środa, 22 maja 2013

50. "Nie lubię świąt."

Odsunęłam się od Freda i rozglądnęłam się po Sali. Scott spał pod jakąś ławą, a Tatia na niej. Rose oparła się o ramię Georga i oboje spali. Ruszyłam do swojego pokoju, by zacząć się pakować. W końcu jutro jadę na święta do domu. Jak sadzę, Potter też u nas będzie. Ja jedna i pięciu facetów. Zapowiadają się niesamowite święta. Może uda się jeszcze ściągnąć rodzinę Scotta. W sumie jest tam tylko on i matka, więc trudno nie powinno być. Wlazłam do pokoju i otworzyłam kufer. Zaczęłam układać rzeczy i przygotowałam coś na jutro. Nie było najgorzej. Pociąg odjeżdża o 13. Ległam na łóżko i zasnęłam. Obudziła mnie Alicja krzycząc, że jeśli się nie pospieszę to całe święta szlag jasny trafi. Z trudem zwlokłam się z łóżka i ubrałam czarne spodnie, zieloną koszulkę i sweter od Molly.
-Wingardium leviosa. - powiedziałam i sprowadziłam kufer do pokoju wspólnego. Scott już siedział z Diabłem na kolanach.
-Zguba. - odparł z uśmiechem.
-Dzięki. - powiedziałam i odebrałam klatkę. Czyjeś dłonie objęły mnie lekko, a czyjeś usta dotknęły mojej szyi. Dotknęłam rudej czupryny. - Jutro święta. - dodałam szeptem.
-Będę tęsknił. - zaśmiał się Weasley. Całą zgrają ruszyliśmy na Dziedziniec Główny. Na nim stała Minerwa i z uśmiechem życzyła wesołych świąt. Wlazłam do wagonu i usiadłam z Fredem, George'm, Rose, Harrym i Ronem. Hermionę gdzieś wcięło po drodze.
-Z kim tańczył Oliver? - spytał ni z gruchy, ni z pietruchy George.
-To było zaplanowane tak, żebyś się postarał, a Olie tak na serio przyszedł z Luną. - odparła Rose kładąc głowę na jego ramieniu. George nie był ani trochę zły, a delikatnie zaskoczony.
-Wy... Nabraliście mnie? - spytał zdziwiony, a ja, Rose i Fred kiwnęliśmy głowami. - I ty przeciwko mnie? - dodał rozpaczliwym tonem patrząc na Freda. Ten tylko przytaknął. Wtuliłam się w mojego rudzielca i zasnęłam szybko. Zazwyczaj nie śpię w środkach lokomocji, ale tym razem mnie zmogło.
-Kochanie. Dojeżdżamy na stację. - wyszeptał mi Freddie na ucho. Otworzyłam oczy i usiadłam obok niego. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go lekko. Fred się uśmiechnął i objął mnie ramieniem. Pociąg się zatrzymał, więc wyszliśmy w radosnych nastrojach. Na stacji stał Rudolf.
-Do po świętach. - powiedziałam patrząc Fredowi w oczy. Jego usta musnęły moje.
-Wesołych. - odparł ze śmiechem i zaczął żegnać się z innymi.
-Pozdrów ode mnie braci. - mruknęłam przytulona do Rose.
-A ty swoich. - zaśmiała się. - I nie przesadźcie z Ognistą. - dodała i puściła mi oczko.
-Ojj. Ale kto nie lubi kolęd po pijaku? - spytałam, a jakaś kobieta spojrzała na mnie przerażona. - Dobry wieczór. - powiedziałam do niej z uśmiechem, a ta odeszła prędko. Westchnęłam i zatachałam kufer, miotłę i Diabła do Ruddiego.
-Długo się żegnasz. - wymamrotał biorąc mój bagaż. Z nami jadą Scott i Harry. Wlazłam do samochodu. Z przodu usiadł Potter i Rudolf.
-Do Grimmauld Place... Do domu. - szepnęłam przyklejając nos do szyby. Dojechaliśmy szybko. Wyszłam z samochodu, a śnieg niemiło zatrzeszczał pod butami.
-Scott. Jutro o 18 zapraszamy do nas. Mama już wie. - wyjaśnił Rudolf. Farro pokiwał głową.
-Do jutra. - zaśmiał się chłopak i pocałował mnie w policzek.
-Będziemy czekać. - odparłam pakując się do środka.
-Wesołych etc. - mruknęli bliźniacy i przytulili mnie i Harrego.
-Jak zawsze wylewni w słowach. - burknął Potter. Wzruszyłam ramionami.
-Syriusz skarbie. Chrześniak i najukochańsza siostrzyczka przyjechali. - krzyknęłam, a z kuchni wyłonił się najstarszy braciak w zielonym swetrze z różowym fartuszkiem przewiązanym na biodrach.
-Harry. - ryknął na pół domu.
-Syriusz. - odkrzyknął Wybraniec. Obaj uściskali sobie dłonie i zaczęli gadać o pierdołach. Nie lubię świąt. Sztuczna atmosfera... Jedyne co mi się podoba to Ognista do każdej potrawy i prezenty. Ruszyłam do kuchni by zrobić kolację przedświąteczną.
-Ludu. Robię kanapki. Jakieś specjalne zamówienia ? - krzyknęłam, ale odezwał się tylko Potter, który chciał kanapeczkę z dżemem. Spojrzałam z odrazą na słoiczek wypełniony truskawkowym dziadostwem.Zrobiłam kanapki. Zgarnęłam je szybko na talerz.
-Kie... Ooo... - wymamrotał Ruddie wchodząc do kuchni. Ze stania zabrał dwie kanapki.
-Kolacja. - ryknęłam i spojrzałam na Rudolfa, który nalewał Whisky do szklaneczek. Pierwsi pojawili się Bachus i Romulus.
-Komu święta temu Nutella. - mruknęli razem i usiedli do stołu. Syriusz przyszedł z Potterem i oboje przysiedli się do nas. Uraczyliśmy się tostami i Ognistą.
