wtorek, 26 lutego 2013

36. "Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia."

Tym kimś był, jak nietrudno zgadnąć Wiktor Krum, bułgarski gracz w Quidditcha.
-Trafiłem do twojej klasy za Harrego Pottera. - powiedział śmiejąc się, po czym ściągnął ze mnie Drętwotę. Nie chciałam wrzeszczeć, bo tak na serio to po co?!
-Jaką masz sprawę do mnie? - spytałam nakładając sobie  na ramiona zielony szlafrok i przewiązując czarnym pasem. On uśmiechnął się do mnie przebiegle.
-Daję ci ultimatum, albo on albo ty. Masz wybrać czy zdrajca krwi będzie cierpiał czy ty będziesz cierpieć. - wybełkotał szczerząc się niemiłosiernie.
-Ja, ja będę cierpieć. Za bardzo mi na nim zależy. Co mam zrobić? - spytałam zrezygnowana, bo prędzej czy później to Fred byłby skrzywdzony i wtedy była by to tylko i wyłącznie moja wina.
-Musisz rzucić na niego zaklęcie wymazujące pamięć. - powiedział z wyraźną satysfakcją. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Spojrzałam na niego błagalnie. - Albo ty, albo ja ! Ale moje będzie gorsze... O wiele gorsze. - wyszeptał mrucząc mi to na ucho.
-Mogę się z nim chociaż pożegnać ? Tak, ja i on, bez żadnych zobowiązań. - spytałam błagalnie i spojrzałam mu w oczy. On kiwnął głową.
-Ale dopiero po pocałunku. - mruknął formując swoje usta w dziubek. Zamknęłam oczy i delikatnie musnęłam jego usta swoimi wargami. Wypchnęłam go z łazienki i się ubrałam. Wypadłam z niej najszybciej jak mogłam. - Masz czas do 15, potem ściąg go na Wieżę Astronomiczną. - krzyknął za mną Krum. Miałam całe pół godziny. Moje ostatnie pół godziny z Fredem. Szybko teleportowałam się w miejsce, gdzie był Fred. Gadał teraz z Lee Jordanem. Podbiegłam do niego i przytuliłam mocno. On spojrzał na mnie zdziwiony. Już chciał coś powiedzieć, ale ja uniemożliwiłam mu to poprzez pocałunek. On zaczął przejmować inicjatywę i nim się obejrzałam już leżałam plackiem na ścianie. Nie przejmowaliśmy się innymi, w sumie to on się nimi nie przejmował, bo moje myśli zaprzątał Krum. Cholerna kanalia. Jego ręce zawędrowały pod moją koszulkę, w tej chwili gówno mnie obchodziło co pomyślą sobie inni. Szybko teleportowałam nas do mojej sypialni. On rzucił mnie na łóżko i zaczął namiętnie całować. Po chwili nie miałam już na sobie koszulki. On odsunął się ode mnie. Spojrzałam na niego zdziwiona. Fred jeszcze nie wiedział jaką krzywdę w tym momencie mi zrobił. On nie wiedział, że to się już nie powtórzy. Oczy mi się zeszkliły, ale pocałowałam go jeszcze raz. Najlepiej jak umiałam. Bez żadnego ostrzeżenia wepchnęłam mu język do ust. Weasley się uśmiechnął i nie rozczarował mnie wcale. Tak, to najlepsze 20 minut mojego życia. Odsunęłam się od niego i przytuliłam mocno. Jego palce muskały lekko moje nagie plecy.
-Co ty tak nagle chcesz się kochać ?! - usłyszałam niewyraźne bełkotanie z ust Freddiego.
-Nie chcę sexu, chcę ciebie, na zawsze. - burknęłam w odpowiedzi i jeszcze raz go pocałowałam. On tylko się uśmiechnął.
-Z mojego punktu widzenia to inaczej wyglądało. - odpowiedział słodkim tonem i dotknął moich włosów.
-Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... W tym wypadku leżenia... - powiedziałam rumieniąc się delikatnie. - Chodźmy na Wieżę Astronomiczną. - zaproponowałam patrząc na zegarek. Zostały mi 3 minuty. Złapałam go za dłoń.
-Kobiety. - mruknął on pod nosem, ale dał się zaprowadzić na Wieżę. Zaśmiałam się głośno i wlazłam po ponad 100 schodach. Stanęliśmy na szczycie. Odeszłam od Freda i wycelowałam w niego różdżkę. - Carmi, kochanie, co ty wyprawiasz ? - spytał dziwnym głosem Weasley.
-Żegnaj skarbie. - mruknęłam, a moje oczy się zeszkliły. - Obliviate. - wyszeptałam i po chwili Fred spojrzał na mnie pustymi oczami.
-O.. Kim ty... Co ja... Carmen, tak ?! - dukał poszczególne słowa. Ja pokiwałam radośnie głową.
-Tak, chciałeś zobaczyć... Aragoga z góry, a ja siedziałam tu i czytałam, nie pamiętasz ?! - spytałam wstrzymując łzy. On pokiwał głową mamrocząc coś pod nosem, po czym wyszedł. Zza filaru wylazł Krum i zaczął mi bić brawo.
-Chciałeś zobaczyć Aragoga z góry. Świetne przedstawienie. - zaśmiał się łapiąc mnie w talii. Spojrzałam mu w oczy z nienawiścią.
-Brzydzę się tobą. - burknęłam, a on znów zrobił popisowy dziubek. Prychnęłam głośno. - Już wolała bym pieprzyć się z Dumbledorem niż pocałował cię choćby w policzek. - dopowiedziałam zła, cholernie zła. On ścisnął moją rękę. Jego usta niebezpiecznie zbliżały się do moich. Odwróciłam głowę. - Postaraj się choćby mnie zdobyć, a nie wszystko masz na talerzu. Może jakieś uczucia ?! Albo choćby jeden zrąbany chabaź. JEDEN. - wrzasnęłam, a on spojrzał na mnie skołowany. - A widzisz ?! Nie potrafisz rozkochać w sobie kobiety nie używając do tego łóżka, rąk, lub ogólnie ciała. - tym dowaliłam mu całkowicie. - Żegnam pana i oczekuję, iż wieczorem się spotkamy w milszej atmosferze. - rzuciłam na odchodnym i teleportowałam się pędem do Wieży Krukonów. Drzwi do dormitorium żeńskiego otworzyły się gwałtownie i wypadł z nich George.
-Kurwa mać. Czyli on ma na imię Oliver. A ja ci wierzyłem. - wrzasnął i wyszedł jeszcze szybciej niż pierdolnął drzwiami o futryny. Otworzyłam drewniane ustrojstwo. Rose płakała. Usiadłam obok niej, moje oczy również się zeszkliły.
-Co się stało ?! - spytałam głaszcząc ją po głowie. Ona spojrzała mi w oczy.
-On myśli, że ja jestem z Olie'm. - powiedziała Krukonka przez łzy. - A ty ?! Czemu płaczesz ?! - dopowiedziała, a ja się uśmiechnęłam, nieszczerze, no ale cóż.
-Zerwałam z Fredem, się znaczy tak jakby, bo Krum mi zagroził, że jeśli z nim nie będę to zrobi coś rudzielcowi. - powiedziałam spokojnym tonem, ale w środku wszystko się kotłowało. - Użyłam Obliviate. - dodałam tym razem już z łzami na policzkach.
-Musisz to komuś zgłosić. - zaproponowała Rosie.
-On nie odpuści tak łatwo. - mruknęłam ze ściśniętym gardłem.
-No dobrze, ale jak spotkasz George'a to mu to wytłumacz, ponieważ mnie nie posłucha, a będzie się drzeć. - poprosiła Rose. Uśmiechnęłam się do niej blado.
