wtorek, 26 lutego 2013

36. "Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia."

Tym kimś był, jak nietrudno zgadnąć Wiktor Krum, bułgarski gracz w Quidditcha.
-Trafiłem do twojej klasy za Harrego Pottera. - powiedział śmiejąc się, po czym ściągnął ze mnie Drętwotę. Nie chciałam wrzeszczeć, bo tak na serio to po co?!
-Jaką masz sprawę do mnie? - spytałam nakładając sobie  na ramiona zielony szlafrok i przewiązując czarnym pasem. On uśmiechnął się do mnie przebiegle.
-Daję ci ultimatum, albo on albo ty. Masz wybrać czy zdrajca krwi będzie cierpiał czy ty będziesz cierpieć. - wybełkotał szczerząc się niemiłosiernie.
-Ja, ja będę cierpieć. Za bardzo mi na nim zależy. Co mam zrobić? - spytałam zrezygnowana, bo prędzej czy później to Fred byłby skrzywdzony i wtedy była by to tylko i wyłącznie moja wina.
-Musisz rzucić na niego zaklęcie wymazujące pamięć. - powiedział z wyraźną satysfakcją. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Spojrzałam na niego błagalnie. - Albo ty, albo ja ! Ale moje będzie gorsze... O wiele gorsze. - wyszeptał mrucząc mi to na ucho.
-Mogę się z nim chociaż pożegnać ? Tak, ja i on, bez żadnych zobowiązań. - spytałam błagalnie i spojrzałam mu w oczy. On kiwnął głową.
-Ale dopiero po pocałunku. - mruknął formując swoje usta w dziubek. Zamknęłam oczy i delikatnie musnęłam jego usta swoimi wargami. Wypchnęłam go z łazienki i się ubrałam. Wypadłam z niej najszybciej jak mogłam. - Masz czas do 15, potem ściąg go na Wieżę Astronomiczną. - krzyknął za mną Krum. Miałam całe pół godziny. Moje ostatnie pół godziny z Fredem. Szybko teleportowałam się w miejsce, gdzie był Fred. Gadał teraz z Lee Jordanem. Podbiegłam do niego i przytuliłam mocno. On spojrzał na mnie zdziwiony. Już chciał coś powiedzieć, ale ja uniemożliwiłam mu to poprzez pocałunek. On zaczął przejmować inicjatywę i nim się obejrzałam już leżałam plackiem na ścianie. Nie przejmowaliśmy się innymi, w sumie to on się nimi nie przejmował, bo moje myśli zaprzątał Krum. Cholerna kanalia. Jego ręce zawędrowały pod moją koszulkę, w tej chwili gówno mnie obchodziło co pomyślą sobie inni. Szybko teleportowałam nas do mojej sypialni. On rzucił mnie na łóżko i zaczął namiętnie całować. Po chwili nie miałam już na sobie koszulki. On odsunął się ode mnie. Spojrzałam na niego zdziwiona. Fred jeszcze nie wiedział jaką krzywdę w tym momencie mi zrobił. On nie wiedział, że to się już nie powtórzy. Oczy mi się zeszkliły, ale pocałowałam go jeszcze raz. Najlepiej jak umiałam. Bez żadnego ostrzeżenia wepchnęłam mu język do ust. Weasley się uśmiechnął i nie rozczarował mnie wcale. Tak, to najlepsze 20 minut mojego życia. Odsunęłam się od niego i przytuliłam mocno. Jego palce muskały lekko moje nagie plecy.
-Co ty tak nagle chcesz się kochać ?! - usłyszałam niewyraźne bełkotanie z ust Freddiego.
-Nie chcę sexu, chcę ciebie, na zawsze. - burknęłam w odpowiedzi i jeszcze raz go pocałowałam. On tylko się uśmiechnął.
-Z mojego punktu widzenia to inaczej wyglądało. - odpowiedział słodkim tonem i dotknął moich włosów.
-Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... W tym wypadku leżenia... - powiedziałam rumieniąc się delikatnie. - Chodźmy na Wieżę Astronomiczną. - zaproponowałam patrząc na zegarek. Zostały mi 3 minuty. Złapałam go za dłoń.
-Kobiety. - mruknął on pod nosem, ale dał się zaprowadzić na Wieżę. Zaśmiałam się głośno i wlazłam po ponad 100 schodach. Stanęliśmy na szczycie. Odeszłam od Freda i wycelowałam w niego różdżkę. - Carmi, kochanie, co ty wyprawiasz ? - spytał dziwnym głosem Weasley.
-Żegnaj skarbie. - mruknęłam, a moje oczy się zeszkliły. - Obliviate. - wyszeptałam i po chwili Fred spojrzał na mnie pustymi oczami.
-O.. Kim ty... Co ja... Carmen, tak ?! - dukał poszczególne słowa. Ja pokiwałam radośnie głową.
-Tak, chciałeś zobaczyć... Aragoga z góry, a ja siedziałam tu i czytałam, nie pamiętasz ?! - spytałam wstrzymując łzy. On pokiwał głową mamrocząc coś pod nosem, po czym wyszedł. Zza filaru wylazł Krum i zaczął mi bić brawo.
-Chciałeś zobaczyć Aragoga z góry. Świetne przedstawienie. - zaśmiał się łapiąc mnie w talii. Spojrzałam mu w oczy z nienawiścią.
-Brzydzę się tobą. - burknęłam, a on znów zrobił popisowy dziubek. Prychnęłam głośno. - Już wolała bym pieprzyć się z Dumbledorem niż pocałował cię choćby w policzek. - dopowiedziałam zła, cholernie zła. On ścisnął moją rękę. Jego usta niebezpiecznie zbliżały się do moich. Odwróciłam głowę. - Postaraj się choćby mnie zdobyć, a nie wszystko masz na talerzu. Może jakieś uczucia ?! Albo choćby jeden zrąbany chabaź. JEDEN. - wrzasnęłam, a on spojrzał na mnie skołowany. - A widzisz ?! Nie potrafisz rozkochać w sobie kobiety nie używając do tego łóżka, rąk, lub ogólnie ciała. - tym dowaliłam mu całkowicie. - Żegnam pana i oczekuję, iż wieczorem się spotkamy w milszej atmosferze. - rzuciłam na odchodnym i teleportowałam się pędem do Wieży Krukonów. Drzwi do dormitorium żeńskiego otworzyły się gwałtownie i wypadł z nich George.
-Kurwa mać. Czyli on ma na imię Oliver. A ja ci wierzyłem. - wrzasnął i wyszedł jeszcze szybciej niż pierdolnął drzwiami o futryny. Otworzyłam drewniane ustrojstwo. Rose płakała. Usiadłam obok niej, moje oczy również się zeszkliły.
-Co się stało ?! - spytałam głaszcząc ją po głowie. Ona spojrzała mi w oczy.
-On myśli, że ja jestem z Olie'm. - powiedziała Krukonka przez łzy. - A ty ?! Czemu płaczesz ?! - dopowiedziała, a ja się uśmiechnęłam, nieszczerze, no ale cóż.
-Zerwałam z Fredem, się znaczy tak jakby, bo Krum mi zagroził, że jeśli z nim nie będę to zrobi coś rudzielcowi. - powiedziałam spokojnym tonem, ale w środku wszystko się kotłowało. - Użyłam Obliviate. - dodałam tym razem już z łzami na policzkach.
-Musisz to komuś zgłosić. - zaproponowała Rosie.
-On nie odpuści tak łatwo. - mruknęłam ze ściśniętym gardłem.
-No dobrze, ale jak spotkasz George'a to mu to wytłumacz, ponieważ mnie nie posłucha, a będzie się drzeć. - poprosiła Rose. Uśmiechnęłam się do niej blado.
-Okaa, ale już muszę iść. - powiedziałam, pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Zeszłam powoli po schodach i wyszłam wrotami na korytarz. Odetchnęłam głęboko. Usłyszałam kroki z prawej strony oraz radosne głosy. Bliźniacy spojrzeli na mnie. Podeszłam do George'a.
-Cześć. - odezwał się starszy zdziwiony zachowaniem brata. Fred ruszył drogą okrężną i obszedł mnie, po czym znikł za rogiem.
-Hej. - mruknęłam - Rose kazała mi coś wyjaśnić. Oliver jest jej przyjacielem, tak jak Scott dla mnie. Nie denerwuj się proszę. - wyjaśniłam pociągając nosem. On objął mnie ramieniem.
-Co się stało?! Czemu Fred pytał się kim jesteś, gdy wspomniałem twoje imię?! - spytał i od razu trafił w samo sedno. Z oczu poleciały mi łzy i usiadłam na futrynie okna w korytarzu. George usiadł obok mnie.
-Krum dał mi ultimatum. Albo ja, albo Fred. Kazał mi rzucić na niego zaklęcie zapomnienia. - wyszeptałam chowając twarz w dłoniach. George położył swoją dłoń na moich plecach. - Tylko nie przypominaj mu o mnie. Przynajmniej dopóki doputy czegoś nie wymyślę. - dodałam błagalnym tonem.
-No dobra. - westchnął starszy. Uśmiechnęłam się do niego i otarłam łzy. - Młoda, ale nie płacz. - dopowiedział wyczarowując chusteczkę higieniczną. Wzięłam ją w palce, obtarłam policzki i wysmarkałam nos. Krum wyszedł zza rogu. Szedł z bukietem polnych kwiatów. Pożegnałam z wdzięcznością i bólem George'a. Wiktor podszedł do mnie i wręczył mi chaszcze. Spojrzałam na niego beznamiętnie.
-Zjesz ze mną kolację? - spytał szarmancko zamiatając nogą po podłodze. Wzięłam chabazie i dygnęłam delikatnie.
-Brawo. Nareszcie się choć w najmniejszym stopniu postarałeś. - burknęłam i otarłam łzy płynące mi po policzkach. Kurde. Muszę coś wymyślić. Nie wytrzymam z nim więcej niż 3 minuty i to przy dobrych wiatrach. Westchnęłam głęboko. - A mam jakiś wybór? - spytałam siadając na futrynie okna. Bułgar spojrzał na mnie przeczesując swoje włosy. Robił to tak jak Fred. Delikatnie, ale szybko.
-Niestety nie masz. - odpowiedział z uśmiechem, chamskim uśmiechem.
-Pozwolisz, że pójdę się przygotować. - mruknęłam, a on tylko kiwnął głową. Teleportowałam się do swojego dormitorium i padłam na łóżko. Ktoś zapukał do moich drzwi. - Wypad. - warknęłam, ale ten ktoś niewiele sobie robił z moich pogróżek. Po chwili ta osoba usiadła obok mnie.
-Carmi, skarbie, co się stało?! - usłyszałam delikatny i czuły głos Scotta. Usiadłam i przytuliłam się do niego, a potem opowiedziałam łkając sprawę z Krumem. Scottie pocałował mnie w czoło. Miałam w nim przyjaciela.
-Dziękuję za to, że jesteś. - wyszeptałam płaczliwym tonem. Westchnęłam i się ogarnęłam. Zauważyłam, iż Scottie ma na sobie garnitur. - Jak tam randka mój Simonie? - spytałam ze słodkim uśmieszkiem. Farro otarł rękawem garnitura moje łzy.
-Dzięki tobie wyszła zarąbiście. - powiedział całując mnie w policzek. - Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - dodał, a drzwi się otworzyły. Do pokoju weszła Angie.
-Co on tu robi? - burknęła groźnym tonem.
-Już idzie, a ja z nim. - odpowiedziałam równie niemiło. Złapałam zielonookiego za dłoń i teleportowaliśmy się do ich pokoju. Siedzieli tam bliźniacy, z czego młodszy czytał zachłannie każde zdanie w swoim kalendarzu, a starszy próbował go odciągnąć od lektury.
-Carmen. Ja cię przepraszam. On sam to znalazł, gdy akurat byłem w toalecie. - wymamrotał zdenerwowany George. Przypomniałam sobie moje imię napisane na samym dole ostatniej strony.
-To jest Carmen. Według tego. - Fred podniósł w górę kalendarz. - Jestem w tobie zakochany bez pamięci. - dodał, a ja zaczęłam łapczywie wciągać powietrze do płuc jakbym się dusiła.
-Nie dobrze mi. - wyszeptałam i opadłam na najbliższe łóżko.
-Boże, znowu to samo?! Nie denerwuj się. - usłyszałam czuły głos Scotta i jego ramię na moich plecach.
-Ale jak to znowu?! - spytał nic nie rozumiejąc George. Farro obrzucił go gniewnym spojrzeniem.
-Na wakacjach, gdy się bardziej zdenerwowała miała takie jakby napady duszności, było jej nie dobrze i głęboko oddychała. Widocznie znów to wróciło. - wyjaśnił tym razem spokojnie Farro. Uspokoiłam oddech i spojrzałam na niego z wdzięcznością. Już otwierałam usta, ale on położył palec na swoich na znak delikatnego "zamknij się". - George, Fred czy Carm może spać u nas dzisiejszej nocy lub aż się wszystko wyjaśni. - spytał naciskając na słowo wszystko. Bliźniacy pokiwali zgodnie głowami. Uśmiechnęłam się delikatnie. Będę mogła przynajmniej być blisko Freda. To mnie pociesza najbardziej. W sumie też to, że jak przylezie Krum to nie będzie mógł sobie na nic większego pozwolić. Spojrzałam na nich z wdzięcznością. Odteleportowałam się do swojego pokoju. Nie zwróciłam nawet uwagi na Angelinę oraz Katie Bell rozmawiające o bliźniakach. 
-No co młoda?! Freddie cię rzucił?! - spytała zaśmiewając się w najlepsze Katie. Ignoruj ją Carm, podpowiadał rozum i sumienie. Złapałam za mój plecak i spakowałam czarne spodnie, czarne trampki, 2 białe koszulki, potem zaczętą książkę, różdżkę, książki na następny dzień do szkoły, szczotkę do zębów i włosów oraz jeszcze kilka potrzebych rzeczy. Teleportowałam się do pokoju Scotta. Tym razem ujrzałam tylko bruneta układającego mi posłanie na jego łózku. Rozglądnęłam się i zobaczyłam niewygodną polówkę. Byłam mu cholernie wdzięczna. Przytuliłam zielonookiego.
-Dlaczego to zaproponowałeś? - spytałam odrywając się od niego i siadając na łóżku Freda.
-Bo się o ciebie martwię. Jesteś jak młodsza siostra, więc pilnuję, by nie stało ci się nic złego. No i chcę trochę zapobiec z tym cholernym Bułgarem. - odpowiedział z uśmiechem na pół ryja.
-Dziękuję. - wyszeptałam i przywołałam białą koszulę, czarne spodnie i tego samego koloru trampki oraz krawat, Gryffoński krawat. Weszłam z ciuchami do łazienki, po czym spojrzałam w lustro. Oczy zaczerwienione od płaczu, a na policzkach widoczne ślady łez, które znowu zaczęły lecieć. Ściągnęłam powoli ubrania oraz rozpuściłam włosy, po czym puściłam wodę z prysznica i weszłam w płynny żywioł. Kropelki zrosiły moje ciało. Co by tu zrobić z Krumem?! Ta myśl kołatała mi się w głowie raz po raz. Namydliłam ciało płynem z werbeny, a włosy szamponem z białego łupinu. Z kąpieli wyszłam stosunkowo szybko, po czym wysuszyłam włosy zaklęciem i nałożyłam przygotowane ubrania. Maznęłam delikatne kreski na powiekach i wyszłam z zaparowanego pomieszczenia. W pokoju siedział Lee.
-Łohohohoho. Co ty tu robisz?! - spytał i przytulił mnie mocno. - Słyszałem o tej aferze z Krumem. Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni. - wyszeptał kojącym głosem mi do ucha. Uśmiechnęłam się do starszego Gryffona i wyszłam z ich dormitorium. Weszłam do pokoju wspólnego i usiadłam w moim ulubionym fotelu. Spojrzałam na kominek, skakały w nim wesołe ogniki. Z góry zszedł Krum ubrany w to czerwone badziewie.
-Liczyłem na jakąś sukienkę czy coś. - burknął na powitanie. Wstałam z wygodnego siedzenia.
-Miły i kurna jaki delikatny. No do cholery, może jakieś cześć, ładna pogoda za oknem, mam dla ciebie niespodziankę. A jeśli liczyłeś na sukienkę to się przeliczyłeś. Tylko Fred, moi bracia i Rose mają prawo widzieć mnie w sukience. - odburknęłam mu chamsko. On przyciągnął mnie do siebie gwałtownie.
-Coś jeszcze?! - spytał, a może raczej wysyczał przez zęby.
-Owszem. - odpowiedziałam i go odepchnęłam. - Kocham Freda, równie mocno jak braci, a może czasem nawet mocniej. Nie potrafię się pogodzić z tym, że użyłam tego zaklęcia na nim. - wykrzyczałam Krumowi w twarz, za co oberwałam ręką w policzek.
-Masz być mi posłuszna. - warknął Wiktor.
-Bo co?! - wrzasnęłam na cały pokój wspólny.
-Bo Fred pożałuje. - wysyczał Krum cholernie zły.
-Nie odważysz się. - prychnęłam mu w twarz.
-To patrz. - odkrzyknął. Na moje nie szczęście ze schodów schodził Freddie. - Crucio. - warknął rozzłoszczony Krum i wycelował różdżkę w rudzielca. Jego ciało wygięło się pod dziwnym kątem. Szybko stracił przytomność. Podbiegłam do niego. - Ty też mnie po pamiętasz. - dokrzyczał, a ja poczułam jak ból rozchodzi się po moim ciele. Po chwili zobaczyłam czarny tunel. Ktoś trzymał mnie za dłoń. To był Freddie.
-Czy to jest niebo? - spytał chłopak rozglądając się wokół siebie. Zaśmiałam się radośnie.
-Serio myślisz, że trafiłbyś do nieba? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Coś wątpię, ale przy tobie każde miejsce jest niebem. - wyszeptał i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
-CARMEN, CARMEN, DZIEWCZYNO ZBUDŹ SIĘ. - usłyszałam jakiś żeński głos, trochę niespokojny. Otworzyłam oczy. Stała nade mną Padma.
-Gdzie Fred? - spytałam, a ona z żalem pokazała dłonią na ciało leżące na kanapie. Moje oczy znów się zeszkliły. To moja wina.
_________________________________________________________
Dziękuję, przepraszam i dziękuję. Pierwsze dziękuję jest dla was, bo ktoś to czyta i mam dla kogo to pisać. Drugie przepraszam jest za takie zmasakrowanie postaci Kruma, choć i tak nie lubię gnoja, ale nie obraźcie się na mnie jeśli wy go lubicie. :D I trzecie dziękuję za 5000 wyświetleń. Kocham i pozdrawiam :* 