-Smacznego. - odezwał się Łapa. Wszyscy rozumnie pokiwali głowami. Wpakowałam kilka tostów do ust i posiłek się skończył. - Do łóżek. Carmi. Zaprowadź Harry'ego do pokoju Regulusa, chyba, że oddasz mu swój pokój, a sama będziesz spała u któregoś z nas. - dodał z uśmiechem.
-Rudolfie ?! - spytałam, a ten przytaknął głową z uśmiechem. Westchnęłam i zaczęłam prowadzić Wybrańca do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i czym prędzej upchnęłam porozrzucane ciuchy do szafy.
-Uroczo. - zaśmiał się Potter trzymając w dłoni zdjęcie moje i Freda. Mieliśmy takie śmieszne miny i wielgachne uśmiechy. Zabrałam mu zdjęcie i wzięłam piżamy.
-Jeśli coś rozpierniczysz to ci ujebię łeb. - warknęłam na Wybrańca. Ten zasalutował, a ja wyszłam. Ruszyłam zrezygnowana do pustego pokoju Rudolfa. Otworzyłam drzwi i korzystając z nieobecnosci brata przebrałam się szybko. Usiadłam na łóżku. Ruddie przyszedł po kilku minutach. Położyłam się pod kołderką i zamknęłam oczy. Zaraz po tym poczułam bliskość jego ciała.
-Branoc. - wyszeptał całując mnie w czółko. Zasnęłam. Obudziła mnie woń powietrza po burzy. Wstałam i ruszyłam na dół. Zawiązałam ulubiony fartuszek Syriusza na biodrach. Zaczęłam robić dla odmiany omlety. Wytachałam potrzebne rzeczy i zaczęłam smażyć potrawę. Z piosenką na ustach i w samej koszulce oraz dole bielizny przewiązanej fartuszkiem, robiłam pyszne śniadanko. Zaczęłam powoli rozkładać omlety na talerzach. Tym razem wlałam każdemu piwa kremowego. Usiadłam sobie przy stole, by potem iść do mugolskich sklepów i kupić coś braciom, Potterowi, mamie Scotta i samemu Scottiemu. Zjadłam spokojnie jedzenie i wypiłam piwo. Postawiłam każdemu talerz z potrawą i szklankę piwa. Jeszcze wytargałam karteczkę. Zaczęłam bazgrać po niej piórem. "Jeśli którykolwiek z was ruszy Ognistą, którą schowałam na święta to obiecuję, że osobiście go zlinczuję. Nie żartuję. Najsłodsza na świecie siostrzyczka Carmen." Położyłam kartkę na środku stołu i ruszyłam się ubrać. Wzięłam jakieś spodnie i czerwony sweter od Molly. Szybko założyłam trampki i zgarnęłam czarną puchową kurtkę. Jeszcze tylko różdżka i pieniądze. Zebrałam wszystko i wyszłam z uśmiechem. Ruszyłam do pierwszego lepszego sklepu z odzieżą. Syriuszowi muszę kupić jakieś spodnie, bo ciągle łazi w tych powycieranych. On wstydu nie ma. Wlazłam do środka.
-Dzień dobry. - powiedziałam jak to na kulturalnego obywatela przystało.
-Dobry. W czymś pomóc ? - spytała ekspedientka gasząc papierosa na biurku.
-Chciałabym kupić spodnie. - odparłam.
~I tak minęły zakupy. Bliźniacy dostaną po paczce fajerwerków i słoiku Nutelli. Ruddie otrzyma nową torbę na papiery. Potter dostanie figurkę rogogona. Pani Farro śliczną zieloną sukienkę, a Scott nową mugolską książkę o wilkołakach.~
Spojrzałam na książkę. W sumie proponowałam Farro by pogadał z Lupinem, ale ten się upierał, że nie chce burzyć swojej ideologii. Ruszyłam obładowana do domu i przetransportowałam się do swojego pokoju. Wrzuciłam prezenty do szafy i zamknęłam ją na kilka kłódek. Spojrzałam na łóżko.
-Potter. Wstawaj do chuja pana. Ja tu już na zakupach byłam, a ty nadal leżysz. Omlet ci wystygł. - zaczęłam na niego krzyczeć, a ten tak się przejął, że aż spadł z łóżka.
-Carmen. Czy ty zawsze musisz używać tak bolesnych i niemiłych środków ?! - warknął, a ja pokiwałam głową. Szybko wyszłam z pomieszczenia i zrobiłam obchód po domu. Okazało się, że tylko Wybraniec śpi. Usiadłam przy stole, gdzie bracia kończyli jedzenie.
-Ognista jest cała. - poinformował mnie Syriusz.
-Bardzo się cieszę. - odparłam i spojrzałam na zegarek, który przedstawiał godzinę 12. - Skarby, ozdobić mi pięknie dom. Ale już. - warknęłam, a ci poleźli na górę ociężale. Usiadłam przed kominkiem z jakąś książką.Co chwila bracia i Potter podchodzili do mnie by spytać gdzie, co i jak. Dosyć znośnie na końcu to wyglądało, więc o 16 ruszyłam na górę. Szybko weszłam pod prysznic i umyłam się cała. Włosy opadały mi po ramionach i były bardzo mokre, więc zawinęłam je w ręcznik. Wyszłam i stanęłam przed szafą. Wybrałam tę samą sukienkę i te same ciuchy, w których byłam w październiku na Balu z Draco. Szybko się przebrałam i podmalowałam. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Dochodziła 17, więc zaraz pojawi się Scarlett i Scott. Spojrzałam na moich braci. Wszyscy mieli na sobie garnitury. Nawet Potter.
-I zeszła zmora. - zaśmiał się Rudolf. Do domu ktoś zaczął pukać. Podeszłam do drzwi i w pierwszej chwili zauważyłam mamę Scotta. Przytuliłam kobietę.
-Witaj kochana. - zaśmiała się pani Farro.
-Dobry wieczór. Zapraszam. - odparłam z uśmiechem i odebrałam od niej płaszcz. Noga trolla przysłużyła się wreszcie. Za nią wszedł mój przyjaciel obładowany prezentami. Chyba niósł i swoje i mamy.
-Cześć słońce. - wymamrotał. - Pomóż. - wyjęczał, a ja z uśmiechem zabrałam od niego kilka toreb.
