Do Sali wszedł już dosyć trzeźwy Scott. Spojrzał na mnie.
-Co się stało ? - spytał i podrapał się po czole mrużąc przy tym oczy. Wzruszyłem ramionami i ponownie spojrzałem w okno. To prawda, nie miałem pojęcia co się jej stało. Moja wina ?! Nie sądzę. Prędzej Draco, bo coś tam o nim mruczała. Choć może nie.
-Mówiła coś o Malfoyu. - szepnąłem zaniepokojony. Nadal wpatrywałem się w drzewa i krzewy.
-Ślizgona usuwają ze szkoły. - wyjaśnił zielonooki. Spojrzałem wreszcie na Scotta. Otworzyłem usta z wrażenia. Przeczesałem wolną dłonią rude włosy.
-W pewnym sensie to dobrze, bo zawsze obrażał mnie i moją rodzinę. - powiedziałem z przekąsem. Wstałem z framugi i usiadłem na łóżku sąsiadującym z tym, na którym leżała panna Black.
-Ale od poznania Carmen zmienił delikatnie nastawienie do was. - stwierdził Scott. Musiałem przyznać mu rację. Kiedyś obrażał i wyzywał nas od idiotów, biedaków i zdrajców krwi. A teraz ?! Teraz mogę z nim normalnie porozmawiać, choć jeszcze nie gadaliśmy, ale przynajmniej już nas nie wyzywa. Tak. Właśnie zdałem sobie sprawę, iż to zmieniło się, gdy byłem z Carmi. Nawet mimo tego niepotrzebnego, bolesnego i dziwnego zerwania ten niewerbalny sojusz został zachowany. - Stary. - mruknął Scott.
-Ohh. Chyba się zamyśliłem. Przepraszam. - powiedziałem lekko zażenowany. W sali pojawiła się Rose. Była smutna.
-Minerwa napisała do niej do domu, ale nie było Syriusza, więc przyjedzie Rudolf. No i ponad to Romulus i Bachus wyjechali do pracy, a Regulus do Rumunii. - opowiedziała, a drzwi się otworzyły. Wyjrzała z nich głowa jakiegoś mężczyzny. Miał długie, brązowe włosy związane gumką, mądrą twarz, piwne oczy, takie same jak Carmen i czarne spodnie wraz z białą lnianą koszulą. Podszedł do panny Black. Scott ustąpił mu miejsca. On szybko usiadł i złapał śpiącą za dłoń.
-Jestem Rudolf. - rzucił szybko wyciągając dłoń ku mnie. Ująłem ją i potrząsnąłem szybko.
-A ja Fred. - odpowiedziałem i spojrzałem na szatynkę. Rudolf pocałował ja delikatnie w czoło.
-Zostawiłem Syriuszowi kartkę, a przez Carmen przesłałem wiadomość bliźniakom. Nie martw się, przylecą za niedługo. - szeptał ciemnowłosy głaszcząc ją lekko po policzku. Czekaj... CO !? Bliźniakom ?! Carmen !? Coraz mniej rozumiałem.
-Mam pytanie. - szepnąłem, a Rudolf zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się blado. - Kim jest Carmen, o której właśnie mówiłeś i kto to bliźniaki ? - spytałem trochę bardziej śmiało.
-Carmen to sowa bliźniaków, czyli Romulusa i Bachusa. Carmen ma 5 braci, czyli Syriusza, którego znasz, Rudolfa, który jest tu obecny, Romulusa i Bachusa, czyli jak już wspomniałem, bliźniaków i jeszcze Regulusa. - wyjaśnił mi Scott wyręczając tym samym Rudolfa. Brat panny Black zaśmiał się serdecznie.
-Wiem, że to trudne do ogarnięcia, ale widzę, że trochę tu posiedzisz, więc wyjaśnię ci wszystko po obiedzie. - powiedział z uśmiechem długowłosy. Jak na zawołanie weszła pani Pomfrey.
-Regulusie... Romulusie... Bachusie... Rudolfie... Jest obiad. Fred, Scott i Rose zaraz na niego idą. Może i ty miał byś taką ochotę. - zaproponowała nieśmiało Poppy Pomfrey. Rudolf znów się zaśmiał.
-Jestem Rudolf i z przyjemnością. Czy mogę usiąść przy stole Ślizgonów ? - spytał on z nadzieją, a ja wstałem by iść na obiad.
-Oczywiście. - odpowiedziała pielęgniarka z uśmiechem. Wszyscy wstaliśmy i poszliśmy na Wielką Salę.
