. Do pokoju wspólnego weszła Carmen.
-Cześć. - powiedziała lekko zasępiona. Podeszła do drugiego fotela. - Można ? - spytała.
-Pewnie. - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do niej. Usiadła ciężko na siedzeniu.
-Czy tylko mnie twój braciszek doprowadza do iście szewskiej pasji ? - spytała zamykając oczy.
-Nie. Mnie również. - westchnąłem głęboko. - Oskarża mnie o to, iż jestem z Rose. Ale to on sam spieprzył wasz związek. - powiedziałem wszystko co mi leży na wątrobie.
-Może nie rozpamiętujmy tego tylko chodź się przejść. Świeże powietrze dobrze nam zrobi. - powiedziała wstając i wyciągając dłoń ku mnie. Kiwnąłem głową i również wstałem. Ruszyliśmy na błonia. Złapała mnie za nadgarstek. No nic. 
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Carmen.
-Nie przeszkadza ci to ? – spytała troskliwym tonem i uniosła nasze dłonie do góry.
-Nie. – powiedziałem schodząc powoli po schodach. – Oczywiście, że nie. – dodałem, a resztę drogi odbyliśmy w ciszy. Zobaczyłem prześwity księżyca w okiennicach. Była pełnia. Usiadłem pod tym samym drzewem co rano. Carm oparła się o konar i powoli zjechała na dół.
-Proponuję nie rozmawiać, ani o Fredzie, ani o jego zachowaniu. – mruknęła ona, a ja przytaknąłem.
-Czego się boisz ? – spytałem ni stąd ni zowąd, patrząc na księżyc.
-Boję się samotności, odrzucenia, no i przede wszystkim boję się śmierci najbliższych osób. – wyszeptała zamykając oczy i głęboko wzdychając.
-Dlaczego boisz się śmierci ? – spytałem i spojrzałem na nią.
-Widziałam śmierć wielu osób. Towarzyszyłam kilku wyprawom Voldemorta, a tak w sumie to Bellatriks i Rudolfowi, mojemu Rudolfowi. On też zabijał. Chciałam być jak najbliżej niego. Martwiłam się o niego, bo jak byłam mniejsza to codziennie śniło mi się, że ktoś go zabija. Jakiś niebieskooki mężczyzna. – szepnęła i spojrzała mi w oczy. – Okazało się, że tym mężczyzną był mój strażnik, Alastor. – dopowiedziała i uśmiechnęła się blado.
-Jesteś młodsza, a przeżyłaś więcej cierpienia niż nie jeden dorosły. – powiedziałem z uznaniem. Ona spojrzała na księżyc.
-Kiedyś Greyback mnie podrapał. – mruknęła i odsłoniła głęboką ranę tuż pod obojczykiem z prawej strony. Dotknąłem rany ręką.
-Ile miałaś wtedy lat ? – spytałem przeczesując sobie dłonią włosy z lekkim zdenerwowaniem.
-Około 4. To było nocą. Znów towarzyszyłam Rudolfowi w jakiejś wyprawie dla Voldemorta. Był z nami również Fenir. No i jak nie trudno się domyślić księżyc właśnie przechodził pełnię. Rud uciekł, a Greyback mnie podrapał. Okazało się, że mój braciszek teleportował się po pomoc. Odciągnęli wilkołaka ode mnie i zostało tylko to. – mruknęła uśmiechając się.
-Woow. – zdołałem wydusić. – Jeszcze powiedz, ze przeżyłaś Avada to będziesz drugim Potterem. – dodałem zaskoczony.
-Avada może nie, ale Crucio owszem i to dwa razy. Ponad to kilka razy Sectumsempra i raz nieudolnie rzucone Imperio. – zaczęła wyliczać Carmen. – A jeden z największych żartownisiów w szkole czego się boi ? – spytała patrząc mi w oczy.
-Boję się, że mogę stracić coś równie cennego jak Rose.  – powiedziałem cicho i prychnąłem delikatnie.
-Czyli co ? – spytała nie za bardzo mnie rozumiejąc.
-Czyli brata, no i przyjaciółkę. – odpowiedziałem kładąc dłoń na jej ręce.