-Proszę i zapraszam. - zaśmiałam się i wprowadziłam ich do jadalni. Scarlett pomogła mi rozkładać jedzenie na stole. I wszystko potoczyło się dość normalnie.
-Dobra. Nie chcę mi się wysłuchiwać nieprawdziwych życzeń i widzieć sztucznie wykrzywione twarz, więc wszystkiego najlepszego. - odezwał się Syriusz. Wszyscy mu przytaknęli, a ten zaczął rozlewać Ognistą.
-Syriuszu. Tak nie przystoi. - odezwała się oburzona pani Farro. Łapa spojrzał na nią zdziwiony.
-Ale Scar... - urwał, bo ta spojrzała na niego niczym morderca. Odłożył trunek i porozlewał piwa kremowego. Oczywiście nie obyło się bez dezaprobaty reszty braci. Wreszcie po skończonym posiłku Łapa kiwnął na mnie głową. Spojrzałam na choinkę i na prezenty.Wstałam i zaczęłam z uśmiechem wręczać podarki. Swoje zostawiałam pod choinką, by potem do nich wrócić.
-Dzięki. - zaśmiał się Syriusz wyciągając spodnie. Reszta odpakowywania minęła w fajnej atmosferze.
~Czy tylko mnie ciekawiły jak mogą wyglądać święta u Lorda Voldemorta ?! Pokażę wam moją wizję. *perspektywa Niny*~
Usiadłam przy suto zastawionym stole. Mój brat zachował powściągliwy wyraz twarzy. W sumie nie dziwię mu się. Sam mówił, że Boże Narodzenie to najgorsze święto jakie można było wymyślić.
-Dianno, czy podasz mi rybę ? - spytał Voldemort. Święta z nim były cholernie nudne. Czarno wszędzie jak w dupie u murzyna, a on chce wprowadzić świąteczny nastrój. Czy ten człowiek jest niepoważny ?! Dianna podała mu to o co prosił, a ja wbiłam widelec w pieroga. - Jak idą jej przygotowania na Śmierciożerczynię ? - spytał syczącym głosem. Jak ja tego nie lubię. To tak jakby pytał się o miłość tak zimnym tonem.
-Dość dobrze. - mruknęła Diann niepewnie. Widać było gołym okiem, że kłamie. Tom spojrzał na mnie z rządzą mordu wypisaną na spokojnej twarzy.
-Myślałem, że coś z ciebie będzie... Pomyliłem się. - wyszeptał Tommie i wyciągnął różdżkę w moim kierunku.
-Riddle. Ty chyba nie masz zamiaru jej zabijać ?! - krzyknęła w mojej obronie Dianna. Ten zmierzył ją potępieńczym wzrokiem i zwrócił się do mnie.
-Jesteś moją siostrą. - skomentował Volddie.
-Zabij mnie. - krzyknęłam przerażona, a ten wzruszył ramionami. - Avada Kedavra. - warknął. Nie wiedziałam, że to będzie ostatnie usłyszane zaklęcie. Poczułam tylko walnięcie o podłogę i umarłam. Zabił mnie własny brat. Marzenie...
_________________________________________________________
No i jest. Zadedykowany Oliwce, która srała się bym go dodała. Specjalnie dla niej jest koniec. :* Tradycyjnie dziękuję za tyle wyświetleń, ale komentarzy coś mało było. No nic. Mimo wszystko dziękuję.

piątek, 17 maja 2013

49. "Uczynię ten dzień jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. "

Położyłam dłoń na ramieniu Freda i spojrzałam na zwierzaka za oknem.
-Dziękuję. - wyszeptałam patrząc Weasley'owi w oczy. Rudy cmoknął mnie w policzek i wsiadł na hipogryfa, a potem wlazłam ja. Przytuliłam mocno plecy chłopaka. - Leć. - zarządziłam z uśmiechem. Gryff poderwał się do lotu. Wiatr owiewał nasze głowy, ale nic nie trwa wiecznie. Po 20 minutach zlecieliśmy na ośnieżone pole.
-Podobał ci się? - spytał z wyszczerzem chłopak pomagając mi zejść ze zwierzaka.
-Jeszcze pytasz?! - odparłam uradowana i przytuliłam Freda mocno. - Było zajedwabiście. - dodałam mu szeptem na ucho. Jego twarz zbliżała się do mojej.
-Carmen! - zawołał ktoś za moimi plecami. Owy głos należał do Scotta. Odwróciłam się i złapałam Weasleya za dłoń.
-Słucham?! - spytałam dość uprzejmie jak na przerwanie prawie pocałunku i moją wcześniejszą niechęć do Farro.
-No dobra... Mój honor ucierpi, ale... Przepraszam. - wymruczał zielonooki pod nosem, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Jaki jest haczyk lub po prostu ile? - burknęłam gładząc wolną ręką sweterek.
-Nie ma haczyka. Jesteś moją przyjaciółką i nie chcę mieć w tobie wroga, bo zabiłaś kilka osób... Może nie celowo... Już się zamykam... - mówił prawie bezgłośnie Scott. Spojrzałam na Freda, a ten kiwnął głową. Podeszłam do Scottiego i przytuliłam go mocno.
-Wybaczam, ale następnym razem dostaniesz Crucio, gdy nazwiesz mnie suką! - powiedziałam i odsunęłam się od niego. Ten przytaknął łepetyną i uśmiechnął się szeroko. - Jednak jest haczyk... No dobra. Freddie ja idę pomóc temu łamadze, a ty odprowadź zwierzaczka. - zwróciłam się do Weasleya.
-Spotkajmy się na kolacji. - zaproponował wzdychając ciężko rudy. Złapałam Scotta za dłoń i ruszyliśmy do zamku.
~Ni krzty weny na dalszy rozwój wypadków, więc przejdźmy do piątku wieczór. Carmen siedzi z Rose w swoim pokoju. Alicja, Katie i Angelina przygotowują się na jutrzejszy Bal~
-Angie pomóż. - krzyknęła rozpaczliwie Alicja, a gła Rosie wylądowała na moim ramieniu.
-Chodźmy stąd. - zaoponowałam, a Krukonka przytaknęła głową. Wyszłyśmy uśmiechnięte z dormitorium. Stanęłyśmy w pokoju wspólnym. Na fotelach rozwalili się bliźniacy.
