niedziela, 5 maja 2013

48. "Nie mówcie tego nikomu... Nikt nie powinien wiedzieć..."

Rudolf usiadł obok Carmi i złapał jej dłoń w swoją. Zaczął bawić się jej palcami i spojrzał na mnie.
-Czemu jej nie pilnowałeś ? - spytał rozżalonym tonem i w jego oczach pojawiły się noże. - Mówiłeś, że ją kochasz, a teraz ona leży. - warczał długowłosy. Spojrzałem na niego i podrapałem się po czole.
-O czym ty mówisz ? - spytałem, a może wyjęczałem. Moje wytrzeszczone oczy błądziły za jego dłońmi.  Carmen podniosła się gwałtownie i zaczęła krzyczeć jak opętana. Rudolf złapał ją za ramiona i przytulił mocno.
-Zabijcie go. Rzućcie Avadą. Ma zginąć, a jego szczątki zostać zakopane. - wrzeszczała, a jej oczy były puste i białe. - Nie mówcie tego nikomu... Nikt nie powinien wiedzieć... Na jego twarzy na zawsze zagości uśmiech... - urwała i wrzasnęła głośno. - On zginie niebawem. Jego bracia, siostry, dzieci, wnuki, rodzice... Nikt nie będzie tęsknił... Nikt nie będzie wiedział... - dodała mrocznym głosem i opadła Rudolfowi w ramiona. Carmen otworzyła oczy i spojrzała na nas piwnymi tęczówkami. Moje serce biło jak oszalałe.
-C-co to było ? - wyszeptałem oddychając głęboko. Rudolf przełknął głośno ślinę.
-Ale o co wam chodzi ? - spytała zaskoczona i przywarła do brata. Rud wzruszył bezradnie ramionami. Nic nie powiedziałem. Nie wiedziałem co powiedzieć. Do sali weszła Poppy.
-Proszę stąd wyjść. Pacjentka powinna jeszcze spać. - powiedziała poważnym tonem, a ja wstałem. Rudolf też. Oparłem się o poręcz schodów. Rudolf spoczął obok mnie.
-Ona nie może się o tym dowiedzieć. Nikt nie może. - wyszeptał brat Carmi, a ja pokiwałem rozumnie głową. Roztrzęsiony ruszyłem ku pokojowi wspólnemu. Szybko dolazłem do dormitorium i wyciągnąłem pióro i mój kalendarzyk. "Carmi zaczęła coś majaczyć przez sen. Nie wiem o co jej może chodzić. Jej uczucia są dla mnie ważne, ale jak mówi o zabijaniu kogoś to mi się śniadanie wraca. Nienawidzę patrzeć, słyszeć lub wiedzieć cokolwiek o śmierci. To takie przytłaczające i smutne. Teraz siedzę na łóżku i wspominam niektóre momenty z Carmi. Brakowało mi jej, ale to co powiedziała mnie... Może nie zdziwiło jak przeraziło." Tak to jest dobry koniec. Postawiłem pióro w kałamarzu i zamknąłem zeszyt. Do pokoju wszedł George z Rose.
-Jak tam życie ? - spytał uśmiechnięty rudzielec. Spojrzałem na niego zdziwiony i wstałem z łóżka.
-Carmen jest w Skrzydle. - odparłem biorąc piżamy. Wlazłem do łazienki ściągając ciuchy. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Chcę o tym zapomnieć. Odkręciłem wodę i po chwili wlazłem pod płynny żywioł. Jego krople delikatnie dotknęły mojego ciała. Tego mi było trzeba.
~Ekhem. Nie wiem co mam dalej opisywać, więc przejdźmy tydzień później. Wszystko jest w miarę dobrze. *perspektywa Carmen.*~
Obudziłam się w swoim łóżku. Na sąsiednim spała Angelina. Dziewczyny powiedziały, że jest między nami spoko, więc w sumie nie muszę już mieszkać z Fredem. Wstałam i wzięłam długie spodnie i czarny sweter z małym smokiem na piersi. Szybko to zarzuciłam na siebie i wzięłam podręczniki szkolne. Po porwaniu nie jestem sobą. Wyszłam z dormitorium i spotkałam na fotelu Scotta.
-Chodźmy gdzieś. - zaproponowałam i ujęłam jego dłoń. Ten bez wahania się zgodził.