niedziela, 24 lutego 2013

35. "Jesteś jedną z tych osób, o których nie zapomina się pomimo wyrządzonych krzywd."

Mimo, iż była pora kolacji nie miałam zamiaru niczego jeść. Wstałam trochę ku zdziwieniu innych i ruszyłam do stołu Krukonów. Wbiłam się między jakąś Krukonkę, a moją Rose.
-No chyba ich kurde pojebało. - burknęłam niedowierzając. Ona tylko westchnęła głęboko.
-Będzie Krum. - wyszeptała głaszcząc mnie po policzku. Moje oczy automatycznie się zeszkliły. Położyłam głowę na jej ramieniu. Rose podała mi tosta z Nutellą. Wgryzłam się w niego markotnie. Siedziałam przy tym stole, aż zostałam sama. Znaczy się, tak mi się tylko wydawało. Usiadł obok mnie tłustowłosy.
-Carmen. Musimy jej powiedzieć. - wyszeptał ujmując moją dłoń. Spojrzałam na niego z żalem.
-Biedna Nina. - wyszeptałam, a Severus pogładził mnie po włosach.
-Słyszałem, że twój ojciec się zjawił. - powiedział z delikatnym uśmiechem, ale wyczułam smutek w jego tonie głosu.
-Niestety. - szepnęłam kładąc głowę na ramieniu Snape'a. On był chyba trochę zdziwiony, ponieważ jakby na to spojrzeć, jestem jego uczennicą. Otarłam szybko łzy i pożegnałam się z wdzięcznością z Severusem. On uśmiechnął się do mnie szeroko i odszedł. Ruszyłam w stronę Wieży Gryffonów. Szybko weszłam do środka i podeszłam do tablicy. Na pergaminie widniały różne imiona, ale jednak moją uwagę przykuło nazwisko Potter oraz Weasley. Chwała Bogu, to nie Fred był takim idiotą, a Ginny. Chciała zobaczyć jak to jest w Beauxbatons. Spojrzałam na fotele. Oba były wolne. Usiadłam na tym bardziej sfatygowanym i zamknęlam oczy delekując się ciepłem kominka. Ktoś usiadł obok mnie i złapał za dłoń.
-Dobry. - usłyszałam piękny i melodyjny głos. Otworzyłam szeroko oczy i ujrzałam mężczyznę o platynowych włosach. Wstałam szybko i przytuliłam go mocno.
-Co ty robisz w Hogwarcie? - spytałam całując Draco w policzek. On spojrzał mi w oczy z troską.
-Bellatriks przekonała ojca, by się zgodził. - odpowiedział Draco wtulając się we mnie mocno. - Carmi, tylko ty jesteś dla mnie podporą. Tylko ty i Nina. - dodał Malfoy gładząc mnie po policzku.
-Skarbie powinnam iść spać. Jutro zjeby z Durmstrangu i Beauxbatons przylezą. - wyjaśniłam i już miałam odchodzić.
-Kochanie, proszę cię. Proponuję ci spać u mnie. - mruknął Malfoy kręcąc kosmyk moich włosów na palcu. Musiałam mu ulec. Ujęłam jego dłoń i teleportowaliśmy się do jego pokoju. Spał tam Nott oraz Zabini. Draco wskazał na swoje łóżko. Szybko wlazłam pod kołdrę, gdzie zaraz znalazł się blondyn. Wtuliłam się w idiotę i westchnęłam głęboko.
-Dobrze, że wróciłeś. - wyszeptałam mu w koszulę i zasnęłam. Obudził mnie głos Zabiniego, który darł ryja w mojej sprawie oraz co tu robi Draco. Kuzyn udawał oburzonego i usiadł obok mnie. Do pokoju ktoś zapukał. Drzwi się otworzyły i weszła Pansy.
-A co ty tu robisz? Czy spałeś z Gryffonką? - krzyczała oskarżenia w stronę Draco. Położyłam głowę na jego ramieniu i ziewnęłam głośno.
-Interesujące. Mów dalej. - mruknęłam i wstałam, po czym specjalnie pocałowałam Malfoya w policzek. Pansy zrobiła się czerwona.
-Do lekcji kochanie. - pożegnał mnie Dracuś. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i teleportowałam do swojego dormitorium. Wlazłam do pokoju i przebrałam pędem w czarne spodnie, czarne trampki oraz czerwoną koszulkę. Narzuciłam jeszcze szatę oraz torbę i wyszłam z pokoju kierując swe kroki ku Wielkiej Sali. Od razu rzucił mi się w oczy brak żywej duszy w sali, więc pobiegłam na dziedziniec i odszukałam Freda. Zza chmur wyleciała ta durnowata dorożka, a z jeziora wyłaniał się ten głupi statek, z którym nie mam uroczych wspomnień. Złapałam zachwyconego rudzielca za dłoń i czekałam na rozwój wypadków. Wszyscy bili brawo i gwizdali z uciechy, a ja stałam tam jak dziecko, które się zgubiło w wielkim sklepie. Z okrętu wyszedł Karkarow, a za nim cała masa debili. Krum mnie zobaczył. Niech umrę. Podbiegł do mnie i przytulił mocno.
-Carmen, kochanie. To teraz do Hogwartu chodzisz? - spytał udając zdziwienie.
-Tak Wiktorze. Nie potrafiłbyś wyobrazić sobie mojego entuzjazmu, gdy Dumbledore ogłosił, że przybywacie. - wykrzyknęłam udając zadowolenie. On ni stąd ni zowąd pocałował mnie w policzek. Niektóre dziewczyny spojrzały na mnie z zazdrością. Zbliżyłam twarz do jego ucha. - Co knujecie? - wysyczałam przez zęby. On tylko się zaśmiał.
-Zobaczysz skarbie. - odpowiedział na forum uczniowskim i odszedł do Karkarowa. Podeszłam do Freda.
-No to mój osobisty koszmar właśnie się rozpoczął. - wyjęczałam łapiąc rudzielca za dłoń. Weasley mimo, iż był wkurzony to złożył na moich ustach czuły pocałunek.
-Przejdziemy przez to razem. - wyszeptał mi na ucho. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Zobaczyłam Rose. Ona zobaczyła w tłumie Olivera. Szybko do niego podbiegła i rzuciła mu się w ramiona. On entuzjastycznie okręcił ją wokół swojej osi. Twarz George'a stała się czerwieńsza od jego włosów. Olie był jednym z normalniejszych uczniów Durmstrangu, jednak to Rosie miała z nim dłuższy i lepszy kontakt, bo od małego mieszkali obok siebie. W sumie to tak samo jak ja i Scott, ale co George mógł o tym wiedzieć ?! Krukonka pożegnała się z Olie'm i podeszła do Żorż'a po czym czule go pocałowała. Spojrzałam na Freda. Ujęłąm delikatnie jego dłoń i pociągnęłam do Wielkiej Sali, bo ich twarze przypomniały mi całe zło, które wyrządzili mi i moim koleżankom. Teraz przypomniałam sobie dziwne zachowanie Rudolfa.
-Zaraz wracam. - wyszeptałam rudzielcowi na ucho i szybko pobiegłam po schodach do Sowiarni. Przystanęłam na moment. Carmen, ty tępa istoto. TELEPORTUJ SIĘ TAM. Zbrukałam się w myślach i zamknęłam oczy. Poczułam charakterystyczne szarpnięcie i już stałam w Sowiarni. - Diable. - mruknęłam, a czarna sowa zjawiła się na moim ramieniu. Wyczarowałam szybko pergamin oraz pióro i zaczęłam skrobać hieroglifami. "Kochany Rudolfie. Nie mam magicznego pojęcia, co ci odbiło. Wiesz, że kocham cię najbardziej z rodziny, więc czemu mnie opierniczyłeś za kłótnię z ojcem ?! Kocham i całuję Carmi. P. S. W szkole jest KRUM." To ostatnie napisałam bardzo starannie i wyraźnie. Zwinęłam pergamin i przywiązałam go do nóżki sowy. - Do Rudolfa. - wyszeptałam sowie do "ucha", a ona poleciała. Spojrzałam przez okno wychodzące na błonie. Hagrid właśnie spacerował po nich z różową parasolką u boku. Odsunęłam się od okna i powoli powlokłam nogami na dół. Przy wrotach Wielkiej Sali stał Draco i miał spuszczoną głowę. Podeszłam do niego i podniosłam palcem jego platynową przyłbicę.
-Witaj kochanie. - powiedział on smutnym tonem. Wzięłam go za dłoń.
-Idziemy na Salę ?! - spytałam mając nadzieję, iż zaprzeczy. On niestety pokiwał głową. Otworzył przede mną drzwi i mnie przepuścił. Gentleman ?! No w sumie to Dracuś. Weszłam pierwsza lekko dygając przed platynowgłowym. On wlazł za mną, a wszystkie rozmowy na Sali ucichły. Zobaczyłam radykalną zmianę w wyglądzie owego pomieszczenia. Zazwyczaj wszystkie stoły były ustawione równolegle, tym razem tworzyły jednak kwadrat. Nikt nie dbał gdzie siedział. Zauważyłam, iż są dwa miejsca, akurat jak dla nas, obok Wiktora Kruma. Dracuś pociągnął mnie w tamtą stronę. Popatrzyłam po Sali i napotkałam przerażony wzrok Rose. Ona wie co ja przeżyłam. Usiadłam z wielką niechęcią obok Kruma. Albus wstał ze swojego miejsca i zaczął przemawiać.
-Drodzy uczniowie, nauczyciele i goście. Dziękuję wam za tak liczne przybycie. Bardzo się cieszymy, iż będziemy was gościć w naszych murach. Mam wielką nadzieję, że spodoba się wam tu oraz poczujecie się nie gorzej niż w Bułgarii lub Francji. - przemówił wyniośle, a zarazem przychylnie Dumbledore. Bożee. Nie mam zamiaru tego słuchać. Westchnęłam głęboko i zabrałam się za moje ulubione śniadanie.
-Każdy gość będzie przydzielony za wylosowaną osobę do tego samego domu oraz tego samego dormitorium, ponad to nawet na ten sam rok. - dopowiedziała szybko Minerwa. Zamarłam z tostem w połowie drogi do ust. Krum przysunął twarz do mojego ucha.