-Też się boję, że stracę brata. A to już jest pewne. Wszyscy poumierają przede mną. Będę stara, to będę się zbierać. A teraz pogadajmy o urodzinach Rose. – zaśmiała się delikatnie.
-Kiedy są ? – spytałem, choć wiem, że będą tego konsekwencje.
-Ósmego września inteligencie. – mruknęła szturchając mnie lekko w ramię.
-Czyli impreza niespodzianka ? – spytałem z nagłym przebłyskiem. Ona kiwnęła przytakująco głową.
-Ale szczegóły omówimy jutro, albo pojutrze. Zaraz będzie 22 i prefekci będą się rzucać, ze nie śpimy. – powiedziała i wstała. Zaśmiałem się i również wstałem. Ona złapała mnie za nadgarstek. Ruszyliśmy ku zamkowi. Carmen przystanęła na Dziedzińcu Głównym i zaczęła nasłuchiwać. Nic nie słyszałem. Westchnęła głęboko i szarpnęła mną lekko. Znów szliśmy w stronę wieży Gryffonów. Stanęliśmy przed obrazem Grubej Damy.
-Muffelito. – mruknąłem, a przejście się otworzyło. Wlazłem tam, targając za sobą Carmen.
-Dziękuję za rozmowę. Do jutra. – powiedziała brunetka i odeszła z uśmiechem do swojego dormitorium. Usiadłem przy kominku.
~No to teraz przejdźmy do tej, co wspina się po schodach do pokoju numer 5. *perspektywa Carmen* ~
Wlazłam na górę i otworzyłam drzwi. W pokoju siedziała Angelina i Katie.
-Cześć. – powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie.
-Co ty taka zadowolona jesteś ? – spytała dziwnym tonem Katie.
-Byłam na błoniach. – mruknęłam radosna i położyłam się na łóżku.
-Ahh. Młoda, po dzisiejszej rozmowie ze starszymi doszliśmy do wniosku, że nabór będzie jutro o 15. – powiedziała Katie z uśmiechem.
-To świetnie. – dodałam rozentuzjazmowanym tonem. Angelina pokręciła głową z politowaniem. Do pokoju weszła Alicja. Nic nie mówiła, tylko obrzuciła mnie rozżalonym spojrzeniem. – A tej co ? – mruknęłam wyciągając moje ulubione piżamki spod poduszki. Angie i Katie wzruszyły ramionami i ułożyły się wygodnie w łóżkach. Boże. Na śmierć zapomniałam. Miałam odpisać Rudolfowi. Wstałam gwałtownie i spojrzałam na zegarek. Miałam 10 minut. Szybko dopadłam do pergaminu i zaczęłam bazgrać niewyraźne literki. „Kochany Rudolfie. Widać, że w cholerę we mnie wierzysz, więc cię zasmucę. Jeszcze nic nie dostałam. Poza tym jeszcze nikt się nie skarżył i wybacz, że tak długo czekasz. Kocham i całuję Carmi. P.S. Pozdrowię na śniadaniu.” Szybko wybiegłam z dormitorium i teleportowałam się do miejsca obok Sowiarni. Za sobą usłyszałam dziwny dźwięk. Chyba trzaskanie wrót. Z Sali wybiegł Severus, więc się schowałam.
-Albusie… Co to ma znaczyć ? Że niby ja mam ją chronić ? Przecież ma od tego braci. – żalił się Snape. Po chwili z Sali wyszedł również Dumbledore.
-Owszem Severusie. Jej rodzina od pokoleń jest prześladowana przez Voldemorta i jeszcze tylko ona nie zginęła. Niestety nie wie nic o prawdziwej familii. Musisz ją chronić za wszelką cenę, nawet jeśli będzie to oznaczało utratę twojego życia. To nic trudnego. Musisz ćwiczyć z nią oklumencję i teleportację. Zabierz się do tego przykładnie. Ahh. I nie zapomnij o pannie Black… - dodał odchodząc Albus.  Severus spuścił głowę w dół.
-Dobrze. Nie zapomnę. – szepnął przechodząc obok mnie nie zauważywszy mojej osoby. O co w tym chodzi ? Jakim cudem ja jestem w to… To coś wplątana ? Kim jest ta dziewczyna ? W mojej głowie kołatały się pytania bez odpowiedzi. Coraz mniej rozumiałam z tego patologicznego świata. Westchnęłam i wyszłam z ukrycia.
