Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem. Lecieliśmy stosunkowo długo,
więc przy lądowaniu byłam trochę zmęczona. Osiedliśmy na Dziedzińcu
Głównym jak zapadał zmrok. Fred zszedł ze swojej miotły.
-Jest
świetna. - przyznał z uśmiechem i postawił miotłę w pionie. Bliźniak
podszedł do mnie i po prostu przytulił mocno. To było takie miłe.
Wtuliłam się w jego czarną kamizelkę. Fred pogłaskał mnie po głowie. -
Dziękuję. - dodał szeptem. Podniosłam głowę do góry.
-Chodźmy do moich braci. - mruknęłam łapiąc go za nadgarstek. Ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. Niestety nie było tam nikogo.
-Gdzie oni są? - spytał Fred rozglądając się wokół.
-U
Ślizgonów. - powiedziałam z rozbrajającym uśmiechem. Zamknęłam oczy i
wyobraziłam sobie ich pokój. Poczułam charakterystyczne szarpnięcie, a
potem grunt pod stopami. Staliśmy w Pokoju Wspólnym. Było tu pełno
ludzi. Przebrnęłam przez tłum, a na środku zobaczyłam swoich braci
odpowiadających na dosyć trudne pytania. Rud mnie zobaczył.
-Zróbcie przejście. - krzyknął, a Ślizgoni się rozstąpili i ucichli.
-Dom
wygląda znośnie, a tu macie swoje rzeczy. Czarna i czerwona się nie
zmieściły, więc przyleciałam nimi. - podałam im średniej wielkości
plecak. Romulus włożył tam dłoń i wyciągnął śliwkową, ciemno-zieloną,
szarą i granatową miotłę. Ślizgonom, aż zaświeciły się oczy. - U kogo
mieszkacie? - spytałam siadając Rudolfowi na kolanach.
-Dumbledore dał nam pokój na samej górze. - wyjaśnił Romulus. Zakręciłam
sobie na palcu kosmyk ciemnych włosów Bachusa, który siedział obok
mnie.
-Dzięki młoda. - powiedzieli chórem bliźniacy i ucałowali mnie w policzki, po czym poszli do siebie.
-Zabrali butelki, toteż ich nie spakowałam. Nie znalazłam zapasów. -
zawołałam za nimi, a potem usłyszałam zawiedzione mamrotanie. Spojrzałam
na Rudolfa i usiadłam tuż obok. Przy mnie rozsiadł się Draco.
-A kuchnia, zdjęcia, nasze pokoje? - wyliczył najmłodszy brat. Moje oczy wyrażały żałość.
-Stół rozwalony na pół, zdjęcia u mnie w napis "strzeżcie się", pokoje
rozpierniczone na maxa, a u mnie wszystkie ściany we krwi. - wyjaśniłam
kładąc głowę na ramieniu Rudolfa.
-Ojej. Idź spać skarbie. - powiedział braciszek głaszcząc mnie po włosach.
-Branoc kochanie. - odpowiedziałam całując go delikatnie w policzek. -
Śpijcie dobrze, a jutro pomyślimy co z domem. - dodałam wychodząc z
Pokoju Wspólnego. Fred wyszedł za mną, po czym złapał mnie za dłoń.
Westchnęłam głęboko i ruszyłam ku Wieży Gryffonów.
-Mam do ciebie jedną prośbę. - wyszeptał Fred tajemniczo. Przystanęłam
na moment. - Daj mi drugą szansę. - dodał szeptem. Zacisnęłam mocno
powieki. Muszę go o to spytać.
-Dlaczego myślisz, że jestem Śmierciożercą? - wydukałam siląc się na naturalny ton głosu. On spojrzał na mnie niespokojny.
-Bo Rudolf nim jest. - wyjaśnił młodszy bliźniak szeptem.
-On kiedyś
był Śmierciożercą. Kiedyś. Zrezygnował, gdy Greyback zrobił mi to. -
powiedziałam pokazując głęboką ranę na obojczyku. Fred dotknął mojej
blizny. Zbliżyłam się do jego twarzy i zaczęłam go całować. On oddawał
miły gest z zapałem. Jego dłoń powoli manewrowała w dół po moich
plecach. Wsadziłam dłoń w jego włosy. Oplotłam nogami jego biodra, a on
mocno mnie trzymał. Na plecach poczułam zimno, bo właśnie zostałam
przytknięta do ściany. To było cudowne przeżycie, ale na więcej narazie
nie mogłam sobie pozwolić. Mimo to nadal go całowałam. Zaraz po tym on
przeniósł się na moją szyję. Odchyliłam głowę chcąc zasmakować nowego
przeżycia. Fred był aż za nadto delikatny. Na korytarzu pojawił się
Moody.
