Dźwignęłam dupę w górę i podeszłam do kanapy obleganej przez rudzielców. Usiadłam na kanapie i położyłam sobie głowę Freda na kolanach. Pogłaskałam go po policzku. Rozglądnęłam się wokół i zobaczyłam Rona, George'a, Rose, Nevilla, Pottera, Katie, Angelinę, nawet Oliver się zjawił. Z tyłu dostrzegłam krzywą gębę Kruma, który uśmiechał się do mnie głupio. Odwróciłam głowę ku Fredowi i przeczesałam mu dłonią włosy. Obok mnie usiadł Scottie. Położyłam mu głowę na ramieniu. Do pokoju wspólnego wpadła McGonagall.
-Co się stało TYM razem ? - spytała podchodząc do mnie. Spojrzałam na nią.
-Krum rzucił na Freda i Carmen niewybaczalne. - mruknęła jakaś osobistość z tyłu pielgrzymki.
-Mogę przenieść się na chwilę do Ministerstwa ? - spytałam błagalnie. - Do Rudolfa. - dodałam szybko. Minerwa tylko potwierdziła to ruchem głowy i rozkazała Ronowi zawołać panią Pomfrey. Wstałam i położyłam Fredowi pod głowę poduszkę, a sama poszłam za panią profesor. Dopadł mnie szybko Scott i wyjaśnił, że Rose też chciała iść, ale George jej właśnie potrzebował. Doszliśmy do gabinetu wice-dyrektorki. Ona dała mi garść proszku Fiuu, a ja wrzuciłam go w kominek i wlazłam w zielone płomienie szepcząc "Ministerstwo Magii". Po chwili zobaczyłam wielki gmach i piękne, lecz ciemne wnętrze. Uśmiechnęłam się do jakiegoś mężczyzny, którego znałam z widzenia. Poczułam dłoń łapiącą mnie za nadgarstek. Uśmiechnęłam się do Scotta i podeszłam do wind. Wlazłam do jednej i trafiłam na jakiegoś mugolskiego bruneta. Kliknęłam coś by dojechać do Departamentu Tajemnic.
-Takie młode osoby do Departamentu ? - spytał zdziwiony mężczyzna. Nie był ani za stary, ani za młody. Coś jak moi kochani bliźniacy. Miał miły uśmiech i niebieskie oczy.
-Jedziemy do mojego brata. - powiedziałam z uśmiechem. - Jestem Carmen Black. - dodałam i wyciągnęłam dłoń przed siebie. Mężczyzna również się uśmiechnął i uścisnął moją rękę.
-Pracuję w jednym gabinecie z Rudolfem. Poza tym jestem Riven Wright. - odpowiedział mi szczerząc się troszkę podejrzanie. - A ty ? - mruknął do zielonookiego.
-Mam na imię Scott Farro i jestem przyjacielem Carmi. - powiedział uprzejmie, a winda się zatrzymała. Wyszłam pierwsza i pociągnęłam za sobą Scottiego. Wright zaprowadził nas do jego biura. Weszłam trochę nieśmiało, bo byłam tu dopiero 3 raz z czego pierwszy raz bez kogoś z rodziny. Przy biurku siedział Rud. Po usłyszeniu, że ktoś wlazł schował jakieś kartki szybko do szuflady. Spojrzał na mnie i z uśmiechem na twarzy przytulił mocno.
-Carmi, kochanie ty moje. - powiedział za słodko. Wtuliłam się w długowłosego. On chciał coś ukryć. Nie mam pojęcia co, ale się dowiem. Odsunęłam się od niego i spojrzałam na niego jak na podejrzanego o Zaavadowanie kogoś. Scott podszedł do Rud'a i przywitali się po "męsku".
-Co tam w Departamencie? - spytał zielonooki. Riven usiadł za swoim biurkiem i zaczął coś bazgrać po pergaminie.
