-Co ty pierdolisz ? - spytała moja kopia. Scott usiadł na swoim łóżku.
-Ale o co chodzi z tobą i Rose ? - powiedział zniecierpliwiony Lee.
-Krytykujesz mnie, a sam uganiasz się za uczennicą piątego roku ! To nie jest FAIR. - brzucił mnie oskarżeniem Fred.
-Ale ja cię nie krytykuje. - wrzasnąłem i wstałem. Nie chciałem tego słuchać. Jeszcze przed poznaniem Carmen i Rose byliśmy nierozłączni, ale potem wszystko się zmieniło. Fred ma do mnie wąty za to, że jestem z Rosie. Jakby nie spieprzył swojego związku z Carmen to nic takiego, by się nie stało. Wszystko by było na swoim miejscu, ale nie. On musiał z nią zerwać, a potem myśli, że zostawi Michaela i wróci do niego. Ehh. Idiota. Usiadłem przy kominku, w którym skakały radośnie ogniki. Nie odzwierciedlały one jednak tego co się teraz we mnie działo. Do pokoju wspólnego weszła Carmen.
-Cześć. - powiedziała lekko zasępiona. Podeszła do drugiego fotela. - Można ? - spytała.
-Pewnie. - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do niej. Usiadła ciężko na siedzeniu.
-Czy tylko mnie twój braciszek doprowadza do iście szewskiej pasji ? - spytała zamykając oczy.
-Nie. Mnie również. - westchnąłem głęboko. - Oskarża mnie o to, iż jestem z Rose. Ale to on sam spieprzył wasz związek. - powiedziałem wszystko co mi leży na wątrobie.
-Może nie rozpamiętujmy tego tylko chodź się przejść. Świeże powietrze dobrze nam zrobi. - powiedziała wstając i wyciągając dłoń ku mnie. Kiwnąłem głową i również wstałem. Ruszyliśmy na błonia. Złapała mnie za nadgarstek. No nic.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Carmen.
-Nie przeszkadza ci to ? – spytała troskliwym tonem i
uniosła nasze dłonie do góry.
-Nie. – powiedziałem schodząc powoli po schodach. –
Oczywiście, że nie. – dodałem, a resztę drogi odbyliśmy w ciszy. Zobaczyłem
prześwity księżyca w okiennicach. Była pełnia. Usiadłem pod tym samym drzewem
co rano. Carm oparła się o konar i powoli zjechała na dół.
-Proponuję nie rozmawiać, ani o Fredzie, ani o jego
zachowaniu. – mruknęła ona, a ja przytaknąłem.
-Czego się boisz ? – spytałem ni stąd ni zowąd, patrząc na
księżyc.
-Boję się samotności, odrzucenia, no i przede wszystkim boję
się śmierci najbliższych osób. – wyszeptała zamykając oczy i głęboko
wzdychając.
-Dlaczego boisz się śmierci ? – spytałem i spojrzałem na
nią.
-Widziałam śmierć wielu osób. Towarzyszyłam kilku wyprawom
Voldemorta, a tak w sumie to Bellatriks i Rudolfowi, mojemu Rudolfowi. On też
zabijał. Chciałam być jak najbliżej niego. Martwiłam się o niego, bo jak byłam
mniejsza to codziennie śniło mi się, że ktoś go zabija. Jakiś niebieskooki
mężczyzna. – szepnęła i spojrzała mi w oczy. – Okazało się, że tym mężczyzną
był mój strażnik, Alastor. – dopowiedziała i uśmiechnęła się blado.
-Jesteś młodsza, a przeżyłaś więcej cierpienia niż nie jeden
dorosły. – powiedziałem z uznaniem. Ona spojrzała na księżyc.
-Kiedyś Greyback mnie podrapał. – mruknęła i odsłoniła
głęboką ranę tuż pod obojczykiem z prawej strony. Dotknąłem rany ręką.
-Ile miałaś wtedy lat ? – spytałem przeczesując sobie dłonią
włosy z lekkim zdenerwowaniem.
