środa, 30 stycznia 2013

26. "Do oczu napłynęły łzy, a widoczność stała się niemal zerowa."

Podeszłam do Michaela i spojrzałam mu w oczy. Złapałam go na całowaniu się z Cho Chang. Co było dosyć dziwne, nie zareagowałam na to ani płaczem, ani zazdrością. Nawet nie poczułam się zdradzona.
-Nic cię to nie powinno obchodzić ! - krzyknął Corner wstając. Nie miałam mu nic do powiedzenia, kompletnie. Po prostu wyszłam z lokalu. Wpadłam na Scotta.
-Ale Tatio. - krzyknął zielonooki. Puchonka odeszła niepyszna wraz z Hanną Abbot. - Tatia. - wyszeptał błagalnym tonem. Westchnęłam i chwyciłam go za dłoń.
-Chodźmy na Ognistą. Wszystko mi opowiesz. - zaproponowałam ruszając do gospody Pod Świńskim Łbem.Weszliśmy do tawerny. Wszyscy patrzyli się na nas jak na podejrzanych o Zaavadowanie kogoś czy coś. Zobaczyłam Draco wraz z Lucjuszem. Pomachałam im wesoło i usiadłam ze Scottem przy stoliku pod zakurzonym oknem. Podszedł do nas kelner. Twarz miał do połowy zabandażowaną. - Proszę Ognistą... dwa razy. - poprosiłam z uśmiechem. Mężczyzna pokiwał głową i odszedł. - A teraz mów co ci leży na wątrobie. - dodałam chwytając go za dłoń.
-No bo ta Tatia... - urwał zielonooki. Zaczęłam się śmiać. On spojrzał na mnie zdziwiony. Próbowałam się ogarnąć.
-A coś ty myślał ? Raz zaproponujesz spotkanie, a ona bez problemu i namysłu się zgodzi ? - spytałam śmiejąc się z niego na całą salę. Wszystkie oczy zwróciły się ku mnie. Przestałam się śmiać i spojrzałam rozbawiona na niego.
-No to co ja mam do kurwy nędzy zrobić ? - spytał błagalnym tonem.
-Kurna mać, bądź romantyczny ! - mruknęłam poważnie. On spojrzał na mnie zdezorientowany. Westchnęłam głęboko. - Nie wiem ! Kup jej kwiaty, połaź z nią po okolicy, pogadaj, albo co tam chcesz. - dodałam. On pokiwał nierozumnie głową. Westchnęłam po raz drugi i upiłam łyka trunku. Bursztynowy płyn rozlał się po moim wnętrzu powodując lekkie szczypanie.
-Czyli mam się nie narzucać, ale przynajmniej pogadać, tak ? - mruknął Scottie. Kiwnęłam przytakująco głową. Lucjusz wstał i wyszedł mocno wzburzony. Draco podszedł do nas.
-Witaj skarbie. - powiedziałam dopijając Whisky. Malfoy usiadł obok mnie.
-Ojciec chce mnie usunąć ze szkoły i nauczać w domu. - burknął wkurzony Dracuś. Spojrzałam na niego wzrokiem, który wyrażał zdziwienie i przerażenie.
-A... Ale !? Jak to ?! - spytałam mocno zdezorientowana. Do oczu napłynęły łzy, a widoczność stała się niemal zerowa. Chyba pierwszy raz widziałam jak Malfoy płacze. Dotknęłam jego dłoni.
-Draco. Nie pękaj stary. -powiedział Scott pokrzepiającym tonem. Przysunęłam się do blondyna i wtuliłam w jego szatę.
-Boże, ale czemu ? - spytałam powoli łkając. Malfoy oddał gest.
-Ojciec mówi, że czasy są niepewne, a w Hogwarcie jest coraz większa liczba teoretycznych popleczników Voldemorta. Mało osób uważa go za dobrego i śmiałego Śmierciożercę, więc automatycznie chcą i mnie i jego wyeliminować. - wyszeptał Draco płaczliwym tonem.
-Lucjusz... On chce... Mi... Cię zabrać. - głos załamywał mi się po każdym słowie. Malfoy przytulił mnie jeszcze mocniej. Z moich oczu leciały wielkie i gorzkie łzy. - Będę cię odwiedzać co tydzień kochanie. - wyszeptałam pociągając nosem i ocierając łzy.
-Zabierają mnie w niedzielę w przyszłym tygodniu. - mruknął Dracuś dmuchając nos. Zawołałam kelnera.
-Jeszcze raz Ognistą, ale tym razem trzy razy. - wyręczył mnie Scott. Kelner poszedł po trunek.
-Ale nie da się go uprosić ? - spytałam opierając głowę na jego ramieniu. Zaprzeczył ruchem głowy. Nasze zamówienie położono na stoliku. Wypiłam pół szklaneczki Ognistej. Od razu zrobiło mi się lepiej na serduszku. Scottie i Dracuś wypili duszkiem zawartość szklanek. Dopiłam i wstałam.
-Gdzie idziesz ? - spytał Scott. Westchnęłam.
-Idę coś wyjaśnić. - mruknęłam i wyszłam. Ujęłam różdżkę w kieszeni i weszłam do herbaciarni. Michael nadal tam siedział. - Przepraszam. - powiedziałam siadając przy ich stoliku. Corner się uśmiechnął.
-Skarbie, od razu widać, że mnie nie kochałaś. Nie mam ci tego za złe. On jest ci przeznaczony. Widziałem, jak na niego patrzysz, jak go całujesz i zawsze miałaś takie zamglone oczy, gdy o nim wspominałem. - zaśmiał się delikatnie Krukon. Cho nic z tego nie rozumiała.
-Czyli sztama ? - spytałam wyciągając ku niemu dłoń. On chwycił ją z uśmiechem.
-Czyli sztama. - potwierdził. Pocałowałam go w policzek. - Do zobaczenia. - dodał, a ja wyszłam radosna z herbaciarni. Ruszyłam do sklepu Zonka. Nie wiem po co i dlaczego, ale coś mnie tam ciągnęło. Otworzyłam drzwi. Przy półkach stała moja Rose wraz z Georgem. Trzymali się za ręce i oglądali jakieś wynalazki. Fred nawet tego nie zauważał. Podeszłam do tego młodszego i zakryłam mu rękami oczy.
-Yyy... George ? Lee ? Snape ? - zaczął zgadywać. Na ostatnią pozycję zachichotałam, a on obrócił się tak, że byłam milimetry od jego twarzy. Spojrzałam mu w czekoladowe oczy. Odsunęłam się po chwili.
-Snape. - wyszeptałam cicho i zarumieniłam się. Chcąc odwrócić od tego uwagę podeszłam do półki i spojrzałam na jakieś eliksiry w buteleczkach. Młodszy podszedł do mnie z tyłu i położył mi dłoń na ramieniu.
-Przepraszam. - powiedział cicho. Uśmiechnęłam się do rudzielca delikatnie.
-Ale za co ty mnie przepraszasz? - spytałam patrząc mu w oczy. Fred wzruszył ramionami. Zaśmiałam się. Wyszłam szybko i ruszyłam do gospody Pod Świńskim Łbem. Dracusia już nie było. Scott siedział przy barze i pił chyba 5 szklaneczkę Whisky. Podeszłam do niego. Wyrwałam mu naczynie z bursztynowym płynem z ręki. Ujęłam go za dłoń i położyłam 5 Galeonów na ladzie. Farro stawiał opór.
-Nie. Carm. Proszę. - wyjęczał niewyraźnie zielonooki. Westchnęłam głęboko. Zaczęłam go targać ku wyjściu.
-Chodź idioto, nie pierdziel. - mruknęłam i wyszłam na powietrze. Środkiem Głównej Ulicy szedł Fred. Patrzył na wszystkie wystawy i włożył ręce w kieszenie. Zobaczył mnie i pomógł mi trzymać Scotta. - Dzięki. - powiedziałam patrząc na rudzielca.
-Musisz go teleportować do pokoju, bo jak Minerwa zauważy to będzie miał szlaban do końca roku. - wyjaśnił Weasley z uśmiechem.
-Idziesz ze mną? - spytałam z nadzieją. Rudzielec pokiwał głową. Zamknęłam oczy łapiąc Freda i Scotta. Wyobraziłam sobie ich syf w pokoju. Poczułam charakterystyczne szarpnięcie, a potem grunt pod stopami. Stałam w ich pokoju. Rudy położył Scotta w jego łóżku. Pocałowałam zielonookiego w czoło. - Śpij pijaku. - mruknęłam gładząc go po policzku. Wstałam i złapałam Freda za rękę. Wyobraziłam sobie Ulicę w Hogesmeade i poczułam szarpnięcie. Stanęłam na kamiennej drodze przy sklepie Zonka. Gdy się rozejrzałam, spostrzegłam Dracusia spacerującego z Niną. Oboje byli mocno zawstydzeni. Nawet ja nie widziałam tego u Draco. Ten widok był zadziwiający. Zobaczyłam jak moja przyjaciółka wychodzi wkurzona z herbaciarni. Podbiegłam do niej.
-Widziałaś to ?! - wykrzyknęła wzburzona. Spojrzałam na nią zdziwiona. Z herbaciarni wylazł Michael. Był wkurzony.
-Co ty do kurwy nędzy robisz ? - krzyknął Corner. Trzymał się za policzek.
-Coś ty mu zrobiła ? - wrzasnęłam na pół Hogesmeade. Rose spojrzała na mnie zdezorientowana.
-A... Ale... On... I Cho... CO ?! - mruknęła dziwnym tonem. Za mną pojawił się Fred.
-Zerwaliśmy. - wyjaśnił Michael, a z sklepu Zonka wyszedł starszy bliźniak.
-Po co to zrobiłaś ? - spytałam zawiedzionym tonem.
-Myślałam, że on cię zdradza. Chciałam ci pomóc. - mruknęła Rose z wyrzutem. Westchnęłam głęboko.
-Draco odchodzi ze szkoły. - wyszeptałam cichutko. Blondynka zrobiła wielkie oczy.
-COO ?! - spytała nie mogąc uwierzyć w prawdziwość moich słów. Zrobiło mi się słabo i chyba upadłam. Zagłębiłam się w nicości. Na końcu były dwa niebieskie punkciki. To... To chyba oczy.
-Alastor ? - wyszeptałam. Odpowiedziała mi grobowa cisza.
~Chyba najbardziej wzburzona była Rose, a najbardziej przejął się rudzielec stojący za nią. *perspektywa Freda*~
Carmen zemdlała i uderzyła głową o kamienną drogę. Z jej czoła ciurkiem zaczęła sączyć się krew. Rose rzuciła się do niej. George wpatrywał się w nią z żałością w oczach.
-Może mi ktoś pomoże ? - spytała blondynka przerażonym tonem. Ukląkłem przy pannie Black i wziąłem ją na ręce.