-Załatwię, że będziemy w jednej klasie, czy jak to tu się mówi. - wyszeptał on z wyraźną satysfakcją. Zacisnęłam zęby ze złością i opadłam bezsilna na krzesło. No chyba ich coś pogrzało. Do Wielkiej Sali wleciał Diabeł. Każdy spojrzał na niego, a tylko Rose na mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie. Sowa osiadła na ławie przede mną. Wyjęłam pergamin z jej dziobka i ucałowałam w główkę, po czym dałam kawałek mojego tosta z Nutellą. Wszyscy patrzyli się na mnie dziwnie. Wzruszyłam beznamiętnie ramionami i odwinęłam rulonik."Droga Carmen." Zaczęło się za oficjalnie, wciąż jest na mnie zły. "Wiesz, że nie chodzi o to, że jestem na ciebie zły, czy coś, ale po prostu nie powinnaś tak traktować swojego ojca. Wiem ile on zadał ci bólu, ale on na prawdę cie kocha. Uwierz mi. Skarbie wbij do mnie do Ministerstwa to pogadamy na spokojnie, ale to dopiero na weekendzie. Kocham i przepraszam Rud. P. S. COO ?! JAKIM CUDEM ?!" Ucieszyła mnie jego reakcja. Rozejrzałam się wokół i zauważyłam, iż większość uczniów Hogwartu, kilku nauczycieli oraz nowo przybyłych gości nadal się we mnie wpatruje. Uśmiechnęłam się do nich i wyczarowałam pióro oraz pergamin. Zaczęłam szybko skrobać coś po pergaminie. "Kochany Rudolfie. Wiesz, że ja na serio kocham ojca, ale to nie jest moja wina, iż przylazł po 14 latach i po prostu się do mnie przytulił. Z chęcią wpadnę do ciebie, jak mi Minerva pozwoli. Kocham i całuję Carmi. P. S. To co czytasz ! Była ta cholerna wymiana między szkolna. On chyba nadal czegoś ode mnie chce. RATUJ !" Szybko zwinęłam karteczkę w rulonik i przywiązałam do nogi sówki.
-Do Rudolfa. - szepnęłam w stronę Diabła i jeszcze raz ucałowałam ją w czubek łebka. On zatrzepotał skrzydłami czarnymi jak smoła i wyleciał ze szkoły. Draco położył swoją dłoń na mojej. Uśmiechnęłam się do niego i skończyłam posiłek. Zaraz po tym podbiegł do mnie Scottie.
-Carmen. Proszę cię. Pomóż mi z Tatią. Ona się na mnie strasznie wnerwia. - wysapał zziajany Farro.
-Mów o co chodzi. - mruknęłam w jego stronę i położyłam dłoń na jego ramieniu.
-No, bo ja znowu chciałem się z nią umówić, a ona na to, że nie. Potem kupiłem jakiegoś chwasta i dałem jej go, ale ona nadal nic. Nawet na spacer nie dała się wyciągnąć. - wyżalił się Scottie.
-Nie zaczyna się zdania od no, bo. To po pierwsze. Po drugie nie chwasta, a chaszcza. Po trzecie postaraj się bardziej, jeśli ci na niej zależy. - ofuknęłam go głośno. On skrzywił mocno twarz.
-Więc co proponujesz ? - spytał błagalnie i spojrzał na mnie zielonymi oczami pełnymi troski. Westchnęłam głęboko. Nie nawidzę, gdy wymusza na mnie poczucie winy.
-Zrobimy tak... - zaczęłam mu wyjaśniać cały plan, który tak ogólnie pokazywał Tatii jak mu na niej zależy. Musiał po prostu się bardziej postarać. - A teraz chodź. - dodałam i złapałam go za dłoń, po czym teleportowałam do jego dormitorium. Usiadłam uśmiechnięta na łóżku. W pokoju było pusto. Scottie podszedł do szafy i zaczął wyciągać jakieś garnitury. Było ich 3. Grafitowy, czarny oraz granatowy.
-Który ?! - mruknął niezadowolony Scott. Wskazałam palcem na ten czarny.
-Idź się umyć ja ci wszystko przygotuję. - powiedziałam z uśmiechem. Miałam już w tym wielką wprawę.
-Dziękuję. - odpowiedział zielonooki i pocałował mnie w policzek, po czym znikł w drzwiach łazienki. Westchnęłam głęboko i podeszłam do "Narnii". Wygrzebałam stamtąd białą koszulę oraz śliczny zielony krawat. Był w kolorze oczu Farro. Wyjęłam jeszcze czarne trampki i wszystko wyprasowałam zaklęciem. Z łazienki wyszedł Scott, który na biodrach zawiązał sobie luźno ręcznik. Spojrzał na zestaw przygotowany przeze mnie. Jego oczy aż się zaświeciły.
-Może być ? - spytałam i już po chwili poczułam jego nagą i trochę mokrą klatkę piersiową napierajacą na moje ciało w przyjacielskim uścisku.
-Kocham cię. - powiedział całując mnie w czoło. - Jesteś jedną z tych osób, o których nie zapomina się pomimo wyrządzonych krzywd. - wyrecytował z uśmiechem. Klepnęłam go w plecy, co spowodowało głuchy plask. On odsunął się ode mnie, a do pokoju wleźli bliźniacy.
-A co się tu wyprawia ? - spytał Fred udając zazdrosnego. Zagwizdałam cicho, tak jakbym chciała powiedzieć, ale o co ci chodzi ?! Scott walnął buraka i zebrał rzeczy do łazienki. Uśmiechnęłam się do rudzielców.
-Cześć. - przywitałam się i szybko przytuliłam do mojego rudzielca. On tylko się zaśmiał i podniósł moją głowę ręką. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy, a on musnął moje wargi swoimi ustami. Odsunęłam się od niego. - Obiecałam tamtemu, że mu pomogę. - dopowiedziałam pukając do drzwi łazienki. - Wychodź już i się pokarz. - mruknęłam udając zniecierpliwienie. Zamek szczęknął w drzwiach i pomieszczenie się otworzyło. Wyszedł stamtąd  mój śliczny i przystojny przyjaciel. Aż otworzyłam usta ze zdziwienia.
-I jak ?! - spytał niepewnym tonem.
-Stary, każda jest twoja. - odpowiedział George i poklepał zielonookiego w plecy. Przytuliłam się delikatnie do mojego elegancika.
-Wyglądasz zajebiście. - wyszeptałam mu na ucho.
-To dzięki tobie. - odpowiedział Scottie wyraźnie ucieszony.
-Dobra Dereku jebany, leć do swojej Chloe. - powiedziałam z uśmiechem, a on odsunął się ode mnie i pocałował w policzek.
-Jeszcze raz dziękuję. - dopowiedział i ruszył w stronę drzwi. - I bardziej przypominam Simona, niż Dereka, choć wtedy Simon miał Tori, więc... Znaczy się teoretycznie z nią był, ale wiesz... - urwał, bo mu przerwałam słowami : "Wynocha idioto" i trzasnęłam za nim drzwiami. Przewróciłam oczami i usiadłam na kolanach Freda. Bliźniacy spojrzeli na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi.
-Na wakacjach jakiś tydzień czytaliśmy 3 książki mugolskie, ale o nekromancji, wilkołactwie i czarodziejstwie. To była raczej taka historia miłosna, ale miłość objawiła się dopiero pod koniec. Czytaliśmy ją na zmianę. Jedną stronę czytałam na głos ja, a drugą on. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. - rozmarzyłam się o wakacjach. Fred pocałował mnie w ramię, bo było właśnie na wysokości jego ust. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Idę do Rosie, bo umówiliśmy się na błoniach. - powiedział George i wyszedł z pokoju.
-Czyli zostaliśmy sami. - mruknął Fred całując mnie w szyję. Pokiwałam przecząco głową.
-Nie tym razem skarbie, ja chcę sobie teraz polatać. Jest piękna pogoda, no i obiecałam to Draco jeszcze na przerwie październikowej. - wyjaśniłam całując go delikatnie w usta.
-Ktoś będzie jeszcze ?! - spytał zrezygnowany. Weasley szanował moją dosyć skomplikowaną więź z Malfoyem.
-Mam nadzieję, że nie. - mruknęłam i wstałam z jego kolan. Przed wyjściem posłałam mu buziaka w powietrzu i ruszyłam w stronę Dziedzińca Głównego.
~Tymczasem pewien wystrojony zielonooki mężczyzna siedział z chabaziami na ławie przed wrotami do Wieży Puchońskiej. *perspektywa Scotta*~
Zacząłem się niepokoić. Czy Tatia zapomniała o spotkaniu ?! Nie to niemożliwe, bo odpisała mi poprzez Diabła. Nareszcie wrota otwarły się i stanęła w nich Tatia Salvador ubrana w kremowe zwężane spodnie, czarną koszulkę oraz biały sweterek, do tego białe baleriny i mała torba na ramię. Wyglądała zjawiskowo. Włosy opadały jej po ramionach.
-Cześć. - odezwała się pierwsza i uśmiechnęła nieśmiało. Wstałem i podałem białą różę.
-To dla ciebie. - mruknąłem szarmancko zamiatając nogą po podłodze. Ona ujęła chabazia i przytknęła do niego nos, po czym pocałowała mnie w policzek.
-Wyglądasz świetnie i dziękuję za różę. - powiedziała z uśmiechem, który ja zaraz odwzajemniłem. - Gdzie idziemy ? - spytała z entuzjazmem.
-Mam nadzieję, że lubisz pikniki. - odparłem wesoło, a ona tylko przytaknęła.
~Ten fragment był ubłagany przez "Tatię". No to teraz zobaczymy co słychać u Carmen, która właśnie lata po boisku z Draconem. *perspektywa Carm* ~
-Malfoy, idę odpocząć. - wrzasnęłam do blondyna, a on pokiwał głupkowato głową. Opadłam powoli na ziemię. Weszłam do szatni z zamiarem wzięcia prysznica. Postawiłam moją miotłę przy swojej szafce i wzięłam rzeczy na przebranie. Wlazłam pod prysznic i odkręciłam kurek. Z "sufitu" zaczęła lać się woda. Opłukałam się dosyć szybko i owinęłam ręcznikiem. Ktoś przyciągnął mnie do siebie. Czułam ciepły oddech, zapewne mężczyzny, za sobą.
-Witaj skarbie. - tylko tyle dosłyszałam, bo potem rzucono na mnie Drętwotę. Przede mną stanął mój napastnik. Mogłam się tego spodziewać, tym kimś oczywiście był...
_________________________________________________________
No to TAA DAAM. Jestem uradowana i entuzjastycznie podchodzę do życia po tym zacnym rozdziale, który dedykowany jest Loony oraz Wiktorii, ponieważ obie lubią Scotta oraz mojej kochanej Klaudii :* Kocham was wszystkich. Jesteście cudowni. I dziękuję za tak dużą ilość wyświetleń. :D