-Jak tam przygotowania kochanie? - spytał Fred lustrując mnie od stóp do głowy chamskim wzrokiem z szelmowskim uśmiechem.
-Weasley. Jeśli jeszcze raz pomyślisz sobie o mnie i o jakiej kolwiek zbereźnej rzeczy z moim udziałem to pamiętaj, że bal jest jutro i nigdy nic nie wiadomo. - warknęłam urażona.
-Ojj skarbie. - jęknął rudy, a ja wzruszyłam ramionami.
-A ty skarbie w co się ubierasz? - spytał ten drugi.
-Jeszcze nie wiem w co ubierze się Oliver... - urwała, bo ten siedział z wytrzeszczonymi oczami.
-O-Oliver?! - wymruczał zdziwiony. - A co do tego ma Oliver?
-Idę z nim na Bal. - oświadczyła Martin z uśmiechem.
-C-Co?! - prawie pisnął George i wstał.
-Nie zaprosiłeś mnie! - stwierdziła Rosie zakładając ręce na piersiach. George stał na środku z rozdziawioną gębą.
-Je-Jesteśmy razem. Myślałem... - mruczał zawstydzony.
-To źle myślałeś. - odparła Rose. Freddie zaczął się śmiać, a ja usiadłam na jego kolanach.
-Prze... Przecież... To... Ejj. - dukał Georgie.
-Jakbyś chciał mnie zaprosić to byś się wysilił. - warknęła Rose urażona.
-Ale... - krzyknął George, gdy Rose zniknęła w drzwiach.
-Toś się popisał. - zaśmiał się Fred. Został za to uraczony wzrokiem niczym seryjnego mordercy.
-George. On ma rację. Czemuś jej nie zaprosił? - spytałam z delikatnym wyszczerzem. Bądź co bądź to dziwna sprawa.
-Nie wiem. - wyznał George ze spuszczoną głową. - Muszę iść się wyspać. - dodał jeszcze ciszej. Wstał niepyszny i ruszył na górę.
-Ma przejebane. - stwierdziłam kładąc głowę na jego ramieniu. - Jeśli Rosie się za coś obrazi to mimo wybaczenia zapamięta do końca życia. - dodałam z uśmiechem i zamknęłam oczy.
-Taa. Już nie mam brata. - zaśmiał się Fred, a ja przytuliłam go mocno i zasnęłam. Obudziło mnie lekkie sapanie. Otworzyłam oko i ujrzałam śpiącego rudzielca.
-Kochanie. - wyszeptałam mu cicho na ucho. Jego usta dotknęły mojego czoła i policzka. - Wstawaj skarbie. - zaśmiałam się, a ten otworzył oczy. - Dziś bal. - dodałam posępnie.
-Będę przy tobie. - wyszeptał Fred, a ja wstałam.
-Widzimy się na śniadaniu. - stwierdziłam i ruszyłam do swojego pokoju. Narzuciłam na siebie świeżą koszulkę i założyłam jeszcze raz nowy sweter. Rozczesałam długie włosy i upięłam je w wysokiego kucyka. Teraz tylko uśmiech na twarz i lezę na śniadanko. Wyszłam z pokoju i skierowałam się ku Wielkiej Sali. Nie było prawie nikogo. Rozejrzałam się i z niedowierzaniem pokręciłam głową.
~No to przejdźmy do "zranionego" rudzielca. *perspektywa George'a*~
Otworzyłem jedno oko. Jak mogłem być taki głupi i nie zaprosić jej na Bal ?! Nawet Fredowi pomagałem ściągnąć skądś tego hipogryfa, ale o sobie nie pomyślałem. Jestem cholernym idiotą. Wstałem i nałożyłem koszulkę z dużym tygrysem. Jedna z moich ulubionych, bo kupiona wraz z Rosie. W pokoju leżeli jeszcze Lee i Scott. W sumie o dziwo Farro. On zawsze budzi się wcześniej i chodzi z Carmen po Hogwarcie. Westchnąłem i wyciągnąłem pudełko fasolek. Uśmieżacze bólu. Wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół. Na fotelu siedział mój bliźniak.
-Fred, George, macie odgnomić mi cały trawnik. - mruknąłem udając głos mamy.
-Jeszcze pięć minut. - wybełkotał Freddie przez sen. 
-Wstawaj kurwo zajebana. - warknąłem na niego, a ten spadł z fotela.
-Miło to tak braciszka nazywać ? - burknął pocierając głowę dłonią. Pokiwałem głową i usiadłem na fotelu.
-Co ja mam zrobić ? - spytałem i walnąłem głową o oparcie.
-Kwiaty, hipogryf, garnitur, czekoladki i uśmiech. - podpowiedział Freddie. Wzruszyłem ramionami i już gnałem po całym Hogwarcie by znaleźć te rzeczy.
*kilka godzin później*
Stanąłem przed lustrem. Spojrzałem na siebie. Czarne mokasyny współgrały z czarnymi spodniami i cudną marynarką, również czarną. Koszula była biała... Grunt to tradycja. Jeszcze krawacik... Osz cholera. Nie umiem wiązać krawatów. Wylazłem z pokoju. Na środku stał mój bliźniak ubrany podobnie tylko, z na nogach miał czarne trampki, a jego krawat był bordowy. ponadto koszula była jasnoczerwona. Obok niego stała Carmen w fioletowej sukience do połowy ud. Na nogach czarne szpilki. Poza tym czarna bransoletka na lewej ręce. Włosy zostawiła rozpuszczone. 
-Nie potrafię zawiązać tego dziadostwa. - pożaliłem się z granatowym krawatem w dłoni. Carmen z uśmiechem podeszła do mnie.
-I co wymyśliłeś ? - spytała zabierając mi krawat z dłoni. 
-Zobaczysz młoda. - odparłem, a ona ścisnęła moją szyję za mocno dając do zrozumienia, że nie życzy sobie jej tak nazywać. - Przepraszam. Zobaczysz Carmen. - poprawiłem się szybko i przeczesałem dłonią włosy. 