-Teleportuj nas. - rozkazałem. Usiłowałem zachować zimną krew. Rose złapała mnie za ramię i poczułem nagłe szarpnięcie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem chorobliwie czyste wnętrze Skrzydła Szpitalnego. Położyłem Carm na jakimś łóżku. Sala była pusta. Rosie pobiegła po panią Pomfrey. Usiadłem na krześle obok jej łóżka. Ująłem jej dłoń. Do Sali wparowała pielęgniarka. Zaczęła ją badać. Rose patrzyła jej na ręce. Wstałem i odstąpiłem jej miejsca. Teraz ona złapała Carmen za dłoń.
-Nic jej nie jest. Dostała nagłego wstrząsu. Usłyszała jakąś niepokojącą informację ? - dopytywała się starsza kobieta odziana w biały fartuch. Spojrzałem na Krukonkę niepewnie.
-Tak. - szepnęła Rosie i spuściła głowę w dół. Pielęgniarka westchnęła.
-Ojj. No to obudzi się za trzy, cztery dni, więc trzeba poinformować nauczycieli i opiekunów prawnych. - urwała. - Kto jest jej opiekunem ? - dodała patrząc po nas.
-Jej bracia. - powiedziała Rose patrząc jej w oczy. - Syriusz, Bachus, Romulus, Regulus i Rudolf Black. - wyrecytowała z pamięci. Żeesz. Ale ich tam musi być dużo. Pani Pomfrey pokiwała głową i wymruczała ich imiona pod nosem. Wyszła pokazując ręką, że zaraz wróci. Zapadła niezręczna cisza.
-Teleportuj się do Minerwy i jej o tym powiedz. Proszę. - mruknąłem uśmiechając się blado. Ona pokiwała głową i już jej nie było. Westchnąłem głęboko. Spojrzałem na Carmen. Była taka niewinna. Pozwoliłem sobie na okazanie słabości. Po moich policzkach spłynęła niewielka porcja łez. To mi wystarczyło. Było mi lepiej i lżej. Wstałem i podszedłem do okna. Rozciągał się tam piękny widok. Wszędzie wiele drzew, krzewów itp. Jeden z najpiękniejszych, jakie widziałem w Hogwarcie. Usiadłem na parapecie. Usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Nie odwracałem się.
-Carmen ? - spytał męski głos. Już wiem kto to był. Taa... Na moje nieszczęście, choć może i szczęście tym kimś był...
_________________________________________________________
Noo. Ten rozdział dedykuję po pierwsze mojej Wiktorii, po drugie mojej Ninie, po trzecie mojej Klaudii, a po czwarte wszystkim czytajacym, czyli Kasi, Monice, Loony, mey bi, The Immortal Girl oraz Karolinie. Dzięki wam aż miło mi się pisze. <3 Koocham.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

25. "Normalnie raj na ziemi. "

Ona wstała z krzesła i uśmiechnęła się delikatnie.
-Carmen. Najpierw sprawdź jak sobie radzi z teleportacją. Czy nie zasłabnie w połowie zajęć. - zaproponował całkiem słusznie Severus. Kiwnęłam głową i podeszłam do Ślizgonki.
-Złap mnie za ramię, mocno trzymaj i nie próbuj puszczać. - powiedziałam poważnym i stanowczym tonem. Nina usłuchała mnie i zamknęła oczy. Wyobraziłam sobie korytarz za drzwiami tej sali. Poczułam dosyć niemiłe szarpnięcie, a potem grunt pod stopami. Panna Riddle upadła na posadzkę.
-Ałł. - jęknęła i potarła ręką kolano. Pokiwałam głową z politowaniem. Pomogłam jej wstać.
-Idzie się przyzwyczaić. Jeszcze raz? - spytałam wyciągając ku niej ramię. Ona złapała je mocno, a ja wyobraziłam sobie teraz Salę, która była za drzwiami. Znowu szarpnięcie, ale tym razem Nina nie upadła, bo kurczowo trzymała mnie za rękę.
-Bardzo dobrze. - pochwalił nas Severus z uśmiechem. Nina przetarła oczy. Nie potrafiła uwierzyć, że Sev się uśmiecha.
-Teraz spróbujesz sama. Ja cię będę uczyć teleportacji, a Sev oklumencji. - powiedziałam. Snape przytaknął. - Tak więc. Stań prosto. Wyrzuć wszystkie myśli z głowy. Teraz wyobraź sobie korytarz na którym byłyśmy przed chwilą. Skup się na nim. - instruowałam głośno i wyraźnie. Ona robiła to co mówiłam. Skupiła się, a ja najciszej jak umiałam usiadłam na ławce. Nie udało się.
-Ughh. Nie potrafię. - wzburzyła się Ślizgonka.
-Nikomu nie udało się za pierwszym razem. Ćwicz dalej. Musisz być rozluźniona. - powiedziałam klepiąc ją delikatnie po ramieniu. Ona przytaknęła głową.
-No to chyba tyle. W przyszłym tygodniu będziemy próbować jeszcze raz. Ale nie próbuj tego w pokoju. Poza tą salą nie wolno ci się teleportować. - powiedział dobitnie Severus. Nina kiwnęła głową ze zrozumieniem, podziękowała i wyszła.
-Do widzenia Severusie. - mruknęłam uradowana do nauczyciela. On uśmiechnął się, a ja wyszłam i powoli ruszyłam do Wieży Gryffonów. Nie było mnie pół godziny. Już zza drzwi usłyszałam muzykę. Weszłam do Pokoju Wspólnego. Wiele osób leżało na podłodze. Ognista. Przebiegło mi przez myśl. Scott zataczał się mocno na środku pokoju. Podeszłam do niego.
-Carmi. Kochana. Co tam? - spytał opierając się o mnie.
-Świetnie. Idziemy do twojego dormitorium skarbie. - zarządziłam i zaczęłam go tam targać. On się rzucał, że nie chce tam iść. Ehh. Mężczyźni. Dolazłam do jego dormitorium i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się uroczy widok. Lee i Fred spali w poprzek jednego łóżka. Zataszczyłam Farro do łóżka Lee, bo tamci dwaj rozwalili się na łóżku zielonookiego. Przyjaciel ułożył się wygodnie, a ja przykryłam go kołderką. Zasnął szybko. Już miałam wyjść, ale nie mogłam się powstrzymać i podeszłam do Freda. Tak słodko spał. Pocałowałam go w czoło najdelikatniej jak potrafiłam. Potem szybko wyszłam z pokoju i ruszyłam na dół. Na środku tańczyła Rose z Georgem. To tak uroczo wyglądało. Usiadłam na fotelu przy kominku. Dosiadł się do mnie Neville Longbottom.
-Jak tam zabawa? - spytał z uśmiechem. Uśmiechnęłam się do niego.
-Dosyć fajnie, ale właśnie wróciłam ze szlabanu i nie ma z kim potańczyć. - poskarżyłam się Gryffonowi. On chyba zrozumiał moją aluzję i wstał. Wyciągnął dłoń ku mnie, a ja z uśmiechem wstałam. Zatargał mnie na środek pokoju i zaczęliśmy tańczyć. Jego oczy nie dawały mi spokoju. Znów się w niego wtuliłam i tak kołysaliśmy się na boki.
-Czujesz coś do Freda ? - spytał, a ja się automatycznie zaczerwieniłam. Spojrzałam w górę, bo Neville był trochę wyższy.
-Skąd wiesz ? - mruknęłam cichutko i zaśmiałam się nerwowo.
-Widziałem. - szepnął i przytulił mnie mocno zmuszając tym samym do dalszego pląsania w rytm muzyki.  Wtuliłam się w niego. Zamknęłam oczy i przestałam myśleć. I dobrze.
-Tylko nie mów nikomu. - wyszeptałam, a on kiwnął nieśmiało głową. Spojrzałam mu w oczy z wdzięcznością. Po kilku piosenkach Neville odszedł do swojego dormitorium. Podeszłam do prowizorycznego barku. Stał przy nim Ron. Podał mi szklaneczkę Ognistej. Kiwnęłam głową i upiłam kilka łyków. Nie miałam co robić, więc poszłam do siebie do dormitorium. Na moje nieszczęście wszystkie łóżka były zajęte. Jedno przez Katie i jakiegoś nie zidentyfikowanego Puchona. Drugie przez Angie. Trzecie to Alicja wraz ze Ślizgonem, a moje łóżko było zawalone przez Parvati Patil. Nie wiem skąd i jak, ale zeszłam zrezygnowana na dół, uprzednio biorąc piżamy. Na środku nie było nikogo. Weszłam po schodach do męskiego dormitorium. Wpierniczyłam się do pokoju Scotta. George spał na swoim łóżku, więc tylko to Freda było wolne. No cóż, przebrałam się szybko i ułożyłam pod kołderką. Coś mnie uwierało pod poduszką. Spojrzałam pod nią. Zobaczyłam tam kalendarz i kilka wyrwanych i zapisanych stronic pergaminu. Nie powinnam. Mruknęła moja podświadomość. Otworzyłam delikatnie na ostatnią stronę. Była zapisana jego imieniem, jakby próbował rozpisać nowe pióro. Jednak to co przykuło moją uwagę to moje imię. Było ono napisane malutkimi, kształtnymi literkami, a obok widniała gwiazdka. Nie wnikałam, bo to i tak dało mi wiele do myślenia. Ehh. Zasnęłam dosyć szybko i byłam nawet trzeźwa. Obudziły mnie delikatne promienie porannego słońca. Co było dziwne Lee, Fred, George i Scott nie spali, ale szeptali coś między sobą. Nie wiedziałam o co im chodzi.
-Dzień dobry słoneczko. Dziś wypad do Hogesmeade. - powitał mnie słodko Scott i podszedł do mojego łóżka. Pocałował mnie w policzek, a ja spojrzałam na niego podejrzanym wzrokiem. On coś kombinuje. Nie. Wróć. Oni coś kombinują. Usiadłam wygodnie w łóżeczku.
-O co chodzi? - spytałam przeczesując dłonią włosy. Żaden nawet nie raczył się odezwać. No w sumie po co. Dobra. Jebie mnie to, więc wstałam i pościeliłam ładnie łóżeczko Freda. Oni obserwowali każdy mój ruch. Usiadłam na świeżo pościelonym posłaniu. - Mam coś na twarzy? - spytałam zrezygnowana. Oni zgodnie zaprzeczyli głowami. Scott dosiadł się do mnie. Pogłaskał mnie po dłoni. Ohh. Święci się coś większego.
-No bo ty potrafisz się teleportować. - zaczął dosyć dziwnie George. Pokiwałam głową nadal nic nie rozumiejąc. - No to może byś tak teleportowała nas do Hogesmeade teraz? - dokończył.