-Myowl. – mruknęłam, a Sowiarnia się otworzyła. Znalazłam Diabła i przywiązałam mu pergamin do nóżki. – Leć kochany. – powiedziałam całując go w główkę. – Do Rudolfa. – dodałam i otworzyłam okno. Spojrzałam na księżyc, który widziałam spod drzewa na błoniach. Wypuściłam sówkę.
-Piękny księżyc, nieprawdaż ? – spytał dziewczęcy głos. Odwróciłam się gwałtownie. Przy czarnej sówce Malfoya stała niewyraźna masa. Zaraz po tym spojrzała na mnie. To była Nina Main. Jej uśmiech od razu sygnalizował, że zrobiła coś złego.
-Śliczny. – powiedziałam z podobnym uśmiechem. –Co tu robisz ? – spytałam opierając się o ścianę. Nina stanęła obok mnie.
-Myślę. – powiedziała i spojrzała na księżyc. – Myślę nad życiem, które jest, a którego nie chciałam. – dodała patrząc mi w oczy.
-O jakie życie ci chodzi ? – spytałam nie rozumiejąc sensu.
-O moje życie. O życie w cieniu genialnego braciszka i jakże kochanej siostrzyczki. Skończyli Harvard z wyróżnieniami, a ja okazałam się czarownicą. Rodzice nie chcieli o tym słyszeć. – wyszeptała ze śmiechem. – Rozumiesz ? Zawsze byłą tą gorszą. Zawsze to mnie poniżano. Zawsze to ja byłam popychadłem i czarną owcą. To już mój piąty rok w Hogwarcie, a oni nadal mnie nie akceptują. – powiedziała i spojrzała na mnie.
-Nie, niestety nie rozumiem. Wychowali mnie bracia. Matka umarła rok po moim urodzeniu. Ojca nie znałam. Podobno gdzieś się tuła po świecie, ale ja nie wierzę w bajki. – odpowiedziałam łapiąc ją za dłoń. – Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. – dopowiedziałam.
-Dzięki. – mruknęła cicho ona, a ja skierowałam się ku wrotom. – Do jutra. – dodała z uśmiechem. Pokręciłam zabawnie głową. Za chwilę cisza nocna. Trza się zbierać. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie moje dormitorium. Poczułam rękę na swoim ramieniu.
-A panienka gdzie się wybiera ? – spytał już dobrze znany mi głos. Odwróciłam się z dziarskim uśmiechem. Zobaczyłam nauczyciela eliksirów.
-Do dormitorium. – odpowiedziałam. Severus rozluźnił uścisk.
-Gryffindor traci 10 punktów, ale proszę cię na chwilę na rozmowę. – powiedział Snape. Wzruszyłam ramionami. 10 punktów, wielkie mi rzeczy. Profesor zaprowadził mnie do Sali.
-Słucham ? – spytałam siadając na ławce po turecku.
-Chodzi o to, że jest pewna Ślizgonka, która ufa tylko czysto krwistym, a ty jako jedyna potrafisz się teleportować. Oklumencję również opanowałaś. Prosiłbym cię o to, byś i ją tego nauczyła. – wyjaśnił pośrednio Severus. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-A kim ona jest ? – spytałam zakładając uciekające kosmyki za ucho.
-Nina Main. – wyszeptał Snape. Zachłysnęłam się śliną.
-Czyli to ona ?! To ją masz chronić ?! To ona została adoptowana ?! – wszystko zaczęło układać się w dosyć zwartą całość. – Kim jest Nina Main ? – prawie wykrzyczałam.
-O… Ona jest… - urwał czarnowłosy i spojrzał przez okno.
-Wykrztuś to. – krzyknęłam nie mogąc wytrzymać napięcia.
-Ona jest zaginioną córką Meropy Gaunt. – wyszeptał Severus.
-C… Coo ?! Czyli to jest… Siostra Voldemorta ?! – krzyknęłam rozumiejąc coraz mniej. Snape tylko skinął głową. Otworzyłam usta z wrażenia. – I… I on chce zabić swoja siostrę ? – dodałam cicho. Severus powtórzył gest. Otworzyłam usta i zaraz po tym je zamknęłam.