-Okaa, ale już muszę iść. - powiedziałam, pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Zeszłam powoli po schodach i wyszłam wrotami na korytarz. Odetchnęłam głęboko. Usłyszałam kroki z prawej strony oraz radosne głosy. Bliźniacy spojrzeli na mnie. Podeszłam do George'a.
-Cześć. - odezwał się starszy zdziwiony zachowaniem brata. Fred ruszył drogą okrężną i obszedł mnie, po czym znikł za rogiem.
-Hej. - mruknęłam - Rose kazała mi coś wyjaśnić. Oliver jest jej przyjacielem, tak jak Scott dla mnie. Nie denerwuj się proszę. - wyjaśniłam pociągając nosem. On objął mnie ramieniem.
-Co się stało?! Czemu Fred pytał się kim jesteś, gdy wspomniałem twoje imię?! - spytał i od razu trafił w samo sedno. Z oczu poleciały mi łzy i usiadłam na futrynie okna w korytarzu. George usiadł obok mnie.
-Krum dał mi ultimatum. Albo ja, albo Fred. Kazał mi rzucić na niego zaklęcie zapomnienia. - wyszeptałam chowając twarz w dłoniach. George położył swoją dłoń na moich plecach. - Tylko nie przypominaj mu o mnie. Przynajmniej dopóki doputy czegoś nie wymyślę. - dodałam błagalnym tonem.
-No dobra. - westchnął starszy. Uśmiechnęłam się do niego i otarłam łzy. - Młoda, ale nie płacz. - dopowiedział wyczarowując chusteczkę higieniczną. Wzięłam ją w palce, obtarłam policzki i wysmarkałam nos. Krum wyszedł zza rogu. Szedł z bukietem polnych kwiatów. Pożegnałam z wdzięcznością i bólem George'a. Wiktor podszedł do mnie i wręczył mi chaszcze. Spojrzałam na niego beznamiętnie.
-Zjesz ze mną kolację? - spytał szarmancko zamiatając nogą po podłodze. Wzięłam chabazie i dygnęłam delikatnie.
-Brawo. Nareszcie się choć w najmniejszym stopniu postarałeś. - burknęłam i otarłam łzy płynące mi po policzkach. Kurde. Muszę coś wymyślić. Nie wytrzymam z nim więcej niż 3 minuty i to przy dobrych wiatrach. Westchnęłam głęboko. - A mam jakiś wybór? - spytałam siadając na futrynie okna. Bułgar spojrzał na mnie przeczesując swoje włosy. Robił to tak jak Fred. Delikatnie, ale szybko.
-Niestety nie masz. - odpowiedział z uśmiechem, chamskim uśmiechem.
-Pozwolisz, że pójdę się przygotować. - mruknęłam, a on tylko kiwnął głową. Teleportowałam się do swojego dormitorium i padłam na łóżko. Ktoś zapukał do moich drzwi. - Wypad. - warknęłam, ale ten ktoś niewiele sobie robił z moich pogróżek. Po chwili ta osoba usiadła obok mnie.
-Carmi, skarbie, co się stało?! - usłyszałam delikatny i czuły głos Scotta. Usiadłam i przytuliłam się do niego, a potem opowiedziałam łkając sprawę z Krumem. Scottie pocałował mnie w czoło. Miałam w nim przyjaciela.
-Dziękuję za to, że jesteś. - wyszeptałam płaczliwym tonem. Westchnęłam i się ogarnęłam. Zauważyłam, iż Scottie ma na sobie garnitur. - Jak tam randka mój Simonie? - spytałam ze słodkim uśmieszkiem. Farro otarł rękawem garnitura moje łzy.
-Dzięki tobie wyszła zarąbiście. - powiedział całując mnie w policzek. - Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - dodał, a drzwi się otworzyły. Do pokoju weszła Angie.
-Co on tu robi? - burknęła groźnym tonem.