czwartek, 21 lutego 2013

34. "Carmen, masz dopiero 15 lat, a już pijesz jak mugolski żul."

Spojrzałam na niego najpierw ze zdziwieniem, które po chwili ustąpiło miejsca nienawiści.
-Co ty tu do cholery robisz? Czy ty myślisz, że zapukasz, przedstawisz się i ja od razu to zaakceptuję? Niestety grubo się mylisz. Nigdy, ani ty, ani matka mnie nie kochaliście. Nigdy. I przylazłeś po 14 latach. Mam pytanie, na które każdy dobry ojciec, a ty takim nie byłeś, odpowiedział by na nie twierdząco. Byłeś przy mnie, gdy stawiałam pierwsze kroki? Nie. Byłeś, gdy zaczęły pokazywać się moje magiczne moce? Nie. Albo kiedy szłam pierwszy raz do Beauxbatons? Nie. Lub kiedy Greyback mnie zaatakował? Nie. Albo może, gdy Krum torturował mnie niewybaczalnymi? Nie. Zrozum, nie było ciebie nigdy kiedy cię potrzebowałam. - wykrzyczałam wszystko co mi ślina na język przyniosła. Upadłam na kolana, a moje oczy się zeszkliły. Podszedł do mnie Fred i próbował przytulić, ale ja go stanowczo odepchnęłam. Bardzo szybko pobiegłam na górę, trzasnęłam drzwiami do swojego pokoju i padłam wkurwiona na łóżko, by płakać w poduszkę. Do pokoju wszedł Weasley i podszedł do mnie. Usiadłam i wytarłam rozmazany makijaż w wewnętrzną stronę rękawa bluzy i przytuliłam się do rudzielca.
-Przy mnie nic ci się nie stanie. - wyszeptał mi na ucho kojącym głosem. Westchnęłam głęboko. Bądź silna, do cholery, strofowałam się w myślach i powoli wstałam.
-Dziękuję. - powiedziałam przeczesując jego włosy dłonią. - Zaraz przyjdę. Tylko odprowadzę Barty'ego. - dodałam i zeszłam powoli po skrzypiących schodach. Śmierciożerca w garniturze siedział jakby przestraszony na krześle obok George'a i Rose. Ojciec siedział naprzeciw nich i obserwował każdy ich ruch.
-Ooo... Widzę, że moja marnotrawna córeczka raczyła zejść. - powiedział beznamiętnie Orion.
-Barty. Chodź. - zignorowałam wypowiedź rodzica całkowicie. - Rose. George. Fred jest na górze, a Eksplodujący Dureń w szafce obok łóżka. Zaraz do was przyjdę. - dopowiedziałam z udawanym uśmiechem. Crouch, Weasley i Martin wstali, ale tylko Junior podszedł do drzwi.
-Dobrej nocy kochanie. - mruknął całując mnie w policzek. - I powodzenia z ojcem. - dodał i szybko trzasnął drzwiami. Ruszyłam w stronę kuchni. Na stołku siedział Orion i przyglądał mi się dokładnie.
-Nieładnie tak obrażać swojego tatusia. - powiedział, jak na moje oko ironicznie. Wzięłam szklaneczkę i wlałam sobie Ognistej po sam brzeg. - Carmen, masz dopiero 15 lat, a już pijesz jak mugolski żul. - dodał cmokając z niezadowoleniem. Jebie mnie to tak szczerze, więc wypiłam całą szklaneczkę jednym haustem.
-Nie obchodzi mnie to co o mnie myślisz. Uwierz mi ! - burknęłam odkładając szklaneczkę do zlewu. - Jakoś się mną nie interesowałeś przed urodzeniem. Meropa była ważniejsza ? - dodałam opierając się o blat i patrząc mu w oczy, które nadal nic nie wyrażały.
-Jeśli tak uważasz to jesteś niestety w błędzie. Kochałem ciebie, matkę, Rudolfa, Romulusa, Regulusa, Syriusza oraz Bachusa. Byliście dla mnie... - przerwałam jego monolog zrzuceniem szklanki, która rozbiła się na miliony kawałeczków.
-Cudowny tatuś od 7 boleści się znalazł do cholery. - mruknęłam szybko naprawiając szklankę i stawiając ją na blacie. Westchnęłam głęboko.
-Nie pyskuj. - powiedział stanowczo i aż wstał.
-Mam bić brawo, za to że wstałeś, czy za to że po 14 latach bez żadnego znaku życia, po prostu pojawiasz się i ingerujesz w moją egzystencję z butami ? - spytałam ironizując. On podszedł do mnie i dostałam ręką w twarz. Dotknęłam dłonią zaczerwienionego miejsca. - I tym sposobem okazujesz swoją jakże niezastąpioną pomoc rodzicielską ? - dodałam nie czując bólu zewnętrznego, bo po każdym słowie moje serce rozdzierało się na pół. Kocham ojca, to fakt, ale nie jest moją winą, iż się tak zachowuje. Orion złapał mnie za nadgarstki i mocno je ścisnął kościstymi dłońmi. - Po co przylazłeś ? - wyszeptałam zacięcie dążąc do wkurzenia go najmocniej jak się tylko dało.
-Bo kocham was. - burknął on i puścił mnie. Westchnęłam głęboko i pokiwałam głową z politowaniem.
-Zmień płytę. - odpowiedziałam tylko i skierowałam swe kroki ku górze.
-Wróć się tu. - krzyknął rozdrażniony Orion. Przystanęłam w miejscu i jak kazał tak się wróciłam.
-Czego chcesz ? - spytałam wzdychając głęboko i tym samym dając mu do zrozumienia, iż jego monolog mnie cholernie nudzi oraz gówno obchodzi. Znów dostałam w twarz. Tym razem nie wytrzymałam i pierdolnęłam go z liścia.
-Carmen. Nie powinnaś tego robić. - mruknął strasznym tonem Orion. Prychnęłam głośno i zabierając butelkę Ognistej, której nawiasem mówiąc było u mnie bardzo wiele, ruszyłam z poważnym wyrazem twarzy na górę. Otworzyłam drzwi i wlazłam do środka. Fred i Geroge patrzyli mi po szafkach, a Rose czytała jakąś mugolską gazetę. 
-Czego szukacie? - spytałam z uśmiechem. W tym momencie z mojej mugolskiej wieży stereo ryknęła piosenka Metallici pod tytułem "Seek & destroy" i jakby tego było mało to jeszcze w najgłośniejszym momencie. Rosie była przyzwyczajona do tego rodzaju muzyki, bo znałyśmy się dobre 5 lat, ale bliźniacy rzucili się na wieżę z zamiarem wyłączenia głośnego dźwięku. 
-Jak wyłączyć ten łomot? - dosłyszałam ich krzyk między salwami śmiechu, który jak nie trudno się domyślić należał do mnie i Krukonki. Wreszcie zrzucili kochane ustrojstwo i zapadła cisza. Spojrzałam na nich morderczym wzrokiem. Wstałam z łóżka na którym siedziałam i podeszłam do nich mrucząc pod nosem najgorsze przekleństwa jakie udało mi się wymyślić. Wyciągnęłam różdżkę. 
-Reparo. - wymamrotałam przez zaciśnięte zęby. Wieża wróciła do oryginalnej postaci. Podszedł do mnie Fred. Spojrzałam na niego wyczekując jakichś przeprosin czy coś. On nie powiedział nic tylko musnął moje wargi swoimi ustami. Zaczęłam się śmiać, chyba trochę psychicznie. Do mnie dołączyła Rose. 
-Idioci. - wydusiła Krukonka nim padłyśmy obie na podłogę i zaśmiewałyśmy się jak dwa dekle. Po chwili wstałam i zmierzwiłam zaskoczonemu Fredowi włosy. - Wiesz ile razy ta wieża się rozwalała? - spytała Martinówna tym samym tłumacząc nasz wybuch śmiechu. Rudzi pokiwali głowami z politowaniem. Padłam na moje łóżeczko i szybko wyczarowałam drugie. - Czyli my śpimy z Carmen w tym, a wy... - urwała, ponieważ jej delikatnie przerwałam. 
-Kochanie, co jak co, ale ja już spałam z Fredem i niestety wiem jak to dwuznacznie brzmi. - mruknęłam z rozbrajającym uśmiechem. Rosie tylko westchnęła. Zagraliśmy kilka partyjek Eksplodującego Durnia i wypiliśmy połowę moich zapasów Whisky. Zasnęłam upita, ale tak jak planowałam, czyli obok młodszego bliźniaka. Obudziły mnie jesienne promienie słońca. Weasleya przy mnie nie było. Tak w sumie to byłam w pokoju tylko z moją przyjaciółką. Podeszłam do jej łóżka, bo ona również się budziła. Zauważyłam, iż jestem w samej koszulce oraz dole bielizny. Rosie wyglądała podobnie. 
-Gdzie te szuje? - wymamrotała jeszcze senna Krukonka. Drzwi do pokoju się otworzyły, a stanęli w nich bliźniacy ubrani w same bokserki. 
-Kurde. Byłam aż tak nietrzeźwa? - mruknęłam drapiąc się po głowie. Bliźniacy zaśmiali się głośno. 
-Trochę. - odpowiedział Fred i zaczął ubierać spodnie od garnituru, bo właśnie w tym tu przybył.
-Dziewczyny z Hogwartu będą nam zazdrościły tego, że widziałyśmy dwa wysoko postawione ciacha w, no nie oszukujmy się, samej bieliźnie. - powiedziałam i mrugnęłam porozumiewawczo do Rose. Ona tylko delikatnie prychnęła pod nosem i pokiwała głową chcąc potwierdzić moje słowa.
-A kto by zazdrościł? - wyrwał się George. Wstałyśmy wraz z Rose z łóżka i podeszłyśmy do rudzielców. Przejechałam palcem po mostku Freda.
-No wiecie... Katie, Angelina, Alicja i wiele wiele innych. - mruczałam cicho odpowiadając na pytanie Georga. Rose również podsycała "apetyt" rudzielca. Jakby przez przypadek przejechała dłonią po jego karku, a ja niby zwyczajnie dotknęłam klatki piersiowej tego młodszego. Weasleyami wstrząsnęła dziwna fala rozkoszy. Po chwili zaczęłam się śmiać. Rosalie ze mną.
-Tacy duzi, a tacy przekupni. - cmoknęła z niezadowolenia Krukonka. Bliźniacy się lekko nachmurzyli. Podeszli po tym do nas i rzucili Levicorpusy. Zadyndałyśmy pod sufitem uwieszone za nogi. Nie powinnyśmy wrzeszczeć, bo to dało by im dużą satysfakcję, więc milczałyśmy jak groby.
-Fredzie, czy nie wydaje ci się, że one są za spokojne? - spytał przebiegle George.Młodszy Weasley podniósł różdżkę i zaczął mi grzebać w myślach. "Odpiernicz się ode mnie." Burknęłam w myślach. Ehh. Sam tego chciał. Pomyślałam o chłopakach z Durmstrangu, a szczególnie o Krumie, gdy zmuszał mnie do bycia z nim. To chyba dało mu do myślenia i zostawił mnie. Poleźliśmy na śniadanie. W jadalni siedzieli moi bracia. 
-Witajcie. - powiedziałam z gigantycznym uśmiechem, nie zapominając oczywiście wcześniej o ubraniu spodni. Usiadłam na swoim miejscu. Z góry zszedł mój ojciec i stanął nad Syriuszem. Ten przełykając głośno ślinę ustąpił mu miejsca. - Kto mnie dzisiaj zawiezie na Peron ?! - spytałam gryząc tosta z Nutellą. 
-Ja. - odpowiedział wyniośle Orion. Prychnęłam i zarzuciłam rozpuszczone włosy do tyłu. 
-Już wolę iść na piechotę. - burknęłam oburzona. Rudolf walnął mnie w ramię. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Ale przecież to była prawda. Ehh. Nie ważne. Szybko zjadłam śniadanie i złapałam moich gości za dłonie. - Bynajmniej nie chcę z tobą jechać, więc pojadę ze Scottem. - dodałam na odchodnym i "odprowadziłam" Freda i George'a do Nory. Oni mi podziękowali, a ja teleportowałam się do swojego pokoju. Zaczęłam pakować swoje rzeczy i szybko cichaczem pojawiłam się w pokoju Rud'a. Braciszek siedział przy oknie.
-Odzywaj się do niego grzeczniej. - prychnął na mnie długowłosy. Spojrzałam na niego. 
-Słucham ?! - spytałam nie dowierzając, iż Rudolf może być dla mnie taki zimny. 
-To co słyszałaś. - burknął w odpowiedzi starszy. Westchnęłam głęboko. 
-Jadę ze Scottem. - mruknęłam jakby od niechcenia i teleportowałam się pod drzwi zielonookiego. On właśnie wychodził. 
-Carmen. - powiedział nie ukrywając zdziwienia. Przytuliłam go mocno. 
-Przepraszam, za to, że z tobą nie gadałam i jakoś się tobą nie interesowałam. - wyszeptałam mu w koszulkę. On pogłaskał mnie po głowie.
-Spoko. - odpowiedział z uśmiechem i ruszyliśmy na Peron.
~No i pojechali do Hogwartu. Nie mam się nad czym rozłazić. Podróż odbyła się spokojnie. Carm siedziała w przedziale z Rose, George'm, Fredem, Scottem oraz Niną, bo Pansy się rzucała, że to jej wina, iż Draco nie chodzi do Hogwartu. Btw. Teraz jest kolacja, a na mównicę właśnie wszedł Dumbledore.~
-Drodzy uczniowie, mam zaszczyt ogłosić, iż przez najbliższe dwa miesiące, czyli do końca tego roku, nastąpi wymiana uczniowska pomiędzy Hogwartem, a Durmstrangiem oraz Beauxbatons. Każdy kto chce poczuć jak jest w innej szkole, proszony jest o zapisanie się na liście, która wywieszona jest w każdym pokoju wspólnym. Dziękuję za uwagę. - wyjaśnił szybko i treściwie Albus. CO !? Odnalazłam wzrokiem Rose. Ona również wydawała się przerażona...
_________________________________________________________
Przepraszam za tak długi czas oczekiwania, ale po prostu dopadł mnie całkowity brak weny i wyjazd do wujka, więc mam nadzieję, iż mi wybaczycie. Dedykuję ten rozdział Wiktorii oraz mojej nowej czytelniczce Lexie L. :**

piątek, 15 lutego 2013

33. "Car... Carmen. Ty jesteś w sukience."