-Wyjaśnię jej, że to w ramach dodatkowych zajęć. Pomożesz mi ?! – spytał błagalnie Snape.
-A mam inne wyjście ? – mruknęłam zrezygnowana. Twarz czarnowłosego zajaśniała poprzez delikatny uśmiech. Jego oczy dziękowały mi w ciszy. – Czyli mam jej nic o tym nie mówić ? – spytałam spodziewając się odpowiedzi. Severus znów kiwnął głową. Zacisnęłam usta w cieniutką linię i wyszłam z Sali. Ruszyłam powolnym krokiem ku wieży Gryffonów. Miałam chwilę nad zastanowieniem się  nad tym. Czyli to nie jest Nina Main tylko Nina Riddle. Mój Boże. Weszłam zamyślona do Pokoju Wspólnego. Na fotelu siedział zielonooki. Przywitał się ze mną. – Yyy… No cześć. A teraz wybacz mi. Idę spać. – mruknęłam kierując się do pokoju numer 5. Siedziały w nim Alicja, Katie i Angie. Ja nie mówiąc nic padłam na łóżko i przykrywając się na szybko kołdrą zasnęłam. Następnego dnia słoneczko powitało mnie delikatnie muskając moją twarz swoimi promieniami. Jak wczoraj wszystkie dziewczyny jeszcze spały. Wzięłam czarne trampki, długie zielone spodnie i szarą koszulkę na ramiączkach. Założyłam to na szybko w łazience. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a oczy maznęłam tuszem. Zeszłam szybko na dół. Wzięłam szatę, miotłę i torbę ze sobą. Nikt na mnie nie czekał. To akurat dobrze. Wyszłam na luzie ze szkoły. Ruszyłam w stronę boiska. Wyszłam szybko na murawę i rzuciłam torbę na ziemię. Ubrałam szatę i wzbiłam się do góry na Błyskawicy. Poczułam orzeźwiający wiatr we włosach. Zaczęłam latać wokół boiska raz po raz. Na trybunach nikt nie siedział. Po murawie nikt nie truchtał. Zawisłam w powietrzu i rozejrzałam się wokół. Nic się nie działo, więc wróciłam do latania na miotle. Zajęło mi to czas do za pół godziny śniadanie. Opadłam bez siły na ziemię. Byłam rozluźniona. Skierowałam swe kroki ku zamkowi. Błyskawica pod pachą uwierała moje plecy. Ustawiłam ją dobrze i szłam dalej. Z Hogwartu wyszedł Dumbledore.
-Witam pannę Black. – powiedział z uśmiechem i obdarzył mnie miłym spojrzeniem niebieskich oczu zza okularów połówek.
-Dzień dobry. – mruknęłam z bladym uśmiechem. Weszłam do zamku i poszłam do Wielkiej Sali, gdzie powoli zbierali się uczniowie. Co mam pierwsze ? Spytałam się sama siebie w myślach. Pierwsze są Opieka nad Magicznymi Stworzeniami, chyba z Puchonami. Potem zaklęcia i uroki ze Ślizgonami. Eliksiry z Krukonami, no i na koniec dwie transmutacje ze Ślizgonami. Uśmiechał mi się dzisiejszy dzień, bo Quidditch. Śniadanie mięło szybko i nawet nie wiem kiedy znalazłam się na błoniach.
-Na dzisiejszych zajęciach poznamy… Akromantulę. Ale taką małą. – wyjaśnił Hagrid wyciągając zza pleców pająka wielkości ręki. MAŁĄ ?! To jak wygląda duża ?! Puchoni wyglądali na zafascynowanych. Gryffoni w niektórych przypadkach, a i owszem. Ron jednak nie okazywał tak wielkiego entuzjazmu jak jego koledzy. Nie było to dla mnie jakieś traumatyczne przeżycie, wiec lekcja szybko minęła. Ruszyłam do Sali profesora Flitwicka. Mały karzełek otworzył nam drzwi chwilę przed rozpoczęciem lekcji. Zdążyłam przywitać się z Niną i Draco. Usiadłam z tym drugim. Karzeł uczył nas zaklęcia Oppugno. W Sali aż zaroiło się od ptaków różnej maści. Jednym wychodziły niebieski, zielone, czerwone, fioletowe czy nawet kolorowe. Zabawa była fajna, ale ja nadal rozmyślałam o wczorajszej rozmowie ze Snape’m.