-Ale po cholerę? - spytałam kładąc głowę na ramieniu zielonookiego.
-Mamy tam pewien interes. - odparli tajemniczo identyczni. Podrapałam się delikatnie po głowie.
-Dajcie mi 10 minut. - powiedziałam zrezygnowana i wstałam. Czworo mężczyzn rzuciło się w moją stronę.
-Jesteś najlepsza. - krzyczeli podnosząc mnie do góry.
-Jak mnie nie postawicie to nici z wcześniejszego wypadu do Hogesmeade. - wrzasnęłam głośno, a oni mnie postawili. Nie lubię takiego czegoś. Ehh. Weszłam do łazienki. Przeczesałam włosy jakimś pomarańczowym grzebieniem. Związałam je w luźnego warkocza i wzięłam rzeczy z wczoraj. Ubrałam czerwone spodenki i również czerwone trampki. Nie miałam koszulki. Zostałam w tej z piżamy. Wyszłam na moment.
-Już ? - zdziwił się Scott. Pokręciłam głową.
-Daj mi jakąś koszulkę. - mruknęłam opierając się o framugę drzwi. Dostałam czymś białym po twarzy. Zaśmiałam się i weszłam znów do pomieszczenia. Rozłożyłam materiał i ujrzałam trochę za dużą koszulkę z zarąbistym lwem na środku. Ubrałam ją szybko i wyszłam.
-Uroczo wyglądasz. - powiedział Scottie, gdy mnie zobaczył. Uśmiechnęłam się i stanęłam na środku.
-Teraz musicie mnie złapać za ręce i nie wolno wam mnie puszczać. Pod ŻADNYM pozorem. - wyjaśniłam, a oni zerwali się szybko. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie Hogesmeade. Poczułam charakterystyczne szarpnięcie. Taa. Wszyscy dobiliśmy tam spokojnie. To mi się podobało.
-Dziękujemy. - powiedzieli chórem bliźniacy. Ruszyli w stronę sklepu Zonka. Ja poszłam za nimi. Widać było radość na samo wspomnienie o Hogesmeade. Szczególnie u rudzielców. Szłam z tyłu. Obok mnie kroczył Scott i cicho pogwizdywał pod nosem. Wreszcie doleźliśmy do sklepu. Weasleyowie od razu ruszyli w znane im miejsca. Podeszłam do jednej z szafek. "Cukierki wywołujące czkawkę." Głosił napis. Dalej leżały jakieś dziwne pozawijane niteczki. "Wstążka sklejająca skórę." Wzdrygnęłam się lekko. Potem masa malutkich fasolek. Jedne na kaszel, drugie na bąble, trzecie na co sobie wymarzysz. Chyba było tu wszystko. Zauważyłam, że rudzielce i Lee podchodzą do lady z naręczami łajnobomb. Podeszłam do nich.
-Po co wam to ? - spytałam opierając się o blat. Oni tylko zabawnie wzruszyli ramionami i wyszli.
-Zobaczysz. - odpowiedział Fred tajemniczo. - A teraz do Hogwartu, bo zauważą nasze zniknięcie. - dodał, całkiem trafnie zresztą. Wzięłam ich za dłonie i teleportowałam się do szkoły. Znów poczułam szarpnięcie. Staliśmy w ich pokoju. Chłopcy położyli zabawki na łóżkach i udali się w świetnych humorach na śniadanie. Nikogo nie dziwiło to, iż wyszłam z pokoju wraz z 4 mężczyznami. Wszyscy obecni Gryffoni nie wyglądali najlepiej. Na śniadaniu skarżyli się, że za głośno i tak dalej. Siedziałam miedzy Lee, a Fredem. Obaj dziękowali mi stokrotnie, bo bez teleportacji Filch kapnął by się, że to oni mają łajnobomby.
-Przypominam, iż za 20 minut jest zbiórka przed szkołą. Proszę się ustawić w kolejności rocznikowej i każdy przy swoim opiekunie. Idą tylko piątoroczniaki, szóstoroczniaki i siódmoroczniaki. - zagrzmiał głośno Albus z mównicy. Słychać było ciche jęki, ale to tam. Wstałam po zjedzonym śniadaniu i pognałam do swojego dormitorium. Zabrałam 10 Galeonów i poszłam na plac przed szkołą. Scott czekał na mnie.
-Gotowa ? - spytał chwytając mnie za dłoń.
-Kiedy macie zamiar bawić się bombami ? - mruknęłam z uśmiechem. Minerwa liczyła ile osób idzie. Nie wyszło nas, aż tak dużo.
-A to już jest tajemnica. - odpowiedział Farro śmiejąc się uroczo. Walnęłam go w ramię.
-Przyczyniłam się w dużej mierze do ich zdobycia. Więc gadaj ! - warknęłam i złapałam go za koszulkę.
-Dowiesz się potem. - odburknął udając obrażonego. Zaczęliśmy iść w kierunku wioski. - Kochana opuszczę cię na godzinkę. - dodał zielonooki i zniknął w tłumie. Byliśmy w Hogesmeade. Ruszyłam do Miodowego Królestwa. Tam było pięknie. Wszędzie słodycze. Normalnie raj na ziemi. Wzięłam kilka czekoladowych żab, jakieś cukierki, fasolki Bertyego i jakieś cukrowe pióro. Podeszłam do lady i zapłaciłam za słodycze. Powsadzałam sobie je do szaty, którą narzuciłam na siebie jeszcze w Hogwarcie. Ruszyłam radosna wzdłuż Głównej Ulicy. Patrzyłam na każdą gablotę. Wszystko mnie intrygowało. Ahh. Podeszłam do szyby ukazującej herbaciarnię. Prze okno zobaczyłam coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Wparowałam do herbaciarni.
-Co ty do cholery jasnej robisz ? - krzyknęłam wzburzona.
_________________________________________________________
 Nie miałam pojęcia co by tu wpisać, więc nie zbyt mi się podoba. :D

niedziela, 27 stycznia 2013

24. "Wy pijecie i mnie nie zawołacie ?!"

Zobaczyłam nad głową Freda.
-Odejdź. - mruknęłam i usiadłam po turecku na trawie. On usiadł obok.
-Chciałem ci tylko pogratulować. Scottowi również. - powiedział i uśmiechnął się lekko.
-Dziękuję. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem. - Czyli będziemy od dziś razem w drużynie . - dodałam już rozluźniona. Nie potrafiłam się na niego gniewać. Patrzył na mnie tak uroczo.
-Mamy jutro imprezę o 19 w Pokoju Wspólnym. Będziesz ? - spytał z nadzieją.
-Oczywiście, ale nie życzę sobie takich wyskoków jak wczoraj ! - odpowiedziałam i lekko się nachmurzyłam.
-Ojejku. Przepraszam. To moja wina. Poniosło mnie. Jestem idiotą. - odparł rudy przepraszającym tonem.
-Wybaczam ! - zaśmiałam się i wstałam. - Idę to oblać ze Scottem. - dopowiedziałam i ruszyłam ku zielonookiemu. Stał z Potterem i zawzięcie o czymś konwersował. Przytuliłam go od tyłu. On odwrócił mnie i wtulił we mnie mocno.
-Gratuluję idiotko. - zaśmiał się Farro. Pacnęłam go lekko w czoło.
-I wzajemnie debilu. - odpowiedziałam i odsunęłam się.
-Oboje jesteście świetnymi graczami. - powiedział Wybraniec z uśmiechem. Zaśmiałam się uroczo.
-Dzięki. Kiedy mecz ? - spytałam chwytając Scotta za dłoń.
-Za dwa tygodnie mecz otwierający sezon. - odpowiedział Potter.
-Super. A teraz idziemy to oblać. - mruknął Farro ku mnie. Ruszyłam za nim ze śmiechem. - Mam Ognistą w bagażu. - dodał tajemniczo. Uśmiechnęłam się szeroko. Skierowałam nasze kroki ku Wieży Gryffindora. Dosyć szybko tam doszliśmy. Byłam w świetnym humorze. Jestem z Michaelem, wreszcie pogodziłam się z Fredem, będę pić ze Scottem, dostałam się do drużyny i jutro impreza. Scott powiedział hasło, a obraz ukazał sporą wyrwę w murze. Wlazłam tam. Żadnej żywej duszy. Farro zaciągnął mnie do swojego dormitorium. Siedział tam Lee i George.
-Bry. - powiedziałam uradowana i usiadłam na łóżku, jak mi się wydawało, Scotta.
-Witaj ścigająca. - mruknął Lee z uśmiechem. - Gratuluję. - dodał wyciągając ku mnie dłoń.
-A ja gratuluję naszemu nowemu Obrońcy. - zaśmiał się George. Scott nie przejmował się nimi i wyciągnął butelkę Whisky.
-No, ale jak każde zwycięstwo, i to trzeba oblać. - dopowiedział Farro głośno i otworzył trunek. Moje oczy zaświeciły się tuż po poczuciu ślicznego zapachu. Dostałam szklaneczkę z bursztynowym płynem. Skinęłam głową na znak podziękowania i upiłam łyka. Kocham ten smak i jak żaden inny będzie mi się kojarzył z domem i kochanymi braćmi. Uśmiechnęłam się błogo i oparłam o ścianę.
-Kochani. Pogodziłam się z Fredem. - ogłosiłam głośno i położyłam pustą szklankę. Lee i George spojrzęli na mnie zdziwieni. Pokiwałam tylko głową.
-Czyli teraz obędzie się bez niepotrzebnych kłótni, tak ? - spytał nieśmiało starszy bliźniak.
-A i owszem. - odpowiedziałam i wzięłam butelkę do ręki. Dolałam sobie Ognistej i łyknęłam szybko. Do pokoju wlazł ostatni współlokator. Spojrzał na nas.
-Wy pijecie i mnie nie zawołacie ?! - mruknął oburzony. Zaśmiałam się serdecznie i wręczyłam mu moją prawie nie tkniętą porcję płynu. Usiadł obok mnie z miłym uśmiechem. Fred upił kilka łyków i od razu zażądał więcej. Farro dolał mu alkoholu z przyjemnością.
-Co tam na lekcjach ? Ile kar zdobyliście ? - spytałam biorąc szklaneczkę od młodszego bliźniaka i pijąc połowę Ognistej z naczynia.
-Jak na razie tydzień szlabanu u Snape'a i 4 dni u McGonagall. - powiedział uśmiechnięty George.
-A ja jakimś dziwnym trafem nic. - mruknęłam niezadowolona. Teraz przypomniałam sobie o Severusie. - Choć jedną u Severusa. Jutro o 20. Kurde. Impreza. - dodałam udając obrażoną.
-Czyli nie będziesz na oblewaniu w gronie Gryffońskim ? - spytał zawiedziony Scott.