-Około 4. To było nocą. Znów towarzyszyłam Rudolfowi w
jakiejś wyprawie dla Voldemorta. Był z nami również Fenir. No i jak nie trudno
się domyślić księżyc właśnie przechodził pełnię. Rud uciekł, a Greyback mnie
podrapał. Okazało się, że mój braciszek teleportował się po pomoc. Odciągnęli
wilkołaka ode mnie i zostało tylko to. – mruknęła uśmiechając się.
-Woow. – zdołałem wydusić. – Jeszcze powiedz, ze przeżyłaś
Avada to będziesz drugim Potterem. – dodałem zaskoczony.
-Avada może nie, ale Crucio owszem i to dwa razy. Ponad to
kilka razy Sectumsempra i raz nieudolnie rzucone Imperio. – zaczęła wyliczać
Carmen. – A jeden z największych żartownisiów w szkole czego się boi ? –
spytała patrząc mi w oczy.
-Boję się, że mogę stracić coś równie cennego jak Rose. – powiedziałem cicho i prychnąłem delikatnie.
-Czyli co ? – spytała nie za bardzo mnie rozumiejąc.
-Czyli brata, no i przyjaciółkę. – odpowiedziałem kładąc
dłoń na jej ręce.
-Też się boję, że stracę brata. A to już jest pewne. Wszyscy
poumierają przede mną. Będę stara, to będę się zbierać. A teraz pogadajmy o
urodzinach Rose. – zaśmiała się delikatnie.
-Kiedy są ? – spytałem, choć wiem, że będą tego
konsekwencje.
-Ósmego września inteligencie. – mruknęła szturchając mnie
lekko w ramię.
-Czyli impreza niespodzianka ? – spytałem z nagłym
przebłyskiem. Ona kiwnęła przytakująco głową.
-Ale szczegóły omówimy jutro, albo pojutrze. Zaraz będzie 22
i prefekci będą się rzucać, ze nie śpimy. – powiedziała i wstała. Zaśmiałem się
i również wstałem. Ona złapała mnie za nadgarstek. Ruszyliśmy ku zamkowi. Carmen
przystanęła na Dziedzińcu Głównym i zaczęła nasłuchiwać. Nic nie słyszałem.
Westchnęła głęboko i szarpnęła mną lekko. Znów szliśmy w stronę wieży
Gryffonów. Stanęliśmy przed obrazem Grubej Damy.
-Muffelito. – mruknąłem, a przejście się otworzyło. Wlazłem
tam, targając za sobą Carmen.
-Dziękuję za rozmowę. Do jutra. – powiedziała brunetka i
odeszła z uśmiechem do swojego dormitorium. Usiadłem przy kominku.
~No to teraz
przejdźmy do tej, co wspina się po schodach do pokoju numer 5. *perspektywa
Carmen* ~
Wlazłam na górę i otworzyłam drzwi. W pokoju siedziała
Angelina i Katie.
-Cześć. – powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie.
-Co ty taka zadowolona jesteś ? – spytała dziwnym tonem
Katie.
-Byłam na błoniach. – mruknęłam radosna i położyłam się na
łóżku.
-Ahh. Młoda, po dzisiejszej rozmowie ze starszymi doszliśmy
do wniosku, że nabór będzie jutro o 15. – powiedziała Katie z uśmiechem.
-To świetnie. – dodałam rozentuzjazmowanym tonem. Angelina
pokręciła głową z politowaniem. Do pokoju weszła Alicja. Nic nie mówiła, tylko
obrzuciła mnie rozżalonym spojrzeniem. – A tej co ? – mruknęłam wyciągając moje
ulubione piżamki spod poduszki. Angie i Katie wzruszyły ramionami i ułożyły się
wygodnie w łóżkach. Boże. Na śmierć zapomniałam. Miałam odpisać Rudolfowi.
Wstałam gwałtownie i spojrzałam na zegarek. Miałam 10 minut. Szybko dopadłam do
pergaminu i zaczęłam bazgrać niewyraźne literki. „Kochany Rudolfie. Widać, że w cholerę we mnie wierzysz, więc cię zasmucę.