~Hmm... Chciałabym walnąć tu przemyślenia Rudolfa, więc zapraszam. :3 *perspektywa Rud'a* ~
Szedłem korytarzem, który niegdyś znałem na wylot. Westchnąłem głęboko. Przypomniały mi się chwile w Hogwarcie. Tak, pierwsze wybryki, pierwsza nauka, bycie pupilkiem Snape'a oraz pierwsze dokuczanie koleżankom. Ehh. Piękne czasy. Otworzono przede mną drzwi do Wielkiej Sali. Wszystkie oczy zwróciły się ku mnie. Dziewczęta patrzyły się na mnie maślanymi oczkami. DAFAQ. Ruszyłem do stołu Ślizgonów. Zobaczyłem Dracona. Gadał z jakąś blondynką. Wtem mnie zobaczył i wstał gwałtownie. Podszedłem do niego. On przytulił mnie przyjacielsko.
-Witaj Rudolfie. Co tu robisz ? - spytał robiąc mi miejsce obok siebie. Uśmiechnąłem się.
-Cześć Draco. Młody słyszałeś, że siostrzyczka trafiła do Skrzydła ? Syriusz i bliźniaki już wiedzą. Mają to przekazać Regulusowi i będzie okej. - wyjaśniłem i zauważyłem, że na Sali zapadła cisza, więc mój głos był słyszalny nawet u Puchonów na końcu pomieszczenia.
-To ty masz siostrę ? - spytała niemrawo blondynka. To pytanie skierowała raczej do Draco.
-Ja !? Nie. - powiedział on dosyć ckliwie i uśmiechnął się zaskakująco miło.
-To moja siostra. - powiedziałem i znów zwróciłem się do młodego Malfoya. - Upadła w Hogesmeade czy coś. Poleży ze cztery dni i wstanie. - dodałem nalewając sobie soku dyniowego. Upiłem łyka. Smak dzieciństwa. Ojej. Siedziałem tu, kiedy byłem młodszy. Dokładnie w tym miejscu. Rozejrzałem się szybko.
-A... Ale dlaczego ja o tym nic nie wiem ?! - spytał zdezorientowany blondyn. Wzruszyłem tylko ramionami. Na mównicę wszedł mój dawny dyrektor.
-Witajcie kochani. Być może słyszeliście już o delikatnym wypadku panny Carmen Black. Przebywa teraz w Skrzydle. Mamy jednak zaszczyt gościć u nas jej starszego brata, który kiedyś tak samo jak wy chodził tu do szkoły. Był bardzo mądrym Ślizgonem. Lubiany przez uczniów, ale chyba bardziej jednak przez uczennice. - powiedział Albus. Prychnąłem ze śmiechu na całą salę.
-Dziękuję. Wystarczy. - zaśmiałem się, a Dumbledore oddał gest i usiadł na swoim stołku. Draco walnął mnie lekko w ramię.
-Szacun. - mruknął, a ja założyłem kilka kosmyków włosów za ucho.
-Młody nie filozofuj, tylko jedz. - rozkazałem ze śmiechem. Na stołach pojawiły się najróżniejsze potrawy. Wziąłem tosta i posmarowałem go Nutellą.
-Jak siostra. - mruknął, a ja znów prychnąłem.
-To rodzinne. - dodałem z pełnymi ustami. Uczennice domu Węża obserwowały każdy mój ruch. Znów wzruszyłem ramionami i dokończyłem posiłek. - Młody, czekam u Carmen na ciebie. Mam nadzieję, że ją odwiedzisz. - burknąłem i wstałem. Ruszyłem ku Skrzydłu. W ostatniej chwili obróciłem się i ukłoniłem lekko Albusowi i Severusowi. Oni odpowiedzieli tym samym. Teleportowałem się do Sali mojej siostrzyczki. Usiadłem obok niej. - Wiesz młoda. Pamiętasz tę Vee. Tę, z którą byłem ?! No to zerwaliśmy. Poszło o to samo co u ciebie i Freda. Zrozumiała, że jestem Śmierciożercą, choć nie. Wróć. Byłem Śmierciożercą. To było w ten dzień, gdy wysłałaś mi Diabła. Ehh. To niedorzeczne, aby z takiego powodu zrywać chyba roczny związek. - wyszeptałem szybko. Musiałem to komuś powiedzieć, a Carmen mówiłem wszystko. Ucałowałem ją w czoło. - Teraz znam twój ból. Wiem, czemu tak płakałaś po rozstaniu z nim. Był ci bliższy, niż mogłoby się to wydawać. Fred Weasley to ten jedyny. Tak, Michael byłby najlepszy tuż po nim. - dodałem i westchnąłem. Do Sali weszła pani Pomfrey.
