piątek, 17 maja 2013

49. "Uczynię ten dzień jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. "

Położyłam dłoń na ramieniu Freda i spojrzałam na zwierzaka za oknem.
-Dziękuję. - wyszeptałam patrząc Weasley'owi w oczy. Rudy cmoknął mnie w policzek i wsiadł na hipogryfa, a potem wlazłam ja. Przytuliłam mocno plecy chłopaka. - Leć. - zarządziłam z uśmiechem. Gryff poderwał się do lotu. Wiatr owiewał nasze głowy, ale nic nie trwa wiecznie. Po 20 minutach zlecieliśmy na ośnieżone pole.
-Podobał ci się? - spytał z wyszczerzem chłopak pomagając mi zejść ze zwierzaka.
-Jeszcze pytasz?! - odparłam uradowana i przytuliłam Freda mocno. - Było zajedwabiście. - dodałam mu szeptem na ucho. Jego twarz zbliżała się do mojej.
-Carmen! - zawołał ktoś za moimi plecami. Owy głos należał do Scotta. Odwróciłam się i złapałam Weasleya za dłoń.
-Słucham?! - spytałam dość uprzejmie jak na przerwanie prawie pocałunku i moją wcześniejszą niechęć do Farro.
-No dobra... Mój honor ucierpi, ale... Przepraszam. - wymruczał zielonooki pod nosem, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Jaki jest haczyk lub po prostu ile? - burknęłam gładząc wolną ręką sweterek.
-Nie ma haczyka. Jesteś moją przyjaciółką i nie chcę mieć w tobie wroga, bo zabiłaś kilka osób... Może nie celowo... Już się zamykam... - mówił prawie bezgłośnie Scott. Spojrzałam na Freda, a ten kiwnął głową. Podeszłam do Scottiego i przytuliłam go mocno.
-Wybaczam, ale następnym razem dostaniesz Crucio, gdy nazwiesz mnie suką! - powiedziałam i odsunęłam się od niego. Ten przytaknął łepetyną i uśmiechnął się szeroko. - Jednak jest haczyk... No dobra. Freddie ja idę pomóc temu łamadze, a ty odprowadź zwierzaczka. - zwróciłam się do Weasleya.
-Spotkajmy się na kolacji. - zaproponował wzdychając ciężko rudy. Złapałam Scotta za dłoń i ruszyliśmy do zamku.
~Ni krzty weny na dalszy rozwój wypadków, więc przejdźmy do piątku wieczór. Carmen siedzi z Rose w swoim pokoju. Alicja, Katie i Angelina przygotowują się na jutrzejszy Bal~
-Angie pomóż. - krzyknęła rozpaczliwie Alicja, a gła Rosie wylądowała na moim ramieniu.
-Chodźmy stąd. - zaoponowałam, a Krukonka przytaknęła głową. Wyszłyśmy uśmiechnięte z dormitorium. Stanęłyśmy w pokoju wspólnym. Na fotelach rozwalili się bliźniacy.
-Jak tam przygotowania kochanie? - spytał Fred lustrując mnie od stóp do głowy chamskim wzrokiem z szelmowskim uśmiechem.
-Weasley. Jeśli jeszcze raz pomyślisz sobie o mnie i o jakiej kolwiek zbereźnej rzeczy z moim udziałem to pamiętaj, że bal jest jutro i nigdy nic nie wiadomo. - warknęłam urażona.
-Ojj skarbie. - jęknął rudy, a ja wzruszyłam ramionami.
-A ty skarbie w co się ubierasz? - spytał ten drugi.
-Jeszcze nie wiem w co ubierze się Oliver... - urwała, bo ten siedział z wytrzeszczonymi oczami.
-O-Oliver?! - wymruczał zdziwiony. - A co do tego ma Oliver?
-Idę z nim na Bal. - oświadczyła Martin z uśmiechem.
-C-Co?! - prawie pisnął George i wstał.