Jeszcze nic nie dostałam. Poza tym jeszcze nikt się nie skarżył i wybacz, że
tak długo czekasz. Kocham i całuję Carmi. P.S. Pozdrowię na śniadaniu.”
Szybko wybiegłam z dormitorium i teleportowałam się do miejsca obok Sowiarni.
Za sobą usłyszałam dziwny dźwięk. Chyba trzaskanie wrót. Z Sali wybiegł
Severus, więc się schowałam.
-Albusie… Co to ma znaczyć ? Że niby ja mam ją chronić ?
Przecież ma od tego braci. – żalił się Snape. Po chwili z Sali wyszedł również
Dumbledore.
-Owszem Severusie. Jej rodzina od pokoleń jest prześladowana
przez Voldemorta i jeszcze tylko ona nie zginęła. Niestety nie wie nic o
prawdziwej familii. Musisz ją chronić za wszelką cenę, nawet jeśli będzie to
oznaczało utratę twojego życia. To nic trudnego. Musisz ćwiczyć z nią oklumencję
i teleportację. Zabierz się do tego przykładnie. Ahh. I nie zapomnij o pannie
Black… - dodał odchodząc Albus. Severus
spuścił głowę w dół.
-Dobrze. Nie zapomnę. – szepnął przechodząc obok mnie nie
zauważywszy mojej osoby. O co w tym chodzi ? Jakim cudem ja jestem w to… To coś
wplątana ? Kim jest ta dziewczyna ? W mojej głowie kołatały się pytania bez
odpowiedzi. Coraz mniej rozumiałam z tego patologicznego świata. Westchnęłam i
wyszłam z ukrycia.
-Myowl. – mruknęłam, a Sowiarnia się otworzyła. Znalazłam
Diabła i przywiązałam mu pergamin do nóżki. – Leć kochany. – powiedziałam
całując go w główkę. – Do Rudolfa. – dodałam i otworzyłam okno. Spojrzałam na
księżyc, który widziałam spod drzewa na błoniach. Wypuściłam sówkę.
-Piękny księżyc, nieprawdaż ? – spytał dziewczęcy głos.
Odwróciłam się gwałtownie. Przy czarnej sówce Malfoya stała niewyraźna masa.
Zaraz po tym spojrzała na mnie. To była Nina Main. Jej uśmiech od razu
sygnalizował, że zrobiła coś złego.
-Śliczny. – powiedziałam z podobnym uśmiechem. –Co tu robisz
? – spytałam opierając się o ścianę. Nina stanęła obok mnie.
-Myślę. – powiedziała i spojrzała na księżyc. – Myślę nad
życiem, które jest, a którego nie chciałam. – dodała patrząc mi w oczy.
-O jakie życie ci chodzi ? – spytałam nie rozumiejąc sensu.
-O moje życie. O życie w cieniu genialnego braciszka i jakże
kochanej siostrzyczki. Skończyli Harvard z wyróżnieniami, a ja okazałam się
czarownicą. Rodzice nie chcieli o tym słyszeć. – wyszeptała ze śmiechem. –
Rozumiesz ? Zawsze byłą tą gorszą. Zawsze to mnie poniżano. Zawsze to ja byłam
popychadłem i czarną owcą. To już mój piąty rok w Hogwarcie, a oni nadal mnie
nie akceptują. – powiedziała i spojrzała na mnie.
-Nie, niestety nie rozumiem. Wychowali mnie bracia. Matka
umarła rok po moim urodzeniu. Ojca nie znałam. Podobno gdzieś się tuła po
świecie, ale ja nie wierzę w bajki. – odpowiedziałam łapiąc ją za dłoń. – Mam
nadzieję, że będzie tylko lepiej. – dopowiedziałam.
-Dzięki. – mruknęła cicho ona, a ja skierowałam się ku
wrotom. – Do jutra. – dodała z uśmiechem. Pokręciłam zabawnie głową. Za chwilę
cisza nocna. Trza się zbierać. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie moje
dormitorium. Poczułam rękę na swoim ramieniu.