-Od razu lepiej. - odparła Black z uśmiechem. Przewróciłem teatralnie oczami, po czym dostałem palcem między żebra. - Nie wywracaj oczami na mnie. - warknęła. 
-Gdzie sie podziała dziewczyna, która boi się śmierci bliskich ? - spytałem retorycznie i tyknąłem ją w ramię. 
-Jesteś idiotą. - warknęła i wyszła z pokoju wspólnego. 
-C-co ja zrobiłem ? - spytałem skołowany.
-Nie mów o śmierci. - poradził mi bliźniak i wyszedł za Black. Przejechałem dłonią po twarzy i ruszyłem do Wielkiej Sali. Jak spotkam Olivera to chyba mu nos rozpłaszczę. Wlazłem tam i od razu ujrzałem stolik pod którym ukryte zostały dwie butelki Ognistej. Idę o zakład, że mój bliźniak i jego dziewczyna maczali w tym palce. Spojrzałem na schody i zobaczyłem ją... Szła za rękę z wysokim blondynem. Na sobie miała zieloną sukienkę z falami u dołu. Ona również miała czarne szpilki i ładnie upięte włosy. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Kuźna, czemu życie jest takie niesprawiedliwe ? Powinno być prosto wytyczone. Tu jestem ja, a tam ona... Ale bez Olivera. On przeszkadza. On wadzi. On burzy. On... Jego nie powinno być. Westchnąłem głęboko i oparłem się o ścianę. Jej wzrok spoczął na mnie, a potem szybko się odwrócił. Nie chciała na mnie patrzeć ? Aż tak wiele zła jej wyrządziłem ? To jest kompletnie bez sensu ! Już jutro to się skończy. Jutro pakujemy manatki i jedziemy do domu na święta. Hmm... Uczynię ten dzień jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. Ruszyłem w stronę Rose. Kwiatek jest. Uśmiech i zniewalający wygląd również jest. Podszedłem do niej. 
-Wybaczysz mi ? - spytałem podając jej wiechcia. Ona spojrzała na mnie z wyższością i rozglądnęła się po sali. 
-Pod jednym warunkiem. - mruknęła, a ja spojrzałem na nią zdziwiony.
-Jakim ? - spytałem, a ona się uśmiechnęła delikatnie.
-Pocałuj mnie. - wyszeptała, a ja zacząłem się śmiać. Szybko pocałowałem ją na środku schodów. Ona przytuliła się do mnie. 
-Zatańczysz ? - spytałem z wyszczerzem na pół ryja, a ona przytaknęła. 
~Fragment specjalnie dedykowany. :3 Teraz przejdźmy do Black. *perspektywa Carmen*~
Oparłam się o stolik z Ognistą i rozglądnęłam za moim rudzielcem, którego jak na złość nigdzie nie było. Podszedł do mnie Blaise.
-Czego ? - burknęłam, gdy ten spojrzał na mnie z szelmowskim uśmiechem. 
-Nie bądź taka oschła. Chciałem cię przeprosić za moje zachowanie. - powiedział niewymuszonym i spokojnym tonem. Spojrzałam na niego zdziwiona. 
-Przepraszasz mnie ? - spytałam zaskoczona i dziugnęłam go w żebra. Skrzywił się. - Cholera, Blaise... Nie spodziewałabym się takiego czegoś po... Tobie. - dodałam, a ten zaczął się śmiać.
-Po mnie ? Jestem aż taki zły ? - spytał z wyszczerzem. 
-Wiesz... Mam z tobą nie zbyt miłe wspomnienia. - odparłam i wykrzywiłam twarz.
-Zmieńmy to. - wyszeptał mi na ucho i zatargał na środek parkietu. Jego dłonie wylądowały na moich biodrach. - Ruszaj się. - zaśmiał się kręcąc mną wokół. 
-Zabini, bo rzygnę. - odparłam z uśmiechem i ścisnęłam dłonie w pięści na jego garniturze naciągniętym na ramionach. 
-To będziesz prać. - zakomunikował śmiejąc się jeszcze donośniej. Chyba wjebaliśmy się w jakąś parę, ale jakoś mi to zwisało. Normalnie bym się przejmowała, ale teraz co mnie to obchodzi. Niech wstaną i się ogarną. Zabini wreszcie pozwolił mi na chwilę odpoczynku. Spojrzałam na salę. Muzyka ucichła, a wszystkie oczy były wlepione w nas. 
-Kuźna, toś nas wpakował. - warknęłam na Zabiniego, a ten zrobił obrażoną minę. 
-Moja wina... ZAWSZE moja wina. - odparł udając złość. - Ludzie. Musicie się tak gapić ? Nie macie lepszych zajęć do roboty ? - krzyknął na gapiów, a ci rozeszli się. 
-Dzięki. - wyszeptałam i pocałowałam go w policzek. Zabini zasalutował lekko i wtopił się w tłum. Spojrzałam na tańczące pary. Znowu ich zobaczyłam. Nie... Proszę was... To już kpina. Krum tańczył z Hermioną, a Ron stał za nimi zzieleniały ze złości. Podeszłam do niego. Mimo wszystko nie mogę znaleźć Freda.
-Cześć. - burknął Ron, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
-Przyszłam pogadać, a ty jak mnie traktujesz ? - spytałam i odwróciłam się. 
-Carmi... Przepraszam. - wyszeptał. - Ale to mnie przerasta. Odkąd pojawił się tu ten idiota nie mam dobrego kontaktu z Hermioną. - wyżalił się Ron. 
-Stary, mam to samo. Tylko mi tu chodzi tylko o Kruma... Cholerny debil. - odparłam, a Ron zaczął się śmiać. - To prawda. - zaperzyłam się.
-A czy ja mówię, że nie ? - spytał ze śmiechem. 
-Ludzie to idioci. - warknęłam i odeszłam. Ruszyłam powoli ku błoniom. Freda nadal nie mogę znaleźć. Może jest w lesie ?! Nie... Wątpię. Pod drzewem była jakaś ciemna postać. Widziałam tylko świecące oczy. Podeszłam bliżej i zobaczyłam go. Podbiegłam i podniosłam jego poharataną twarz. Z ran na policzkach sączyła się krew, noga była wpół rozcięta, a dłonie chyba cudem ocalały. Tylko rude włosy przybrały trochę czerwonej barwy. Spojrzałam na księżyc. - Pełnia. - mruknęłam pod nosem i szybko skojarzyłam fakty. Fred wilkołakiem ?! NIE ! Poharatany przez niego... Niewykluczone. 
