niedziela, 3 lutego 2013

28. "Ja też mam uczucia, nieprawdaż ? "

To była mała buteleczka Ognistej. Tatia otworzyła ją i upiła łyka, po czym podała mi.
-Owszem piję, a ty ? - spytała rozbawiona. Wziąłem łyka z buteleczki.
-Oczywiście. Można powiedzieć, iż Carmen się do tego strasznie przyczyniła. - zaśmiałem się i przeczesałem dłonią włosy. Ona spojrzała na mnie zdezorientowana.
-Widziałam cię na Pokątnej w środku wakacji. - szepnęła Puchonka. Zwróciłem wzrok ku niej.
-Noo. Byłem po rzeczy do Hogwartu. - wyjaśniłem nie rozumiejąc czemu szeptała.
-Byłeś tam z Carmen. - dodała oskarżycielsko. Usiadłem po turecku.
-Nie widzę związku. - mruknąłem ogłupiały. O co jej do cholery chodzi.
-Po co mnie tu zaprosiłeś ? Aby gadać o Blackównie ? - powiedziała dziwnie rozdrażnionym tonem.
-Co ?! - mruknąłem nadal nic nie rozumiejąc. Ona wstała i ruszyła ku zamkowi. Wstałem i podbiegłem do niej łapiąc ją za nadgarstek. Obróciłem ją twarzą do mnie. Ona westchnęła.
-Nawet łapiesz za nadgarstek tak jak ona. - szepnęła zrezygnowana. - Poprostu przemyśl sobie wszystko co jest związane z nią. Wtedy daj mi znać. - dodała i wyrwała się z mojego uścisku.
-Ale Carmen to moja przyjaciółka. - krzyknąłem na odchodnym.
-Wmawiaj sobie tak. - dorzuciła zanim znikła w ciemnej poświacie nocy. Teraz byłem na maxa wnerwiony. Jak ona mogła pomyśleć coś tak dziwnego i niedorzecznego. Pytam się jak ?! Nie wiedziałem co robić dalej. Jest już po ciszy nocnej, więc będzie kicha jak mnie złapią. No, ale w sumie co mam do stracenia. Na wakacjach Carmi mnie uczyła... Cholera, znowu Carmen. Może Tatia ma rację. Co chwilę do niej wracam. To jest dla mnie normalne, bo to moja przyjaciółka. Ogarnij się, skarciłem się w myślach. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie "mój" pokój. O dziwo poczułem charakterystyczne szarpnięcie i znalazłem się w pokoju. Lee i George już spali. Freda nie było, ale coś leżało na podłodze. Jakiś dzienniczek. Podniosłem notatnik z podłogi. Był otworzony na środku. Kartka zapisana imieniem panny Black. Cała kartka. To było dziwne. Przerzuciłem kilka stron dalej. Były tam zapiski Freda. Rozczytałem kilka zdań. "Rudolf jest Śmierciożercą, więc pracuje dla Czarnego Pana. Boże, muszę powiedzieć o tym Dumbledorowi. Ponad to Carmen chyba o tym wie. Nie jestem pewien czy akceptuje, ale wie. Chwila. Jeśli on jest Śmierciożercą, to ona również. Jeśli ona też, to Draco także." Przewróciłem przerażony stronę. "Nie jestem zachwycony z tego obrotu sprawy. No i jeszcze Carmen ma innego i cały czas się ze mną zabawiała. Ja też mam uczucia, nieprawdaż ? Ciekawe jak nasz dyrektor to przyjmie." Na tym Fred urwał swój monolog. Byłem spietrany na maxa. Jak on mógł coś takiego wymyślić. Albo od kogo to usłyszał. Zszedłem pędem na dół. Nie było tam nikogo. Cholera. Nie pójdę do Dumbledora, bo nie wiem gdzie to jest. Westchnąłem zrezygnowany. Powiem to jutro Rudolfowi. Wszedłem na górę do dormitorium i szybko ległem na łóżko. Zacząłem analizować każde słowo z jego notatki. Zamknąłem oczy i szybko zasnąłem. Śniło mi się, iż mam wybierać między uratowaniem Carmen, a Tatii. Mój najgorszy sen w życiu. Obudziłem się zlany potem. Fred już był. Teraz spał, tak jak Lee i George. Spojrzałem na zegarek. Było kilka minut po 5. Wstałem powoli i nałożyłem czarne spodnie, zieloną koszulkę, czarne trampki i szatę z naszywką Gryffonów. Przypomniałem sobie, że dziś jest pierwszy trening nowej drużyny. Ale to dopiero o 15. Teraz mam ważniejsze rzeczy do roboty. Ruszyłem na dół, a potem korytarzem do Skrzydła. Wiem, że Carm jeszcze "śpi", ale nie zaszkodzi mi podumać nad nią. Szybko się tam znalazłem. Okazało się, że przy łóżku, o tak wczesnej porze, siedzi Rudolf.