-Kochanie, chyba będę od 19 do 20, a potem się zobaczy. Wrócę, gdy będzie największy burdel. - zaśmiałam się, a oni spojrzeli po sobie zdziwieni, ale i rozbawieni.
-Zaprosisz Rose ? - spytał George przerywając ciszę. Przytaknęłam ruchem głowy. Twarz bliźniaka rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
~No i tak minęło Carm popołudnie. Wreszcie nastał wieczór, a ona mocno podpita była prowadzona przez Lee Jordana, bo on najmniej wypił, do dormitorium. ~
W głowie mi lekko szumiało, ale alkohol chyba mnie lekko uodparnia. Nie byłam zamroczona, to najważniejsze. Lee pomógł mi zejść ze schodów.
-Dziękuję. - powiedziałam przytomnym tonem i pocałowałam go w policzek.
-Spoko. - odparł Jordan i wrócił się do siebie. Weszłam powoli i ostrożnie po schodach. Dolazłam do pokoju numer 5. Dziewczyny jeszcze nie spały. Co mnie tak dziwi ? Była dopiero 20. Weszłam do pokoju.
-Gdzie byłaś ? - spytała Alicja.
-U chłopaków oblać wstąpienie do drużyny. - odpowiedziałam z uśmiechem i usiadłam na moim łóżku. Nie zadawały już żadnych pytań, więc poszłam do łazienki. W lustrze ujrzałam lekko podpitą wersję mnie. Rozpuściłam związane dla Quidditcha włosy i weszłam pod prysznic, uprzednio oczywiście zdejmując ciuchy. Oblała mnie letnia woda. Tak. Kocham się kąpać. Miałam jeszcze na coś ochotę. Ty czekaj, a kolacja ?! Mój Boże. Szybko dokończyłam toaletę i wyszłam. Ubrałam się w pędzie w jakąś czarną koszulkę i białe spodenki. Jeszcze tylko trampki i już gnałam do Wielkiej Sali. Jak myślałam, kolacja się skończyła, ale resztki zostawiono na stole Ślizgońskim. Siedziała przy nim jakaś blondynka. Nina. Przebiegło mi przez myśl. Podeszłam do niej.
-Cześć Carmen. - powiedziała wesoło i ugryzła naleśnika. Uśmiechnęłam się do niej.
-Witaj Nino. - odpowiedziałam i usiadłam obok. - Nie zdążyłaś czy po prostu długo jesz ? - spytałam biorąc tosta i smarując go resztką Nutelli.
-Lubię długo jeść. - odpowiedziała roześmiana panna Main - Riddle.
-Ja również. - dodałam i wgryzłam się w kanapkę.
-Bardzo się cieszę, że będziesz mnie uczyć. Severus nie był zachwycony, choć może był, ale tego nie okazywał. Wiesz. On i emocje. - zaczęła Nina. - No i wiesz. Ja oczywiście od razu się zgodziłam, bo to może mi się naprawdę przydać. Teleportacja to moje marzenie. Kocham to, choć słyszałam, że na początku boli. No, ale cóż. Coś za coś. A oklumencja, na razie nie wiem po co mi, ale w sumie może się przydać. Co nie ?! No dobra, nie ważne. A poza tym Draco mówił, że świetnie uczysz. Znaczy się tak słyszałam, że tak mówił, bo nie mam odwagi, by zagadać. I wiesz... - dopowiedziała panna Riddle.
-Zdobądź się na odwagę. On chciałby, abyś z nim pogadała. - powiedziałam szybko i urwałam jej monolog. Boże. Świetna dziewczyna, ale jadaczka jej się nie zamyka.
-Naprawdę ? - spytała roześmiana i przytuliła mnie mocno. - Dziękuję ci Carmen. - dodała i odeszła w podskokach.
-Inna rasa. - mruknęłam dojadając tosta. Znów zrobiło się cicho. W sumie przeszłabym się po błoniach. Hmm... Może wpaść do Hagrida ?! Nigdy u niego nie byłam. Nie. Po co !? Następnym razem. Obiecałam sobie w duchu i zabrałam dwa tosty na zaś. Ruszyłam w stronę Gryffońskiej Wieży. W połowie drogi zderzyłam się z jakąś dziewczyną z naszywką Puchonów. Wytrąciła mi kanapkę z ręki. Upadłam na podłogę i szybko podniosłam ją.
-Przepraszam. - powiedziała jasnowłosa brunetka. Uśmiechnęła się szeroko i pomogła mi wstać.
-Spoko. - mruknęłam i wyrzuciłam tę kanapkę do kosza. Dokończyłam jeść poprzednią, już sporo nadgryzioną. - Jestem Carmen Black, ta nowa, a ty ? - spytałam oblizując usta z czekolady.
-Ja jestem Tatia Salvador. Jestem tutaj już piąty rok. - przedstawiła się brązowooka.
-Bardzo mi miło. - powiedziałam i uśmiechnęłam się zachęcająco. - Co cię tu sprowadza ? - dodałam rozglądając się wokół.
-Hmm... Moja siostra. Ona jest Gryffonką. Jest o rok starsza i nazywa się Rebekah Salvador. - opowiedziała Tatia ze śmiechem.
-Nie znam. - stwierdziłam lustrując ją od stóp do głowy. Była ode mnie trochę niższa. Ubrana w kolorową spódniczkę i ciemny top przykryty szatą. Na nogach czerwone baleriny. Całość przedstawiała się wesoło. Uśmiech zachęcający do poznania i urocze dołeczki w policzkach. Oczy brązowe i chyba zawsze roześmianie i roziskrzone. Włosy jasne i związane w luźnego koka na czubku głowy. Po prostu miła osóbka.
-Przepraszam. Muszę już wracać. - powiedziała pospiesznie i odeszła w tylko jej znaną stronę. Ulotniła się szybko, a ja skierowałam swe kroki ku mojej wieży.
~No dobrze. Nie mam pomysłów, co dalej, więc od razu przenieśmy się do następnego dnia. Za 5 minut rozpoczyna się impreza u Gryffonów. Carmen siedzi rozbawiona na swoim łóżku odziana w ulubione spodenki w kolorze czystej krwi, białą koszulkę z jakimś napisem i czerwone, wysłużone trampki. Jej fryzura to po prostu jeden warkocz luźno opadający na lewe ramię. Jej koleżanki z pokoju latają po nim jak popierniczone i poprawiają urodę. ~
Widząc co one wyprawiają, cieszę się, że jestem taka, jaka jestem.
-Angie zapomniałaś błyszczyka. - powiedziałam śmiejąc się i podając ciemnoskórej kosmetyk. Ona odwzajemnia uśmiech dziękując mi. - Mimo, iż to komedia ja pójdę już na dół. - dodałam i wyszłam szybko z tego pomieszczenia, bo zaczęły się perfumować. Ehh. Zeszłam ze schodów i weszłam do Pokoju Wspólnego. Było tam sporo ludzi. Znalazłam wzrokiem czekoladowo włosego i przecisnęłam się w jego stronę.
-Witaj kochana. - powiedział z uśmiechem. - Świetnie wyglądasz. - dodał Scott z uśmiechem.
-Dzięki. - odpowiedziałam i usłyszałam pierwsze takty piosenki Fatalnych Jędz. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. To był Fred.
-Mogę prosić o jeden taniec ? - spytał szarmancko zamiatając nogą po parkiecie. Zaśmiałam się.
-Oczywiście, byle bez wyskoków. - odpowiedziałam i dałam się wyciągnąć na środek. Niewiele osób tańczyło, więc można było się normalnie poruszać po parkiecie. Ta piosenka była wolna, wiec ustawiłam sie tak jak u Weasley'ów na "imprezie". Tańczyło mi się znakomicie. Naprawdę. Nawet nie wiem, kiedy zegar wybił 20. Ocknęłam się szybko i przepraszając oraz tłumacząc się szlabanem wybiegłam z Pokoju Wspólnego. Pobiegłam pędem do lochów. Otworzyłam Wrota. Siedziała tam Nina i Severus. Trwała niezręczna cisza.
-Cześć. - powiedziała uśmiechnięta panna Riddle.
-Przepraszam za spóźnienie. - mruknęłam zmęczona biegiem.
-No dobrze. Zaczynajmy ! - zarządził Severus, a ja stanęłam naprzeciw Niny...
_________________________________________________________
Jest w cholerę wesoło. <3 Taa. Dosyć fajny, wg mnie rozdział. 

czwartek, 24 stycznia 2013

23. "Ale ja cię nie krytykuję."

-Załamanie nerwowe, bądź chwila słabości. - mruknąłem, a Fred jęknął głośno.
-Co ty pierdolisz ? - spytała moja kopia. Scott usiadł na swoim łóżku.
-Ale o co chodzi z tobą i Rose ? - powiedział zniecierpliwiony Lee.
-Krytykujesz mnie, a sam uganiasz się za uczennicą piątego roku ! To nie jest FAIR. - brzucił mnie oskarżeniem Fred.
-Ale ja cię nie krytykuje. - wrzasnąłem i wstałem. Nie chciałem tego słuchać. Jeszcze przed poznaniem Carmen i Rose byliśmy nierozłączni, ale potem wszystko się zmieniło. Fred ma do mnie wąty za to, że jestem z Rosie. Jakby nie spieprzył swojego związku z Carmen to nic takiego, by się nie stało. Wszystko by było na swoim miejscu, ale nie. On musiał z nią zerwać, a potem myśli, że zostawi Michaela i wróci do niego. Ehh. Idiota. Usiadłem przy kominku, w którym skakały radośnie ogniki. Nie odzwierciedlały one jednak tego co się teraz we mnie działo. Do pokoju wspólnego weszła Carmen.
-Cześć. - powiedziała lekko zasępiona. Podeszła do drugiego fotela. - Można ? - spytała.
-Pewnie. - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do niej. Usiadła ciężko na siedzeniu.
-Czy tylko mnie twój braciszek doprowadza do iście szewskiej pasji ? - spytała zamykając oczy.
-Nie. Mnie również. - westchnąłem głęboko. - Oskarża mnie o to, iż jestem z Rose. Ale to on sam spieprzył wasz związek. - powiedziałem wszystko co mi leży na wątrobie.
-Może nie rozpamiętujmy tego tylko chodź się przejść. Świeże powietrze dobrze nam zrobi. - powiedziała wstając i wyciągając dłoń ku mnie. Kiwnąłem głową i również wstałem. Ruszyliśmy na błonia. Złapała mnie za nadgarstek. No nic. 
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Carmen.
-Nie przeszkadza ci to ? – spytała troskliwym tonem i uniosła nasze dłonie do góry.