-A panienka gdzie się wybiera ? – spytał już dobrze znany mi
głos. Odwróciłam się z dziarskim uśmiechem. Zobaczyłam nauczyciela eliksirów.
-Do dormitorium. – odpowiedziałam. Severus rozluźnił uścisk.
-Gryffindor traci 10 punktów, ale proszę cię na chwilę na
rozmowę. – powiedział Snape. Wzruszyłam ramionami. 10 punktów, wielkie mi
rzeczy. Profesor zaprowadził mnie do Sali.
-Słucham ? – spytałam siadając na ławce po turecku.
-Chodzi o to, że jest pewna Ślizgonka, która ufa tylko
czysto krwistym, a ty jako jedyna potrafisz się teleportować. Oklumencję
również opanowałaś. Prosiłbym cię o to, byś i ją tego nauczyła. – wyjaśnił
pośrednio Severus. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-A kim ona jest ? – spytałam zakładając uciekające kosmyki
za ucho.
-Nina Main. – wyszeptał Snape. Zachłysnęłam się śliną.
-Czyli to ona ?! To ją masz chronić ?! To ona została
adoptowana ?! – wszystko zaczęło układać się w dosyć zwartą całość. – Kim jest
Nina Main ? – prawie wykrzyczałam.
-O… Ona jest… - urwał czarnowłosy i spojrzał przez okno.
-Wykrztuś to. – krzyknęłam nie mogąc wytrzymać napięcia.
-Ona jest zaginioną córką Meropy Gaunt. – wyszeptał Severus.
-C… Coo ?! Czyli to jest… Siostra Voldemorta ?! – krzyknęłam
rozumiejąc coraz mniej. Snape tylko skinął głową. Otworzyłam usta z wrażenia. –
I… I on chce zabić swoja siostrę ? – dodałam cicho. Severus powtórzył gest. Otworzyłam
usta i zaraz po tym je zamknęłam.
-Wyjaśnię jej, że to w ramach dodatkowych zajęć. Pomożesz mi
?! – spytał błagalnie Snape.
-A mam inne wyjście ? – mruknęłam zrezygnowana. Twarz
czarnowłosego zajaśniała poprzez delikatny uśmiech. Jego oczy dziękowały mi w
ciszy. – Czyli mam jej nic o tym nie mówić ? – spytałam spodziewając się
odpowiedzi. Severus znów kiwnął głową. Zacisnęłam usta w cieniutką linię i
wyszłam z Sali. Ruszyłam powolnym krokiem ku wieży Gryffonów. Miałam chwilę nad
zastanowieniem się nad tym. Czyli to nie
jest Nina Main tylko Nina Riddle. Mój Boże. Weszłam zamyślona do Pokoju
Wspólnego. Na fotelu siedział zielonooki. Przywitał się ze mną. – Yyy… No
cześć. A teraz wybacz mi. Idę spać. – mruknęłam kierując się do pokoju numer 5.
Siedziały w nim Alicja, Katie i Angie. Ja nie mówiąc nic padłam na łóżko i
przykrywając się na szybko kołdrą zasnęłam. Następnego dnia słoneczko powitało
mnie delikatnie muskając moją twarz swoimi promieniami. Jak wczoraj wszystkie
dziewczyny jeszcze spały. Wzięłam czarne trampki, długie zielone spodnie i
szarą koszulkę na ramiączkach. Założyłam to na szybko w łazience. Włosy
zostawiłam rozpuszczone, a oczy maznęłam tuszem. Zeszłam szybko na dół. Wzięłam
szatę, miotłę i torbę ze sobą. Nikt na mnie nie czekał. To akurat dobrze.
Wyszłam na luzie ze szkoły. Ruszyłam w stronę boiska. Wyszłam szybko na murawę
i rzuciłam torbę na ziemię. Ubrałam szatę i wzbiłam się do góry na Błyskawicy.
Poczułam orzeźwiający wiatr we włosach. Zaczęłam latać wokół boiska raz po raz.