-Rudolfie przepraszam, że to mówię, ale musisz już iść. - powiedziała ona z żalem. Spojrzałem jej w oczy.
-A nie mogę tu spać ? - spytałem z nadzieją.
-Tylko, jeśli pogadasz z Minerwą. - odpowiedziała zrezygnowana. Wstałem i dziarsko ruszyłem ku drzwiom.
~No to teraz posłuchajmy tego za drzwiami. Jesteśmy w miejscu, gdy Rud opowiada o Vee. *perspektywa Freda*~
Stanąłem za drzwiami i od czasu do czasu coś usłyszałem.
-...Poszło o to samo... Jestem Śmierciożercą... To niedorzeczne... Roczny związek... Płakałaś po rozstaniu... To wydawać... Fred... Byłby... Tuż po nim. - usłyszałem tylko urywane zdania. To... To nie miało sensu. Czyli Carmen od początku z kimś była ?! A Rudolf wiedział o tym i do tego jest ŚMIERCIOŻERCĄ ?! Nie to jest bez sensu. Schowałem się za zbroją, bo Rudolf właśnie wychodził z sali. Gwizdał pod nosem jakąś melodyjkę. Wszedłem do Skrzydła i usiadłem obok niej. Niestety z korytarza usłyszałem kroki. Szybko schowałem się za jakąś firanką. Do Sali ktoś wszedł.
-Witaj kochanie. Wybacz, że dopiero teraz, ale powiedziano mi to chwilę temu. Jejku. Jakaś ty blada. - szeptał czule nieznany mi głos. - Skarbie, wiesz, że cię kocham. Zawsze byłaś, jesteś i będziesz przy mnie. Obiecywałaś. - dodał nadal szepcząc. To chyba ten ktoś o kim mówił Rudolf.
-Proszę stąd natychmiast wyjść. Czas odwiedzin skończył się 10 minut temu. - powiedziała pani Pomfrey pojawiając się nie wiadomo skąd. Usłyszałem szuranie krzesła i powolny krok ku drzwiom. Pielęgniarka westchnęła i weszła do swojego pokoju. Wyszedłem zza kotary i spostrzegłem, iż na dworze już było ciemno. Skierowałem swe kroki ku drzwiom. Najciszej jak tylko potrafiłem wyszedłem z Sali. Gdy już byłem na zewnątrz, stwierdziłem, że muszę jak najprędzej znaleźć się w pokoju. Pobiegłem przez pół Hogwartu najszybciej jak potrafiłem. Wpadłem do Pokoju Wspólnego i szybko znalazłem się u nas w dormitorium. Walnąłem się na łóżko i czym prędzej zasnąłem.
~Ehh. Fred i domysły. A może zobaczymy co tam u Rudolfa ? *perspektywa Rud'a* ~
Powoli szedłem w stronę pokoju Ślizgonów. Draco mnie nie wywali, a jeśli tak to dostanie solidną burę od Cyzi. Uśmiechnąłem się na samą myśl. Akurat do pokoju wspólnego wchodziły dwie Ślizgonki.
-Mogę z wami ? - spytałem z rozbrajającym uśmiechem. One tylko niemrawo pokiwały głowami szczerząc się nieziemsko. To chyba mój urok. Boże, co ja pierdolę ? Na mózg mi padło ! W Pokoju Wspólnym, który nawiasem mówiąc niewiele się zmienił, siedzieli Ślizgoni, ale nie widziałem tam Dracona.
-O co chodzi ? - spytał jakiś chłopak z krzywymi jedynkami na górze.
-O Draco. - powiedziałem z uśmiechem i oparłem się o futrynę. - Jak się nazywasz ? - spytałem drapiąc się po czole.
-Ja ?! Marcus Flint. - wyszczerzył się głupio. Westchnąłem.
-Znam twojego ojca. Ohh. Przepraszam. Znałem. Teraz siedzi w Azkabanie. Można powiedzieć, że pracowałem z nim. - szybko wszystko wyprostowałem. Na jego twarzy ujrzałem głębokie zdziwienie.
-Czyli ty też jesteś... - przerwałem mu zaprzeczeniem głową.
-Byłem. - sprostowałem. - Gdzie Draco ? - dążyłem dalej.