-Carmen. Ocknij się. – mruknął Draco potrząsając mną lekko. Spojrzałam na niego.
-Dobrze. – powiedziałam z uśmiechem. Za dużo na mnie teraz ciążyło, by być szczęśliwą. Dostaliśmy kilka punktów dla domów i zabił dzwon. Wyszłam jako pierwsza z klasy. Eliksiry. Ruszyłam ku lochom. Odnalazłam wzrokiem Cornera i moją przyjaciółkę.
-Witaj skarbie. – powiedział Michael całując mnie w policzek. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Cześć kochanie. – odpowiedziałam i spojrzałam na Rose. Była uśmiechnięta od ucha do ucha. George. Przemknęło mi przez myśl. Zadzwonił dzwon. Weszłam szybko do klasy i usiadłam w jednej z bliższych ławek. Rose usiadła obok mnie. Spojrzała na mnie zdziwiona. Wzruszyłam beznamiętnie ramionami. Severus zaczął czytać listę uczniów. Przy mnie zatrzymał się i westchnął.  -Jestem - mruknęłam i spojrzałam na książkę. Tym razem Snape mówił o Wywarze Żywej Śmierci. Znałam ten eliksir, bo niejedna ofiara Voldemorta została tym napojona. Ehh. Nawet nie próbowałam ruszać kociołka, bo pamiętam co stało się w Beauxbatons. Rozwaliłam pół sali, a Rosie przez tydzień łaziła z głową do połowy łysą. Krukonka zrobiła wszystko jak należy. Severus pochwalił nas i poszedł dalej. - Dzięki. - powiedziałam i podrapałam się nerwowo po przedramieniu.
-Co się dzieje? - spytała Rose kładąc dłoń na moim kolanie. Nie mogłam nikomu powiedzieć.
-Nic. - powiedziałam uśmiechając się, a przynajmniej próbowałam się uśmiechnąć. Rose nie naciskała.
-Zróbmy jakiś żart. - zaproponowała. Pokiwałam z radością głową.
-Tylko komu? - spytałam wkładając książki do torby.
-Panno Black. Proszę zostać jeszcze chwile. - usłyszałam głos Severusa. Uśmiechnęłam się do Rose, a ona poszła na kolejna lekcje. Zatrzasnęła za sobą wrota.
-O co chodzi Severusie? - spytałam siadając na ławce. Czarno włosy westchnął głęboko.
-Nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Nawet braciom. Nikt nie powinien wiedzieć. A Nina się zgodziła. Powiedziała, iż przydadzą się jej takie douczki. Chce zaimponować kolegom. Była mile zaskoczona, gdy dowiedziała się, ze to ty będziesz ja uczyć. To będzie się odbywać w tej sali co piątek około godziny 20. Masz mówić, ze to szlaban czy coś podobnego. Nina również została tak poinformowana. Nikt ani od ciebie, ani od niej nie dowie się czego ty ja uczysz. Dobrze? - opowiedział Snape. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Owszem - odpowiedziałam wstając z ławki. Uśmiechnęłam się i powoli wyszłam z sali. - Do widzenia. - dopowiedziałam i ruszyłam na następne zajęcia. Prawie nie gadałam z ludźmi podczas lekcji. Byłam całkowicie nieprzytomna. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Na przerwach popychałam pierwszoroczniaków. Raz jakiś Ślizgon rzucał się co ja niby robię, ale zobaczył moją wściekłą minę i odszedł zniesmaczony. Wszystko minęło tak szybko, że nawet nie pamietam jak znalazłam się na boisku z Miotłą w dłoni. Potter był kapitanem.