Na trybunach nikt nie siedział. Po murawie nikt nie truchtał. Zawisłam w
powietrzu i rozejrzałam się wokół. Nic się nie działo, więc wróciłam do latania
na miotle. Zajęło mi to czas do za pół godziny śniadanie. Opadłam bez siły na ziemię.
Byłam rozluźniona. Skierowałam swe kroki ku zamkowi. Błyskawica pod pachą
uwierała moje plecy. Ustawiłam ją dobrze i szłam dalej. Z Hogwartu wyszedł
Dumbledore.
-Witam pannę Black. – powiedział z uśmiechem i obdarzył mnie
miłym spojrzeniem niebieskich oczu zza okularów połówek.
-Dzień dobry. – mruknęłam z bladym uśmiechem. Weszłam do
zamku i poszłam do Wielkiej Sali, gdzie powoli zbierali się uczniowie. Co mam
pierwsze ? Spytałam się sama siebie w myślach. Pierwsze są Opieka nad
Magicznymi Stworzeniami, chyba z Puchonami. Potem zaklęcia i uroki ze
Ślizgonami. Eliksiry z Krukonami, no i na koniec dwie transmutacje ze
Ślizgonami. Uśmiechał mi się dzisiejszy dzień, bo Quidditch. Śniadanie mięło
szybko i nawet nie wiem kiedy znalazłam się na błoniach.
-Na dzisiejszych zajęciach poznamy… Akromantulę. Ale taką
małą. – wyjaśnił Hagrid wyciągając zza pleców pająka wielkości ręki. MAŁĄ ?! To
jak wygląda duża ?! Puchoni wyglądali na zafascynowanych. Gryffoni w niektórych
przypadkach, a i owszem. Ron jednak nie okazywał tak wielkiego entuzjazmu jak
jego koledzy. Nie było to dla mnie jakieś traumatyczne przeżycie, wiec lekcja
szybko minęła. Ruszyłam do Sali profesora Flitwicka. Mały karzełek otworzył nam
drzwi chwilę przed rozpoczęciem lekcji. Zdążyłam przywitać się z Niną i Draco.
Usiadłam z tym drugim. Karzeł uczył nas zaklęcia Oppugno. W Sali aż zaroiło się
od ptaków różnej maści. Jednym wychodziły niebieski, zielone, czerwone,
fioletowe czy nawet kolorowe. Zabawa była fajna, ale ja nadal rozmyślałam o
wczorajszej rozmowie ze Snape’m.
-Carmen. Ocknij się. – mruknął Draco potrząsając mną lekko.
Spojrzałam na niego.
-Dobrze. – powiedziałam z uśmiechem. Za dużo na mnie teraz
ciążyło, by być szczęśliwą. Dostaliśmy kilka punktów dla domów i zabił dzwon.
Wyszłam jako pierwsza z klasy. Eliksiry. Ruszyłam ku lochom. Odnalazłam
wzrokiem Cornera i moją przyjaciółkę.
-Witaj skarbie. – powiedział Michael całując mnie w
policzek. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Cześć kochanie. – odpowiedziałam i spojrzałam na Rose. Była
uśmiechnięta od ucha do ucha. George. Przemknęło mi przez myśl. Zadzwonił dzwon. Weszłam szybko do klasy i usiadłam w jednej z bliższych ławek. Rose
usiadła obok mnie. Spojrzała na mnie zdziwiona. Wzruszyłam beznamiętnie
ramionami. Severus zaczął czytać listę uczniów. Przy mnie zatrzymał się i
westchnął. -Jestem - mruknęłam i spojrzałam na książkę. Tym razem Snape mówił o
Wywarze Żywej Śmierci. Znałam ten eliksir, bo niejedna ofiara Voldemorta
została tym napojona. Ehh. Nawet nie próbowałam ruszać kociołka, bo
pamiętam co stało się w Beauxbatons. Rozwaliłam pół sali, a Rosie przez
tydzień łaziła z głową do połowy łysą. Krukonka zrobiła wszystko jak
należy. Severus pochwalił nas i poszedł dalej. - Dzięki. - powiedziałam i
podrapałam się nerwowo po przedramieniu.