-Na górze u siebie. - odezwała się ta blondynka, która gadała z nim wcześniej. Ukłoniłem się lekko i ruszyłem schodami na górę. Pukałem w każde drzwi.
-Czego ? - spytał rozdrażniony Malfoy i otworzył gwałtownie drzwi.
-Nie chcesz mnie to nie. - wzruszyłem ramionami i odwróciłem się. On położył mi rękę na ramieniu.
-Stój. Przepraszam, ale wszyscy się rzucają, że zadaję się z Gryffonami i polubiłem szlamy. - mruknął on wzdychając. Carm nie była by zachwycona.
-Szlamy to nie ładnie młody. - powiedziałem i wpakowałem się do niego do pokoju. - Mogę tu przenocować ? Teleportować nie chce mi się i gadałem z Minerwą. Zgodziła się mnie gdzieś przenocować. Pomyślałem o tobie. - wyjaśniłem i wyczarowałem szybko łóżko na wzór mojego z domu. Było nakryte czarną kołdrą w małe kreseczki u góry. Poduszka była bez wzorków, a łóżko ogólnie metalowe.
-Spoko. - mruknął Draco dosyć ucieszony. - Choć wolałbym spać z Carmen. - walnął. Zacząłem się śmiać.
-Co ? - zdołałem wydusić przez śmiech.
-Za dużo sobie wyobrażasz. - burknął blondyn oburzony. Ogarnąłem się i wlazłem do łazienki. Wyczarowałem czarną piżamę i się w nią przebrałem. Wylazłem z pomieszczenia i ległem na łóżku.
~Zostawiłam jeszcze jednego mężczyznę. On właśnie cudem ubłagał pewną Puchonkę o jeden spacer po błoniach. *perspektywa Scotta* ~
Wreszcie po wielu namowach Tatia dała się namówić na spacer po błoniach. Wyszliśmy w ponurych nastrojach. Usiadłem pod moim ulubionym drzewem. Ona ubrana była w szary sweter, białą koszulkę i fioletowe spodenki. Usiadła obok mnie. Spojrzałem w niebo. Było obsypane wielką ilością gwiazd.
-Pięknie tu. - westchnęła panna Salvador. Uśmiechnąłem się.
-Wiem. Dużo czasu tu spędzam. - powiedziałem z wyszczerzem na pół ryja. Położyłem się na plecach. - To tu wszystkie troski odchodzą. - dodałem zamykając oczy.
-Nie wiedziałam, że jesteś taki głęboki. - mruknęła kładąc się obok mnie.
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - odpowiedziałem. Ale nie bój się, poznasz je. Zaśmiałem się delikatnie w myślach. - Pijesz ? - spytałem ni stąd ni z owąt. Ona po prostu zaczęła się śmiać i wyciągnęła coś małego z kieszonki w spodenkach. Spojrzałem na to zdziwiony.
_________________________________________________________
Dziękuję za tak liczne komentarze. :* Poza tym Wiki się ucieszy z końca. Dzięki i zapraszam do dalszego czytania. <3
Aaaah miałaś rację. Końcówka jest boska :3 Mógła być troszkę dłuższa, ale i tak boska <3
OdpowiedzUsuńświetny rozdział!!!! :D
Ach to "rodzinne" ... (chodzi o zakończenie) xD Rud i te jego teksty. Opowieść Vee, ach ten Fred i to jego uważne podsłuchiwanie. Pozdro <3 :*
OdpowiedzUsuńSuperr <3 Nie ma to jak wyrwać zdania z kontekstu :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Świetny rozdział ;) super, że piszesz też z perspektywy brata Carmen ;) już nie mogę doczekać się nowości, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAkurat po tym rozdziale stwierdzam, iż ta perspektywa mi bardziej podchodzi niż np. Scotta czy Freda. Ale z Carm są na równi. :D
UsuńMi tam się podoba najbardziej Żorża *w* w ogóle bliźniaków :)
Usuńoj tam. mi to się najbardziej podoba perspektywa Scottigo :3
UsuńSweetne :P uwielbiam po prostu twoje rozdziały i te wszystkie wątki, że nie tylko Carmen mówi .. jesteś świetna i pisz dalej ;))
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Freda... Ahh te jego rozkminy xD
OdpowiedzUsuń"Wszystkie oczy zwróciły się ku mnie. Dziewczęta patrzyły się na mnie maślanymi oczkami. DAFAQ." hahahahahahah Rozwalasz mnie! A Fred przesadza! Czemu on jest taki łatwowierny! On za DUŻO myśli i w ogóle czemu podsłuchiwał?
OdpowiedzUsuń