-Nie zaprosiłeś mnie! - stwierdziła Rosie zakładając ręce na piersiach. George stał na środku z rozdziawioną gębą.
-Je-Jesteśmy razem. Myślałem... - mruczał zawstydzony.
-To źle myślałeś. - odparła Rose. Freddie zaczął się śmiać, a ja usiadłam na jego kolanach.
-Prze... Przecież... To... Ejj. - dukał Georgie.
-Jakbyś chciał mnie zaprosić to byś się wysilił. - warknęła Rose urażona.
-Ale... - krzyknął George, gdy Rose zniknęła w drzwiach.
-Toś się popisał. - zaśmiał się Fred. Został za to uraczony wzrokiem niczym seryjnego mordercy.
-George. On ma rację. Czemuś jej nie zaprosił? - spytałam z delikatnym wyszczerzem. Bądź co bądź to dziwna sprawa.
-Nie wiem. - wyznał George ze spuszczoną głową. - Muszę iść się wyspać. - dodał jeszcze ciszej. Wstał niepyszny i ruszył na górę.
-Ma przejebane. - stwierdziłam kładąc głowę na jego ramieniu. - Jeśli Rosie się za coś obrazi to mimo wybaczenia zapamięta do końca życia. - dodałam z uśmiechem i zamknęłam oczy.
-Taa. Już nie mam brata. - zaśmiał się Fred, a ja przytuliłam go mocno i zasnęłam. Obudziło mnie lekkie sapanie. Otworzyłam oko i ujrzałam śpiącego rudzielca.
-Kochanie. - wyszeptałam mu cicho na ucho. Jego usta dotknęły mojego czoła i policzka. - Wstawaj skarbie. - zaśmiałam się, a ten otworzył oczy. - Dziś bal. - dodałam posępnie.
-Będę przy tobie. - wyszeptał Fred, a ja wstałam.
-Widzimy się na śniadaniu. - stwierdziłam i ruszyłam do swojego pokoju. Narzuciłam na siebie świeżą koszulkę i założyłam jeszcze raz nowy sweter. Rozczesałam długie włosy i upięłam je w wysokiego kucyka. Teraz tylko uśmiech na twarz i lezę na śniadanko. Wyszłam z pokoju i skierowałam się ku Wielkiej Sali. Nie było prawie nikogo. Rozejrzałam się i z niedowierzaniem pokręciłam głową.
~No to przejdźmy do "zranionego" rudzielca. *perspektywa George'a*~
Otworzyłem jedno oko. Jak mogłem być taki głupi i nie zaprosić jej na Bal ?! Nawet Fredowi pomagałem ściągnąć skądś tego hipogryfa, ale o sobie nie pomyślałem. Jestem cholernym idiotą. Wstałem i nałożyłem koszulkę z dużym tygrysem. Jedna z moich ulubionych, bo kupiona wraz z Rosie. W pokoju leżeli jeszcze Lee i Scott. W sumie o dziwo Farro. On zawsze budzi się wcześniej i chodzi z Carmen po Hogwarcie. Westchnąłem i wyciągnąłem pudełko fasolek. Uśmieżacze bólu. Wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół. Na fotelu siedział mój bliźniak.
-Fred, George, macie odgnomić mi cały trawnik. - mruknąłem udając głos mamy.
-Jeszcze pięć minut. - wybełkotał Freddie przez sen. 
-Wstawaj kurwo zajebana. - warknąłem na niego, a ten spadł z fotela.
-Miło to tak braciszka nazywać ? - burknął pocierając głowę dłonią. Pokiwałem głową i usiadłem na fotelu.
-Co ja mam zrobić ? - spytałem i walnąłem głową o oparcie.
-Kwiaty, hipogryf, garnitur, czekoladki i uśmiech. - podpowiedział Freddie. Wzruszyłem ramionami i już gnałem po całym Hogwarcie by znaleźć te rzeczy.