-Powoli wraca ci dobry humor. - powiedział z delikatnym uśmiechem.
-A to źle ? - spytała zdziwiona, a Scott zaśmiał się serdecznie.
-Cholera. Wszędzie widzisz złe i ciemne strony ? - spytał przytulając mnie lekko.
-Jeśli pokarzesz mi dobre to pogadamy. - burknęłam i weszłam na Dziedziniec Główny. - Nie mam na nic ochoty, ani siły. Fred zaczął mnie unikać. Rudolf nie odezwał się od jego przyjazdu ni słowem, a potem wyjechał tłumacząc się jakimiś ważnymi sprawami. Rose chodzi jakby nieobecna. Draco nie ma. Tylko ty się nie zmieniłeś. - mruczałam i zamknęłam oczy.
-Ojj. Przestań. Nikt cię nie unika. Przynajmniej nie na mojej warcie. - zaśmiał się Farro. Otworzyłam oczy i pogłaskałam go po policzku.
-A Tatia patafianie ? - spytałam zdziwiona. On niezauważalnie westchnął.
-Nie wiem. Strasznie mi się podoba, ale nie potrafię z nią normalnie pogadać, by rozmowa nie skończyła się kłótnią. - odparł opierając głowę o futrynę okna.
-A zaprosiłeś ją na Bal ? - mruknęłam przygryzając wargę. Scott pokręcił nieśmiało głową. - Jesteś idiotą. - zawrzałam i pacnęłam się ręką w twarz.
-Pomożesz mi ? - wyjęczał Farro. Wzruszyłam ramionami. - No weeeź... - powiedział potrząsając mną energicznie.
-Dobra tylko mnie puść. - warknęłam i poprawiłam szatę.
-Jesteś cudowna. - mruknął z uśmiechem. Przewróciłam oczami i wstałam.
-Zaraz śniadanie. Nie lubię się spóźniać na wyżerkę. - odparłam łapiąc go za dłoń. Jego palce splotły się z moimi i ruszyliśmy w dość pogodnych nastrojach. Wlazłam do Wielkiej Sali. - O a na wakacjach trzeba przeczytać kolejną część książki. - zaśmiałam się.
-Fajnie było. To był jeden z nielicznych okresów kiedy byłaś tak dziwnie spokojna. - odparł Farro, a ja spojrzałam na niego z nożami w oczach. - Wiesz, że cię kocham. - dodał z szelmowskim uśmieszkiem.
-Ja cię też, ale nie żartuj sobie ze mnie... Albo przynajmniej mnie nie obrażaj. - mruknęłam siadając obok Freda. Rudzielec uśmiechnął się do mnie delikatnie.
-Jak się czujesz ? - spytał, a ja pocałowałam go lekko w usta.
-Coraz lepiej. - odparłam, gdy się odsunęłam. Sięgnęłam dłonią po Nutellę i dwa tosty. Szkoda, że nie można tu pić Ognistej... O tak. Było by zajedwabiście.
-Drodzy uczniowie. To już potwierdzone, że w tą sobotę odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy. - ryknął Dumbledore z mównicy. Wśród dziewczyn rozległ się pisk podniecenia, a chłopcy patrzyli na to z pewną rezerwą. Walnęłam czołem o stół.
-Co one widzą w tym zrąbanym Balu ?! - warknęłam zatykając dłońmi uszy.
-Co one to nie wiem, ale ja widzę cię w sukience takiej jak u Malfoyów. - wyszeptał mi Fred na ucho. Zmierzyłam go morderczym wzrokiem. - Dla ciebie wbiję się nawet w garnitur. - dodał z uśmiechem.
-Jeszcze nie zostałam zaproszona. - ofuknęłam go. - I nie pytaj teraz, bo się nie zgodzę. Wysil się choć trochę kochanie. - dopowiedziałam i wstałam biorąc jeszcze jednego tosta do ręki. Ruszyłam z torbą przerzuconą przez ramię pod salę profesor McGonagall. Opadłam na ziemię i wytargałam moją zaczętą mugolską książkę.
-Carmen. Co ci odbiło ? - krzyczał Scott. Nie chciałam na nikogo patrzeć. Wolałabym się teraz zaszyć w Zakazanym Lesie z testrelami i poczytać książkę głaszcząc zwierzaczki po wystających żebrach.
-Co mi odbiło ? - spytałam sama siebie spokojnym głosem i wzruszyłam ramionami.