-Dzień dobry. - powiedziałem i usiadłem na taborecie obok. Mężczyzna spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Witaj. Też nie możesz spać ? - spytał klepiąc mnie przyjacielsko po ramieniu. Pokiwałem głową w odpowiedzi.
-Rudolfie... Wiesz... - urwałem, by przemyśleć co chcę mam mu do przekazania. - Czytałem wczoraj zapiski Freda. On myśli, że ty, Carm i Draco jesteście poplecznikami Voldemorta. - dopowiedziałem i przełknąłem głośno ślinę. Rud spojrzał na mnie rozkojarzony.
-CO ?! - spytał, gdy wszystkie moje słowa do niego dotarły.
-Nie wiem. Nie mam pojęcia skąd on to niby wywnioskował. Nie rozumiem. - wyszeptałem chwytając Carm za dłoń i gładząc ją nieświadomie palcami. - Miał pójść do Dumbledora. - dodałem patrząc na przyjaciółkę. Rudolf zrobił zdezorientowaną minę. Westchnąłem głęboko. Zapadła cisza. Rud chyba wszystko analizował. Nie chciałem mu przeszkadzać i przeczekałem przy nim, aż do śniadania. - Chodźmy na pierwszy posiłek dnia dzisiejszego. - mruknąłem poetycko. Brat Carm obudził się z transu i wstał. Ruszyliśmy ramię w ramię ku Wielkiej Sali. Gdy tam dotarliśmy usiadłem obok Nevilla i Rona. Nie odzywałem się wogóle.
~Zajrzyjmy do kochanego i zdruzgotanego braciszka Carm. *perspektywa Rudolfa* ~
Wlazłem na Salę. Nie miałem jednak głowy do oddawania maślanych spojrzeń, więc szybko skierowałem się ku Draconowi. On zrobił mi miejsce obok. Szybko siadłem i przetarłem zmęczone oczy ręką.
-Co jest stary ? - spytał dziwnie poddenerwowanym tonem blondyn. Poklepał mnie po plecach przyjacielsko. Westchnąłem głęboko.
-Fred wie. Wie o mnie i o... No wiesz. - mruknąłem i złapałem się za przedramię. - On myśli, że ja nadal... No wiesz. - dodałem zawiedziony. Kilkoro Ślizgonów spojrzało na mnie podejrzanie.
-A... Ale skąd ? - spytał jąkając się. Wzruszyłem ramionami. - I co z tym zrobisz ? - spytał przełykając głośno ślinę. Znów wzruszyłem ramionami.
-Młody. On podejrzewa mnie, ciebie i Carm. - dodałem masując się dłońmi po skroniach. Draco siedział w osłupieniu. - Jutro wracam do pracy. Muszę się tam zaszyć. - mruknąłem niezadowolony.
-A nie możesz mu tego wyjaśnić ? Opowiedzieć o tym, że zerwałeś, gdy chcieli ją skrzywdzić ? I nadal chcą. Musisz mu to powiedzieć. - wyszeptał Malfoy lekko zdegustowany, ale i bardzo przerażony. Zaprzeczyłem ruchem głowy.
-Mi nie uwierzy. Nawet jej nie wierzył, gdy mówiła mu, że kocha. Mruczał, że ona nie chce mu sprawić cierpienia. Ona nam nie pomoże, więc to jest jedyne rozwiązanie. Muszę zniknąć.- opowiedziałem, a na stole pojawiło się jedzenie. Ugryzłem tosta z Nutellą.
-Rud. Rodzice mnie zabierają w przyszłą niedzielę. - szepnął jak najciszej blondyn. Odwróciłem ku niemu gwałtownie głowę.
-Cyzia ?! - mruknąłem nie dowierzając. Przejechałem dłonią po twarzy. - Boże. - zdołałem wykrztusić. - Znikam dziś przed treningiem Quidditcha. - podjąłem szybką decyzję. Wstałem i roztrzęsiony udałem się ku nauczycielskiemu. Podszedłem do Severusa.
-Witaj Rudolfie. - powiedział z delikatnym uśmiechem. Po chwili spostrzegł zatroskanie na mojej twarzy.
-Mogę cię prosić na 5 minut ? - spytałem błagalnym tonem. On kiwnął głową i wstał. Wyszliśmy przed Hogwart.
-O co chodzi ? - spytał wygładzając czarną szatę.
-Pewien uczeń wie o Śmierciożercach. Nie wiem skąd i dlaczego. Myśli, że do nich należę wraz z Draconem i Carmen. - wyjaśniłem chowając twarz w dłoniach.
-Musisz odejść. - powiedział smutnym tonem tłusto-włosy.
-Zatem do widzenia Severusie. - ująłem jego dłoń. - A ten uczeń to Fred Weasley. - dodałem i teleportowałem się do domu.
~Teraz przejdźmy do sprawcy całego zamieszania, no i do treningu. *perspektywa Freda* ~