-Co się dzieje? - spytała Rose kładąc dłoń na moim kolanie. Nie mogłam nikomu powiedzieć.
-Nic. - powiedziałam uśmiechając się, a przynajmniej próbowałam się uśmiechnąć. Rose nie naciskała.
-Zróbmy jakiś żart. - zaproponowała. Pokiwałam z radością głową.
-Tylko komu? - spytałam wkładając książki do torby.
-Panno Black. Proszę zostać jeszcze chwile. - usłyszałam głos Severusa. Uśmiechnęłam się do Rose, a ona poszła na kolejna lekcje. Zatrzasnęła za sobą wrota.
-O co chodzi Severusie? - spytałam siadając na ławce. Czarno włosy westchnął głęboko.
-Nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Nawet braciom. Nikt nie powinien wiedzieć. A Nina się zgodziła. Powiedziała, iż przydadzą się jej takie douczki. Chce zaimponować kolegom. Była mile zaskoczona, gdy dowiedziała się, ze to ty będziesz ja uczyć. To będzie się odbywać w tej sali co piątek około godziny 20. Masz mówić, ze to szlaban czy coś podobnego. Nina również została tak poinformowana. Nikt ani od ciebie, ani od niej nie dowie się czego ty ja uczysz. Dobrze? - opowiedział Snape. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Owszem - odpowiedziałam wstając z ławki. Uśmiechnęłam się i powoli wyszłam z sali. - Do widzenia. - dopowiedziałam i ruszyłam na następne zajęcia. Prawie nie gadałam z ludźmi podczas lekcji. Byłam całkowicie nieprzytomna. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Na przerwach popychałam pierwszoroczniaków. Raz jakiś Ślizgon rzucał się co ja niby robię, ale zobaczył moją wściekłą minę i odszedł zniesmaczony. Wszystko minęło tak szybko, że nawet nie pamietam jak znalazłam się na boisku z Miotłą w dłoni. Potter był kapitanem.
-Co się dzieje? - spytała Rose kładąc dłoń na moim kolanie. Nie mogłam nikomu powiedzieć.
-Nic. - powiedziałam uśmiechając się, a przynajmniej próbowałam się uśmiechnąć. Rose nie naciskała.
-Zróbmy jakiś żart. - zaproponowała. Pokiwałam z radością głową.
-Tylko komu? - spytałam wkładając książki do torby.
-Panno Black. Proszę zostać jeszcze chwile. - usłyszałam głos Severusa. Uśmiechnęłam się do Rose, a ona poszła na kolejna lekcje. Zatrzasnęła za sobą wrota.
-O co chodzi Severusie? - spytałam siadając na ławce. Czarno włosy westchnął głęboko.
-Nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Nawet braciom. Nikt nie powinien wiedzieć. A Nina się zgodziła. Powiedziała, iż przydadzą się jej takie douczki. Chce zaimponować kolegom. Była mile zaskoczona, gdy dowiedziała się, ze to ty będziesz ja uczyć. To będzie się odbywać w tej sali co piątek około godziny 20. Masz mówić, ze to szlaban czy coś podobnego. Nina również została tak poinformowana. Nikt ani od ciebie, ani od niej nie dowie się czego ty ja uczysz. Dobrze? - opowiedział Snape. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Owszem - odpowiedziałam wstając z ławki. Uśmiechnęłam się i powoli wyszłam z sali. - Do widzenia. - dopowiedziałam i ruszyłam na następne zajęcia. Prawie nie gadałam z ludźmi podczas lekcji. Byłam całkowicie nieprzytomna. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Na przerwach popychałam pierwszoroczniaków. Raz jakiś Ślizgon rzucał się co ja niby robię, ale zobaczył moją wściekłą minę i odszedł zniesmaczony. Wszystko minęło tak szybko, że nawet nie pamietam jak znalazłam się na boisku z Miotłą w dłoni. Potter był kapitanem.