-Nie. – powiedziałem schodząc powoli po schodach. – Oczywiście, że nie. – dodałem, a resztę drogi odbyliśmy w ciszy. Zobaczyłem prześwity księżyca w okiennicach. Była pełnia. Usiadłem pod tym samym drzewem co rano. Carm oparła się o konar i powoli zjechała na dół.
-Proponuję nie rozmawiać, ani o Fredzie, ani o jego zachowaniu. – mruknęła ona, a ja przytaknąłem.
-Czego się boisz ? – spytałem ni stąd ni zowąd, patrząc na księżyc.
-Boję się samotności, odrzucenia, no i przede wszystkim boję się śmierci najbliższych osób. – wyszeptała zamykając oczy i głęboko wzdychając.
-Dlaczego boisz się śmierci ? – spytałem i spojrzałem na nią.
-Widziałam śmierć wielu osób. Towarzyszyłam kilku wyprawom Voldemorta, a tak w sumie to Bellatriks i Rudolfowi, mojemu Rudolfowi. On też zabijał. Chciałam być jak najbliżej niego. Martwiłam się o niego, bo jak byłam mniejsza to codziennie śniło mi się, że ktoś go zabija. Jakiś niebieskooki mężczyzna. – szepnęła i spojrzała mi w oczy. – Okazało się, że tym mężczyzną był mój strażnik, Alastor. – dopowiedziała i uśmiechnęła się blado.
-Jesteś młodsza, a przeżyłaś więcej cierpienia niż nie jeden dorosły. – powiedziałem z uznaniem. Ona spojrzała na księżyc.
-Kiedyś Greyback mnie podrapał. – mruknęła i odsłoniła głęboką ranę tuż pod obojczykiem z prawej strony. Dotknąłem rany ręką.
-Ile miałaś wtedy lat ? – spytałem przeczesując sobie dłonią włosy z lekkim zdenerwowaniem.
-Około 4. To było nocą. Znów towarzyszyłam Rudolfowi w jakiejś wyprawie dla Voldemorta. Był z nami również Fenir. No i jak nie trudno się domyślić księżyc właśnie przechodził pełnię. Rud uciekł, a Greyback mnie podrapał. Okazało się, że mój braciszek teleportował się po pomoc. Odciągnęli wilkołaka ode mnie i zostało tylko to. – mruknęła uśmiechając się.
-Woow. – zdołałem wydusić. – Jeszcze powiedz, ze przeżyłaś Avada to będziesz drugim Potterem. – dodałem zaskoczony.
-Avada może nie, ale Crucio owszem i to dwa razy. Ponad to kilka razy Sectumsempra i raz nieudolnie rzucone Imperio. – zaczęła wyliczać Carmen. – A jeden z największych żartownisiów w szkole czego się boi ? – spytała patrząc mi w oczy.
-Boję się, że mogę stracić coś równie cennego jak Rose.  – powiedziałem cicho i prychnąłem delikatnie.
-Czyli co ? – spytała nie za bardzo mnie rozumiejąc.
-Czyli brata, no i przyjaciółkę. – odpowiedziałem kładąc dłoń na jej ręce.
-Też się boję, że stracę brata. A to już jest pewne. Wszyscy poumierają przede mną. Będę stara, to będę się zbierać. A teraz pogadajmy o urodzinach Rose. – zaśmiała się delikatnie.
-Kiedy są ? – spytałem, choć wiem, że będą tego konsekwencje.
-Ósmego września inteligencie. – mruknęła szturchając mnie lekko w ramię.
-Czyli impreza niespodzianka ? – spytałem z nagłym przebłyskiem. Ona kiwnęła przytakująco głową.
-Ale szczegóły omówimy jutro, albo pojutrze. Zaraz będzie 22 i prefekci będą się rzucać, ze nie śpimy. – powiedziała i wstała. Zaśmiałem się i również wstałem. Ona złapała mnie za nadgarstek. Ruszyliśmy ku zamkowi. Carmen przystanęła na Dziedzińcu Głównym i zaczęła nasłuchiwać. Nic nie słyszałem. Westchnęła głęboko i szarpnęła mną lekko. Znów szliśmy w stronę wieży Gryffonów. Stanęliśmy przed obrazem Grubej Damy.
-Muffelito. – mruknąłem, a przejście się otworzyło. Wlazłem tam, targając za sobą Carmen.
-Dziękuję za rozmowę. Do jutra. – powiedziała brunetka i odeszła z uśmiechem do swojego dormitorium. Usiadłem przy kominku.
~No to teraz przejdźmy do tej, co wspina się po schodach do pokoju numer 5. *perspektywa Carmen* ~
Wlazłam na górę i otworzyłam drzwi. W pokoju siedziała Angelina i Katie.
-Cześć. – powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie.
-Co ty taka zadowolona jesteś ? – spytała dziwnym tonem Katie.
-Byłam na błoniach. – mruknęłam radosna i położyłam się na łóżku.
-Ahh. Młoda, po dzisiejszej rozmowie ze starszymi doszliśmy do wniosku, że nabór będzie jutro o 15. – powiedziała Katie z uśmiechem.
-To świetnie. – dodałam rozentuzjazmowanym tonem. Angelina pokręciła głową z politowaniem. Do pokoju weszła Alicja. Nic nie mówiła, tylko obrzuciła mnie rozżalonym spojrzeniem. – A tej co ? – mruknęłam wyciągając moje ulubione piżamki spod poduszki. Angie i Katie wzruszyły ramionami i ułożyły się wygodnie w łóżkach. Boże. Na śmierć zapomniałam. Miałam odpisać Rudolfowi. Wstałam gwałtownie i spojrzałam na zegarek. Miałam 10 minut. Szybko dopadłam do pergaminu i zaczęłam bazgrać niewyraźne literki. „Kochany Rudolfie. Widać, że w cholerę we mnie wierzysz, więc cię zasmucę. Jeszcze nic nie dostałam. Poza tym jeszcze nikt się nie skarżył i wybacz, że tak długo czekasz. Kocham i całuję Carmi. P.S. Pozdrowię na śniadaniu.” Szybko wybiegłam z dormitorium i teleportowałam się do miejsca obok Sowiarni. Za sobą usłyszałam dziwny dźwięk. Chyba trzaskanie wrót. Z Sali wybiegł Severus, więc się schowałam.
-Albusie… Co to ma znaczyć ? Że niby ja mam ją chronić ? Przecież ma od tego braci. – żalił się Snape. Po chwili z Sali wyszedł również Dumbledore.
-Owszem Severusie. Jej rodzina od pokoleń jest prześladowana przez Voldemorta i jeszcze tylko ona nie zginęła. Niestety nie wie nic o prawdziwej familii. Musisz ją chronić za wszelką cenę, nawet jeśli będzie to oznaczało utratę twojego życia. To nic trudnego. Musisz ćwiczyć z nią oklumencję i teleportację. Zabierz się do tego przykładnie. Ahh. I nie zapomnij o pannie Black… - dodał odchodząc Albus.  Severus spuścił głowę w dół.
-Dobrze. Nie zapomnę. – szepnął przechodząc obok mnie nie zauważywszy mojej osoby. O co w tym chodzi ? Jakim cudem ja jestem w to… To coś wplątana ? Kim jest ta dziewczyna ? W mojej głowie kołatały się pytania bez odpowiedzi. Coraz mniej rozumiałam z tego patologicznego świata. Westchnęłam i wyszłam z ukrycia.
-Myowl. – mruknęłam, a Sowiarnia się otworzyła. Znalazłam Diabła i przywiązałam mu pergamin do nóżki. – Leć kochany. – powiedziałam całując go w główkę. – Do Rudolfa. – dodałam i otworzyłam okno. Spojrzałam na księżyc, który widziałam spod drzewa na błoniach. Wypuściłam sówkę.
-Piękny księżyc, nieprawdaż ? – spytał dziewczęcy głos. Odwróciłam się gwałtownie. Przy czarnej sówce Malfoya stała niewyraźna masa. Zaraz po tym spojrzała na mnie. To była Nina Main. Jej uśmiech od razu sygnalizował, że zrobiła coś złego.
-Śliczny. – powiedziałam z podobnym uśmiechem. –Co tu robisz ? – spytałam opierając się o ścianę. Nina stanęła obok mnie.
-Myślę. – powiedziała i spojrzała na księżyc. – Myślę nad życiem, które jest, a którego nie chciałam. – dodała patrząc mi w oczy.
-O jakie życie ci chodzi ? – spytałam nie rozumiejąc sensu.
-O moje życie. O życie w cieniu genialnego braciszka i jakże kochanej siostrzyczki. Skończyli Harvard z wyróżnieniami, a ja okazałam się czarownicą. Rodzice nie chcieli o tym słyszeć. – wyszeptała ze śmiechem. – Rozumiesz ? Zawsze byłą tą gorszą. Zawsze to mnie poniżano. Zawsze to ja byłam popychadłem i czarną owcą. To już mój piąty rok w Hogwarcie, a oni nadal mnie nie akceptują. – powiedziała i spojrzała na mnie.
-Nie, niestety nie rozumiem. Wychowali mnie bracia. Matka umarła rok po moim urodzeniu. Ojca nie znałam. Podobno gdzieś się tuła po świecie, ale ja nie wierzę w bajki. – odpowiedziałam łapiąc ją za dłoń. – Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. – dopowiedziałam.
-Dzięki. – mruknęła cicho ona, a ja skierowałam się ku wrotom. – Do jutra. – dodała z uśmiechem. Pokręciłam zabawnie głową. Za chwilę cisza nocna. Trza się zbierać. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie moje dormitorium. Poczułam rękę na swoim ramieniu.
-A panienka gdzie się wybiera ? – spytał już dobrze znany mi głos. Odwróciłam się z dziarskim uśmiechem. Zobaczyłam nauczyciela eliksirów.
-Do dormitorium. – odpowiedziałam. Severus rozluźnił uścisk.
-Gryffindor traci 10 punktów, ale proszę cię na chwilę na rozmowę. – powiedział Snape. Wzruszyłam ramionami. 10 punktów, wielkie mi rzeczy. Profesor zaprowadził mnie do Sali.
-Słucham ? – spytałam siadając na ławce po turecku.
-Chodzi o to, że jest pewna Ślizgonka, która ufa tylko czysto krwistym, a ty jako jedyna potrafisz się teleportować. Oklumencję również opanowałaś. Prosiłbym cię o to, byś i ją tego nauczyła. – wyjaśnił pośrednio Severus. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-A kim ona jest ? – spytałam zakładając uciekające kosmyki za ucho.
-Nina Main. – wyszeptał Snape. Zachłysnęłam się śliną.
-Czyli to ona ?! To ją masz chronić ?! To ona została adoptowana ?! – wszystko zaczęło układać się w dosyć zwartą całość. – Kim jest Nina Main ? – prawie wykrzyczałam.
-O… Ona jest… - urwał czarnowłosy i spojrzał przez okno.