Wziąłem czerwonego Nimbusa i wyszedłem z szatni. Na środku stał Potter.
-Za dwa tygodnie w sobotę gramy pierwszy mecz ze Ślizgonami. A pierwszy to znaczy również rozpoczynający sezon. Mam nadzieję, iż podołamy. Phh. Co ja mówię. Wygramy to. - dopingował nas Wybraniec. - Fred, George na pozycje. - mruknął na nas. Szybko wzbiłem się w powietrze i ustawiłem w swoim miejscu.
-Powodzenia. - powiedziałem w stronę mojego brata.
-I wzajemnie. - odpowiedział on, a "mecz" się zaczął. Grałem z bliźniakiem w przeciwnych drużynach. W pewnej chwili tak walnąłem kaflem, że moja młodsza siostrzyczka zaczęła spadać w dół. Przeraziłem się nie na żarty, ale z tego nie potrafiłem się ruszyć. Potter podleciał pod nią i złapał.
-Fred. - wrzasnął, a ja opadłem lekko na ziemię.
-Słucham ?! - powiedziałem z dziwną rezerwą. Podszedłem do nich.
-Czy ty chciałeś mnie zabić ? - krzyknęła Ginny, a jej piskliwy głos rozniósł się po całym boisku.
-Nie miałem takiego zamiaru. - wrzasnąłem. - Ludzie. Nie jestem Śmierciożercą... - urwałem. - Nie ważne. - mruknąłem i ruszyłem ku szatni. Nie chciałem już ich słuchać. Miałem dość. Wszedłem tam i polazłem pod prysznic. Potrzebowałem orzeźwienia. Ściągnąłem ciuchy i poczułem jak płynny żywioł powoli moczy całe moje ciało. Tak, tego mi brakowało. Zamknąłem oczy i przejechałem dłońmi po powiekach. Od wczoraj myślałem nad słowami Rudolfa. On może służyć Czarnemu Panu, w sumie Draco również. Co do Carm nie byłem pewny. Widziałem ją w stroju, ale nie dostrzegłem Mrocznego Znaku. Może kobiety nie muszą mieć ? Nie znam się na tym i jestem z tego dumny. Rude kosmyki zakrywały mi oczy. Ktoś zapukał do łazienki.
-Fred. - usłyszałem ostry głos Alicji.
-Czego ? - warknąłem niezadowolony z przerwanej kąpieli.
-Wyłaź idioto. - tym razem ona warknęła i walnęła mocno w drzwi.
-Nie będziesz mi rozkazywać. - burknąłem, ale zakręciłem kurek i zacząłem wycierać się ręcznikiem. Nałożyłem świeże ubrania i wyszedłem z łazienki. - Coś jeszcze ? - mruknąłem niezadowolony. Skierowałem swe kroki ku Skrzydłu Szpitalnemu. Wszedłem i usiadłem na łóżku obok Carmen. Nie było nikogo w pomieszczeniu. - Witaj słońce. Po pierwsze chcę ci powiedzieć, że wiem wszystko. Rudolf jest Śmierciożercą, tego nie spodziewałem się. Draco też, no i chyba ty również. Jak się obudzisz to pierwsze co usłyszysz to chyba dlaczego mi nie powiedziałaś. Pewnie nie będziesz wiedziała o co mi chodzi. Ja jednak pospieszę z wyjaśnieniami. Chodzi o to, iż nie mówiłaś, że jesteś poplecznikiem Czarnego Pana, bądź też masz chłopaka. Albo kogoś lepszego ode mnie. Nie rozumiem jednak jak mogłaś to ukryć. - szeptałem głosem, który koił moje zszargane nerwy. To było za wiele. Nie wiem jak... Gdzie... Po co... Nie ważne. Wstałem i ruszyłem ku bibliotece, bo zadanie z eliksirów samo się nie zrobi. Na szczęście po drodze nie spotkałem nikogo znajomego. Wreszcie otworzyłem wielkie wrota. Za biurkiem siedziała młoda kobieta, chyba zastępczyni. Dygnąłem ku niej na powitanie. Ona oddała gest z uśmiechem. Nogi mnie poniosły do działu z nazwą Quidditch. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem, że na półkach czerwone książki układają się w moje imię. Po chwili już ich nie było. Na podłodze jednak zobaczyłem kartkę. Pierwsze zdanie głosiło : "Jesteś taki przewidywalny Fredziu." Czytałem to zdanie raz po raz. Ja ?! Hmm... No może. Teraz zobaczyłem, że została mi reszta kartki. No to usiadłem na podłodze i zacząłem czytać schludne pismo...
_________________________________________________________
Żeby nie było. Nikt, ani nic nie zaginęło Fredowi. Choć może być takie wrażenie. :D Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Proszę o zostawienie komentarza. :D Dzięki. <33