-Co wy wyprawiacie? - spytał przerywając nam chwilę rozkoszy. Fred
odsunął się ode mnie, a ja poprawiłam szatę. - Za karę tydzień szlabanu.
- powiedział wyniosłym tonem. - Nie spodziewał bym się tego po tobie
Carmen. - dodał na odchodnym. Zatknęłam kilka uciekających kosmyków za
ucho i spojrzałam na Freda.
-Mogę to uznać za zgodę? - spytał niezrażony karą. Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
-Yes, si, ja, tako, oui, tak. - odpowiedziałam z uśmiechem. Ruszyliśmy powoli do Wieży ciesząc się każdą sekundą. Stanęliśmy przed obrazem Grubej Damy.
-Muffelito. - powiedziałam równocześnie z Fredem. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-No
co?! Czy to dziwne, że powiedzieliśmy coś razem? - spytał Fred biorąc
mnie za dłoń. Nie dane mi jednak było odpowiedzieć, ponieważ jakiś
drugoroczny Puchon wykrzykiwał moje imię. Odwróciłam się i spojrzałam na
ucznia.
-Tw... Twój brat... - wymamrotał i oparł dłonie o kolana oddychając
głęboko. Klękłam przed nim by wyrównać wzrost.
-Gdzie? - spytałam
przerażonym tonem.
-Błonie. - wyszeptał, a ja poderwałam się i wybiegłam
na korytarz. Zaczęłam biec po schodach na złamanie karku. Wbiegłam na
Dziedziniec i ruszyłam ku błoniom. Leżał tam Syriusz i był chyba we
krwi. Podbiegłam do niego i upadłam na kolana. Chciałam zobaczyć czy
jeszcze żyje. Sprawdziłam jego puls. Był prawie nie wyczuwalny.
-Episkey, enervate, ferula. - powiedziałam machając nad nim różdżką.
Jego włosy były posklejane skrzepniętą krwią. Przeczesałam je delikatnie
ręką. Za mną pojawił się zdyszany młodszy bliźniak. Uśmiechnęłam się do
niego blado.
-Teleportuj go do Skrzydła. - zaproponował całkiem słusznie. Złapałam Syriusza za dłoń, a Fred trzymał rękę na moim ramieniu.Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie Salę. Poczułam szarpnięcie i ujrzałam białe pomieszczenie. Położyłam Syriusza na łóżku. Przyszła pani Pomfrey.
-Carmen. Syriusz ? - spytała i podrapała się delikatnie po głowie. Ja tylko skinęłam szybko. - Idź do siebie i przyjdź jutro po lekcjach. - rozkazała, a ja zrobiłam co kazała. Wraz z Fredem wyszliśmy powoli z Sali i ruszyliśmy w stronę Wieży Gryffonów.
-Myślisz, że wyjdzie z tego ? - mruknęłam płaczliwym tonem.
-Syriusz to bardzo silny mężczyzna. Będzie dobrze. - powiedział, ale to tylko wyrazy. Wyrazy złożone ze słów. A te z kolei są złożone z liter. Co mi z liter ?! Pojawiliśmy się znów przy Wrotach. Tym razem rudzielec powiedział hasło. Usiadłam przy kominku na bardziej sfatygowanym fotelu, bo drugi był zajęty.
-Cześć. - powiedziałam cicho do postaci obok. Zielonooki nawet na mnie nie spojrzał. - Scott. - szepnęłam i ujęłam jego dłoń.
-Jak miło. Pamiętasz moje imię. - burknął w moją stronę i wyrwał rękę z mojego uścisku.
-O co ci chodzi ? - mruknęłam zdezorientowana. Otarłam ślady łez, które pozostały jeszcze po Syriuszu.