-Wykrztuś to. – krzyknęłam nie mogąc wytrzymać napięcia.
-Ona jest zaginioną córką Meropy Gaunt. – wyszeptał Severus.
-C… Coo ?! Czyli to jest… Siostra Voldemorta ?! – krzyknęłam rozumiejąc coraz mniej. Snape tylko skinął głową. Otworzyłam usta z wrażenia. – I… I on chce zabić swoja siostrę ? – dodałam cicho. Severus powtórzył gest. Otworzyłam usta i zaraz po tym je zamknęłam.
-Wyjaśnię jej, że to w ramach dodatkowych zajęć. Pomożesz mi ?! – spytał błagalnie Snape.
-A mam inne wyjście ? – mruknęłam zrezygnowana. Twarz czarnowłosego zajaśniała poprzez delikatny uśmiech. Jego oczy dziękowały mi w ciszy. – Czyli mam jej nic o tym nie mówić ? – spytałam spodziewając się odpowiedzi. Severus znów kiwnął głową. Zacisnęłam usta w cieniutką linię i wyszłam z Sali. Ruszyłam powolnym krokiem ku wieży Gryffonów. Miałam chwilę nad zastanowieniem się  nad tym. Czyli to nie jest Nina Main tylko Nina Riddle. Mój Boże. Weszłam zamyślona do Pokoju Wspólnego. Na fotelu siedział zielonooki. Przywitał się ze mną. – Yyy… No cześć. A teraz wybacz mi. Idę spać. – mruknęłam kierując się do pokoju numer 5. Siedziały w nim Alicja, Katie i Angie. Ja nie mówiąc nic padłam na łóżko i przykrywając się na szybko kołdrą zasnęłam. Następnego dnia słoneczko powitało mnie delikatnie muskając moją twarz swoimi promieniami. Jak wczoraj wszystkie dziewczyny jeszcze spały. Wzięłam czarne trampki, długie zielone spodnie i szarą koszulkę na ramiączkach. Założyłam to na szybko w łazience. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a oczy maznęłam tuszem. Zeszłam szybko na dół. Wzięłam szatę, miotłę i torbę ze sobą. Nikt na mnie nie czekał. To akurat dobrze. Wyszłam na luzie ze szkoły. Ruszyłam w stronę boiska. Wyszłam szybko na murawę i rzuciłam torbę na ziemię. Ubrałam szatę i wzbiłam się do góry na Błyskawicy. Poczułam orzeźwiający wiatr we włosach. Zaczęłam latać wokół boiska raz po raz. Na trybunach nikt nie siedział. Po murawie nikt nie truchtał. Zawisłam w powietrzu i rozejrzałam się wokół. Nic się nie działo, więc wróciłam do latania na miotle. Zajęło mi to czas do za pół godziny śniadanie. Opadłam bez siły na ziemię. Byłam rozluźniona. Skierowałam swe kroki ku zamkowi. Błyskawica pod pachą uwierała moje plecy. Ustawiłam ją dobrze i szłam dalej. Z Hogwartu wyszedł Dumbledore.
-Witam pannę Black. – powiedział z uśmiechem i obdarzył mnie miłym spojrzeniem niebieskich oczu zza okularów połówek.
-Dzień dobry. – mruknęłam z bladym uśmiechem. Weszłam do zamku i poszłam do Wielkiej Sali, gdzie powoli zbierali się uczniowie. Co mam pierwsze ? Spytałam się sama siebie w myślach. Pierwsze są Opieka nad Magicznymi Stworzeniami, chyba z Puchonami. Potem zaklęcia i uroki ze Ślizgonami. Eliksiry z Krukonami, no i na koniec dwie transmutacje ze Ślizgonami. Uśmiechał mi się dzisiejszy dzień, bo Quidditch. Śniadanie mięło szybko i nawet nie wiem kiedy znalazłam się na błoniach.
-Na dzisiejszych zajęciach poznamy… Akromantulę. Ale taką małą. – wyjaśnił Hagrid wyciągając zza pleców pająka wielkości ręki. MAŁĄ ?! To jak wygląda duża ?! Puchoni wyglądali na zafascynowanych. Gryffoni w niektórych przypadkach, a i owszem. Ron jednak nie okazywał tak wielkiego entuzjazmu jak jego koledzy. Nie było to dla mnie jakieś traumatyczne przeżycie, wiec lekcja szybko minęła. Ruszyłam do Sali profesora Flitwicka. Mały karzełek otworzył nam drzwi chwilę przed rozpoczęciem lekcji. Zdążyłam przywitać się z Niną i Draco. Usiadłam z tym drugim. Karzeł uczył nas zaklęcia Oppugno. W Sali aż zaroiło się od ptaków różnej maści. Jednym wychodziły niebieski, zielone, czerwone, fioletowe czy nawet kolorowe. Zabawa była fajna, ale ja nadal rozmyślałam o wczorajszej rozmowie ze Snape’m.
-Carmen. Ocknij się. – mruknął Draco potrząsając mną lekko. Spojrzałam na niego.
-Dobrze. – powiedziałam z uśmiechem. Za dużo na mnie teraz ciążyło, by być szczęśliwą. Dostaliśmy kilka punktów dla domów i zabił dzwon. Wyszłam jako pierwsza z klasy. Eliksiry. Ruszyłam ku lochom. Odnalazłam wzrokiem Cornera i moją przyjaciółkę.
-Witaj skarbie. – powiedział Michael całując mnie w policzek. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Cześć kochanie. – odpowiedziałam i spojrzałam na Rose. Była uśmiechnięta od ucha do ucha. George. Przemknęło mi przez myśl. Zadzwonił dzwon. Weszłam szybko do klasy i usiadłam w jednej z bliższych ławek. Rose usiadła obok mnie. Spojrzała na mnie zdziwiona. Wzruszyłam beznamiętnie ramionami. Severus zaczął czytać listę uczniów. Przy mnie zatrzymał się i westchnął.  -Jestem - mruknęłam i spojrzałam na książkę. Tym razem Snape mówił o Wywarze Żywej Śmierci. Znałam ten eliksir, bo niejedna ofiara Voldemorta została tym napojona. Ehh. Nawet nie próbowałam ruszać kociołka, bo pamiętam co stało się w Beauxbatons. Rozwaliłam pół sali, a Rosie przez tydzień łaziła z głową do połowy łysą. Krukonka zrobiła wszystko jak należy. Severus pochwalił nas i poszedł dalej. - Dzięki. - powiedziałam i podrapałam się nerwowo po przedramieniu.
-Co się dzieje? - spytała Rose kładąc dłoń na moim kolanie. Nie mogłam nikomu powiedzieć.
-Nic. - powiedziałam uśmiechając się, a przynajmniej próbowałam się uśmiechnąć. Rose nie naciskała.
-Zróbmy jakiś żart. - zaproponowała. Pokiwałam z radością głową.
-Tylko komu? - spytałam wkładając książki do torby.
-Panno Black. Proszę zostać jeszcze chwile. - usłyszałam głos Severusa. Uśmiechnęłam się do Rose, a ona poszła na kolejna lekcje. Zatrzasnęła za sobą wrota.
-O co chodzi Severusie? - spytałam siadając na ławce. Czarno włosy westchnął głęboko.
-Nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Nawet braciom. Nikt nie powinien wiedzieć. A Nina się zgodziła. Powiedziała, iż przydadzą się jej takie douczki. Chce zaimponować kolegom. Była mile zaskoczona, gdy dowiedziała się, ze to ty będziesz ja uczyć. To będzie się odbywać w tej sali co piątek około godziny 20. Masz mówić, ze to szlaban czy coś podobnego. Nina również została tak poinformowana. Nikt ani od ciebie, ani od niej nie dowie się czego ty ja uczysz. Dobrze? - opowiedział Snape. Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
-Owszem - odpowiedziałam wstając z ławki. Uśmiechnęłam się i powoli wyszłam z sali. - Do widzenia. - dopowiedziałam i ruszyłam na następne zajęcia. Prawie nie gadałam z ludźmi podczas lekcji. Byłam całkowicie nieprzytomna. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Na przerwach popychałam pierwszoroczniaków. Raz jakiś Ślizgon rzucał się co ja niby robię, ale zobaczył moją wściekłą minę i odszedł zniesmaczony. Wszystko minęło tak szybko, że nawet nie pamietam jak znalazłam się na boisku z Miotłą w dłoni. Potter był kapitanem.
-No to tak. Witajcie na naborze. Jestem szukającym i kapitanem tej drużyny. Wszyscy, którzy starają się o pozycję pałkarzy proszę na lewo. Wszyscy, którzy chcą zostać obrońcą, na prawo. A reszta, czyli być może przyszli ścigający naprzeciw mnie. - stanęłam naprzeciw Wybrańca, bo nie chcę być już pałkarzem, ale wiem, że tłuczek boli. Ehh. Potter wyznaczył nam kolejność. Byłam chyba 5 czy coś takiego. Czekałam grzecznie w kolejce. Usłyszałam swoje imię za mną. Dobiegł do mnie Draco. 
-Powodzenia. - wydyszał on przytulając mnie mocno. Wtuliłam się w niego. 
-Dziękuję. - powiedziałam mu cicho na ucho. Wreszcie wszystko się zaczęło. Wzleciałam wysoko i zaczęłam manewrować kaflem. Wbiłam kilka bramek Ronowi. Nie był zachwycony. Potem był Scottie obronił dwa razy, a ja dwa razy trafiłam. Byłam z siebie cholernie dumna. Wylądowałam na ziemi i czekałam na wyniki. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Dlaczego ? Wreszcie przyszedł Potter z wynikami. 
-No to tak. Pałkarze to Fred i George. Szukającym jestem ja. Obrońcą jest Scott Farro. Ścigający to Ginny Weasley, Alicja Spinnet oraz Carmen Black. - powiedział, a ja zamarłam. Boże. Jestem ścigajacą. Upadłam z wrażenia. Wszyscy się rzucili do mnie.
-Nic ci nie jest. - pytała Alicja, a ja tylko się zaśmiałam. Zaprzeczyłam ruchem głowy i zamknęłam oczy. Byłam zadowolona. Fajny obrót spraw. Ale jutro jest piątek. No i douczki. To mi chyba nie da spokoju. Ktoś zasłonił mi światło. Otworzyłam powoli oczy i kogo zobaczyłam ? Oczywiście...
_________________________________________________________ 
Jejku. Dziękuję za prawie 2000 wyświetleń. *w* Ten rozdział dedykuję mojej Ninie Riddle. :* Kocham. 

wtorek, 22 stycznia 2013

22. "Wiatr we włosach, pałka w dłoni. Po prostu żyć, nie umierać."

Tak to był George Weasley. Jego ruda czupryna świeciła pod wpływem blasku słońca.
