"Piszę ten list, by uświadomić ci jaki błąd popełniłeś zakładając, że pewna Gryffonka i dwaj Ślizgoni są Śmierciożercami. Wiem co myślisz. Skąd wiem ?! Idzie cię przejrzeć na wylot. No i zdobycie kilku informacji również pomaga. Możesz nie wierzyć. Okaa. Ale nie krzywdź tamtych osób. Proszę." Podpisu brak. Przeczytałem cały list jeszcze kilka razy i nadal nie wiedziałem co o tym sądzić. Skąd ten ktoś może to wiedzieć ? Nie wiem. To jest po prostu niepojęte. Wstałem i otrzepałem szatę z niewidzialnego kurzu. Hogwart to dziwne miejsce. No ale żeby aż tak? Ehh. I tak nie mam co
robić wśród tych książek. Zmiąłem kartkę i wsadziłem do kieszeni w
szacie. Ruszyłem na obiad.
~Hmm... Wiecie. Mimo, iż Carm leży i
obudzi się później to może i jej posłuchamy. No to zobaczmy co roi się w
jej obłąkanej głowie. *perspektywa Carmen*~
Stałam przed pięknym i monumentalnym zamkiem. Podeszłam do drzwi, które
po chwili otworzyły się na oścież. Ujrzałam najcudowniejsze wnętrze w
życiu. Zauważyłam wiele portretów na ścianach, ale to co przykuło
najbardziej moją uwagę to żyrandol zbudowany z miliona małych
kryształków. Mienił się kolorami tęczy pod wpływem światła. Oderwałam
wzrok od magicznego zjawiska i pognałam na górę białymi, krętymi
schodami. Na ścianach były akwarele przedstawiające jakiegoś
przystojnego młodzieńca, nierzadko w towarzystwie pięknych dam. Schody
doprowadziły mnie do sali tronowej. Przy ścianie stały dwa krzesła, a
może wręcz trony. Na jednym siedział ten chłopak. Był nieziemski.
Spojrzał na mnie czarnymi tęczówkami, po czym wstał i podszedł do mnie.
Jego oczy były rzeczywiście czarne, ale przy źrenicach ujrzałam trochę
czerwieni.
-Zatańczysz? - spytał on uwodzicielsko. Teraz zrozumiałam, że nie mam
sukienki. O dziwo już stałam w czarnych obcasach i sięgającej do połowy
ud czarnej sukience.
-Owszem. - odpowiedziałam z uśmiechem. On
złapał mnie za dłonie i mocno przycisnął do siebie. Nie miałam nic
przeciwko temu. Położyłam głowę na jego torsie. To było magiczne
przeżycie. Po chwili chłopak odsunął się i wpił wargami w moje usta.
Oddałam pocałunek z wielką radością i równie monumentalnym zapałem.
Włożyłam dłoń w jego lśniące czarne włosy. Jego dłoń powoli i czule
głaskała mnie po plecach. Muzyka o dziwo zadzwoniła mi w uszach.
Próbowałam spojrzeć kto to gra. Nie było mi jednak dane, gdyż mężczyzna
całował mnie coraz bardziej dziko. Zaraz po tym wziął mnie na ręce i
zaczął wolnym krokiem prowadzić korytarzem. Okazało się, iż prowadzi
mnie do sypialni. To było piękne złote pomieszczenie. Położył mnie
delikatnie na łóżku. - Mogę poznać twoje imię? - spytałam, a czarnowłosy
spojrzał mi w oczy.
-Kochanie. Znasz moje imię. Sama mnie stworzyłaś. - odpowiedział on i
momentalnie jego oczy nabrały czekoladowego koloru, a włosy rudej
poświaty.
-Fred - wyszeptałam wtulając się w szatę chłopaka.
~Haah. Taki zwrot akcji, ale mówiłam, że jest obłąkana. No dobra. Przejdźmy do następnego dnia. Jest teraz śniadanie. *perspektywa Freda*~
Siedziałem na ławie między moim bliźniakiem, a Scottem. Nie chciałem nikomu mówić o wczorajszej wiadomości, bo w sumie po co ? Ginny cały czas wgapiała się we mnie. Spojrzałem na nią zdziwiony. Ona tylko się uśmiechnęła i pokiwała głową z politowaniem. Mam coś na twarzy ? Coś mi się stało ? Westchnąłem głęboko.
-Co mamy pierwsze ? - spytałem patrząc na Georga. Kopia oglądała się do tyłu, by zobaczyć stolik Krukonów. - Stary. - mruknąłem waląc go lekko w ramię. On ocknął się i zaczął jeść. Westchnąłem głęboko i spojrzałem błagalnym wzrokiem na płatki przede mną. Po chwili drzwi do Wielkiej Sali się otworzyły. Wszystkie oczy zwróciły się ku nim. No w sumie oprócz moich.
-Fred. - tym razem to George szturchnął mnie. Odwróciłem wzrok w stronę drzwi. Stała w nich wymęczona panna Black. Od razu podbiegła do niej Rose. Siedziałem w miejscu oszołomiony. Draco pomógł jej dojść, a ona usiadła między mną, a Scottem.