-O to, że od wtedy, gdy wstałaś nie rozmawiałaś ze mną, ani razu. - rzucił szybko i spojrzał na mnie. - A mam coś naprawdę ważnego do powiedzenia. Wydaje mi się jednak, iż nie obchodzi cię to. - wstał i ruszył w stronę swojego dormitorium. Westchnęłam głęboko i potarłam dłonią zmęczone oczy. Freda również już nie było. Siedziałam tam sama. Zaczęłam analizować każde słowo Scotta. To prawda. Dawno z nim nie rozmawiałam. Powinnam go wspierać. Nie ważne co mu przyjdzie do głowy. Być przy nim, a ja co !? No dobra, zmarły brat i zaginiony to w sumie też niewielkie wyjaśnienie, no ale... No ale co ?! W tym problem. Nie wiem. Z wszystkimi gadałam. Wszystkich traktowałam z przyjaźnią, a on odszedł w odstawkę. Westchnęłam ponownie i ułożyłam się w fotelu, po czym zasnęłam. Obudziło mnie tupanie dochodzące od strony schodów.
-Jejku. Carmen. Coś ty tu robiła ? - spytała Katie stając obok mnie. Przetarłam zaspane oczy.
-Spałam. - mruknęłam i udałam się szybko na górę. Pierwsze są eliksiry. Severus nie będzie, chyba, miał mi za złe spóźnienia. Wzięłam jakieś świeże ciuchy i udałam się do łazienki. Zrzuciłam z siebie wcześniejsze ubrania i weszłam pod gorącą wodę. Umyłam się powoli i dokładnie. Wyszłam i owinęłam się i włosy ręcznikiem. Ubrałam czarne spodenki, czarne trampki i białą koszulkę oraz czerwony krawat Gryffonów. Pierwszy raz go założyłam. Osuszyłam szybko włosy i zaplotłam luźnego warkocza. Nałożyłam szatę i wpakowałam książki. Miałam jeszcze 10 minut do zajęć, ale muszę jeszcze coś zjeść. Szybko ruszyłam na Wielką i opustoszałą Salę. Zjadłam kilka tostów z moją ulubioną Nutellą i 7 minut po dzwonie pojawiłam się w lochach. Zapukałam delikatnie we wrota.
-Proszę. - usłyszałam bezduszny głos Snape'a. Wsunęłam głowę w futrynę, zaraz po tym wlazłam cała. Już otwierałam usta. - Siadaj. Słyszałem o braciach. - powiedział już delikatniej Severus.
-Dziękuję i przepraszam. - wydusiłam przez zaciśnięte gardło. Rozejrzałam się i jedyne wolne miejsce było przy Zabinim. Kurde. Podeszłam tam i usiadłam możliwie jak najdalej od niego. Severus zaczął mówić o jakimś eliksirze wzrostu.
-Witaj piękna. - wyszeptał Blaise uwodzicielsko. Spojrzałam na niego błagalnie.
-Odpierdol się. - mruknęłam i przeczesałam ręką grzywkę opadającą mi na oczy. Zabini przez resztę zajęć patrzył się na mnie ukradkiem, a ja całkiem dobrze go ignorowałam. Usłyszałam wreszcie długo oczekiwany dzwon, ale postanowiłam, że pogadam z tłustowłosym. Wszyscy powoli wychodzili.
-Słucham. - mruknął nieobecnie Severus, gdy zostaliśmy sami.
-Po pierwsze dzięki, a po drugie dlaczego właśnie ja ? - spytałam opierając się o jego biurko.
-Ale co, ty ?? - powiedział Snape nie ogarniając o co mi chodzi. Westchnęłam głęboko.
-No wiesz... Nina i Voldemort. Czemu mnie wtajemniczyliście ? - wyrzuciłam z siebie wszystko co leżało mi na wątrobie.
-Bo twój ojciec tak chciał. - wyszeptał Snape patrząc mi się w oczy. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.
-Ale mój ojciec nie żyje. - powiedziałam cicho. Severus westchnął.
-To on chronił Meropę, gdy ona rzekomo znikła. On jej pomagał, ale tym samym żył z wami. Zamiast chodzić do pracy chodził do niej. Gdy urodziłaś się ty, coraz mniej czasu spędzał z nią. W końcu Meropa zmarła przy porodzie, który odebrał Orion. Ninę przekazali do rodziny zastępczej. Szczerze powiedziawszy, to brzmi trochę jak historia Pottera, no ale. Po twoim urodzeniu Walburga zarzucała mu zdradę, więc wyprowadził się z domu i słuch po nim zaginął. - opowiedział Severus na jednym tchu.
-Czekaj. Czyli Nina jest córką Toma Riddle, tak ? - spytałam, bo to nie dawało mi spokoju.
-Tak. Meropa można powiedzieć, że chroniła Toma przed śmiercią z rąk Voldemorta. Hmm... Jej życie utrzymywało, jego przy życiu. Tym samym, jak zmarła to i on zmarł. - wyjaśnił czarno włosy. Już mniej więcej ogarniałam.