Tym kimś był Scabior. Odsunęłam się od Freda i szybko zatknęłam uciekające kosmyki za ucho.
-Romulus kazał was skontrolować. - westchnął błękitnooki. Westchnęłam głęboko i złapałam Weasleya za dłoń. Wróciliśmy na salę. Barty obserwował mnie i rudzielca.
-Gdzieś ty znalazł garnitur? - spytałam gładząc kołnierzyk białej koszuli pod grafitową marynarką. Do tego takiego samego koloru spodnie, czarne trampki oraz ciemno czerwony krawat. Jeszcze z zaczesanymi do tyłu na żelowanymi włosami prezentował się bardzo elegancko.
-Skarbie, ale to nie ja paraduję w obcisłej sukience, która daje wielkie pole do popisu wyobraźni męskiej części towarzystwa. - mruknął on udając oburzenie.Walnęłam go lekko w ramię i wpadłam na "genialny" pomysł.
-Idziemy po Rosie i George'a. Jak myślisz Molly zgodzi się na nocowanie u mnie ?  - mruknęłam ubierając swój plan w jak najłatwiejsze do zrozumienia zdanie. Oczy Freda zaświeciły się i lekko przytaknął ruchem głowy. Ja delikatnie przygryzłam wargę i ruszyłam w stronę Syriusza.
-Czego chcesz ? - spytał widząc, iż przylazłam do niego w pewnym celu. Uśmiechnęłam się do niego uroczo.
-Czy Rose, Fred i George mogli by u nas spać ? Jeśli tak to zaraz się po nich teleportuję. - powiedziałam na jednym wdechu.
-W sumie mieliśmy spać tutaj, ale jeśli nie chcesz, to dobra. Ja, Bach, Rom i Rud śpimy tu, a ty razem z Weasleyami i Rose u nas. Tylko bez szaleństw. - przestrzegł mnie Syriusz. Przytuliłam go mocno i podeszłam do Freda.
-Dobrej nocy. - wydarłam się na całą salę. Wszyscy z uśmiechami odpowiadali mi to samo. Złapałam rudzielca za dłoń i wyobraziłam sobie Norę. Poczułam szarpnięcie i zobaczyłam pokój bliźniaków. Siedział tam George i oglądał jakieś czasopismo.
-Cześć stary. Chodź do mamy i spytamy się czy możemy spać u Blacków. -  wyjaśnił szybko Fred. Starszy podniósł głowę znad gazety. Zlustrował mnie od stóp do głowy i jeszcze raz. Tak w sumie to kilka razy.
-Carmen ? - mruknął zdziwiony. No tak. Pierwszy raz widział mnie w sukience i szpilkach.
-Owszem. - odpowiedziałam z uśmiechem. - No wstawaj. Zaraz leziemy po Rose. Ponad to moich braci nie będzie w domu, bo zostali u Malfoyów. - dodałam siadając obok George'a. On nadal był w szoku.
-Ejj. Człowieku, wchodzisz w to i tym samym przestajesz się gapić na moją dziewczynę ? - spytał zirytowany Fred. On tylko kiwnął głową, ale wzroku nie oderwał. Spojrzałam na młodszego bliźniaka, a on jakby nigdy nic wziął brata za ramię i zaczął targać na dół do kuchni. Spojrzałam na zegarek starszego. Wskazywał on kilka minut po 22. Trochę późno, no ale. Zeszłam za nimi na dół. Na dole siedział Ron wraz z Potterem i Longbottomem. Oczywiście była jeszcze Ginny oraz Percy, który wykłócał się o coś z Charliem. Do kuchni weszła Molly.
-Spokój. - warknęła na towarzystwo, a wszyscy spojrzeli na nas. Znowu wszystkie oczy śledziły każdy mój ruch.
-Dobry wieczór. - burknęłam i splotłam dłonie na piersiach. Podszedł do mnie Ron i ucałował delikatnie w dłoń. Spojrzałam na niego ogłupiała. Fred chyba trochę się wkurzył. - Ron, co ty robisz ? - spytałam mocno zdezorientowana i poprawiłam dłonią sukienkę. Cholera. Mam na nogach odciski. Ściągnęłam szybko szpilki i wyciągnęłam z maleńkiej torby trampki. Ubrałam je jak najszybciej na nogi, nie zawiązując nawet sznurówek. Potter podszedł do mnie i dotknął mojej twarzy. Potem ręki, a na końcu spojrzał na trampki. Na nich był wyryty szpilką napis : "Carm".
-Tak to na pewno ona. - wyjaśnił i usiadł na swoim miejscu.
-Carmen, kochanie. Ślicznie wyglądasz, ale co cię... Was tu sprowadza ? - spytała Molly.
-Syriusz powiedział, że jeśli się zgodzisz to bliźniaki i Rose, do której zaraz wbijemy mogą spać w naszym domu. - powiedziałam szybko i bez ogródek, po czym uśmiechnęłam się słodko.
-Oczywiście, że mogą, ale pod jednym warunkiem. Nie możecie przesadzić. - mruknęła bezsilnie Molly. Uśmiechnęłam się do niej lekko. 
-Tak jest mamo. - powiedzieli chórem bliźniacy. Złapałam ich za dłonie.
-Odstawię ich jutro około południa. - dodałam na odchodnym i wyobraziłam sobie pokój Rose. Zobaczyłam niebieski pokój, kolorowo przyozdobiony. Na środku stało wielkie łóżko, a na ścianach plakaty jakichś mugolskich seriali czy coś. Na półkach walały się nasze zdjęcia. W tym całym zgiełku zauważyłam Rosie. Siedziała na łóżku i bawiła się swoją różdżką.
-My z wizytacją. - powiedział Freddie z uśmiechem. Martinówna poderwała się z legowiska i przytuliła George'a.
-A ja to co ?! Hipogryf ?! - mruknęłam udając podirytowaną.
-Car... Carmen. Ty jesteś w sukience. - wyszeptała Rose nie mogąc w to uwierzyć.
-Wcześniej była jeszcze w czerwonych szpilkach i dostawała mi czołem do nosa. - dorzucił swoje 3 grosze Fred. Musiał. No cholera jasna, musiał coś powiedzieć.
-Tak. Jestem w sukience. Miło mi. - powiedziałam i przytuliłam Rose.
-Ładnie wyglądasz kochanie. - wymruczała mi blondynka w ramię.
-Zabieram cię do naszej rezydencji. - zaśmiałam się. - Leć na dół i pytaj się czy możesz do mnie wbić tłuku. - dopowiedziałam kręcąc głową z politowaniem. Szybko zeszłyśmy i uzyskałyśmy zgodę. Znów wlazłyśmy i zaczęłyśmy się śmiać. Fred i George chyba znaleźli jeden z naszych wynalazków. Znaczy się, nie chyba, a na pewno. Ich twarze pokryte były jakby różnokolorowym pawiem, a na dłoniach wyrosły im malutkie grzyby.
-Po cholerę tam wkładaliście łapy ? - zdołała wydusić Rose między salwami śmiechu. Podeszedł do mnie Freddie.
-Pocałuj swojego księcia. - powiedział, a ja odsuwałam się do tyłu śmiejąc się przy tym jak debil.
-Niedoczekanie twoje. - mruknęłam, ale na moje nieszczęście trafiłam na ścianę. Weasley przysunął twarz do mojej. Wyciągnęłam różdżkę i ułamek sekundy przed pocałunkiem rzuciłam przeciw zaklęcie. On delikatnie musnął ustami moje wargi, a potem wpił się w nie mocniej. Usłyszałam delikatne chrząknięcie.
-Idziemy ? - spytał rozbawiony George chwytając Rose za dłoń. Fred odsunął się z niesmakiem ode mnie i spojrzał na brata z wyraźną chęcią zaavadowania na miejscu bez żadnego względu na skutki.
-Teleportujcie się sami, my zaraz dołączymy. - powiedziałam patrząc błagalnie na Rosie. Ona tylko delikatnie prychnęła i uśmiechnęła się do mnie. Po chwili już ich nie było.
-Na czym ja to... - mruknął Fred patrząc mi w oczy.
-Pocałuj swojego księcia. - odpowiedziałam próbując zmienić ton głosu. On się delikatnie zaśmiał i znowu przyssał do moich ust. Oddałam mu się teoretycznie całkowicie, ale praktycznie nie pozwoliłam sobie na więcej. Włożyłam delikatnie rękę w jego rude włosy. W sumie, nie był idealny, ale tak prawdę mówiąc, kto jest ?! Podobał mi się taki jaki jest. Może impulsywny, często bezmyślny i taki w chuj dziwny, ale ja nie byłam lepsza. No dobra. Zostawmy moje przemyślenia dotyczące naszej jakże zacnej egzystencji w tym cholernie pokręconym świecie. Wróciłam na ziemię. Fred stawał się coraz bardziej namiętny, a w sumie to jego pocałunki się takie stawały. Odepchnęłam go lekko od siebie. - Obiecałam twojej mamie i Syriuszowi, że obędzie się bez przegięć. - mruknęłam całując go w pieprzyk na szyi. On tylko się zaśmiał.
-No to teleportuj nas. - powiedział Weasley gładząc mnie po ramieniu. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie mój pokój. Po chwili poczułam szturchnięcie i zobaczyłam stare śmieci. Od razu podeszłam do szafy i wyciągnęłam szare spodenki, czarną koszulkę i starą, powyciąganą bluzę, która niegdyś należała do Regulusa. Weszłam pędem do łazienki i zrzuciłam krępującą ruchy sukienkę. Nałożyłam świeże ciuchy, a potem związałam włosy czarną gumką w wysokiego kucyka. Makijaż nie był zły, więc jak na razie go zostawiłam. Wyszłam szybko z łazienki i wpadłam na młodszego bliźniaka. - Dasz mi jakieś ciuchy ? - spytał on całując mnie w czoło. Pokiwałam twierdząco głową i wyszłam. Wlazłam do pokoju Rudolfa i podeszłam do jego szafy. W  drzwiach pojawił się Freddie. Wygrzebałam z odmętów "Narnii" ciemną koszulkę i żółte szorty. Rzuciłam ciuchy w jego stronę.
-Musi być. - powiedziałam z uśmiechem i podeszłam do Weasleya.
-Dzięki. - odpowiedział on i odszedł ku łazience. Skierowałam swe kroki ku kuchni. Siedzieli tam Rosie i George.
-Oo. Już skończyliście. - mruknął pogodnie George. Zaśmiałam się i usiadłam obok Krukonki.
-Owszem. - burknęłam szczerząc się szeroko. - Chcecie coś do jedzenia ? - dodałam wstajac i podchodząc do lodówki.
-Twój specjał poproszę. - zaproponowała Martinówna. Wyciągnęłam Nutellę i szybko zrobiłam tosty. Wysmarowałam chleb czekoladą i podałam na ślicznym porcelanowym talerzyku. To jeden z nielicznych pozostałych po mojej "kochanej" mamusi. Postawiłam jedzenie na stoliku. Ktoś zapukał do drzwi. Kogo licho niesie ?! Podeszłam do wrót i rozwarłam je delikatnie. Na progu stał Crouch w całej okazałości. Wyglądał strasznie elegancko, bo nie przebrał się z garnituru założonego na Bal.
-Po jaką cholerę tu przylazłeś Crouch ? - mruknęłam znudzona i oparłam się, chcąc to podkreślić, o futrynę.
-Myślałem, że zrobię ci przyjemność swoją egzystencją, Black. - odparł udając wielce urażonego Śmierciożerca.
-No właśnie. Myślałeś, ale niestety to był błędny tok rozumowania Crouch. - powiedziałam i odeszłam od drzwi. - Jednakże, jeśli już miałeś czelność zawitać do moich skromnych progów to niegrzecznie by było, gdybym cię nie zaprosiła do środka. Barty mam nadzieję, że jesteś głodny, bo właśnie zrobiłam jako takie kanapki. - dodałam tym razem grzeczniejszym tonem i przepuściłam gościa w drzwiach.
-Dziękuję ci Carmen. - powiedział szczerze ucieszony brunet. Zrozumiałam, iż jeśli używam jego nazwiska, to on automatycznie też, a jeśli jego imienia to on czyni mi ten "zaszczyt" i mówi mi Carmen. Zaprowadziłam Juniora do kuchni. George spojrzał na niego podejrzliwie, a Rose po prostu wzruszyła ramionami, jakby wizyty morderców, były dla niej chlebem powszednim. No tak, w sumie to jest jednak moja przyjaciółka i chyba za dużo czasu spędziła między moją rodziną. Podsunęłam Barty'emu porcelanowy talerzyk pod nos.
-Smacznego. - mruknęłam wzdychając głęboko. Junior uśmiechnął się do mnie promiennie i ugryzł jednego tosta. Do kuchni wszedł Fred. Zobaczył Croucha. Jego zazwyczaj ciepłe i duże oczy stały się małymi szparkami, przez które ledwo widziałam jego tęczówki. Chyba tylko po to, by pokazać, iż jest lepszy, czego ja ni cholery nie rozumiem, Weasley podniósł mnie z siedzenia i pozwolił usiąść na jego kolanach. Z delikatnym zdziwieniem oparłam głowę o jego ramię. - Jak tam u moich braci ? - spytałam sięgając po tosta.
-No i jeszcze kiedy cię wypuścili ? - odezwała się Rose, a Crouch spojrzał na nią zdziwiony.
-Bliźniaki już śpią, a Rud i Syriusz jeszcze przewalają się po sali. I wypuścili mnie na dzisiaj, ale będę się starał o całkowitą wolność. - odpowiedział Barty ciągle wgapiając się we mnie. Zaśmiałam się i wstałam z kolan Freda.
-Może wypijemy za ich zdrowie ? - mruknęłam całkiem, według mnie, słusznie. Wszyscy się zgodzili, więc wyciągnęłam 5 szklaneczek z szafki. Barty wstał i podszedł do mnie.
-To nie jest kulturalne, gdy to kobieta rozlewa trunek. Żaden szanujący się mężczyzna, by na to nie pozwolił. - wymamrotał Crouch z wyraźną satysfakcją i złapał mnie delikatnie za ramiona, po czym odsunął od lady i sam porozlewał do szklaneczek bursztynowego płynu.
-Musiałeś ?! - burknęłam cichutko, tak aby tylko Barty usłyszał. On pokiwał głową i zaśmiał się tryumfalnie. Pocałowałam go w policzek. - Dzięki za pomoc. - dopowiedziałam i łyknęłam swojego napoju. Oparłam się o blat kuchenny, a obok mnie spoczął brunet uśmiechając się szeroko. Pokiwałam głową z politowaniem i spojrzałam na Freda. Jego twarz nabrała koloru jego włosów.
-No to może zagramy w Magiczne Szachy. - burknął młodszy Weasley zgrzytając zębami ze złości.
-Proponuję jakiś zakładzik do dodania pikanterii temu pojedynkowi. - zaproponował Crouch. - Ten kto wygra zostanie pocałowany przez Carmen w usta przez 20 sekund, a ten co przegra będzie musiał się temu przypatrywać z kamiennym wyrazem twarzy. - dopowiedział Bartemiusz patrząc na Freda z tryumfem wymalowanym na twarzy.
-Stoi. - powiedział rozeźlony rudzielec. Przyniosłam zrezygnowana szachy i zaczęła się rozgrywka. Z początku Fred wygrywał, ale Barty był sprytniejszy i gdy już mogło się wydawać, że rudy wygra, to on zrobił decydujący ruch i mruknął : Szach i mat. Weasley spojrzał na niego ze zdumieniem i odrazą. Crouch tylko się zaśmiał i podszedł do mnie.
-Tylko spróbujesz coś wykręcić. - mruknęłam smutnym tonem do Croucha. Nie zbyt go to obchodziło i szybko wpił się w moje usta. Jego pocałunek różnił się znacznie od tego Freda. Barty był zachłanny i można nawet lekko stwierdzić, iż za bardzo doświadczony życiem. 20 sekund minęło nadzwyczaj szybko.
-Dziękuję Carm za gościnę, ale muszę niestety już... - urwał, bo już po raz drugi dzisiejszego dnia rozległo się pukanie do drzwi. Podeszłam do nich szybko i otworzyłam. Na progu stał siwy, ale jednak przystojny długowłosy mężczyzna.
-Carmen. - krzyknął z radością i przytulił mnie mocno.
-Co pan robi ? - spytałam przerażona i próbowałam się uwolnić z jego uścisku.
-Jestem Orion Black. - wymamrotał odsuwając się ode mnie i podając mi dłoń.
-CO !? - wrzasnęłam i aż usiadłam z wrażenia. To był mój ojciec... Mój "zaginiony" ojciec...
_________________________________________________________
Na Tatię i Scotta niestety sobie jeszcze poczekacie, a tutaj zaserwowałam wam uroczą zazdrość Freddiego. <33  Dedykuję ten rozdział mojej kochanej Klaudii za to, iż była ze mną w dniu 14 lutego i pomagała w bardzo ważnym dla mnie spotkaniu. Kocham cię za to z całego serduszka. :**

środa, 13 lutego 2013

32. "Prawa, lewa, prawa, lewa, uważaj, nie zabij się, prawa, lewa."