*kilka godzin później*
Stanąłem przed lustrem. Spojrzałem na siebie. Czarne mokasyny współgrały z czarnymi spodniami i cudną marynarką, również czarną. Koszula była biała... Grunt to tradycja. Jeszcze krawacik... Osz cholera. Nie umiem wiązać krawatów. Wylazłem z pokoju. Na środku stał mój bliźniak ubrany podobnie tylko, z na nogach miał czarne trampki, a jego krawat był bordowy. ponadto koszula była jasnoczerwona. Obok niego stała Carmen w fioletowej sukience do połowy ud. Na nogach czarne szpilki. Poza tym czarna bransoletka na lewej ręce. Włosy zostawiła rozpuszczone. 
-Nie potrafię zawiązać tego dziadostwa. - pożaliłem się z granatowym krawatem w dłoni. Carmen z uśmiechem podeszła do mnie.
-I co wymyśliłeś ? - spytała zabierając mi krawat z dłoni. 
-Zobaczysz młoda. - odparłem, a ona ścisnęła moją szyję za mocno dając do zrozumienia, że nie życzy sobie jej tak nazywać. - Przepraszam. Zobaczysz Carmen. - poprawiłem się szybko i przeczesałem dłonią włosy. 
-Od razu lepiej. - odparła Black z uśmiechem. Przewróciłem teatralnie oczami, po czym dostałem palcem między żebra. - Nie wywracaj oczami na mnie. - warknęła. 
-Gdzie sie podziała dziewczyna, która boi się śmierci bliskich ? - spytałem retorycznie i tyknąłem ją w ramię. 
-Jesteś idiotą. - warknęła i wyszła z pokoju wspólnego. 
-C-co ja zrobiłem ? - spytałem skołowany.
-Nie mów o śmierci. - poradził mi bliźniak i wyszedł za Black. Przejechałem dłonią po twarzy i ruszyłem do Wielkiej Sali. Jak spotkam Olivera to chyba mu nos rozpłaszczę. Wlazłem tam i od razu ujrzałem stolik pod którym ukryte zostały dwie butelki Ognistej. Idę o zakład, że mój bliźniak i jego dziewczyna maczali w tym palce. Spojrzałem na schody i zobaczyłem ją... Szła za rękę z wysokim blondynem. Na sobie miała zieloną sukienkę z falami u dołu. Ona również miała czarne szpilki i ładnie upięte włosy. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Kuźna, czemu życie jest takie niesprawiedliwe ? Powinno być prosto wytyczone. Tu jestem ja, a tam ona... Ale bez Olivera. On przeszkadza. On wadzi. On burzy. On... Jego nie powinno być. Westchnąłem głęboko i oparłem się o ścianę. Jej wzrok spoczął na mnie, a potem szybko się odwrócił. Nie chciała na mnie patrzeć ? Aż tak wiele zła jej wyrządziłem ? To jest kompletnie bez sensu ! Już jutro to się skończy. Jutro pakujemy manatki i jedziemy do domu na święta. Hmm... Uczynię ten dzień jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. Ruszyłem w stronę Rose. Kwiatek jest. Uśmiech i zniewalający wygląd również jest. Podszedłem do niej. 
-Wybaczysz mi ? - spytałem podając jej wiechcia. Ona spojrzała na mnie z wyższością i rozglądnęła się po sali. 
-Pod jednym warunkiem. - mruknęła, a ja spojrzałem na nią zdziwiony.
-Jakim ? - spytałem, a ona się uśmiechnęła delikatnie.
-Pocałuj mnie. - wyszeptała, a ja zacząłem się śmiać. Szybko pocałowałem ją na środku schodów. Ona przytuliła się do mnie. 
-Zatańczysz ? - spytałem z wyszczerzem na pół ryja, a ona przytaknęła. 
~Fragment specjalnie dedykowany. :3 Teraz przejdźmy do Black. *perspektywa Carmen*~
Oparłam się o stolik z Ognistą i rozglądnęłam za moim rudzielcem, którego jak na złość nigdzie nie było. Podszedł do mnie Blaise.