-Jesteś nieczułą suką. - warknął na mnie Farro. Spojrzałam mu w oczy.
-Wyprali mnie tam z kompletnie wszystkich pozytywnych emocji... Tam czułam tylko ból, żal i cierpienie, a ty każesz mi teraz okazywać tak płytką emocję jaką jest miłość ? - krzyknęłam wstając. - Tam było gorzej niż wtedy z Krumem. Nie potrafię sobie wyobrazić gorszego bólu... Choć nie. Śmierć Regulusa dobiła mnie bardziej. Ale poza tym nie. Wątpię, że chciałbyś być raz po raz traktowany Crucio lub Sectumsempra. - dokrzyczałam i wymierzyłam mu ręką w twarz. Spojrzałam mu w oczy.
-Ja prze-przepraszam. Nie wiedziałem. - wyjęczał Farro.
-A widzisz. Jak nie wiedziałeś to po chuja pana się wpierdzielałeś ? - warknęłam na niego i dotknęłam zimną dłonią jego zaczerwienionego policzka.
-Nie widziałem cię przez te cholerne 2 tygodnie. Martwiłem się. Obiecałaś, że nigdy nie wpakujesz się do spraw Śmierciożerców, a tu proszę. - wrzeszczał Farro.
-Oczywiście, że to moja wina. Poszłam do nich. Zwiążcie mnie do cholery i torturujcie, bo chcę by Scott popamiętał wszystko co mi zrobił. - odkrzyknęłam mu. Wokół nas zebrała się spora grupka gapiów.
-Teraz to moja wina, że cię tam zabrali. No przecież. To moja wina. - mówił waląc się pięścią w klatkę piersiową. - Ja ich nasłałem na ciebie. Tak samo jak tego smoka na Kruma. To nie ja tylko twój zidiociały bra... - urwał, bo przyłożyłam mu ponownie w twarz.
-Nienawidzę cię. - warknęłam i zabrałam torbę. Jak on mógł nazwać mojego brata idiotą ?! Ruszyłam się, ale niestety zabił dzwon i wszyscy wpakowali się do klasy. Nie było miejsc, więc pani profesor wpakowała mnie obok Scotta.
-Na dzisiejszych zajęciach będziecie zamieniać pióro w pucharek, a druga osoba zrobi na odwrót. - wyjaśniła profesorka. Spojrzałam na Scotta z wyższością.
-Bądź pierwszy. - burknęłam z udawanym szacunkiem.
-Ależ dlaczegóż ja ?! Przecież to ty jesteś kobietą, a kobiety mają pierwszeństwo. - odgryzł się równie nieuprzejmie Farro.
-Ohh. Przecież ty i twoje wybujałe ego musicie być pierwsi. - odparłam patrząc na niego z pogardą.
-Przestańcie. Black, Farro zostajecie na przerwie. Musimy porozmawiać. - ryknęła McGonagall. - Black, zaczynaj. - dodała, a ja zabrałam się do pracy. Po chwili pióro zostało sprawnie zamienione w pucharek. Kilka chwil później to znowu było pióro. Warczałam zaklęcie na przedmiot, a Scott szybko przemieniał go z powrotem.
-Jesteś cholernym zjebem. - mruknęłam, gdy zadzwonił dzwon.
-Panno Black proszę się wyrażać. - zagrzmiała Minerwa. - Co się z wami dzieje ? Jeszcze dzisiaj rano widziałam was chodzących za ręce z Dziedzińca, a teraz gryziecie się. - warknęła profesorka od transmutacji. Nie miałam zamiaru się odzywać. To ten debil nazwał mojego brata idiotą. Scott najwyraźniej też. - Odezwijcie się. - krzyknęła wyprowadzona ze spokoju McGonagall.
-To jego wina. - wypaliłam.
-Moja ?! Moja ?! To nie ja jestem niemiły, oschły i zimny. - warknął Farro.
-Cholera. Tłumaczyłam ci, że oni mnie wyprali z radosnych emocji. - wrzasnęłam na zielonookiego.
-Pogodzić się albo zarobicie karę u Filcha. - powiedziała Minerwa dość spokojnym głosem. Prychnęłam na Farro.- Poza tym Gryffindor za waszą kłótnię traci 20 punktów. - dodała. Wstałam i się pożegnałam. Scott wyszedł za mną.