Wtuliłam się w rudzielca i zaczęliśmy tańczyć. Chyba wszyscy patrzyli się na nas. Nie dziwię się jednak. Piosenka się skończyła i odeszłam od Freda z uśmiechem.
-Dziękuję i zaraz wracam. - powiedziałam tajemniczo. Podeszłam do Rose i złapałam ją za dłoń. - Wybacz Żorż. - mruknęłam i pomachałam do niego delikatnie.
-Co chcesz patafianie ? - burknęła zakładając dłonie na piersiach. Uśmiechnęłam się do niej podejrzanie.
-Chcę zrobić jakiś kawał. - mruknęłam przesłodzonym tonem. Rose również mimo wcześniejszej niechęci się uśmiechnęła. - Chodzi mi o zmieniacz dusz. - dodałam cichutko. Oczy Rosie aż zabłyszczały.
-A z chęcią, z chęcią. - szepnęła wyciągając kilka wkładów do urządzenia przypominającego z wyglądu bombę. Osadziłam kołki w środku i położyłam delikatnie na podłodze. Do wybuchu pozostało 30 sekund, wiec szybko się ulotniłyśmy, po czym zamknęłyśmy delikatnie wrota do Gryffońskiego pomieszczenia. Zaraz po tym usłyszałam głośny huk. Uśmiechnęłam się promiennie do Rosie i razem wlazłyśmy do środka.
-Fred. - przekrzyczałam rozwrzeszczany tłum.
-Słucham. - odezwała się Luna ze środka pokoju. Zaczęłam się nieopanowanie śmiać.
-George. - tym razem to Rosie się wydarła.
-Tak słońce ? - spytał jakiś dryblas z domu Orła. Teraz i Rose się śmiała. Oparłam się o nią ocierając łzy ze śmiechu.
-Przystojniak. - mruknęłam dziugając Rose w żebro. Ona tylko spojrzała na mnie groźnie, lecz po chwili znów wybuchła wielką salwą śmiechu.
~I tak upłynęła cała impreza. Na koniec, jak to na dobrej imprezie bywa, wszyscy byli na maxa schlani. :D No dobra. Weny nie mam wgl, więc przejdźmy od razu z rozpędu do października. No i skracając wszystko co się działo. Fred i Carmen nadal byli razem. Rose i George również, choć powoli zaczęli przeżywać kryzys, ale z dnia na dzień było lepiej. Draco nadal nie wyznał Ninie, że mu się podoba. Choć w sumie nie dziwię mu się, bo siedzi w Dworze i teoretycznie nic nie robi.  Tatia nadal unikała Scotta. Dom rodzinny Blacków został od nowa poskładany i zaopatrzony w najbezpieczniejszy system obrony znany czarodziejom. Syriusz wrócił do zdrowia. Ahh. I jeszcze Gryffoni wygrali jak dotąd 4 mecze z 6 rozegranych. Wszystko było dobrze. Tak więc jesteśmy w momencie, gdy Carmen siedzi w swoim pokoju i ubiera się na BAL. ~
Cholera. Nigdy nie lubiłam tym podobnych gówien. Wstałam i spojrzałam w lustro. Miałam na sobie opinającą ciało czarną sukienkę z średnim dekoltem, sięgała ona do połowy ud i była na grubszych ramiączkach. Na nogach zamiast trampek były wysokie na 6 centymetrów szpilki, ale były one koloru czerwonego. Włosy upięte w plątaninę loczków, wsuwek itp. Na twarzy wyrazisty makijaż. Oczy pociągnięte czarnym eye-linerem, czarnym cieniem wpadającym w delikatną szarość, a usta pomalowane zwykłym bezbarwnym błyszczykiem. W sumie nie wyglądało to tak źle, ale niestety nie przywykłam do tego rodzaju "wygód". Na wszelki wypadek wpakowałam do mojej małej czarnej i magicznej torebeczki czarne trampki. Westchnęłam jak niewolnik przed biczowaniem i ruszyłam powoli i ostrożnie na dół. Prawa, lewa, prawa, lewa, uważaj, nie zabij się, prawa, lewa. Mruczałam do siebie w myślach. Byłam pierwsza z mojego zacnego rodzeństwa. Westchnęłam głęboko i usiadłam na krawędzi stołu. Zaraz po mnie zszedł Romulus. Był ubrany bardzo elegancko. Czarny garnitur i na szczęście czarne buty. Pod spodem delikatnie wpadająca w błękit koszula i granatowy krawat w prążki. Włosy związane w kucyka i spuszczone po plecach. Uśmiechnęłam się do brata.
-Wyglądasz zniewalająco. - powiedziałam podchodząc do niego i całując w policzek.
-Dziękuję i wzajemnie. - odpowiedział, a ja tylko machnęłam ręką.
-Jak myślisz. Zauważą, że będę później w trampkach ? - spytałam opierając się ponownie o stół. Nie dane mi jednak było usłyszeć odpowiedź, gdyż z góry zleciał Bachus. Jego włosy były w istnym nieładzie, a w ręku trzymał zielony krawat. Westchnęłam głęboko i wzięłam tę część garderoby i doprowadziłam ją do porządku. - Leć związać włosy. - mruknęłam klepiąc go po plecach.
-Dzięki. - wrzasnął na odchodnym Bach i tyle go widziałam. Zaraz po tym w kuchni zebrali się Syriusz i Rudolf. Obaj wyglądali olśniewająco. Syriusz był w swojej śliwkowej marynarce, ale spodnie pozostały czarne. Rudolf zaś wyglądał jak istny cud świata. Nie dość, że przystojny, to jeszcze ślicznie uśmiechnięty i ubrany. Powymienialiśmy się niepotrzebnymi komplementami. Zaraz po nich Bachus zjawił się obok.
-Komu w drogę, temu czas. - mruknął podchodząc do nas.
-Teleportujemy się ? - spytałam patrząc po braciach. Bliźniaki zgodnie wzruszyli ramionami, a Rudolf złapał mnie za dłoń.
-Do dworu Malfoyów. - wyjaśnił Syriusz i już go nie było. Rudolf zrobił to samo i moment po tym staliśmy przed bramą do Dworu. Bachus pchnął żelazne kraty. Weszliśmy na podwórko i zapukaliśmy kołatką, która znajdowała się na drzwiach. Otworzyła nam ślicznie wystrojona Narcyza.
-Witajcie. - powiedziała promiennie. Po kolei każdy z moich braci całował ją w dłoń i komplementował. Jebane przychlasty. Zaśmiałam się w myślach i weszłam dalej. Ujrzałam Draco. Normalnie, aż otworzyłam usta z wrażenia. Gdyby nie fakt, iż to jest mój kuzyn i, że mam chłopaka, to już byłby mój. Podeszłam do niego pogodna.
-Carmen. Pięknie wyglądasz. - skomplementował szybko Malfoy. Przytuliłam go mocno.
-Nie ja jedyna kochanie. - szepnęłam mu w ramię. On tylko się zaśmiał i oddał miły gest. Orkiestra sprowadzona z jakiejś odległej czarodziejskiej wioski zaczęła grać wolną balladę.
-Zatańczysz ? - spytał szarmancko blondyn. Ja dygnęłam i ustawiłam się do tańca. Zaczęliśmy tańczyć. Było mi naprawdę cudownie. Co chwila uśmiechałam się znacząco do młodego Malfoya. W pewnej chwili wszystko prysło. Podszedł do nas Yaxley.
-Można prosić ? - mruknął wystawiając dłoń. Nie chcąc dawać mu tej cholernej satysfakcji szybko się zgodziłam, a on prowadził mnie powoli po parkiecie. Przysunął mnie do siebie trochę za mocno niż było potrzeba.
-Masz w tym jakiś zakichany interes ? - wycedziłam cicho przez zęby uśmiechając się sztucznie.
-Skarbie, kobiety nie powinny się mieszać w biznesy poważnych mężczyzn. - mruknął mi delikatnie na ucho i pocałował prawie niewidocznie w szyję. Wykrzywiłam twarz z odrazą.
-Jakbyś był poważny, to byś nie napadał na nasz dom. - powiedziałam gładząc go delikatnie po policzku.
-Jakaś ty miła. - burknął on zabawnie i ucałował moją dłoń, tym samym nie pozwalając mi go dotykać po twarzy.
-Yaxley. Skunksie jebany. Spróbujesz jeszcze raz mnie w jakikolwiek sposób skrzywdzić to uwierz mi na słowo, popamiętasz mnie cholerna zarazo. - wyjaśniłam pogodnym i ściszonym tonem. On tylko się zaśmiał. Utwór się skończył, więc ucałował mnie w dłoń i odszedł. Westchnęłam głęboko. Podszedł do mnie Rudolf.
-Znowu ci się naprzykrzał ? - spytał chwytając podając mi szklaneczkę napełnioną do połowy bursztynowym płynem. Upiłam łyka i spojrzałam w stronę jasnowłosego Śmierciożercy. On tylko uśmiechał się do mnie głupio.
-Owszem. - mruknęłam odwracając głowę w stronę brata. - Ale nic się nie dzieje i nie potrzebuję twojej ingerencji w moje sprawy wewnętrzne związane z nim. Dobrze ? - spytałam mając nadzieję, iż Rud zrozumie. On tylko przełknął głośno ślinę i przytaknął ruchem głowy. Zaraz po tym podszedł do mnie Barty Crouch Jr. Ten też wyglądał nieziemsko. Jakiś spisek ?! Ty... Czekaj...
-Czy mogę cię prosić na parkiet ? - spytał całując mnie lekko w dłoń. Dygnęłam delikatnie i wtuliłam sie w młodego amanta.
-Co ty robisz na wolności Crouch ?! - spytałam wdychając delikatne opary jego wody kolońskiej.
-Puścili mnie na ten jeden dzień, bym mógł pójść na zabawę Black. - odpowiedział uroczym tonem Barty i zjechał za nisko ręką po moich plecach.
-Crouch pilnuj się. - burknęłam poprawiając jego dłoń.
-Black, wyglądasz dziś tak onieśmielająco, że aż dziw bierze, iż wytrzymałem tak długo. - wyjaśnił młody Śmierciożerca. Czemu ci źli zawsze są tacy przystojni. Cholera niech ich zje.
-Mimo to, pilnuj się. - dodałam szeptem i zmierzwiłam mu dłonią na żelowane włosy. Barty westchnął głęboko i przejechał dłonią po moim kręgosłupie, raz w dół, zaraz po tym w górę. Spowodował tym moje wygięcie ciała w tył i dystans dzielący nasze twarze zmalał do maxymalnie 3 milimetrów. - Jeszcze raz zrobisz coś takiego, a zrozumiesz, iż ze mną się nie zadziera Junior. - burknęłam beznamiętnie i znów położyłam głowę na jego ramieniu. Wreszcie piosenka się skończyła i mogłam podejść spokojnie do barku z Ognistą. Nalałam sobie całą szklaneczkę i wypiłam szybko połowę. Podszedł do mnie Malfoy.
-Twoje zdrowie. - uniósł swój trunek trochę do góry i stuknął szklanką o szklankę powodując głuchy odgłos. Uśmiechnęłam się do niego.
-Twoje również. - dodałam i wypiłam resztę szklanki.
-Zatańczmy kochanie. - powiedział niezbyt trzeźwym tonem. Draco przysunął się do mnie na niebezpiecznie bliską odległość.
-Ile wypiłeś? - spytałam rozdrażnionym tonem i odepchnęłam go delikatnie.
-Tyle co nic. - wymamrotał Malfoy całując mnie w policzek. Spojrzałam na niego z odrazą.
-Ile głupku? - mruknęłam odsuwając się dalej. Pogłaskałam go po policzku.
-A z 10 szklanek. - mruknął blondyn głaszcząc mnie po plecach. Zrzuciłam szybko jego dłoń z pleców i ujęłam jego nadgarstek. Zaczęłam go targać ku jego pokojowi. Otworzyłam wielkie wrota i wlazłam do wielkiego pomieszczenia. Położyłam go do łóżka i usiadłam na krawędzi. - Carmen. - wyszeptał cichutko, a ja pogłaskałam go po policzku.
-Śpij popaprańcu. - mruknęłam klepiąc go lekko po twarzy. On westchnął i zamknął oczy. - Branoc skarbie. - dodałam cicho i wyszłam na palcach z jego pokoju. Zeszłam powoli na dół. Od razu dopadł mnie Crouch.
-Black. Uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną ? - Barty płaszczył się przede mną normalnie jak nie on. Do tego zaszurał nogą o posadzkę.
-Crouch. Jeden niewłaściwy ruch i dopilnuję byś wrócił do Azkabanu na najbliższe 30 lat. - wyszeptałam kładąc dłoń na jego ramieniu. On przysunął mnie do siebie mocno.
-Nie kracz Black. - odpowiedział rozbawiony Barty. Spojrzałam na niego spod byka.
-Spadaj Crouch. - mruknęłam kładąc głowę na jego ramieniu. Jego woda kolońska drażniła mój nos, ale tańczyłam dalej. Barty był świetnym tancerzem. Brązowe, na żelowane włosy błyszczały w bladym świetle. Czekoladowe oczy śledziły każdy mój ruch, każde moje westchnienie, każdy najmniejszy oddech.
-Black. Chcę ci zadać pytanie czysto teoretyczne, czy masz kogoś ? - wyszeptał mi uwodzicielsko na ucho. Dotknęłam delikatnie jego policzka.
-Owszem Crouch, mam chłopaka, jeśli oczywiście o to ci chodzi. - odpowiedziałam równie cicho całując go w policzek. Barty skrzywił się mocno, ale zaraz po tym wrócił do normalnego wyrazu twarzy. Na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech.
-A mogę się dowiedzieć kim jest ten szczęśliwiec, Black ? - powiedział gładząc mnie ręką po plecach.
-Fred. - krzyknęłam i zobaczyłam rudzielca w garniturze stojącego w drzwiach. Ukłoniłam się Barty'emu i podbiegłam do Weasleya. On zaczął się śmiać, a wszyscy zgromadzeni spojrzeli na niego wrogo.
-Słucham. - zagrzmiał głośno Lucjusz i wystąpił z szeregu.
-Dobry wieczór. - powiedział Fred z pięknym uśmiechem. - Przepraszam za to, iż nie uprzedziłem, ale pomyślałem, że nie będzie to wielkim problemem, gdy przybędę, aby zobaczyć się z moją ukochaną. - wyrecytował Weasley z rozbrajającym śmiechem.
-Lucjuszu, proszę. Może zostać ? - spytałam z najsłodszym uśmiechem na jaki było mnie stać.
-A... Ale... No dobrze. - mruknął zrezygnowany jasnowłosy Śmierciożerca.
-Dziękuję. - powiedziałam i wyciągnęłam Freda na środek parkietu. Zaczęliśmy tańczyć. Nikogo to nie dziwiło. Znaczy się chyba, ale Crouch patrzył na niego wzrokiem, który może zabijać.W pewnej chwili młodszy bliźniak wziął mnie za dłoń i zatargał na korytarz. - Weasley, idioto... - urwałam, bo bliźniak pocałował mnie w usta.
-Zamknij się. - burknął on z uśmiechem i wrócił do wcześniejszego zajęcia. To był Weasley, którego kocham i podziwiam. Niestety zawsze, powtarzam zawsze ktoś musiał nam przeszkodzić. Tym razem był to ...
_________________________________________________________
 Haah. Barty'ego sama uwielbiaam.. <33 Jest cudowny. BĘDZIE GO DUŻO. :D Dzięki za przeczytanie. :**

poniedziałek, 11 lutego 2013

Radosna twórczość Black. =3

Tak jak w tytule. Zebrałam się i trochę z nudów nabazgrałam rysunek. :D Przedstawia on Freda i Carmen (co nie trudno, niestety, zauważyć) oraz Diabła i słynne fajerwerki Weasleyów. :D Co wy na to ?

niedziela, 10 lutego 2013

31. "Daj mi drugą szansę."

Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem. Lecieliśmy stosunkowo długo, więc przy lądowaniu byłam trochę zmęczona. Osiedliśmy na Dziedzińcu Głównym jak zapadał zmrok. Fred zszedł ze swojej miotły.
-Jest świetna. - przyznał z uśmiechem i postawił miotłę w pionie. Bliźniak podszedł do mnie i po prostu przytulił mocno. To było takie miłe. Wtuliłam się w jego czarną kamizelkę. Fred pogłaskał mnie po głowie. - Dziękuję. - dodał szeptem. Podniosłam głowę do góry.
-Chodźmy do moich braci. - mruknęłam łapiąc go za nadgarstek. Ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. Niestety nie było tam nikogo.
-Gdzie oni są? - spytał Fred rozglądając się wokół.
-U Ślizgonów. - powiedziałam z rozbrajającym uśmiechem. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie ich pokój. Poczułam charakterystyczne szarpnięcie, a potem grunt pod stopami. Staliśmy w Pokoju Wspólnym. Było tu pełno ludzi. Przebrnęłam przez tłum, a na środku zobaczyłam swoich braci odpowiadających na dosyć trudne pytania. Rud mnie zobaczył.
-Zróbcie przejście. - krzyknął, a Ślizgoni się rozstąpili i ucichli.
-Dom wygląda znośnie, a tu macie swoje rzeczy. Czarna i czerwona się nie zmieściły, więc przyleciałam nimi. - podałam im średniej wielkości plecak. Romulus włożył tam dłoń i wyciągnął śliwkową, ciemno-zieloną, szarą i granatową miotłę. Ślizgonom, aż zaświeciły się oczy. - U kogo mieszkacie? - spytałam siadając Rudolfowi na kolanach.
-Dumbledore dał nam pokój na samej górze. - wyjaśnił Romulus. Zakręciłam sobie na palcu kosmyk ciemnych włosów Bachusa, który siedział obok mnie.
-Dzięki młoda. - powiedzieli chórem bliźniacy i ucałowali mnie w policzki, po czym poszli do siebie.
-Zabrali butelki, toteż ich nie spakowałam. Nie znalazłam zapasów. - zawołałam za nimi, a potem usłyszałam zawiedzione mamrotanie. Spojrzałam na Rudolfa i usiadłam tuż obok. Przy mnie rozsiadł się Draco.
-A kuchnia, zdjęcia, nasze pokoje? - wyliczył najmłodszy brat. Moje oczy wyrażały żałość.
-Stół rozwalony na pół, zdjęcia u mnie w napis "strzeżcie się", pokoje rozpierniczone na maxa, a u mnie wszystkie ściany we krwi. - wyjaśniłam kładąc głowę na ramieniu Rudolfa.
-Ojej. Idź spać skarbie. - powiedział braciszek głaszcząc mnie po włosach.
-Branoc kochanie. - odpowiedziałam całując go delikatnie w policzek. - Śpijcie dobrze, a jutro pomyślimy co z domem. - dodałam wychodząc z Pokoju Wspólnego. Fred wyszedł za mną, po czym złapał mnie za dłoń. Westchnęłam głęboko i ruszyłam ku Wieży Gryffonów.
-Mam do ciebie jedną prośbę. - wyszeptał Fred tajemniczo. Przystanęłam na moment. - Daj mi drugą szansę. - dodał szeptem. Zacisnęłam mocno powieki. Muszę go o to spytać.
-Dlaczego myślisz, że jestem Śmierciożercą? - wydukałam siląc się na naturalny ton głosu. On spojrzał na mnie niespokojny.
-Bo Rudolf nim jest. - wyjaśnił młodszy bliźniak szeptem.
-On kiedyś był Śmierciożercą. Kiedyś. Zrezygnował, gdy Greyback zrobił mi to. - powiedziałam pokazując głęboką ranę na obojczyku. Fred dotknął mojej blizny. Zbliżyłam się do jego twarzy i zaczęłam go całować. On oddawał miły gest z zapałem. Jego dłoń powoli manewrowała w dół po moich plecach. Wsadziłam dłoń w jego włosy. Oplotłam nogami jego biodra, a on mocno mnie trzymał. Na plecach poczułam zimno, bo właśnie zostałam przytknięta do ściany. To było cudowne przeżycie, ale na więcej narazie nie mogłam sobie pozwolić. Mimo to nadal go całowałam. Zaraz po tym on przeniósł się na moją szyję. Odchyliłam głowę chcąc zasmakować nowego przeżycia. Fred był aż za nadto delikatny. Na korytarzu pojawił się Moody.
-Co wy wyprawiacie? - spytał przerywając nam chwilę rozkoszy. Fred odsunął się ode mnie, a ja poprawiłam szatę. - Za karę tydzień szlabanu. - powiedział wyniosłym tonem. - Nie spodziewał bym się tego po tobie Carmen. - dodał na odchodnym. Zatknęłam kilka uciekających kosmyków za ucho i spojrzałam na Freda.
-Mogę to uznać za zgodę? - spytał niezrażony karą. Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
-Yes, si, ja, tako, oui, tak. - odpowiedziałam z uśmiechem. Ruszyliśmy powoli do Wieży ciesząc się każdą sekundą. Stanęliśmy przed obrazem Grubej Damy.
-Muffelito. - powiedziałam równocześnie z Fredem. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-No co?! Czy to dziwne, że powiedzieliśmy coś razem? - spytał Fred biorąc mnie za dłoń. Nie dane mi jednak było odpowiedzieć, ponieważ jakiś drugoroczny Puchon wykrzykiwał moje imię. Odwróciłam się i spojrzałam na ucznia.
-Tw... Twój brat... - wymamrotał i oparł dłonie o kolana oddychając głęboko. Klękłam przed nim by wyrównać wzrost.
-Gdzie? - spytałam przerażonym tonem.
-Błonie. - wyszeptał, a ja poderwałam się i wybiegłam na korytarz. Zaczęłam biec po schodach na złamanie karku. Wbiegłam na Dziedziniec i ruszyłam ku błoniom. Leżał tam Syriusz i był chyba we krwi. Podbiegłam do niego i upadłam na kolana. Chciałam zobaczyć czy jeszcze żyje. Sprawdziłam jego puls. Był prawie nie wyczuwalny.
-Episkey, enervate, ferula. - powiedziałam machając nad nim różdżką. Jego włosy były posklejane skrzepniętą krwią. Przeczesałam je delikatnie ręką. Za mną pojawił się zdyszany młodszy bliźniak. Uśmiechnęłam się do niego blado.
-Teleportuj go do Skrzydła. - zaproponował całkiem słusznie. Złapałam Syriusza za dłoń, a Fred trzymał rękę na moim ramieniu.Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie Salę. Poczułam szarpnięcie i ujrzałam białe pomieszczenie. Położyłam Syriusza na łóżku. Przyszła pani Pomfrey.
-Carmen. Syriusz ? - spytała i podrapała się delikatnie po głowie. Ja tylko skinęłam szybko. - Idź do siebie i przyjdź jutro po lekcjach. - rozkazała, a ja zrobiłam co kazała. Wraz z Fredem wyszliśmy powoli z Sali i ruszyliśmy w stronę Wieży Gryffonów.
-Myślisz, że wyjdzie z tego ? - mruknęłam płaczliwym tonem.
-Syriusz to bardzo silny mężczyzna. Będzie dobrze. - powiedział, ale to tylko wyrazy. Wyrazy złożone ze słów. A te z kolei są złożone z liter. Co mi z liter ?! Pojawiliśmy się znów przy Wrotach. Tym razem rudzielec powiedział hasło. Usiadłam przy kominku na bardziej sfatygowanym fotelu, bo drugi był zajęty.
-Cześć. - powiedziałam cicho do postaci obok. Zielonooki nawet na mnie nie spojrzał. - Scott. - szepnęłam i ujęłam jego dłoń.
-Jak miło. Pamiętasz moje imię. - burknął w moją stronę i wyrwał rękę z mojego uścisku.
-O co ci chodzi ? - mruknęłam zdezorientowana. Otarłam ślady łez, które pozostały jeszcze po Syriuszu.
-O to, że od wtedy, gdy wstałaś nie rozmawiałaś ze mną, ani razu. - rzucił szybko i spojrzał na mnie. - A mam coś naprawdę ważnego do powiedzenia. Wydaje mi się jednak, iż nie obchodzi cię to. - wstał i ruszył w stronę swojego dormitorium. Westchnęłam głęboko i potarłam dłonią zmęczone oczy. Freda również już nie było. Siedziałam tam sama. Zaczęłam analizować każde słowo Scotta. To prawda. Dawno z nim nie rozmawiałam. Powinnam go wspierać. Nie ważne co mu przyjdzie do głowy. Być przy nim, a ja co !? No dobra, zmarły brat i zaginiony to w sumie też niewielkie wyjaśnienie, no ale... No ale co ?! W tym problem. Nie wiem. Z wszystkimi gadałam. Wszystkich traktowałam z przyjaźnią, a on odszedł w odstawkę. Westchnęłam ponownie i ułożyłam się w fotelu, po czym zasnęłam. Obudziło mnie tupanie dochodzące od strony schodów.
-Jejku. Carmen. Coś ty tu robiła ? - spytała Katie stając obok mnie. Przetarłam zaspane oczy.
-Spałam. - mruknęłam i udałam się szybko na górę. Pierwsze są eliksiry. Severus nie będzie, chyba, miał mi za złe spóźnienia. Wzięłam jakieś świeże ciuchy i udałam się do łazienki. Zrzuciłam z siebie wcześniejsze ubrania i weszłam pod gorącą wodę. Umyłam się powoli i dokładnie. Wyszłam i owinęłam się i włosy ręcznikiem. Ubrałam czarne spodenki, czarne trampki i białą koszulkę oraz czerwony krawat Gryffonów. Pierwszy raz go założyłam. Osuszyłam szybko włosy i zaplotłam luźnego warkocza. Nałożyłam szatę i wpakowałam książki. Miałam jeszcze 10 minut do zajęć, ale muszę jeszcze coś zjeść. Szybko ruszyłam na Wielką i opustoszałą Salę. Zjadłam kilka tostów z moją ulubioną Nutellą i 7 minut po dzwonie pojawiłam się w lochach. Zapukałam delikatnie we wrota.
-Proszę. - usłyszałam bezduszny głos Snape'a. Wsunęłam głowę w futrynę, zaraz po tym wlazłam cała. Już otwierałam usta. - Siadaj. Słyszałem o braciach. - powiedział już delikatniej Severus.
-Dziękuję i przepraszam. - wydusiłam przez zaciśnięte gardło. Rozejrzałam się i jedyne wolne miejsce było przy Zabinim. Kurde. Podeszłam tam i usiadłam możliwie jak najdalej od niego. Severus zaczął mówić o jakimś eliksirze wzrostu.
-Witaj piękna. - wyszeptał Blaise uwodzicielsko. Spojrzałam na niego błagalnie.
-Odpierdol się. - mruknęłam i przeczesałam ręką grzywkę opadającą mi na oczy. Zabini przez resztę zajęć patrzył się na mnie ukradkiem, a ja całkiem dobrze go ignorowałam. Usłyszałam wreszcie długo oczekiwany dzwon, ale postanowiłam, że pogadam z tłustowłosym. Wszyscy powoli wychodzili.
-Słucham. - mruknął nieobecnie Severus, gdy zostaliśmy sami.
-Po pierwsze dzięki, a po drugie dlaczego właśnie ja ? - spytałam opierając się o jego biurko.
-Ale co, ty ?? - powiedział Snape nie ogarniając o co mi chodzi. Westchnęłam głęboko.
-No wiesz... Nina i Voldemort. Czemu mnie wtajemniczyliście ? - wyrzuciłam z siebie wszystko co leżało mi na wątrobie.
-Bo twój ojciec tak chciał. - wyszeptał Snape patrząc mi się w oczy. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.
-Ale mój ojciec nie żyje. - powiedziałam cicho. Severus westchnął.
-To on chronił Meropę, gdy ona rzekomo znikła. On jej pomagał, ale tym samym żył z wami. Zamiast chodzić do pracy chodził do niej. Gdy urodziłaś się ty, coraz mniej czasu spędzał z nią. W końcu Meropa zmarła przy porodzie, który odebrał Orion. Ninę przekazali do rodziny zastępczej. Szczerze powiedziawszy, to brzmi trochę jak historia Pottera, no ale. Po twoim urodzeniu Walburga zarzucała mu zdradę, więc wyprowadził się z domu i słuch po nim zaginął. - opowiedział Severus na jednym tchu.
-Czekaj. Czyli Nina jest córką Toma Riddle, tak ? - spytałam, bo to nie dawało mi spokoju.
-Tak. Meropa można powiedzieć, że chroniła Toma przed śmiercią z rąk Voldemorta. Hmm... Jej życie utrzymywało, jego przy życiu. Tym samym, jak zmarła to i on zmarł. - wyjaśnił czarno włosy. Już mniej więcej ogarniałam.
-Dziękuję. - powiedziałam biorąc torbę. - Wiele mi wyjaśniłeś. - dodałam z wdzięcznością i ruszyłam ku szklarniom, gdzie miałam zajęcia z Krukonami.
~Jak pamiętacie, choć może nie. Dziś był 8 września, więc automatycznie urodziny Rose. Jest już po lekcjach, a nieszczęsna Krukonka dała się gdzieś wyciągnąć przebiegłej Gryffonce. ~
-Carmen, gdzie ty mnie targasz ? - spytała już powoli tracąca cierpliwość do przyjaciółki Rosie. Trzymałam ją za dłoń i kierowałam ku Pokojowi Wspólnemu Gryffonów, ponieważ tam była niespodzianka. Martinówna nie wiedząc nic, szła za mną z zamkniętymi oczami.
-Zamknij się. - mruknęłam ze śmiechem i otworzyłam szybko wrota. Stanęłyśmy na środku pokoju wspólnego. - Otwórz oczy. - rozkazałam i puściłam dłoń przyjaciółki. Ona posłusznie otwarła oczy.
-NIESPODZIANKA. - wrzasnęli wszyscy zgromadzeni, a trzeba przyznać sporo tu było osób. Prawie wszyscy starsi Gryffoni, kilkoro Krukonów oraz Draco, Nina i Tatia. Na twarzy Rose pojawił się promienny uśmiech.
-To dla mnie ? - spytała przytulając mnie. - Dziękuję, dziękuję, nie trzeba było, dziękuję. - powtarzała w cholerę szczęśliwa. Uśmiechnęłam się do niej równie promiennie i wyciągnęłam maleńką torebeczkę.
-To dla ciebie idiotko. - burknęłam i znów ją przytuliłam. W torebeczce był pierścionek z małym kluczykiem w turkusowym oczku. Jak byłyśmy małe to bawiłyśmy się w ukryte skarby i zawsze udawałyśmy, że otwieramy znalezionymi kluczami kufry i pudła. Pewnego dnia, znalazłyśmy nie pasujący do niczego wytłaczany jakimiś wzorkami kluczyk. Postanowiłam wtłoczyć go delikatnie w pierścionek. Po zmniejszeniu go zamknęłam go w pustym od środka turkusie.
-Dziękuję. Wspomnienia. - wyszeptała tylko Martinówna patrząc na pierścionek. Zaśmiałam się i usiadłam na fotelu. Dostała masę prezentów. Śliczne lusterko od Georga, 10 pudełek fasolek wszystkich smaków od Freda, broszkę z sową od Dracusia oraz wiele wiele innych. Ktoś włączył muzykę. Podszedł do mnie Fred.
-Zatańczysz ? - spytał szarmancko zamiatając nogą po parkiecie. Wstałam ze śmiechem i przytuliłam rudzielca.
-Z chęcią. - mruknęłam zamykając oczy. - Z wielką chęcią...
_________________________________________________________
Ja pierniczę. Przepraszam, że tak późno, ale kiblowałam u babci, a u niej neta nie ma, więc... Ponad trzy i pół tysiąca wyświetleń. DZIĘKUJĘ. :****

czwartek, 7 lutego 2013

30. "Na was ciążyła klątwa."