-Witaj słoneczko. - powiedział zielonooki i przytulił delikatnie pannę Black. Ona tylko się uśmiechnęła i powoli zaczęła jeść swoje tosty z Nutellą. Uczniowie wszystkich domów zajęli się śniadaniem. Pogłaskałem ją lekko po plecach.Carm spojrzała na mnie z bladym uśmiechem.
-Ona tylko na moment. Mówiła, że jestem cholernie nudny przy śniadaniu. - powiedział Draco pojawiając się za nami nie wiadomo skąd. Brunetka pogłaskała go po policzku prawie białą ręką. - Jest bardzo zmęczona, ale ubłagała panią Pomfrey o jedno śniadanie. - dodał całując ją w czubek głowy. - Skarbie. Jak skończysz to... To nie wiem. - dodał Malfoy zrezygnowany.
-Ja ją mogę odprowadzić. - zaproponowałem z uśmiechem.
-No dobra. - przystał na moją propozycję arystokrata krzywiąc przy tym twarz. Przewróciłem oczami i wziąłem się za kończenie śniadania. Opornie mi to niestety szło. Po kilku minutach ona spojrzała na mnie i kiwnęła głową.
-Już. - wychrypiała i złapała mnie za dłoń. Pomogłem jej wstać. Za mną poszedł mój bliźniak i Rose Martin. Oboje pomogli mi ją dźwigać. Ona tylko się szczerzyła, ale oczy zeszkliły jej się mocno. Ma dziewczyna krzepę. Nie chce okazać słabości. Wreszcie dotarliśmy do Skrzydła. Pani Pomfrey nie było. Położyłem Carm na łóżku szpitalnym i usiadłem na sąsiednim.
-Co ci odbiło ? - odezwała się Rose chwytając ją za białą dłoń.
-Miła i delikatna jak tępy topór. - wymruczała panna Black ukrywając jaki ból daje jej każde wypowiedziane słowo. Krukonka tylko się zaśmiała.
-Nie filozuj krzyworyjcu, nie filozuj. - powiedziała z szerokim uśmiechem Rosie. - No dobra. Ja zaraz muszę spadać, bo zaczynam wcześniej niż wy patafiany. - dodała i wstała. Pocałowała mojego bliźniaka w usta i roztrzepała dłonią włosy na głowie.
-Do później młoda. - zaśmiał się Żorż. Ona zmierzyła go wzrokiem, którym można zabijać.
-Tylko nie młoda, broilerze jeden. - zawyła z uciechy Krukonka i wyszła. Spojrzałem na brata.
-Zaraz przyjdę tylko skorzystam. - mruknąłem niezadowolony i wyszedłem powoli z Sali.
~Teraz będzie rozwiązana zagadka. *perspektywa Żorża* ~
Usiadłem obok Carmen. Uśmiechnąłem się delikatnie.
-To ty ? - wychrypiała i złapała się lekko za gardło. Nie wiedziałem o co chodzi. - List. - dodała z bladym uśmiechem. Przewróciłem oczami.
-Nieee... - przeciągnąłem sylaby. Ona spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Spuściłem automatycznie głowę. Panna Black zaklaskała z uciechy dłońmi. Oczywiście bezgłośnie. - Skąd wiesz ? - spytałem zdezorientowany.
-Scott i nasza rozmowa na błoniach. - wymamrotała Carm i opadła głębiej w puchową poduszkę.
-Hmm... W sumie Scott pomagał mi dobierać słowa, a i to fakt. Wszystko było z rozmowy. - zaśmiałem się. Jeszcze się nie obudziła za dobrze, a już odgadła.
-Powiedz mu, ale jeśli spyta. - mruknęła cicho. Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Do Sali wróciła moja kopia.
-Jak się czujesz ? - spytał czule całując Carm w dłoń. Spojrzałem na niego zdziwiony.
-Ujdzie. - mruknęła panna Black. Po chwili zmęczona zamknęła oczy, a Fred przykrył ją szczelnie kołdrą.
-To co robimy ? - spytałem puszczając mu porozumiewawcze oczko.
-Hmm... Obrzucimy magazynek Filcha łajnobombami ? - zaproponował bliźniak z szerokim uśmiechem.
-Czy ty mi czytasz w myślach ? - mruknąłem udając oburzenie.On tylko się zaśmiał i wstał. Ja również to uczyniłem i poszliśmy razem do naszego dormitorium. Zastaliśmy w nim Lee Jordana wraz ze swoją nową dziewczyną, czyli Angeliną.
-Heeej. - przeciągnął mocno Fred i uśmiechnął się znacząco. Oni odskoczyli od siebie.
-Witaj. - odburknął zaróżowiały Lee. Wziąłem kilka łajnobomb i wpakowałem je do kieszeni. Fred zrobił to samo i po chwili szliśmy korytarzem ku magazynkowi woźnego. Na nasze nieszczęście korytarzem łaziła McGonagall. Spojrzała na nas uważnie.