-Dziękuję. - powiedziałam biorąc torbę. - Wiele mi wyjaśniłeś. - dodałam z wdzięcznością i ruszyłam ku szklarniom, gdzie miałam zajęcia z Krukonami.
~Jak pamiętacie, choć może nie. Dziś był 8 września, więc automatycznie urodziny Rose. Jest już po lekcjach, a nieszczęsna Krukonka dała się gdzieś wyciągnąć przebiegłej Gryffonce. ~
-Carmen, gdzie ty mnie targasz ? - spytała już powoli tracąca cierpliwość do przyjaciółki Rosie. Trzymałam ją za dłoń i kierowałam ku Pokojowi Wspólnemu Gryffonów, ponieważ tam była niespodzianka. Martinówna nie wiedząc nic, szła za mną z zamkniętymi oczami.
-Zamknij się. - mruknęłam ze śmiechem i otworzyłam szybko wrota. Stanęłyśmy na środku pokoju wspólnego. - Otwórz oczy. - rozkazałam i puściłam dłoń przyjaciółki. Ona posłusznie otwarła oczy.
-NIESPODZIANKA. - wrzasnęli wszyscy zgromadzeni, a trzeba przyznać sporo tu było osób. Prawie wszyscy starsi Gryffoni, kilkoro Krukonów oraz Draco, Nina i Tatia. Na twarzy Rose pojawił się promienny uśmiech.
-To dla mnie ? - spytała przytulając mnie. - Dziękuję, dziękuję, nie trzeba było, dziękuję. - powtarzała w cholerę szczęśliwa. Uśmiechnęłam się do niej równie promiennie i wyciągnęłam maleńką torebeczkę.
-To dla ciebie idiotko. - burknęłam i znów ją przytuliłam. W torebeczce był pierścionek z małym kluczykiem w turkusowym oczku. Jak byłyśmy małe to bawiłyśmy się w ukryte skarby i zawsze udawałyśmy, że otwieramy znalezionymi kluczami kufry i pudła. Pewnego dnia, znalazłyśmy nie pasujący do niczego wytłaczany jakimiś wzorkami kluczyk. Postanowiłam wtłoczyć go delikatnie w pierścionek. Po zmniejszeniu go zamknęłam go w pustym od środka turkusie.
-Dziękuję. Wspomnienia. - wyszeptała tylko Martinówna patrząc na pierścionek. Zaśmiałam się i usiadłam na fotelu. Dostała masę prezentów. Śliczne lusterko od Georga, 10 pudełek fasolek wszystkich smaków od Freda, broszkę z sową od Dracusia oraz wiele wiele innych. Ktoś włączył muzykę. Podszedł do mnie Fred.
-Zatańczysz ? - spytał szarmancko zamiatając nogą po parkiecie. Wstałam ze śmiechem i przytuliłam rudzielca.
-Z chęcią. - mruknęłam zamykając oczy. - Z wielką chęcią...
_________________________________________________________
Ja pierniczę. Przepraszam, że tak późno, ale kiblowałam u babci, a u niej neta nie ma, więc... Ponad trzy i pół tysiąca wyświetleń. DZIĘKUJĘ. :****
:D Przez cały rozdział czekałam na końcówkę. Co do Meropy trochę zmieniłaś, ale ogólnie podobnie. Idź ty szujo bo będę gruba xD no wiesz 10 pudełek xD ach i od Georga lustrko aby się przeglądać xD Sowa <3 wiesz jak ja uwielbiam sowy xD No cóż debeściku ty mój wiesz że cię kocham niestety naprawdę uro już miałam xD dziwnym trafem Rosie ma urodziny kiedy ja xD He he he xD
OdpowiedzUsuńCiekawe, kurna czemu. xDDD :* Ja cię również kocham :**
Usuńheh, kolejny udany i ciekawy rozdział, czekam na następne ;D
OdpowiedzUsuńFred <3 Uroczo *w* Szkoda mi Syriusza :|
OdpowiedzUsuńRozdział bardzoooo ciekawy, jak zawsze :D
Weny :]
Właśnie zaczęłam czytać :) piszesz naprawdę super!!! Zapraszam do mnie: inna-magiczna-opowiesc.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCzkam na następny rozdział!!!
NARESZCIE! nareszcienareszcienareszcienareszcie! TTTAAKKKKK! JEEEEEEEEE! Znowu są razem! Ale super NAreSZciEEEEEE!
OdpowiedzUsuń