-Już idzie, a ja z nim. - odpowiedziałam równie niemiło. Złapałam zielonookiego za dłoń i teleportowaliśmy się do ich pokoju. Siedzieli tam bliźniacy, z czego młodszy czytał zachłannie każde zdanie w swoim kalendarzu, a starszy próbował go odciągnąć od lektury.
-Carmen. Ja cię przepraszam. On sam to znalazł, gdy akurat byłem w toalecie. - wymamrotał zdenerwowany George. Przypomniałam sobie moje imię napisane na samym dole ostatniej strony.
-To jest Carmen. Według tego. - Fred podniósł w górę kalendarz. - Jestem w tobie zakochany bez pamięci. - dodał, a ja zaczęłam łapczywie wciągać powietrze do płuc jakbym się dusiła.
-Nie dobrze mi. - wyszeptałam i opadłam na najbliższe łóżko.
-Boże, znowu to samo?! Nie denerwuj się. - usłyszałam czuły głos Scotta i jego ramię na moich plecach.
-Ale jak to znowu?! - spytał nic nie rozumiejąc George. Farro obrzucił go gniewnym spojrzeniem.
-Na wakacjach, gdy się bardziej zdenerwowała miała takie jakby napady duszności, było jej nie dobrze i głęboko oddychała. Widocznie znów to wróciło. - wyjaśnił tym razem spokojnie Farro. Uspokoiłam oddech i spojrzałam na niego z wdzięcznością. Już otwierałam usta, ale on położył palec na swoich na znak delikatnego "zamknij się". - George, Fred czy Carm może spać u nas dzisiejszej nocy lub aż się wszystko wyjaśni. - spytał naciskając na słowo wszystko. Bliźniacy pokiwali zgodnie głowami. Uśmiechnęłam się delikatnie. Będę mogła przynajmniej być blisko Freda. To mnie pociesza najbardziej. W sumie też to, że jak przylezie Krum to nie będzie mógł sobie na nic większego pozwolić. Spojrzałam na nich z wdzięcznością. Odteleportowałam się do swojego pokoju. Nie zwróciłam nawet uwagi na Angelinę oraz Katie Bell rozmawiające o bliźniakach. 
-No co młoda?! Freddie cię rzucił?! - spytała zaśmiewając się w najlepsze Katie. Ignoruj ją Carm, podpowiadał rozum i sumienie. Złapałam za mój plecak i spakowałam czarne spodnie, czarne trampki, 2 białe koszulki, potem zaczętą książkę, różdżkę, książki na następny dzień do szkoły, szczotkę do zębów i włosów oraz jeszcze kilka potrzebych rzeczy. Teleportowałam się do pokoju Scotta. Tym razem ujrzałam tylko bruneta układającego mi posłanie na jego łózku. Rozglądnęłam się i zobaczyłam niewygodną polówkę. Byłam mu cholernie wdzięczna. Przytuliłam zielonookiego.
-Dlaczego to zaproponowałeś? - spytałam odrywając się od niego i siadając na łóżku Freda.
-Bo się o ciebie martwię. Jesteś jak młodsza siostra, więc pilnuję, by nie stało ci się nic złego. No i chcę trochę zapobiec z tym cholernym Bułgarem. - odpowiedział z uśmiechem na pół ryja.
-Dziękuję. - wyszeptałam i przywołałam białą koszulę, czarne spodnie i tego samego koloru trampki oraz krawat, Gryffoński krawat. Weszłam z ciuchami do łazienki, po czym spojrzałam w lustro. Oczy zaczerwienione od płaczu, a na policzkach widoczne ślady łez, które znowu zaczęły lecieć. Ściągnęłam powoli ubrania oraz rozpuściłam włosy, po czym puściłam wodę z prysznica i weszłam w płynny żywioł. Kropelki zrosiły moje ciało. Co by tu zrobić z Krumem?! Ta myśl kołatała mi się w głowie raz po raz. Namydliłam ciało płynem z werbeny, a włosy szamponem z białego łupinu. Z kąpieli wyszłam stosunkowo szybko, po czym wysuszyłam włosy zaklęciem i nałożyłam przygotowane ubrania. Maznęłam delikatne kreski na powiekach i wyszłam z zaparowanego pomieszczenia. W pokoju siedział Lee.