-Dzień dobry pani profesor. - mruknęliśmy chórem. Ona dygnęła lekko.
-A wy nie przygotowujecie się na eliksiry ? - spytała podejrzliwym tonem.
-Już idziemy pani psor. - znów mruknęliśmy razem. Ona tylko się delikatnie uśmiechnęła i poszła dalej. Westchnąłem głęboko i kontynuowałem podróż. Zaraz po tym staliśmy pod magazynkiem Filcha. Szybko wrzuciliśmy tam odwleczone łajnobomby i zaczęliśmy szybko biec. Zatrzymaliśmy się dopiero na błoniach. Spojrzałem na moją kopię. Zaczęliśmy się śmiać. Jak za dawnych czasów.
-To było świetne. - zdołałem wydusić i złapałem się za brzuch ze śmiechu. Fred oparł się o mnie. Również śmiał się jak dziecko. Tak. Od razu widać, że jesteśmy braćmi.
-Ojj. Taak. - mruknął bliźniak z zacieszem na gębie. Pierdolnąłem go delikatnie w twarz. Oczywiście chciałem, by się ogarnął, ale to moja krew, więc tym razem ja dostałem, ale otwartą dłonią po włosach. Spojrzałem poważnie na Freda, on również to uczynił. Po chwili powagi znów zaczęliśmy się śmiać jak idioci. Zza drzew wyszła ostatnia osoba, której mogliśmy się tu spodziewać.
-Freddie. - krzyknęła dziewczyna i rzuciła się na szyję Freda, po czym pocałowała go namiętnie w usta.
-Phobe co ty tu robisz ? - zdołał wydusić mój bliźniak wyrywając się z jej uścisku. Ona niestety jak rzep przyczepiła się znów do niego.
-Przyjechałam do ciebie, skarbie. - odpowiedziała i cmoknęła go w policzek.
~Coś mi się wydaje, że nasza panna Black nie będzie zachwycona. *perspektywa Carmen*~
Siedziałam przy oknie, a Draco zaczął coś smęcić o Slytherinie i o tym, że nie traktują go tam poważnie.
-Carm. Słuchasz ty mnie wogóle ? - spytał zrezygnowanym tonem. Spojrzałam na niego.
-Oczywiście. - powiedziałam niezgodnie jednak z prawdą.
-To co przed chwilą powiedziałem ? - mruknął blondyn krzyżując ręce na piersi.
-Carm. Słuchasz ty mnie wogóle ? - odpowiedziałam zadowolona i zwróciłam głowę w stronę okna. Wychodziło ono na błonia. To co zobaczyłam spowodowało delikatne i prawie niezauważalne zeszklenie się moich oczu. Odsunęłam się prędko od tego diabelstwa. Malfoy podbiegł do mnie i pomógł przenieść się na łóżko.
-Słońce. Co jest ? - spytał zatroskany. Wskazałam tylko dłonią okno. Nie płakałam, bo po co. Byłam po prostu zdruzgotana tym widokiem. W sumie to nie moja sprawa. Do Sali weszła...
_________________________________________________________
Wątpię, iż tego się spodziewaliście, ale wg mnie ten rozdział nie jest jednym z najlepszych. Ahh. I mam zamiar kogoś uśmiercić. Wiecie załamanie. T^T Chyba, że wszystko się wyjaśni to kilka osób przeżyje. Poza tym dziękuję wszystkim czytającym. :** Postaram się następnym razem. :D
Serio ?! Czy jak to Kaśka mówi seriously ... no to tak rozdział mi się podoba, ale w łeb dostaniesz. Wiesz przeczytałam tytuł i już wiedziałam o kogo chodzi. Ach patafiany <3 George no cóż .. kochany jak zawsze co jeszcze Pheope interesujące.
OdpowiedzUsuńNie ma to jak przeczytać od autora po jakimś czasie xD Tylko spróbujesz mi tu Żorża tknąć, a ... zobaczysz xD nic miłego tyle powiem, a w sumie napiszę. PheoBe jest takie imię, a nie PheoPe ? Jak była to czego go całuję ?!
Usuńco to za Pheobe czy jak jej tam? rozdział jak zawsze spoko :D uśmiercić? w sumie dobra opcja ;) pisz szybko nowosc, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńPhobe to była Freda.
UsuńHmm. Uśmiercaj. Biedna Carmi, tyle się w jej życiu dzieje. =( jak zawsze super. Życzę weny i pozdrawiam. =D
OdpowiedzUsuńSuper *W* Ale ta końcówka... Żeby uśmiercać? No w sumie... :D Pisz szybko :D
OdpowiedzUsuńWeny :]
Ta, uśmiercaj nawet dobry pomysł. Więcej się będzie działo choć i tak jest dobrze. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńPhobe - Co to za laska? Niech mi stąd idzie. Wynocha! Tam są drzwi! ---> [_I_] Nich mi jeszcze raz spróbuje zbliżyć się do Freda to pożałuje. Fred ma byś z Carmen! A tak poza tym to świetny rozdział! Carmen nareszcie się obudziła :)
OdpowiedzUsuń