-CARMEN. CARMEN. IMPREZA SIĘ SKOŃCZYŁA ! WYJDŹ DO CHOLERY SPOD TEGO STOŁU. - krzyczał jakiś głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam Freda. Był cały. Szybko przylgnęłam do niego. 
-Ty żyjesz. - wykrzyknęłam chowając głowę w jego koszuli.
-Ile wypiłaś ? - spytał troskliwie Weasley. Spojrzałam mu w oczy i ujrzałam iście szaleńczy błysk.
_________________________________________________________
TAA  DAAM. Przepraszam za tak długi czas oczekiwania... Dziękuję za 10 i pół tysiąca wyświetleń. :3 Dedykuję ten rozdział Klaudii, która dzisiaj truła mi dupę, bym szybciej dodawała. :**

niedziela, 5 maja 2013

48. "Nie mówcie tego nikomu... Nikt nie powinien wiedzieć..."

Rudolf usiadł obok Carmi i złapał jej dłoń w swoją. Zaczął bawić się jej palcami i spojrzał na mnie.
-Czemu jej nie pilnowałeś ? - spytał rozżalonym tonem i w jego oczach pojawiły się noże. - Mówiłeś, że ją kochasz, a teraz ona leży. - warczał długowłosy. Spojrzałem na niego i podrapałem się po czole.
-O czym ty mówisz ? - spytałem, a może wyjęczałem. Moje wytrzeszczone oczy błądziły za jego dłońmi.  Carmen podniosła się gwałtownie i zaczęła krzyczeć jak opętana. Rudolf złapał ją za ramiona i przytulił mocno.
-Zabijcie go. Rzućcie Avadą. Ma zginąć, a jego szczątki zostać zakopane. - wrzeszczała, a jej oczy były puste i białe. - Nie mówcie tego nikomu... Nikt nie powinien wiedzieć... Na jego twarzy na zawsze zagości uśmiech... - urwała i wrzasnęła głośno. - On zginie niebawem. Jego bracia, siostry, dzieci, wnuki, rodzice... Nikt nie będzie tęsknił... Nikt nie będzie wiedział... - dodała mrocznym głosem i opadła Rudolfowi w ramiona. Carmen otworzyła oczy i spojrzała na nas piwnymi tęczówkami. Moje serce biło jak oszalałe.
-C-co to było ? - wyszeptałem oddychając głęboko. Rudolf przełknął głośno ślinę.
-Ale o co wam chodzi ? - spytała zaskoczona i przywarła do brata. Rud wzruszył bezradnie ramionami. Nic nie powiedziałem. Nie wiedziałem co powiedzieć. Do sali weszła Poppy.
-Proszę stąd wyjść. Pacjentka powinna jeszcze spać. - powiedziała poważnym tonem, a ja wstałem. Rudolf też. Oparłem się o poręcz schodów. Rudolf spoczął obok mnie.
-Ona nie może się o tym dowiedzieć. Nikt nie może. - wyszeptał brat Carmi, a ja pokiwałem rozumnie głową. Roztrzęsiony ruszyłem ku pokojowi wspólnemu. Szybko dolazłem do dormitorium i wyciągnąłem pióro i mój kalendarzyk. "Carmi zaczęła coś majaczyć przez sen. Nie wiem o co jej może chodzić. Jej uczucia są dla mnie ważne, ale jak mówi o zabijaniu kogoś to mi się śniadanie wraca. Nienawidzę patrzeć, słyszeć lub wiedzieć cokolwiek o śmierci. To takie przytłaczające i smutne. Teraz siedzę na łóżku i wspominam niektóre momenty z Carmi. Brakowało mi jej, ale to co powiedziała mnie... Może nie zdziwiło jak przeraziło." Tak to jest dobry koniec. Postawiłem pióro w kałamarzu i zamknąłem zeszyt. Do pokoju wszedł George z Rose.
-Jak tam życie ? - spytał uśmiechnięty rudzielec. Spojrzałem na niego zdziwiony i wstałem z łóżka.
-Carmen jest w Skrzydle. - odparłem biorąc piżamy. Wlazłem do łazienki ściągając ciuchy. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Chcę o tym zapomnieć. Odkręciłem wodę i po chwili wlazłem pod płynny żywioł. Jego krople delikatnie dotknęły mojego ciała. Tego mi było trzeba.
~Ekhem. Nie wiem co mam dalej opisywać, więc przejdźmy tydzień później. Wszystko jest w miarę dobrze. *perspektywa Carmen.*~
Obudziłam się w swoim łóżku. Na sąsiednim spała Angelina. Dziewczyny powiedziały, że jest między nami spoko, więc w sumie nie muszę już mieszkać z Fredem. Wstałam i wzięłam długie spodnie i czarny sweter z małym smokiem na piersi. Szybko to zarzuciłam na siebie i wzięłam podręczniki szkolne. Po porwaniu nie jestem sobą. Wyszłam z dormitorium i spotkałam na fotelu Scotta.
-Chodźmy gdzieś. - zaproponowałam i ujęłam jego dłoń. Ten bez wahania się zgodził.
-Powoli wraca ci dobry humor. - powiedział z delikatnym uśmiechem.
-A to źle ? - spytała zdziwiona, a Scott zaśmiał się serdecznie.
-Cholera. Wszędzie widzisz złe i ciemne strony ? - spytał przytulając mnie lekko.
-Jeśli pokarzesz mi dobre to pogadamy. - burknęłam i weszłam na Dziedziniec Główny. - Nie mam na nic ochoty, ani siły. Fred zaczął mnie unikać. Rudolf nie odezwał się od jego przyjazdu ni słowem, a potem wyjechał tłumacząc się jakimiś ważnymi sprawami. Rose chodzi jakby nieobecna. Draco nie ma. Tylko ty się nie zmieniłeś. - mruczałam i zamknęłam oczy.