-George. Co ty tu robisz tak wcześnie ? - spytałam roztrzepując mu lekko włosy ręką. George wstał i zaśmiał się lekko.
-A jakoś tak wstałem i pisze wypracowanie na transmutacje, bo jeszcze raz go zapomnę i szlaban u McGonagall murowany. - powiedział patrząc na Rose jak zahipnotyzowany. Po chwili ocknął się i spojrzał na Scotta.
-Cześć. - powiedział zielonooki i podali sobie dłonie. Ja stałam jak wryta.
-Pierwszy raz to ty obudziłeś się przede mną. W Norze zawsze budziłeś się kilka minut po mnie, choć nie zawsze byłam w jednoznacznej pozycji. - to ostatnie dodałam cicho. George to usłyszał i zaśmiał się głośno.
-To było w sumie do przewidzenia. - powiedział puszczając mi oczko. Usiadłam zaróżowiała na ziemi.
-O co chodzi ? - spytała nie wtajemniczona Rose. Spojrzałam na nią.
-Nie ważne. - powiedziałam równocześnie z Georgem. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do rudzielca.
-Mam pytanie. - zaczął Scott. - Kiedy będzie nabór do drużyny Quidditcha ? - spytał z uśmiechem.
-A o jaką pozycję się rozchodzi ? - powiedział George chowając zeszyt do kieszeni w szacie.
-Wiesz, chyba ścigający. - powiedział z lekkim uśmiechem. Spojrzałam na niego zaciekawiona. - Albo obrońca. - dodał szybko.
-Wiesz. Obrońcą jest u nas mój młodszy braciszek, więc w sumie czemu nie miałbyś startować. Może jesteś lepszy od niego. Kto wie ? - odparł ucieszony George. Widziałam jak grał Ron. Radził sobie nieźle. Scotta również widziałam na miotle. Obronił wszystkie tłuczki. Byłam pod wrażeniem.
-Ja chyba też się zgłoszę. - powiedziałam dosyć nieśmiało, jak na mnie. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Wszyscy, oprócz mojej Rosie.
-Szkoda, że nie jesteśmy w jednym domu. - mruknęła niezadowolona blondynka.
-Dałybyśmy popalić ścigającym. Ahh. Wiatr we włosach, pałka w dłoni. Po prostu żyć, nie umierać. - powiedziałam rozmarzona.
-To... To wy byłyście pałkarzami ? - spytał zdziwiony Fred, który pojawił się nie wiadomo skąd.
-A i owszem. - odpowiedziała uradowana Rosie.

-Ale i tak jesteśmy lepsi. – powiedzieli chórem bliźniacy.
-Chyba śnicie. – mruknęłyśmy razem z Rose powodując zdziwienie na twarzach rudzielców. Wstałam i złapałam Michaela za dłoń. Fred spojrzał na nas krzywo.
-Ohh. Wszyscy jesteście świetni i niech tak zostanie. – powiedział zrezygnowanym tonem Scott. Spojrzałam na niego dziwnie. Spojrzał na zegarek. – Za pięć śniadanie. – wyszczerzył się, a ja ruszyłam na przodzie wraz z Rose do zamku. Doszliśmy w spokoju do Wielkiej Sali. Usiadłam jak zawsze obok Scotta. Niestety z drugiej strony usiadł Fred. Nałożyłam sobie 3 tosty i posmarowałam je Nutellą. A przynajmniej czymś a’la Nutella. Zjadłam ze smakiem.
-Nie żałujesz ? – spytał Fred.
-Nie, choć może trochę. Ale to tylko i wyłącznie twój wybór. – powiedziałam z rozmysłem dobierając słowa. Fred zasępił się mocno i już do końca śniadania się do mnie nie odzywał. Wreszcie usłyszałam dzwon oznajmujący koniec posiłku. Wstałam zarzucając sobie torbę na ramię i wyszłam wraz ze Scottem wśród roześmianych twarzy z niższych klas. Ruszyliśmy na dół do lochów. Nigdy nie lubiłam eliksirów, choć te z Severusem mogą być ciekawe.
-Denerwujesz się ? – spytałam się Scotta, któremu trzęsły się ręce.
-Niee… - mruknął i zaczął chodzić w kółko. Ehh. Nie ważne. Zauważyłam, ze Ślizgoni stali po prawej stronie korytarza, a Gryffoni po lewej. Wzajemnie obrażali się. Ron i Harry wtórowali w wyzwiskach swoim kolegom. Ja wzruszyłam ramionami i podeszłam bez żadnego ostrzeżenia do Draco. Zarówno uczniowie domu Lwa, jak i Węża spojrzeli na mnie z wielkim zdziwieniem, a niektórzy nawet z oburzeniem.
-Szlama. – powiedział ktoś. Przystanęłam. Mam nadzieję, że się przesłyszałam.
-Powiedz to jeszcze raz idioto. – mruknęłam głośno stojąc na środku korytarza. – No i przede wszystkim pokaż się. – dodałam podchodząc powoli do Draco.
-Powiedziałem, że jesteś szlamą. – znów wygłosił swoją opinię jakiś Ślizgon. Draco wystąpił krok przed siebie i już miał coś powiedzieć.
-Nie. Chcę sama. – mruknęłam słodko. Malfoy się uśmiechnął zachęcająco.
-Z jakiej racji twierdzisz, że jestem mugolem ? – spytałam używając innego słowa, bo szlamy to jest nie ładnie.
-Bo jesteś Gryffonem. – odpowiedział jakiś Ślizgon wybijając się na przód. Miał czarne włosy, dziwnie zaczesane do tyłu. Wysoki, brzydki i do tego jeszcze chamski.
-A Weasleyowie ? To też mugole ? – spytałam mając z tego wielką satysfakcję.
-Tak. To też szlamy. – mruknął znudzony Ślizgon.
-Mam pytanie. Czy matka cię nie nauczyła, że kulturalny czarodziej nie używa tego nie oficjalnego zwrotu ? – spytałam wyciągając różdżkę przed siebie.
-Moja matka mnie uczyła tępić takich jak ty. – odburknął on również dobywając różdżki.
-Problem w tym, że jestem czysto krwista i idę o zakład, że jestem czystsza o wiele bardziej od ciebie, niż możesz sobie to wyobrazić, kochany. – powiedziałam, a Dracuś prychnął zabawnie. Zaśmiałam się.
-Ciekawe. – zaśmiał się szyderczo on.
-No wiem. – mruknęłam z entuzjazmem. – Jestem Carmen Black. – dodałam, a jego twarz zastygła w bezruchu. – Zatkało ? – dopowiedziałam chowając różdżkę. Podeszłam spokojnie do Draco. Przybiliśmy piątkę.
-Byłaś świetna. – wyszeptał mi blondyn na ucho. Skłoniłam lekko głowę.
-Halo. Ktoś tam jest ? – spytałam podchodząc do jakby spetryfikowanego czarnowłosego. – Masz zamiar nazywać mnie jeszcze raz szlamą ? – dodałam chwytając go lekko za ramię.
-N…Nie. – wyjęczał on.
-Ahh. No i tak do twojej wiadomości. Przeżyłam Crucio dwa razy, a ty ? – wyszeptałam mu na ucho.
-Aa… Ani razu. – zająkał się on. Zaśmiałam się i doszłam do Scotta.
-To co. Siedzisz ze mną ? – spytałam siadając na ławce za mną. Farro zaśmiał się i kiwnął głową. Zadzwonił dzwon. Ron podszedł do mnie.
-Dzięki za to co powiedziałaś. – powiedział rudzielec.
-Nie ma sprawy. – odpowiedziałam z uśmiechem. Wrota do Sali otworzyły się i weszliśmy wszyscy do klasy. Na środku stał nasz profesor. – Dzień dobry. – powiedziałam, jako jedyna.
-Witaj. – mruknął Severus z ledwo dostrzegalnym uśmiechem. Usiadłam obok Scotta i słuchałam wywodu Snape’a o Veritaserum. Muszę przyznać, on potrafił uczyć.
~Co się będę produkować. Przejdźmy od razu do historii magii z Krukonami. ~
Spojrzałam na ludzi przed salą. Dostrzegłam Rose. Podbiegłam do niej i przytuliłam ja mocno.
-Witaj krzyworyjcu. – powiedziałam z uśmiechem.
-Cześć świniopysku. – odparła ona z równie wielkim entuzjazmem. – Słyszałam, ze tak dogadałaś jednemu Ślizgonowi, że stał jak zaklęty w kamień. – dodała ze śmiechem.
-Nazwał mnie szlamą, a wiesz, że tego nie toleruje. – wyjaśniłam szybko, a dzwon zabił na cały Hogwart. Zza drzwi wypłynął profesor Binns. Otworzyli drzwi i wchodziliśmy powoli. Scott usiadł z Michaelem, a reszta uczniów trzymała się par w swoich domach. Ehh. TOLERANCJA. No i profesor-duch zaczął swój wykład. Wyciągnęłam jakąś mugolską książkę i zaczęłam czytać. Wszyscy, albo spali, albo próbowali. Rose lekko chrapała pod nosem. No i mniej więcej tak minęła ostatnia lekcja. Pod koniec Michael podrzucił mi liścik. Otworzyłam go szybko i przeczytałam. „Spotkajmy się na dziedzińcu godzinę przed kolacją. M.C.” Obejrzałam się i pokiwałam radośnie głową. Nadszedł koniec zajęć. Nareszcie. Wstałam i zebrałam wszystko do torby budząc przy okazji Rose.
-Już koniec ? – mruknęła nieprzytomnym tonem.
-Owszem kochanie. – odpowiedziałam słodko i wylazłam z Sali. Skierowałam się na obiad. Obiad w sumie jak obiad. Do tego jeszcze było takie roznoszenie listów. Carmen przyleciała i podała mi liścik. Zaczęłam czytać koślawe pismo Rudolfa. „Kochana Carmi. Piszę ja, bo reszta jakoby była zajęta, no ale pal ich licho. Co tam w szkole ? Ile kozy dostałaś od wczoraj ? Mam nadzieję, że nauczyciele się na ciebie nie skarżą. Kocham i całuję Rudolf. P.S. Pozdrów Draco, Rose i Scotta.” Uśmiechnęłam się i obiecałam sobie, że odpowiem później. Po obiedzie poszłam szykować się na spotkanie z Michaelem. Ciekawe, czym mnie zaskoczy. Do łazienki weszła Angie.
-Cześć młoda. – powiedziała widząc mnie malującą się tuszem.
-Witaj starsza. Jak tam w szkole ? Kiedy będzie nabór ? – mruknęłam odkładając kosmetyk.