-No to tak. Witajcie na naborze. Jestem szukającym i kapitanem tej drużyny. Wszyscy, którzy starają się o pozycję pałkarzy proszę na lewo. Wszyscy, którzy chcą zostać obrońcą, na prawo. A reszta, czyli być może przyszli ścigający naprzeciw mnie. - stanęłam naprzeciw Wybrańca, bo nie chcę być już pałkarzem, ale wiem, że tłuczek boli. Ehh. Potter wyznaczył nam kolejność. Byłam chyba 5 czy coś takiego. Czekałam grzecznie w kolejce. Usłyszałam swoje imię za mną. Dobiegł do mnie Draco. 
-Powodzenia. - wydyszał on przytulając mnie mocno. Wtuliłam się w niego. 
-Dziękuję. - powiedziałam mu cicho na ucho. Wreszcie wszystko się zaczęło. Wzleciałam wysoko i zaczęłam manewrować kaflem. Wbiłam kilka bramek Ronowi. Nie był zachwycony. Potem był Scottie obronił dwa razy, a ja dwa razy trafiłam. Byłam z siebie cholernie dumna. Wylądowałam na ziemi i czekałam na wyniki. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Dlaczego ? Wreszcie przyszedł Potter z wynikami. 
-No to tak. Pałkarze to Fred i George. Szukającym jestem ja. Obrońcą jest Scott Farro. Ścigający to Ginny Weasley, Alicja Spinnet oraz Carmen Black. - powiedział, a ja zamarłam. Boże. Jestem ścigajacą. Upadłam z wrażenia. Wszyscy się rzucili do mnie.
-Nic ci nie jest. - pytała Alicja, a ja tylko się zaśmiałam. Zaprzeczyłam ruchem głowy i zamknęłam oczy. Byłam zadowolona. Fajny obrót spraw. Ale jutro jest piątek. No i douczki. To mi chyba nie da spokoju. Ktoś zasłonił mi światło. Otworzyłam powoli oczy i kogo zobaczyłam ? Oczywiście...
_________________________________________________________ 
Jejku. Dziękuję za prawie 2000 wyświetleń. *w* Ten rozdział dedykuję mojej Ninie Riddle. :* Kocham. 

15 komentarzy:

  1. Ehh nie musiałaś wprowadzać tego wątku, ale cóż do przewidzenia. Hym ciekawe kogo zobaczyła: Draco, Rose moje typy ostatecznie Cornera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie mam pojęcia, ale w najbliższym czasie się dowiem.

      Usuń
  2. Awww *w* Świetneeee :D Ciekawił mnie obrót spraw, Nina to Ślizgonka, a na początku myślałam, że pochodzi z rodziny mugoli, więc co u licha mugolaczka robi w Slytherinie?! Ale później wszystko się wyjaśniło ^.^ Zapraszam także do siebie ;)
    http://milosc-potrafi-byc-slepa.blogspot.com/
    Pozdrawiam i życzę dużooo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A moze zobaczyla freda!? :D lubie pomarzyc :) pozatym to super rozdzial :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny świetny rozdział! I jaki długi... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ejj ale jak nina moze byc siostra toma jak jego mama niezyje od jego urodzenia a nina jest mlodsza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam pewną teorię, ale zobaczymy co wymyśli Black <3

      Usuń
    2. Jeszcze nie mam zielonego pojęcia. xD

      Usuń
  6. Aha haha no to lepiej szybko cos wymysl bo niedaje mi to spokoju xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja coś wymyśliłam i dałam pomysł Black :D mam nadzieję, że się spodoba xD hym... dziwi mnie jedynie dlaczego na jej bloga mam mnóstwo pomysłów, a na moim muszę się zastanawiać xD

      Usuń
  7. Haha to tak zazwyczaj jest :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Swietny rozdzial ;d choc ja nie lubie jakis szczegolnych powizan z Voldemortem ;d czekam na nowosc :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dokładnie xD też mi się nie podobał ten wątek, ale lepsze to niż ... ( i tu wersja Oliwki) xD

      Usuń
    2. Wiem gdzie mieszkasz >>

      Usuń
  9. NO ! I to jest mój ulubiony rozdział! <3 Hhaha...tak Nina rządzi :*
    Stara tata!! Klaudia. ^-^ Coś chcesz od Niny.. wiem gdzie mieszkasz ;]

    OdpowiedzUsuń