-Ojj. Przestań. Nikt cię nie unika. Przynajmniej nie na mojej warcie. - zaśmiał się Farro. Otworzyłam oczy i pogłaskałam go po policzku.
-A Tatia patafianie ? - spytałam zdziwiona. On niezauważalnie westchnął.
-Nie wiem. Strasznie mi się podoba, ale nie potrafię z nią normalnie pogadać, by rozmowa nie skończyła się kłótnią. - odparł opierając głowę o futrynę okna.
-A zaprosiłeś ją na Bal ? - mruknęłam przygryzając wargę. Scott pokręcił nieśmiało głową. - Jesteś idiotą. - zawrzałam i pacnęłam się ręką w twarz.
-Pomożesz mi ? - wyjęczał Farro. Wzruszyłam ramionami. - No weeeź... - powiedział potrząsając mną energicznie.
-Dobra tylko mnie puść. - warknęłam i poprawiłam szatę.
-Jesteś cudowna. - mruknął z uśmiechem. Przewróciłam oczami i wstałam.
-Zaraz śniadanie. Nie lubię się spóźniać na wyżerkę. - odparłam łapiąc go za dłoń. Jego palce splotły się z moimi i ruszyliśmy w dość pogodnych nastrojach. Wlazłam do Wielkiej Sali. - O a na wakacjach trzeba przeczytać kolejną część książki. - zaśmiałam się.
-Fajnie było. To był jeden z nielicznych okresów kiedy byłaś tak dziwnie spokojna. - odparł Farro, a ja spojrzałam na niego z nożami w oczach. - Wiesz, że cię kocham. - dodał z szelmowskim uśmieszkiem.
-Ja cię też, ale nie żartuj sobie ze mnie... Albo przynajmniej mnie nie obrażaj. - mruknęłam siadając obok Freda. Rudzielec uśmiechnął się do mnie delikatnie.
-Jak się czujesz ? - spytał, a ja pocałowałam go lekko w usta.
-Coraz lepiej. - odparłam, gdy się odsunęłam. Sięgnęłam dłonią po Nutellę i dwa tosty. Szkoda, że nie można tu pić Ognistej... O tak. Było by zajedwabiście.
-Drodzy uczniowie. To już potwierdzone, że w tą sobotę odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy. - ryknął Dumbledore z mównicy. Wśród dziewczyn rozległ się pisk podniecenia, a chłopcy patrzyli na to z pewną rezerwą. Walnęłam czołem o stół.
-Co one widzą w tym zrąbanym Balu ?! - warknęłam zatykając dłońmi uszy.
-Co one to nie wiem, ale ja widzę cię w sukience takiej jak u Malfoyów. - wyszeptał mi Fred na ucho. Zmierzyłam go morderczym wzrokiem. - Dla ciebie wbiję się nawet w garnitur. - dodał z uśmiechem.
-Jeszcze nie zostałam zaproszona. - ofuknęłam go. - I nie pytaj teraz, bo się nie zgodzę. Wysil się choć trochę kochanie. - dopowiedziałam i wstałam biorąc jeszcze jednego tosta do ręki. Ruszyłam z torbą przerzuconą przez ramię pod salę profesor McGonagall. Opadłam na ziemię i wytargałam moją zaczętą mugolską książkę.
-Carmen. Co ci odbiło ? - krzyczał Scott. Nie chciałam na nikogo patrzeć. Wolałabym się teraz zaszyć w Zakazanym Lesie z testrelami i poczytać książkę głaszcząc zwierzaczki po wystających żebrach.
-Co mi odbiło ? - spytałam sama siebie spokojnym głosem i wzruszyłam ramionami.
-Jesteś nieczułą suką. - warknął na mnie Farro. Spojrzałam mu w oczy.
-Wyprali mnie tam z kompletnie wszystkich pozytywnych emocji... Tam czułam tylko ból, żal i cierpienie, a ty każesz mi teraz okazywać tak płytką emocję jaką jest miłość ? - krzyknęłam wstając. - Tam było gorzej niż wtedy z Krumem. Nie potrafię sobie wyobrazić gorszego bólu... Choć nie. Śmierć Regulusa dobiła mnie bardziej. Ale poza tym nie. Wątpię, że chciałbyś być raz po raz traktowany Crucio lub Sectumsempra. - dokrzyczałam i wymierzyłam mu ręką w twarz. Spojrzałam mu w oczy.
-Ja prze-przepraszam. Nie wiedziałem. - wyjęczał Farro.
-A widzisz. Jak nie wiedziałeś to po chuja pana się wpierdzielałeś ? - warknęłam na niego i dotknęłam zimną dłonią jego zaczerwienionego policzka.
-Nie widziałem cię przez te cholerne 2 tygodnie. Martwiłem się. Obiecałaś, że nigdy nie wpakujesz się do spraw Śmierciożerców, a tu proszę. - wrzeszczał Farro.
-Oczywiście, że to moja wina. Poszłam do nich. Zwiążcie mnie do cholery i torturujcie, bo chcę by Scott popamiętał wszystko co mi zrobił. - odkrzyknęłam mu. Wokół nas zebrała się spora grupka gapiów.
-Teraz to moja wina, że cię tam zabrali. No przecież. To moja wina. - mówił waląc się pięścią w klatkę piersiową. - Ja ich nasłałem na ciebie. Tak samo jak tego smoka na Kruma. To nie ja tylko twój zidiociały bra... - urwał, bo przyłożyłam mu ponownie w twarz.
-Nienawidzę cię. - warknęłam i zabrałam torbę. Jak on mógł nazwać mojego brata idiotą ?! Ruszyłam się, ale niestety zabił dzwon i wszyscy wpakowali się do klasy. Nie było miejsc, więc pani profesor wpakowała mnie obok Scotta.
-Na dzisiejszych zajęciach będziecie zamieniać pióro w pucharek, a druga osoba zrobi na odwrót. - wyjaśniła profesorka. Spojrzałam na Scotta z wyższością.
-Bądź pierwszy. - burknęłam z udawanym szacunkiem.
-Ależ dlaczegóż ja ?! Przecież to ty jesteś kobietą, a kobiety mają pierwszeństwo. - odgryzł się równie nieuprzejmie Farro.