-No to tak. Witajcie na naborze. Jestem szukającym i kapitanem tej drużyny. Wszyscy, którzy starają się o pozycję pałkarzy proszę na lewo. Wszyscy, którzy chcą zostać obrońcą, na prawo. A reszta, czyli być może przyszli ścigający naprzeciw mnie. - stanęłam naprzeciw Wybrańca, bo nie chcę być już pałkarzem, ale wiem, że tłuczek boli. Ehh. Potter wyznaczył nam kolejność. Byłam chyba 5 czy coś takiego. Czekałam grzecznie w kolejce. Usłyszałam swoje imię za mną. Dobiegł do mnie Draco.
-Powodzenia. - wydyszał on przytulając mnie mocno. Wtuliłam się w niego.
-Dziękuję. - powiedziałam mu cicho na ucho. Wreszcie wszystko się zaczęło. Wzleciałam wysoko i zaczęłam manewrować kaflem. Wbiłam kilka bramek Ronowi. Nie był zachwycony. Potem był Scottie obronił dwa razy, a ja dwa razy trafiłam. Byłam z siebie cholernie dumna. Wylądowałam na ziemi i czekałam na wyniki. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Dlaczego ? Wreszcie przyszedł Potter z wynikami.
-No to tak. Pałkarze to Fred i George. Szukającym jestem ja. Obrońcą jest Scott Farro. Ścigający to Ginny Weasley, Alicja Spinnet oraz Carmen Black. - powiedział, a ja zamarłam. Boże. Jestem ścigajacą. Upadłam z wrażenia. Wszyscy się rzucili do mnie.
-Nic ci nie jest. - pytała Alicja, a ja tylko się zaśmiałam. Zaprzeczyłam ruchem głowy i zamknęłam oczy. Byłam zadowolona. Fajny obrót spraw. Ale jutro jest piątek. No i douczki. To mi chyba nie da spokoju. Ktoś zasłonił mi światło. Otworzyłam powoli oczy i kogo zobaczyłam ? Oczywiście...
_________________________________________________________
Jejku. Dziękuję za prawie 2000 wyświetleń. *w* Ten rozdział dedykuję mojej Ninie Riddle. :* Kocham.
Ehh nie musiałaś wprowadzać tego wątku, ale cóż do przewidzenia. Hym ciekawe kogo zobaczyła: Draco, Rose moje typy ostatecznie Cornera.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie mam pojęcia, ale w najbliższym czasie się dowiem.
UsuńAwww *w* Świetneeee :D Ciekawił mnie obrót spraw, Nina to Ślizgonka, a na początku myślałam, że pochodzi z rodziny mugoli, więc co u licha mugolaczka robi w Slytherinie?! Ale później wszystko się wyjaśniło ^.^ Zapraszam także do siebie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://milosc-potrafi-byc-slepa.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę dużooo weny :)
A moze zobaczyla freda!? :D lubie pomarzyc :) pozatym to super rozdzial :*
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział! I jaki długi... :)
OdpowiedzUsuńEjj ale jak nina moze byc siostra toma jak jego mama niezyje od jego urodzenia a nina jest mlodsza...
OdpowiedzUsuńJa mam pewną teorię, ale zobaczymy co wymyśli Black <3
UsuńJeszcze nie mam zielonego pojęcia. xD
UsuńAha haha no to lepiej szybko cos wymysl bo niedaje mi to spokoju xD
OdpowiedzUsuńJa coś wymyśliłam i dałam pomysł Black :D mam nadzieję, że się spodoba xD hym... dziwi mnie jedynie dlaczego na jej bloga mam mnóstwo pomysłów, a na moim muszę się zastanawiać xD
UsuńHaha to tak zazwyczaj jest :P
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial ;d choc ja nie lubie jakis szczegolnych powizan z Voldemortem ;d czekam na nowosc :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNo dokładnie xD też mi się nie podobał ten wątek, ale lepsze to niż ... ( i tu wersja Oliwki) xD
UsuńWiem gdzie mieszkasz >>
UsuńNO ! I to jest mój ulubiony rozdział! <3 Hhaha...tak Nina rządzi :*
OdpowiedzUsuńStara tata!! Klaudia. ^-^ Coś chcesz od Niny.. wiem gdzie mieszkasz ;]