-Łohohohoho. Co ty tu robisz?! - spytał i przytulił mnie mocno. - Słyszałem o tej aferze z Krumem. Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni. - wyszeptał kojącym głosem mi do ucha. Uśmiechnęłam się do starszego Gryffona i wyszłam z ich dormitorium. Weszłam do pokoju wspólnego i usiadłam w moim ulubionym fotelu. Spojrzałam na kominek, skakały w nim wesołe ogniki. Z góry zszedł Krum ubrany w to czerwone badziewie.
-Liczyłem na jakąś sukienkę czy coś. - burknął na powitanie. Wstałam z wygodnego siedzenia.
-Miły i kurna jaki delikatny. No do cholery, może jakieś cześć, ładna pogoda za oknem, mam dla ciebie niespodziankę. A jeśli liczyłeś na sukienkę to się przeliczyłeś. Tylko Fred, moi bracia i Rose mają prawo widzieć mnie w sukience. - odburknęłam mu chamsko. On przyciągnął mnie do siebie gwałtownie.
-Coś jeszcze?! - spytał, a może raczej wysyczał przez zęby.
-Owszem. - odpowiedziałam i go odepchnęłam. - Kocham Freda, równie mocno jak braci, a może czasem nawet mocniej. Nie potrafię się pogodzić z tym, że użyłam tego zaklęcia na nim. - wykrzyczałam Krumowi w twarz, za co oberwałam ręką w policzek.
-Masz być mi posłuszna. - warknął Wiktor.
-Bo co?! - wrzasnęłam na cały pokój wspólny.
-Bo Fred pożałuje. - wysyczał Krum cholernie zły.
-Nie odważysz się. - prychnęłam mu w twarz.
-To patrz. - odkrzyknął. Na moje nie szczęście ze schodów schodził Freddie. - Crucio. - warknął rozzłoszczony Krum i wycelował różdżkę w rudzielca. Jego ciało wygięło się pod dziwnym kątem. Szybko stracił przytomność. Podbiegłam do niego. - Ty też mnie po pamiętasz. - dokrzyczał, a ja poczułam jak ból rozchodzi się po moim ciele. Po chwili zobaczyłam czarny tunel. Ktoś trzymał mnie za dłoń. To był Freddie.
-Czy to jest niebo? - spytał chłopak rozglądając się wokół siebie. Zaśmiałam się radośnie.
-Serio myślisz, że trafiłbyś do nieba? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Coś wątpię, ale przy tobie każde miejsce jest niebem. - wyszeptał i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
-CARMEN, CARMEN, DZIEWCZYNO ZBUDŹ SIĘ. - usłyszałam jakiś żeński głos, trochę niespokojny. Otworzyłam oczy. Stała nade mną Padma.
-Gdzie Fred? - spytałam, a ona z żalem pokazała dłonią na ciało leżące na kanapie. Moje oczy znów się zeszkliły. To moja wina.
_________________________________________________________
Dziękuję, przepraszam i dziękuję. Pierwsze dziękuję jest dla was, bo ktoś to czyta i mam dla kogo to pisać. Drugie przepraszam jest za takie zmasakrowanie postaci Kruma, choć i tak nie lubię gnoja, ale nie obraźcie się na mnie jeśli wy go lubicie. :D I trzecie dziękuję za 5000 wyświetleń. Kocham i pozdrawiam :* 

11 komentarzy:

  1. Cholera jasna. Miał być inny tytuł, ale dodawałam na szybko i nawet nie spojrzałam. =,='

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś ?!
    Dlaczego Freddie i Carm ?
    Głupi Krum, nie martw się ja też gnoja nie lubię ;D
    Biedna Carmen ;( Szkoda, że musiała rzucić to zaklęcie.