Do Sali weszła Nina Main, w sumie Riddle, ale tylko ja, Severus i Dumbledore wiemy. A tak wgl dlaczego właśnie ja ?! Hmm... Wcześniej się nie zastanawiałam nad tym zbytnio, ale zaraz po wyjściu przejdę się do Snape'a.
-Co tam ? - wyszczebiotała Nina siadając obok Dracusia i chwytając go subtelnie za dłoń. Spojrzałam na to z wielkim uśmiechem, mniej więcej na pół ryja. Blondyn ucałował ja czule w policzek.
-Skarby, czemu ja o niczym nie wiem ? - wymruczałam z jeszcze większym uśmiechem. Do Sali weszła pielęgniarka z pergaminem. Podała mi go radosna.
-Od braci. - wyjaśniła, po czym szybko wyszła. Odwinęłam pergamin.
-Co piszą ? - spytał Dracuś niecierpliwym tonem.
-"Droga Carmi. Nie wiem, czy jesteś teraz szczęśliwa, czy też nie." Ohho. Szykuje się coś większego. "Nie mam pojęcia, jak to ująć." Najprościej idioto. "Regulus nie żyje. Mam nadzieję, że... " Czekaj co ?! - wrzasnęłam, a z moich oczu poleciały wielkie łzy. Draco spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Wyrwał mi list z ręki.
-"Regulus nie żyje. Mam nadzieję, że przyjedziesz do nas, albo coś. Cholernie cię kochamy i potrzebujemy. Połączeni w bólu, twoi bracia. P.S. Wspomnij o tym, także młodemu Malfoyowi. " Reg... - wyszeptał, a w jego oczach o dziwo, również pojawiły się łzy. Zaczęłam powoli się podnosić.
-Jadę do domu. - wyszeptałam krzywiąc się z bólu. Nina podeszła do mnie i pomogła mi stać prosto.
-Dobrze. - mruknął Draco płaczliwym tonem. Nie dziwie się w sumie, że tak zareagował. To Reg uczył małego blondynka i mnie jak posługiwać się różdżką, chodzić, a co najważniejsze sikać na nocnik. Westchnęłam głęboko i pociągnęłam nosem. Nina i Draco pomogli mi iść. Pomyślałam jednak, że teleportacja będzie łatwiejsza. Złapałam ich mocno za dłonie i wyobraziłam sobie pokój dyrektora. Poczułam charakterystyczne szarpnięcie i już po chwili staliśmy w gabinecie Albusa. Chyba przerwaliśmy jakąś poważną rozmowę między nim, a bliźniakami.
-Słucham was. - powiedział niebieskooki mężczyzna i spojrzał na nas znad okularów połówek.
-Regulus nie żyje. - odpowiedziała za mnie Nina. Fred spojrzał na mnie zdziwiony.
-Możemy się przenieść na Grimmauld Place? - spytał Draco ocierając szybko oczy. Dumbledore wstał i wyciągnął garść proszku Fiuu po czym wysypał go na moją otwartą dłoń.
-Kto ma teraz zajęcia? - spytał rozsądnym tonem Albus.
-Ja. - odezwała się nieśmiało Nina.
-Idź proszę na lekcje. - odpowiedział z troską dyrektor. - A ty mój chłopcze? - dodał patrząc na Dracona. On szybko pokręcił głową. Westchnęłam głęboko.
-Panie dyrektorze. Chcemy pomóc. - powiedzieli chórem rudzi. Dumbledore i im pozwolił się przenieść. Sypnęłam proszkiem i powiedziałam szybko Grimmauld Place 12. Po chwili pojawiłam się w kuchni wraz z Draco i bliźniakami. Przy długim stole rozpaczali moi bracia. Bachus opierał zapłakaną głowę o ramię równie zapłakanego Syriusza, który z kolei klepał Romulusa pocieszycielsko po plecach. Rudolf zaś siedział w fotelu w kącie. Podeszłam do niego. Usiadłam mu na kolanach i wtuliłam mokrą twarz w jego włosy. On przytulił mnie bardzo mocno.
-Kocham cię braciszku. - szepnęłam przez łzy. - Kocham was wszystkich i jak mówiłam u nas na zawsze i na wieki rodzeństwo zawsze razem. - dodałam już głośniej. Dracuś teraz już nie skrywał płaczu. Rudolf wstał i poszedł nalewać nam po szklaneczce Ognistej. Podszedł do mnie Fred. Wtuliłam się w niego mocno.
-Nie płacz. - wyszeptał mi Gryffon do ucha. Spojrzałam mu w oczy. Teraz czekoladowy kolor zakryty był troską i bólem.
-Łatwo powiedzieć. - mruknęłam zamykając oczy. George z tego co słyszałam pocieszał Syriusza i bliźniaków, którymi był wyraźnie zafascynowany. Wpadłam na "świetny" pomysł. Pobiegłam szybko na górę wyrywając się z uścisku Weasleya. Wpadłam do pokoju i zaczęłam grzebać po szafkach. Wreszcie znalazłam jakieś stare zdjęcia. Ktoś położył dłoń na moim biodrze. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Fredem.
-Nigdy więcej mi nie uciekaj. - ostrzegł mnie rudy kładąc drugą dłoń na moim drugim biodrze. Przysunął się do mnie tak, że prawie stykaliśmy się nosami. Zamknęłam zmęczone powieki i oddałam się rozkoszy jego słodkiego pocałunku. Włożyłam dłoń w jego puszyste, rude włosy. On przysunął mnie do siebie jeszcze mocniej. Teraz nasze ciała przywarły do siebie z równie wielkim pożądaniem. Fred przejechał delikatnie palcem po linii brzegowej mojego stanika tuż przy zapięciu.
-Mam żałobę. - zdołałam wykrztusić między jednym wdechem, a drugim. Odsunęłam się od rudzielca. On spojrzał na mnie zdziwiony.
-Chodźmy na dół i zapomnijmy o tej krótkiej i przyjemnej chwili. - powiedziałam ocierając kilka łez, bo przypomniałam sobie obrazek za oknem. - Nigdy nie kłam, że kochasz. - dodałam przejeżdżając dłonią linię żuchwy Freda. Zaczęłam iść na dół. Poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Zatrzymałam się i pociągnęłam mocno nosem. Odwrócił mnie, abym widziała jego twarz.
-Ja nie potrafię zapomnieć. Nie potrafię zapomnieć o tobie. Rozumiesz? - spytał chwytając mnie za ramiona. Spojrzałam mu w oczy. Zobaczyłam w nich żal i wolę poprawy.
-Wybacz. - powiedziałam całując go w policzek. Zeszłam powoli na dół. Usiadłam obok Bachusa. Przytuliłam rozczapirzonego bruneta. Zawsze z Reg'iem dogadwali się najlepiej. Jego burza włosów zakryła całą moją twarz. George pocieszał Romulusa i Syriusza. Tylko Fred i Rudolf milczeli jak zaklęci. Do drzwi ktoś zapukał. Wstałam i poszłam do drzwi. Otworzyłam je, a do domu wparowali Śmierciożercy. Jeden wykręcił mi tak rękę, że moja prawa pięść była między łopatkami. Wszyscy byli w maskach. - Pomocy. - zdołałam wrzasnąć zanim dostałam w twarz z otwartej dłoni. Mój policzek automatycznie zrobił się czerwony. Z jadalni wypadli moi bracia walczący tym razem siłą fizyczną ze Śmierciożercami.
-Witaj skarbie. - usłyszałam cichy szept do ucha.
-Yaxley, ty pierdoło. Czego tu chcecie? - wysyczałam zła przez zęby. On ściągnął delikatnie maskę odsłaniając usta. Dotknął wargami mojej szyi. Złożył na niej delikatny pocałunek. Zamknęłam oczy i wykrzywiłam twarz z odrazą.
-Dowiedzieliśmy się o Regulusie skarbie. Na was ciążyła klątwa. Teraz została ściągnięta. Wraz z śmiercią jakiegoś członka dostęp Śmierciożerców do waszego mieszkania jest ułatwiony. Zawsze nie mogliśmy się tu wbić, więc... - urwał swój cichy monolog i znów mnie pocałował w szyję.
-Idioci. - warknęłam, a on ścisnął moją dłoń jeszcze mocniej. Usłyszałam ogłuszający huk dochodzący z kuchni. Yaxleya odrzuciło do tyłu. Z pomieszczenia wyleciał Fred i złapał mnie mocno za dłoń.
-Uciekamy. - powiedział rudzielec dobitnie. Wzięłam go mocno za dłoń i teleportowałam do Hogwartu. Stali już tam moi trzej bracia, Draco i George.
-Gdzie Syriusz? - spytał przerażony Rudolf. Rozejrzałam się wokół. Łapy nie było. Z moich oczu znów poleciały łzy. Fred przytulił mnie mocno. Dopiero teraz ogarnęłam, że stoimy na środku Wielkiej Sali. Do tego jest właśnie obiad. Do Georga podbiegła Rose.
-Martwiłam się o ciebie. Nigdy nie opuściłeś żadnego posiłku. - próbowała rozładować atmosferę panna Martin. Odsunęłam się od Freda i usiadłam na ławie obok Hermiony. Ukryłam twarz w dłoniach. Dosiadł się do mnie Rudolf. Pogłaskał mnie po plecach. Do nas podeszli inni uczniowie i nauczyciele.
-Co się stało ? Ktoś zginął ? Ktoś zaginął ? Po co ta szopka ? - pytali jeden przez drugiego. Romulus kiwnął na mnie delikatnie głową. Wstałam i po ławie weszłam na stół.
-Stało się sporo. Mam do ogłoszenia, iż mój brat Regulus nie żyje, a Syriusz, którego wielu z was zna dosyć dobrze zaginął lub teleportował się gdzie indziej. Przepraszamy za to wszystko, ale nie ... - urwałam, nie chciałam kończyć. Oczy znów pokryła szklista masa. Nie mam już domu. Mimo, iż często wyklinałam tę starą, rozpadającą się chałupę, to zawsze ją kochałam. To tam się urodziłam, zresztą w sumie jak reszta braci. Zawsze, ale to zawsze będzie to mój dom rodzinny. Zeszłam ze stołu i zaciągnęłam Rudolfa na stronę.
-Co jest ? - spytał Rud gładząc mnie delikatnie po policzku. Ucałowałam go w policzek. - Nie. Nie pozwolę ci. Carm, nie ma mowy. - zaczął się opierać. Spojrzałam na niego błagalnie.
-Proszę. Chcę, choć zobaczyć co zostało z tego domu. Wezmę pelerynę od Pottera. - szepnęłam błagalnie. On tylko westchnął, a ja uśmiechnęłam się blado. Podeszłam do Wybrańca.
-Współczuję. - szepnął wtulając się we mnie mocno.
-Dziękuję. A teraz pożycz pelerynę. - odpowiedziałam z lekkim zniecierpliwieniem. On wyciągnął ją z wewnętrznej kieszeni. Ucałowałam Wybrańca w policzek i wyszłam niezauważona z Sali. Naciągnęłam na siebie pelerynę. Już miałam sie teleportować, gdy ktoś dotknął mojej dłoni.
-Carmen. Buty ci widać. - powiedział słodkim głosem Fred. Wciągnęłam go szybko pod pelerynę.
-Idziesz czy nie ? - dałam mu kilka sekund na odpowiedź. On szybko złapał mnie za dłoń, a ja wyobraziłam sobie mój pokój. Poczułam charakterystyczne szarpnięcie. Stanęłam na ciemno drewnianej podłodze. To co zobaczyłam po prostu mnie zmroziło. Całe ściany były we krwi. Zdjęcia ułożyli w napis : "Strzeżcie się." Upadłam na kolana. Zniszczyli wszystko. Wkurwiona zeszłam na dół. Zobaczyłam tam połamany stojak w kształcie nogi trolla. Ściany poobdzierane, obrazy powybijane. Nawet moja matka. Ja pierniczę. Weszłam do kuchni. Mój ukochany stół był złamany na pół. Myślałam, że mnie coś do cholery trafi. Wyciągnęłam różdżkę. - Chłoszczyść. - mruknęłam, a moja złość wywołała wielką siłę rażenia.Większość rzeczy wróciła do normy. Miotła. Boże. Zbiegłam pędem na dół o mało nie potykając się o swoje nogi. Podeszłam do ściany i dotknęłam jednej z cegieł. Otworzyło mi się pomieszczenie, w którym było 6 mioteł. Czerwona Błyskawica była moja, granatowa Bachusa, ciemno-zielona Regulusa, śliwkowa Syriusza, czarna Rudolfa oraz szara Romulusa. Westchnęłam głęboko. Fred wszedł za mną.
-Woow. - mruknął dotykając każdej miotły po kolei. - Są piękne. - dodał rozmarzonym tonem. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Muszę wziąć najważniejsze rzeczy. - powiedziałam dobitnie i wyjęłam moją miotłę ze stojaka. - Wybierz sobie jedną. - dodałam kładąc mu dłoń na ramieniu.
-Mogę ? - spytał tak cicho, jakby te miotły to była jakaś świętość. Kiwnęłam przytakująco głową. Wybrał czarną. - Kogo to ? - mruknął dotykając jej opuszkami palców.
-Rudolfa. - odpowiedziałam z uśmiechem. - Chodź. Idziemy po rzeczy dla moich braci. - dodałam i ruszyłam na górę. Odstawiłam miotłę pod ścianę i weszłam znów na górę. Wlazłam do pokoju Syriusza. Wzięłam połowę szafy i wrzuciłam w magiczny plecach nie posiadający dna. Potem kilka par butów i skierowałam swe kroki ku przejściowemu pokojowi reszty braci. Pozbierałam rzeczy, no i kilka moich wspomnień. Zeszłam jeszcze na dół po miotły, które też wpakowałam. Fred nadal przyglądał się swojej miotle. - Freed. - mruknęłam, a on coś powiedział pod nosem. - Wiesz miałam zamiar właśnie pójść do gabinetu Snape'a w stroju kąpielowym, co ty na to ? - spytałam sprawdzając jego czujność.
-Świetny pomysł. - burknął zafascynowany fakturą Błyskawicy. Podeszłam do niego i zabrałam mu miotłę.
-Albo mi pomożesz, albo tu zostajesz. - powiedziałam wyniośle. On tylko przewrócił oczami i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Zamknęłam oczy i odsunęłam się od niego. - Mówiłam ci coś. - powiedziałam otwierając oczy. Fred wziął ode mnie plecak i przerzucił go sobie przez ramię. Wyszliśmy frontowymi. Weszłam na miotłę i wzbiłam się w powietrze. Wiatr rozwiał moje włosy. Po chwili obok mnie pojawił się młodszy bliźniak. Zaśmiałam się jak dziecko i przyspieszyłam...
_________________________________________________________
Haah. :D Nie jest źle. Pozdrawiam i dziękuję za tyle wyświetleń. jesteście BOSCY *w*