-Czego ? - burknęłam, gdy ten spojrzał na mnie z szelmowskim uśmiechem. 
-Nie bądź taka oschła. Chciałem cię przeprosić za moje zachowanie. - powiedział niewymuszonym i spokojnym tonem. Spojrzałam na niego zdziwiona. 
-Przepraszasz mnie ? - spytałam zaskoczona i dziugnęłam go w żebra. Skrzywił się. - Cholera, Blaise... Nie spodziewałabym się takiego czegoś po... Tobie. - dodałam, a ten zaczął się śmiać.
-Po mnie ? Jestem aż taki zły ? - spytał z wyszczerzem. 
-Wiesz... Mam z tobą nie zbyt miłe wspomnienia. - odparłam i wykrzywiłam twarz.
-Zmieńmy to. - wyszeptał mi na ucho i zatargał na środek parkietu. Jego dłonie wylądowały na moich biodrach. - Ruszaj się. - zaśmiał się kręcąc mną wokół. 
-Zabini, bo rzygnę. - odparłam z uśmiechem i ścisnęłam dłonie w pięści na jego garniturze naciągniętym na ramionach. 
-To będziesz prać. - zakomunikował śmiejąc się jeszcze donośniej. Chyba wjebaliśmy się w jakąś parę, ale jakoś mi to zwisało. Normalnie bym się przejmowała, ale teraz co mnie to obchodzi. Niech wstaną i się ogarną. Zabini wreszcie pozwolił mi na chwilę odpoczynku. Spojrzałam na salę. Muzyka ucichła, a wszystkie oczy były wlepione w nas. 
-Kuźna, toś nas wpakował. - warknęłam na Zabiniego, a ten zrobił obrażoną minę. 
-Moja wina... ZAWSZE moja wina. - odparł udając złość. - Ludzie. Musicie się tak gapić ? Nie macie lepszych zajęć do roboty ? - krzyknął na gapiów, a ci rozeszli się. 
-Dzięki. - wyszeptałam i pocałowałam go w policzek. Zabini zasalutował lekko i wtopił się w tłum. Spojrzałam na tańczące pary. Znowu ich zobaczyłam. Nie... Proszę was... To już kpina. Krum tańczył z Hermioną, a Ron stał za nimi zzieleniały ze złości. Podeszłam do niego. Mimo wszystko nie mogę znaleźć Freda.
-Cześć. - burknął Ron, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
-Przyszłam pogadać, a ty jak mnie traktujesz ? - spytałam i odwróciłam się. 
-Carmi... Przepraszam. - wyszeptał. - Ale to mnie przerasta. Odkąd pojawił się tu ten idiota nie mam dobrego kontaktu z Hermioną. - wyżalił się Ron. 
-Stary, mam to samo. Tylko mi tu chodzi tylko o Kruma... Cholerny debil. - odparłam, a Ron zaczął się śmiać. - To prawda. - zaperzyłam się.
-A czy ja mówię, że nie ? - spytał ze śmiechem. 
-Ludzie to idioci. - warknęłam i odeszłam. Ruszyłam powoli ku błoniom. Freda nadal nie mogę znaleźć. Może jest w lesie ?! Nie... Wątpię. Pod drzewem była jakaś ciemna postać. Widziałam tylko świecące oczy. Podeszłam bliżej i zobaczyłam go. Podbiegłam i podniosłam jego poharataną twarz. Z ran na policzkach sączyła się krew, noga była wpół rozcięta, a dłonie chyba cudem ocalały. Tylko rude włosy przybrały trochę czerwonej barwy. Spojrzałam na księżyc. - Pełnia. - mruknęłam pod nosem i szybko skojarzyłam fakty. Fred wilkołakiem ?! NIE ! Poharatany przez niego... Niewykluczone. 
-CARMEN. CARMEN. IMPREZA SIĘ SKOŃCZYŁA ! WYJDŹ DO CHOLERY SPOD TEGO STOŁU. - krzyczał jakiś głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam Freda. Był cały. Szybko przylgnęłam do niego. 