-W szkole dosyć fajnie, a nabór planujemy robić za tydzień w sobotę po zajęciach. Serdecznie zapraszam, a teraz nie przeszkadzam. – powiedziała i wyszła. Zaraz po niej wyszłam i ja. Ubrałam się w krótkie spodenki koloru świeżej krwi, białą koszulkę o 2 rozmiary na mnie za dużą oraz świetne, czerwone trampki z rozwiązanymi sznurówkami. Byłam gotowa, więc wyszłam i ruszyłam w umówione miejsce. Podróż odbyła się bez zbędnych pytań. Stanęłam na dziedzińcu czekając na Michaela. Usiadłam na framudze ona. Wreszcie przyszedł, ale był bez swojej szaty z naszywką Ravenclawu.
-Cześć kochanie. – powiedział z uśmiechem i usiadł obok mnie.
-Witaj skarbie. – odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek. Michael wstał i wziął mnie za rękę. Ruszyliśmy do pustej klasy, gdzie przycisnął mnie do ściany i zaczął całować bardzo namiętnie i z uczuciem. Jeszcze nigdy Corner mnie tak nie całował. Odsunęłam się od niego lekko. – Co się z tobą stało ? – spytałam czując jego ręce na moich plecach. On całował mnie po szyi.
-Po prostu cię kocham. – powiedział on między pocałunkami. To mi się nawet podobało. Wtuliłam się w niego mocno i oddawałam miły gest z równie wielkim zapałem, co on. Do Sali ktoś wszedł.
-Carmen ? – usłyszałam głos mojego chłopaka. Odsunęłam się od tego, który mnie całował. Dwaj Cornerowie spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Co tu się dzieje ? – spytałam zdezorientowana. – Ktoś mi to wyjaśni ? – krzyknęłam, a z moich oczu poleciały łzy. Nie chcę nikogo ranić.
-Jestem Michael Corner, twój chłopak. – powiedział ten, co właśnie wszedł.
-Udowodnij. – wyszeptałam ze łzami w oczach. Ten nowo przybyły podszedł do mnie i ujął moją dłoń. Napisał hasło do Sowiarni po wewnętrznej stronie mojej dłoni. To był Michael Corner. Spojrzałam gniewnie na kopię. Wtuliłam się w mojego chłopaka. Tym drugim był nie kto inny tylko Fred. Tylko on potrafi tak całować. – Po co to zrobiłeś ? – spytałam ocierając łzy. On tylko spuścił głowę.
-Przepraszam. – wydukał żałując swojego czynu. Ale było już za późno na przeprosiny. Zacisnęłam wargi w wąską linię i wyszłam za rękę z Michaelem z Sali.
-Myślałam, że to ty. – wyszeptałam przepraszająco.
-Nic się nie dzieje. Po prostu dobrze uwarzony eliksir wielosokowy. – powiedział Corner tuląc mnie do swojej szaty. Westchnęłam. Z Sali wybiegł Fred. Wyglądał tak jak normalnie.
-Carmen. Wybacz. – krzyknął za mną.
-Fredzie. Przepraszam. Nie potrafię. – odpowiedziałam patrząc mu w oczy. – I proszę cię. Jestem z Michaelem, więc nie burz tej więzi między nami. – dodałam odwracając się do niego tyłem.
-Ale Carmi. Ja cię kocham. – wrzasnął. Ja ciebie również. I to nie wiesz nawet jak cholernie mocno mi na tobie zależy. Z moich oczu popłynęły łzy. Nie chcę opuścić Michaela, bo go… Ehh. No nie czarujmy się. Nie kocham go. Ale naprawdę mi się podoba.
-Zaprowadź mnie do Rose. – wyszeptałam. Po chwili staliśmy pod wrotami z kołatką. Michael odpowiedział z łatwością na trudne dla mnie pytanie i zaprowadził mnie pod żeńskie dormitorium.
-Nie płacz skarbie. – powiedział ocierając moje łzy. Uśmiechnęłam się delikatnie i poszłam pod drzwi numer 8. Uchyliłam je lekko. Zastałam niecodzienny widok. Jak widać Rose pasuje do Georga i właśnie to uskuteczniają. No, a tak prosto z mostu, to oni się całowali. Cieszyłam się z ich szczęścia i zamknęłam równie delikatnie drzwi. Do Michaela nie pójdę, bo powiem mu kilka słów za dużo i będzie dupa. Został Scott i Draco. Scott zaraz wypapla Lee i bliźniakom, więc nie chcę ryzykować. Nikogo innego nie było. Teleportowałam się przed drzwi prowadzące do Ślizgońskiego raju. No tak. Hasło. Dracuś coś wspominał.
-Snakemente. – mruknęłam i o dziwo wrota się rozwarły. W pokoju wspólnym siedzieli Zabini, Parkinson, Nott i wielu, wielu innych Ślizgonów, nie znanych mi osobiście. -Gdzie Draco ? – spytałam cicho. Nikt mi nie odpowiedział. – Draco. Szukam Draco. – krzyknęłam, ale to był błąd. Wszystkie oczy zwróciły się ku mnie, a rozmowy zamarły w pół słowa. Szata schodziła mi z jednego ramienia, sznurówki wlokły się za mną ubłocone, a włosy były w istnym nieładzie.
-Co chcesz kochanie ? Wyglądasz jakby ktoś cię co najmniej zgwałcił ! – powiedział wrednie Blaise. Zmierzyłam go morderczym wzrokiem.
-Zamknij się Zabini. – wysyczałam zaciskając zęby. – Gdzie Draco ? – spytałam po raz kolejny. Nadal brak odpowiedzi. Wszyscy patrzyli się na mnie jak na wariatkę.
-Na górze u siebie. – powiedziała jakaś blondynka, po czym wstała. – Chodź, zaprowadzę cię. – dodała z uśmiechem. Pansy spojrzała na nią w ten sam sposób jak na mnie w pociągu.
-Nina, co ty do cholery robisz ? – spytała ciemnowłosa.
-Pomagam dziewczynie. Draco ma jej zdjęcie na szafce nocnej. – powiedziała ona łapiąc mnie pod rękę. Ruszyłyśmy na górę po schodach.
-Dziękuję. Jestem Carmen Black. A ty ? – spytałam z uśmiechem.
-Ja Nina Main. Pewnie jesteś dziewczyną Draco, bo często o tobie mówi. – powiedziała Nina.
-Jestem jego kuzynką. – sprostowałam ze śmiechem. Wskazała na wielkie, czarne wrota. – Jeszcze raz dziękuję. – powiedziałam, a ona ulotniła się szybko. Zapukałam do drzwi.
-Proszę. – usłyszałam szorstki ton Draco. Wsunęłam głowę we framugę. – Oo. Witaj Carmi. – powiedział blondyn słodko.
-Hej skarbie. – odpowiedziałam z niemrawym uśmiechem.
– Płakałaś ? – spytał Malfoy i podszedł do mnie. Wtuliłam się w jego czarną koszulę. Przytaknęłam.
-Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale Michael musi się pozbierać, bo Fred wypił wielosokowy i całował się ze mną. Rosie siedzi u siebie i całuje Georga. Scott wypapla wszystko, więc to jednak tobie najbardziej ufam i tylko ty masz czas. – powiedziałam siadając na jego łóżku. Ku mojemu zdziwieniu, rzeczywiście moje i jego zdjęcie stało na szafce nocnej. – Nina mówiła prawdę. – wyszeptałam przejeżdżając palcem po ramce.
-Nina ?! Nina Main ?! – spytał Dracon, a na jego policzki wlazł lekki rumieniec. Spojrzałam na blondyna oniemiała.
-Co to za jedna ? – spytałam wścibskim tonem.
-A taka Ślizgonka. W sumie nie ważne. Idziemy na kolację ? – dodał Malfoy myśląc, że wybrnął. – Tylko się ogarnij, bo wyglądasz jak 100 nieszczęść. – powiedział podając mi grzebień. Wstałam z uśmiechem i pobiegłam do łazienki. Chwilę tam posiedziałam, ale było warto. Wyglądałam przyzwoicie. Wyszłam z pomieszczenia.
-Może być panie idealny ? – spytałam obracając się wokół osi. Draco wstał i wziął mnie za dłoń. Uśmiechnęłam się lekko.
-Oczywiście. – powiedział z uśmiechem. – Idziemy panno Black ? – dodał poważnym tonem. Uwolniłam dłoń z jego uścisku i złapałam go za nadgarstek.
-Jaka miła propozycja. – zadrwiłam z niego delikatnie. Malfoy prychnął zabawnie i zeszliśmy na dół. Znów wszystkie rozmowy ucichły. Spojrzał na Ninę. W jego oczach przez ułamek sekundy dostrzegłam iskierki szczęścia tak częste dla mnie, ale rzadkie dla innych. Wyszliśmy z pokoju wspólnego Ślizgonów.
-Podoba ci się Hogwart ? – spytał Malfoy z uśmiechem.
-Tu jest zajebiście. – odpowiedziałam, gdy dochodziliśmy do Wielkiej Sali. Winowajcy dzisiejszego galimatiasu oraz jego kopii wraz z Lee Jordanem przy kolacji zabrakło. Usiadłam do stołu obok Scotta i Hermiony.
~A w pokoju Scotta siedzieli Fred, George i Lee. *perspektywa Georga* ~
-Chłopie, co ci odbiło ? – spytałem niedowierzając, iż mój braciszek mógł zrobić coś tak debilnego. Fred zmierzył mnie rozeźlonym wzrokiem.
-Nie wiem. Brakowało mi dotyku jej ust na moich. Jej delikatnych palców na moim policzku. Tych piwnych oczu. Ale przede wszystkim jej brązowych, prostych włosów. – szepnął rozmarzony Fred. – Ona mnie nienawidzi. – dodał spuszczając głowę w dół.
-I tym sposobem chciałeś osiągnąć… - urwałem dając mu pole do popisu.
-Chciałem, hmm… Najprościej mówiąc, jej. – powiedziała moja kopia.
-Oj. Fredziu. Fredziu. – mruknąłem z politowaniem.
-A ty i Rose to co ? – wrzasnął zły na mnie. – Co robiliście u niej w dormitorium ? – dodał głośno. Nie wiem, skąd on to wiedział.
-Czekaj… Co ?! – odezwał się, dotąd milczący Lee.
-Nic przyjacielu. – odburknąłem wściekły na Freda, że to wydał.
-Tak. Możesz gadać o mnie i Carmen aż za dużo, a o tobie i Rose to nie piśniesz, nawet słówka. To nie fair. – mruknął Fred wkurzony i uderzył mocno w ścianę. Został w niej lekki odcisk jego kości ręki. Do pokoju wszedł Scott.
-Co to jest ? – spytał młodszy Gryffon patrząc na odbicie…
_________________________________________________________
No to ja teraz polece z dedykiem dla Klaudii i wszystkich czytajacych. Dzięki za wszystko. :*