8 komentarzy:

  1. Na początek WTF ?! No dobra Fred nie wiem co o nim myśleć, ale zastanawia mnie kto podłożył to rudzielcowi, no interesujące xD :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyczuwam intrygę ... ;d Pisz szybko robi się ciekawie :* życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. no naprawdę robi się bardzo ciekawie ;) rozdział świetny! oby tak dalej ;) i w ogóle wydaje mi się, że nowości coraz dłuższe są, a to super ;) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto podłożył ten liścik i co tam pisze?! Jak mogłaś skończyć w takim momencie ;__; No dobra, ja też tak kończę :P A rodział jak zwykle super *.*
    Weny życzę ^.^

    OdpowiedzUsuń
  5. http://fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com/ nowosc :)

    OdpowiedzUsuń
  6. no no. super rozdział :D podoba mi się :3 ale jest jedno "ale"... DLACZEGO ZROBIŁAŚ ZE MNIE TAKĄ DIVĘ!? :D chciałam grać niedostępną no ale bez przesady! :D
    fajne, fajne :3

    OdpowiedzUsuń
  7. super rozdział ;) i czekam aż obudzi się Carmi i wyjaśni wszystko Fredowi. oczywiście liczę na to, że będą razem :3 ... ale tylko ty to wiesz ;) pisz i pisz dalej!!! Czekam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe kto podłożył wiadomość Fredowi...

    OdpowiedzUsuń