-Aś teraz pojechał. Musiałeś na mnie wrzeszczeć przy niej idioto ? - warknęłam na Farro.
-I widzisz !! ZAWSZE JEST MOJA WINA ! - prawie mi wysylabizował.
-A radź sobie z Tatią sam. - burknęłam, a ten przystanął.
-A...Ale... - jęczał. - Rozejm. - warknął wyciągając dłoń.
-Tylko dlatego, żeby pójść z Puchonką na Bal ?! ZAPOMNIJ ! Nazwałeś mojego brata idiotą kretynie. - powiedziałam krzycząc mu prosto w twarz. Ruszyłam szybkim krokiem ku lochom, w których miałam mieć kolejną lekcję. Była ze Ślizgonami... Nie było Draco, więc co to za pocieszenie. Najwyżej Zabini się przyjebie, więc będzie cienko.
-Panno Black zapraszam. - usłyszałam ciepły głos Severusa. Po chwili tłustowłosy odchrząknął i zaprosił mnie do środka ruchem ręki. Weszłam szybko.
-O co chodzi ? - spytałam opierając się o ławkę.
-Odnaleźli Draco. - wyszeptał Snape, a ja wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Gdzie ? - mruknęłam oszołomiona.
-Jest teraz bezpieczny na oddziale zamkniętym w Świętym Mungu. - odparł Mistrz Eliksirów. Zatkało mnie. Po chwili zadzwonił dzwon.
~Teraz jesteśmy na obiedzie po zajęciach.~
 Zaczęłam wpierniczać jakąś zupę. Freddie siedział obok mnie z uśmiechem i rozmawiał ze swoim bliźniakiem o jakimś wynalazku. Sowy pojawiły się nam nad głowami. Nic nie dostałam, więc co mnie to obchodzi. Usłyszałam krzyk Hermiony.
-Carmen. Carmen. Black do cholery chodźże tu. - krzyczał Ron. Wstałam i ślamazarnie podeszłąm do wrzeszczącego rudzielca.
-Czego podnosicie taki raban ? - warknęłam i chwyciłam gazetę. - Wczoraj około godziny 15 zabito troje mugoli. Na miejscu podobno widziano wymykającego się Oriona Black. Morderstwa były wykonane z zimną... - urwałam i spojrzałam na dobrze mi znane nazwisko. Wytrzeszczyłam oczy. - T-to nie możliwe. - wyjęczałam i usiadłam na ławce. 
-Trudno się pogodzić z tym, że ojciec jest mordercą. - szepnęła Hermiona. Zaprzeczyłam głową.
-To wiem od dawna, ale problem w tym, że on nie żyje od jakichś dwóch miesięcy. - wymruczałam i walnęłam czołem o stół. Wstałam i oddałam gazetę. Ruszyłam do Sowiarni by wszystko wyjaśnić. Nabazgrałam na skrawku papieru. "Drogi zapewne Rudolfie. Co to ma znaczyć, ze ojciec, który nie żyje, powybijał mugoli ? Pozdrawiam i czekam na wyjaśnienia. Carmen." - Do Ministerstwa. - mruknęłam do Diabła, a ten wyleciał. Za moimi plecami stał Fred. Miał na sobie fioletowy sweter z literką F.
-Mama przysłała dla ciebie paczkę. W sumie to ja ją o nią poprosiłem. - wyszeptał. - Zamknij oczy i podnieś ręce. - zażądał, a ja szybko to zrobiłam. Po chwili poczułam na sobie miękki materiał. Otworzyłam oczy. Fred założył mi czerwony sweter z literką C. 
-Dziękuję. - powiedziałam i przytuliłam go. - Z chęcią pójdę z tobą na Bal. - dodałam szeptem. Weasley spojrzał na mnie uradowany i pocałował lekko. 
-Mam jeszcze jedną niespodziankę. - odparł patrząc na okno. Wyjrzałam przez nie.
-Proszę cię. Nie zasługuję. - zaśmiałam się otwierając okno.
-Idziesz ze mną ? - spytał podstępnie, a ja przytaknęłam.
_________________________________________________________
JEEST ! Przepraszam, że tak długo, ale nie mogłam się do niego zabrać... JESTĘ LENIĘ ! Dedykuję go Wiki i życzę jej uroczego Powodzenia od Pati :** Dedyk równiez jest dla Hermajni, Rexi, Loony, Klaudii i Patrycjii :3 Kocham, pozdrawiam i liczę na komentarze.