-Ty żyjesz. - wykrzyknęłam chowając głowę w jego koszuli.
-Ile wypiłaś ? - spytał troskliwie Weasley. Spojrzałam mu w oczy i ujrzałam iście szaleńczy błysk.
_________________________________________________________
TAA  DAAM. Przepraszam za tak długi czas oczekiwania... Dziękuję za 10 i pół tysiąca wyświetleń. :3 Dedykuję ten rozdział Klaudii, która dzisiaj truła mi dupę, bym szybciej dodawała. :**

2 komentarze:

  1. Genialne! Jesteś niesamowita! Strasznie mis ię podoba jak piszesz! Tak w ogóle to zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
    http://inna-nie-znaczygorsza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobrze :D.
    Mój pomysł, mój :3. Tak musiałam xD. Mój Żorż łączy taktowność i skromność. Nie ma co :D. Ejeje to z kim w końcu poszedł Oliver? Przecież Rose by go tak nie wystawiła! Haaalo... nie rób z Martinówny takiej diwy! Szczerze? Mam takie wrażenie o Carmen... i kij. Taka trochu diwa i Ognistoholiczka xD. Nie no czekałam, czekałam i cholera przez tyle godzin, napisałaś tak krótki rozdział? Weź wyjdź! Mam twoje ćwiczenia i zeszyty, więc jak już będziesz wychodzić od siebie to chodź do mnie xDD. Ach ogólnie koffam cię ;D. Taaak rozdział zajedwabisty kurna blaszka. I ja wiem dlaczego xD. Heh najlepsza jest perspektywa George'a i fragment kiedy dowiaduję się, że idzie z Oliverem. Ale ten look. Czarne szpile xD. Nienawidzić George'a? Bitch pleas :D. Co do utrzymania wzroku, to tak. Nie umiem gapić się w oko w oko. Bo zaraz odwracam wzrok. No cóż talent i... a w sumie nie mam i ;D. I gdzie hipogryf? xDD ten Georgesława dla Rose. Ach nie bądź taka oryginalna -,-' dwóch braci, ten sam pomysł. Wysil mózgownicę!! Naprawdę, uwierz! To nie boli! Weź ty się patafianie odwal wreszcie od Kruma! Co ci menda zrobiła? Ludzie to idioci...
    Co ja tam jeszcze mogę napisać... ach nie ma to jak słodziaśny warunek. Ale nie no rozdział bomba. Przynajmniej niektóre fragmenty xD. Odstaw tą cholerną Ognistą, alkoholiku jeden :DDD. Nie no odbija mi :D. I ty wiesz dlaczego xD.
    Blaise... a ja go i tak nie lubię... :P.
    Ach no i doszliśmy do końcówki.
    Jak ją czytałam to se pomyślałam "kobieto co ty znowu wymyśliłaś. Nie możesz dać jednego nie dramatycznego rozdziału?!" no i czytam dalej i pacz na mimikę -> 1. -,- 2. :O 3. hahahahahha
    Tak jestę uroczaa :D. Ale, że ci takie pomysły do czachy przychodzą nie ma co :P. Fred wilkołakiem? 0.- hahahah :D. Tak, już to widzę. A Molly wampirem, Arthur hybrydą i zmutowana rodzinka xDD. No i przechodzę do końca... nie wiem od kiedy, ale przechodzę. Oczywiście... Ognista i te porąbane sny. Ale żeby na balu... weź się nie ośmieszaj Carmen i spoważniej... przynajmniej jeden lvl do góry xD.
    Chyba tyle chciałam przekazać. Oprócz tego (jak wiesz) że rozdział mi się podobał. Ale ja nie mam drygu do tych romantycznych bzdetów, bo się śmiałam. I kij wam w oko :D. Ale też dobrze bawiłam. chce więcej takich rozdziałów xDD.
    Poza tym dziękuję za dedykację ;* .
    kocham, pozdrawiam, ponaglam i weny :D.

    OdpowiedzUsuń