    Ale Scott zachował się słodko *.*
    Uwielbiam i czekam na kolejne notki ;3
    Pozdrawiam Hermionija <3

    Ps. U mnie nowa notka na http://secrets-twins-potter.blogspot.com/ zapraszam ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Why?! ;__;
    Dlaczego akurat Freddie ;(
    Głupi Krum '-.-
    Ach, ten Scott :D
    Weny życzę i czekam na kolejny rozdział :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta ta ra ta... szlag też muszę w końcu coś napisać xD Okej sweet kłótnia :3 Hah Olie <3 "mój" sąsiad :D Hym Krum kobito dlaczego ty tak go nie lubisz?? Jako postać w książce go lubię, a u ciebie to skończony idiota. Czyli jak ty go widzisz. Ta Obliviate... waleczna Carmen dała za wygraną, a Fred i tak o niej nie zapomniał ... so kurna sweet :D Pocałunek na łożu śmierci :3 hah romantyczka się znalazła. Aww... i "A ja Ci wierzyłem" <3 he he he :3 I dzienniczek Fredzia :D Ach i słodziaśny Scottie :D Dobra Zemsta mi mózg zlansowała i nie za wiele pamiętam :D No to co tam się jeszcze stało... ach Rosie, bliźniacy i bracia mogą ją widzieć w sukience :3 a na balu było ociupinkę więcej osobistości :D No cóż uroczy Freddie, Scottie, Olie, Georgie,... hym wszyscy uroczy do jasnej ciasnej xD Rozdzialik mi się podobał "kochanieńka" xD A ja teraz wracam do "Zemsty" :/ :* !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahha. Nigdy nie lubiłam Kruma, bo toż to cholerny idiota. Co do Carmen to tylko i wyłącznie wina Wiktora. To on ją wnerwił skarbie. dzienniczek Freddiego zawsze spoko. I Scottie jest z natury uroczy. Co do balu cicho. :3 powodzeniaa.

      Usuń
  5. wow, super rozdział, jestem pod wielkim wrażeniem :)) po prostu ... wow. nie wiem co napisać, może to, że też uważam Kruma za skończonego debila i osobiście bym mu przywaliła prosto w tę jego "przystojną" gębę 3:). Pisz dalej i nie zapomnij o nas ;D no wiesz, czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietnie piszesz. U mnie nowy rozdział.
    http://topin-zawszespoko.blogspot.com/
    Zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  7. :OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO Jak moglaaaaaaaaaaaaas!???????!?!??!?!?!?!?!??!/!/!??!?!/! Nienawidze tego chuja jebanego debila kruma!!!!!!!! Czemu ona nie pwoie dumbledore'owi!!!???!??!?!?! Wyrzucil by go!!! On do jasej chorely Crucio uzywa, do Azkabanu by poszedl!!!!!!!!!!!!!!!!! KURWAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!
    Dawaj szybko notke, bo nie tak!!!!!
    sfjhsadjfhjlasdhfksdhfkljsdh
    Lexie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ehh. Piszę ten komentarz drugi raz, bo za pierwszym się nie dodało -,-'
    Rozdział świetny! Kurna! Nigdy nie lubiłam tego młota Kruma, ale teraz jeszcze bardziej nie lubię tego wieprza!
    Jak mogłaś zrobić, że Freddie zapomniał!? T^T
    Oj. Miałam nadzieję, że opiszesz spotkanie Scottiego i Tattii no ale... Jakoś żyję ! :D
    Weny kochanie :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Nowość;
    http://topin-zawszespoko.blogspot.com/
    pisałam już chyba ale :
    ŚWIETNE

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja cię chyba zabiję! Coś ty im zrobiła! DLACZEGO! Oni się kochali a teraz wszystko zniknęło! O.O NIE! Zaraz się poryczę! KRUM To popieprzony debil! NIENAWIDZĘ GO!

    OdpowiedzUsuń