-Ohh. Przecież ty i twoje wybujałe ego musicie być pierwsi. - odparłam patrząc na niego z pogardą.
-Przestańcie. Black, Farro zostajecie na przerwie. Musimy porozmawiać. - ryknęła McGonagall. - Black, zaczynaj. - dodała, a ja zabrałam się do pracy. Po chwili pióro zostało sprawnie zamienione w pucharek. Kilka chwil później to znowu było pióro. Warczałam zaklęcie na przedmiot, a Scott szybko przemieniał go z powrotem.
-Jesteś cholernym zjebem. - mruknęłam, gdy zadzwonił dzwon.
-Panno Black proszę się wyrażać. - zagrzmiała Minerwa. - Co się z wami dzieje ? Jeszcze dzisiaj rano widziałam was chodzących za ręce z Dziedzińca, a teraz gryziecie się. - warknęła profesorka od transmutacji. Nie miałam zamiaru się odzywać. To ten debil nazwał mojego brata idiotą. Scott najwyraźniej też. - Odezwijcie się. - krzyknęła wyprowadzona ze spokoju McGonagall.
-To jego wina. - wypaliłam.
-Moja ?! Moja ?! To nie ja jestem niemiły, oschły i zimny. - warknął Farro.
-Cholera. Tłumaczyłam ci, że oni mnie wyprali z radosnych emocji. - wrzasnęłam na zielonookiego.
-Pogodzić się albo zarobicie karę u Filcha. - powiedziała Minerwa dość spokojnym głosem. Prychnęłam na Farro.- Poza tym Gryffindor za waszą kłótnię traci 20 punktów. - dodała. Wstałam i się pożegnałam. Scott wyszedł za mną.
-Aś teraz pojechał. Musiałeś na mnie wrzeszczeć przy niej idioto ? - warknęłam na Farro.
-I widzisz !! ZAWSZE JEST MOJA WINA ! - prawie mi wysylabizował.
-A radź sobie z Tatią sam. - burknęłam, a ten przystanął.
-A...Ale... - jęczał. - Rozejm. - warknął wyciągając dłoń.
-Tylko dlatego, żeby pójść z Puchonką na Bal ?! ZAPOMNIJ ! Nazwałeś mojego brata idiotą kretynie. - powiedziałam krzycząc mu prosto w twarz. Ruszyłam szybkim krokiem ku lochom, w których miałam mieć kolejną lekcję. Była ze Ślizgonami... Nie było Draco, więc co to za pocieszenie. Najwyżej Zabini się przyjebie, więc będzie cienko.
-Panno Black zapraszam. - usłyszałam ciepły głos Severusa. Po chwili tłustowłosy odchrząknął i zaprosił mnie do środka ruchem ręki. Weszłam szybko.
-O co chodzi ? - spytałam opierając się o ławkę.
-Odnaleźli Draco. - wyszeptał Snape, a ja wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Gdzie ? - mruknęłam oszołomiona.
-Jest teraz bezpieczny na oddziale zamkniętym w Świętym Mungu. - odparł Mistrz Eliksirów. Zatkało mnie. Po chwili zadzwonił dzwon.
~Teraz jesteśmy na obiedzie po zajęciach.~
 Zaczęłam wpierniczać jakąś zupę. Freddie siedział obok mnie z uśmiechem i rozmawiał ze swoim bliźniakiem o jakimś wynalazku. Sowy pojawiły się nam nad głowami. Nic nie dostałam, więc co mnie to obchodzi. Usłyszałam krzyk Hermiony.
-Carmen. Carmen. Black do cholery chodźże tu. - krzyczał Ron. Wstałam i ślamazarnie podeszłąm do wrzeszczącego rudzielca.
-Czego podnosicie taki raban ? - warknęłam i chwyciłam gazetę. - Wczoraj około godziny 15 zabito troje mugoli. Na miejscu podobno widziano wymykającego się Oriona Black. Morderstwa były wykonane z zimną... - urwałam i spojrzałam na dobrze mi znane nazwisko. Wytrzeszczyłam oczy. - T-to nie możliwe. - wyjęczałam i usiadłam na ławce. 
-Trudno się pogodzić z tym, że ojciec jest mordercą. - szepnęła Hermiona. Zaprzeczyłam głową.
-To wiem od dawna, ale problem w tym, że on nie żyje od jakichś dwóch miesięcy. - wymruczałam i walnęłam czołem o stół. Wstałam i oddałam gazetę. Ruszyłam do Sowiarni by wszystko wyjaśnić. Nabazgrałam na skrawku papieru. "Drogi zapewne Rudolfie. Co to ma znaczyć, ze ojciec, który nie żyje, powybijał mugoli ? Pozdrawiam i czekam na wyjaśnienia. Carmen." - Do Ministerstwa. - mruknęłam do Diabła, a ten wyleciał. Za moimi plecami stał Fred. Miał na sobie fioletowy sweter z literką F.
-Mama przysłała dla ciebie paczkę. W sumie to ja ją o nią poprosiłem. - wyszeptał. - Zamknij oczy i podnieś ręce. - zażądał, a ja szybko to zrobiłam. Po chwili poczułam na sobie miękki materiał. Otworzyłam oczy. Fred założył mi czerwony sweter z literką C. 
-Dziękuję. - powiedziałam i przytuliłam go. - Z chęcią pójdę z tobą na Bal. - dodałam szeptem. Weasley spojrzał na mnie uradowany i pocałował lekko. 
-Mam jeszcze jedną niespodziankę. - odparł patrząc na okno. Wyjrzałam przez nie.
-Proszę cię. Nie zasługuję. - zaśmiałam się otwierając okno.
-Idziesz ze mną ? - spytał podstępnie, a ja przytaknęłam.
_________________________________________________________
JEEST ! Przepraszam, że tak długo, ale nie mogłam się do niego zabrać... JESTĘ LENIĘ ! Dedykuję go Wiki i życzę jej uroczego Powodzenia od Pati :** Dedyk równiez jest dla Hermajni, Rexi, Loony, Klaudii i Patrycjii :3 Kocham, pozdrawiam i liczę na komentarze.