12 komentarzy:

  1. Ahh. Od czego by tu zacząć...? Zapewne od początku, nie? :D
    To tak, kocham, kocham i jeszcze raz kocham uroczą kłótnię Carmi i Scotta. Zdechłam czytając fragment sprzeczki przy McGonagall :D
    Farro jest w stanie się pogodzić tylko dlatego, żeby Carmi pomogła mu z Tatią... Szajs :D
    Barty... Mmmm. Samo Risotto po prostu :3
    Pomijając oczywiście Freda, który świeci słodyczą, że aż razi, kurna *u*
    Czy mi się zdaje, czy za oknem będzie hipogryf? :D feel like Draco w "Uroczych bzdurach..." ;)
    Pozdrawiam, życzę POWODZENIA ;) , całuję i przytulam... No i Nutella :3
    ~Tatsi

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc... coś mnie ominęło??????
    Kiedy to Carmen była oschła dla Scotta??? Przepraszam bardzo, ale przeczytałam fragment 2 razy i zobaczyłam tylko "co ci odbiło?!" Kłótnia, aż mi się nastrój udzielił na kłótnie z kimś xD. No to Carmen... no kurde ma gadane. Jak Sybilla normalnie xD. Hym... czemu 'chodzę' nieobecna? Tyy... pamiętasz te nasze kłótnie raz na ruski rok... coś al'a Scott i Carmen... xD. Oj... co ten Rudolf wyprawia... Draco w szpitalu... och i ach, a tak na serio, mało mnie to obchodzi xD. Wiedz, co chce zobaczyć niebawem i to zobaczę, a w sumie przeczytam. A zamknę się, bo ludziska czytają moje komentarze, a to masło maślane :D. Hym... dziękuję za dedykację... ale ja zawsze jestem na szarym końcu :/ :PP. Nie będę się pytać co zobaczyli, bo albo przeczytam to na którejś lekcji, albo mi powiesz, albo poczekam. Ale na pewno nie napiszesz.
    P.S. Też jestę lenię.
    Pozdrawiam i kocham :3. Ale wiesz... nie umiesz pisać dramatycznie... ;** tak jak ja komediowo, za to na romantycznych momentach u cb się śmieję - mam głupawkę nie ma co xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co cię skarbie miało ominąć ?! Carmi ?! Jak Scottie ją wkurwi. *u* Co do nieobecności to nie wiem. Przeczytasz przeczytasz... Ale później ! Spoko spoko.
      P.S. Czysty talent.

      Usuń
  3. no ... urocza kłótnia;)
    Jak mogła odjąć za takie coś punkty!!!
    Zabić na miejscu, najlepiej avadą za to zakończenie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię twoje opowiadanie.. Ciesze się że już jest nowa notka.pisz pisz pisz szybciej!!!! Kiedy kolejny wpis ??? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ci się podoba, a kiedy to w sumie sama nie wiem. Jak będę miała wenę i chęci to napewno się pojawi.

      Usuń
  5. Oczywiście się trochę spóźniłam :(
    No ale ważne, że jestem.
    No więc powiem krótko i na temat.
    Rozdział oczywiście świetny, genialny itp. itd.
    Już naprawdę nudzi mi się ciebie chwalenie.
    Pisałam już to ??
    Nie ważne.
    Ciekawe, gdzie Fred zabierze Carmen.
    Oby się dobrze bawili.
    Pozdrawiam, całuję i życzę megaa dużu weny ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dajnie, tylko ja proponowałabym Ci zmianę tła na bardziej magiczne. Co do samej treści, to wpadłam tu przypadkiem i mnie oczarowałaś!
    Czekam na więcej!


    Zapraszam też do mnie - potterowy konkurs z magicznymi nagrodami!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rusz dupę i do pisania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milutko. :3 Nowy rozdział jak mnie najdzie wena będzie jutro, albo pojutrze. :*

      Usuń
    2. Bo ja zawszę jestem milutka... nie zauważyłaś? xD. Oj najdzie, najdzie xD. Na górze + Kłoda i wiadomo o co cho.

      Usuń
  8. Pop pierwsze, strasznie, cie przepraszam, znowu jestem strasznie spóźniona -.-
    Dziękuję za dedykację, to też ;d
    Rozdział ogółem czytałam dawno, chyba chwilę po jego dodaniu, ale czytałam w komórce, a jak chciałam opublikować komentarz to cholerne ustrojstwo zaczęło się zacinać -.-
    Pamiętam, że jest o kurczę kłótnia Carmen ze Scottiem. O kurde o co chodzi? ;o
    Czy coś mnie ominęło? Nie wierzę...
    Kłótnia przy McGonagall ;D Jebłam ;p
    Ale nie ładnie, jak można nazwać brata Carmi idiotą, nie ładnie Scott, nie ładnie, przecież tam wszyscy są zajebiści ;>
    Hahahaha Farro mnie rozwala, chce się pogodzić, żeby Carmi mu pomogła z Tatią ;d No nie mogę ;d
    Tylko dlaczego na początku Carmi nie chciała iść z Fredem, to nie ogarniam o.O
    Pewnie tak dla podniesienia ciśnienia, a co tam ;d
    Orion Black jako morderca, hmmm, ach ten nasz Rudolf.
    Celwony swetelek od pani Weasley *.*
    I co tam było, co za tym oknem, no kurczę czekam na więcej <3
    Życzę weny i jeszcze raz przepraszam ;)
    Pozdrawiam
    ~Hermionija.

    Ps. Zapraszam do siebie na nowy rozdział
    time-a-play.blogspot.com
    mam nadzieję, że zajrzysz ;>

    OdpowiedzUsuń