-Coraz lepiej. - skłamał Rud i mocno się skrzywił. Oparłam się o jego biurko i założyłam dłonie na piersiach. - Co tam z Krumem ? - spytał chcąc rozładować napiętą atmosferę. Moje oczy zwęziły się w cieniutkie szparki.
-Na początku wlazł mi do łazienki, potem kazał rzucić na Freda Obliviate, przy pożegnaniu z rudzielcem prawie doszło do sexu, no a teraz Weasley nie pamięta kim jestem. - zaśmiałam się jak z najlepszego kawału. Oczy Rudolfa prawie wyszły na wierzch, a Scott zamarł z otwartą buzią.
-Car... Carmen ! Jesteś za młoda na sex. - krzyknął mój braciszek.
-Toż mówię, że PRAWIE. - warknęłam na niego i podeszłam do barku, skąd wyciągnęłam Ognistą. Odwróciłam sie do Rud'a. - A ty, świętoszku, ile miałeś lat kiedy się pierwszy raz kochałeś ? - burknęłam i wyjęłam szklaneczkę. Nalałam bursztynowego płynu i wypiłam połowę. Resztę podałam Scottiemu. On wypił napój łapczywie. Rudolf zwiesił głowę.
-Byłem w twoim wieku. - wyszeptał zawstydzony, a ja zaczęłam się śmiać.
-I jeszcze masz czelność mnie ochrzaniać ?! - odpowiedziałam z tryumfalnym uśmiechem.
-Martwię się o ciebie. - powiedział Rud. Westchnęłam głęboko.
-Jednego dnia usłyszałam to od dwóch mężczyzn. - burknęłam. Zaczęłam mu opowiadać o Krumie, co tam w szkole, a on mówił o Voldemorcie Automatycznie pomyślałam o Ninie. Biedna dziewczyna.
-Carmen, nie żebym się tu nudził czy coś, ale za godzinę zaczną się patrole. - przypomniał, całkiem zresztą słusznie Scott. Przytuliłam Rudolfa i uścisnęłam dłoń Rivena. Brat nasypał mi proszku Fiuu na dłoń i jeszcze raz przytulił. Wrzuciłam je do kominka mrucząc Hogwart. Zaraz po tym stałam w gabinecie Minerwy. Okazało się, że siedział tam Krum i rozmawiał, lub kłócił się z profesorką. McGonagall się odwróciła do nas i odprowadziła wzrokiem do drzwi. Spojrzałam na Scotta z uśmiechem i złapałam na dłoń. Ruszyliśmy w stronę naszej wieży.
-Koci lama. - usłyszałam jakże uroczy głos blondynki ze Slytherinu.
-Nina co ty do kurwy... - urwał Dracuś i zawył z bólu. Spojrzałam na miejsce dochodzenia hałasów. Panna Riddle ściskała palce Malfoya, które jakby nie patrzeć były o wiele mocniejsze i masywniejsze. Podeszłam do nich.
-To chyba pierwsza dziewczyna, która powaliła cię na kolana najukochańszy kuzynie. - powiedziałam klękając przed nim i śmiejąc mu się w wykrzywioną bólem twarz. Spojrzał na mnie wzrokiem typu : "śmieszne kurwa w chuj no po prostu". Pocałowałam go w policzek i wstałam z klęczek.
-Snape powiedział, że ty masz mi coś powiedzieć. - mruknęła rozentuzjazmowana Nina. Westchnęłam głęboko.
-Możemy się spotkać jutro przed śniadaniem na Dziedzińcu ?! - spytałam i pomogłam Dracusiowi wstać, w sumie zrobiłabym cokolwiek byle by nie patrzeć jej w oczy.
-Dobrze. - powiedziała i zatargała blondyna w stronę lochów. Spojrzałam na Scotta.
-Ile mamy jeszcze do patroli ? - spytałam poprawiając sobie szatę.
-Dosłownie 10 minut. - odpowiedział zielonooki i uśmiechnął się, po czym zaczął targać mnie ku Gryffońskiej Wieży. Stawiałam opór.
-Zajrzę tylko na moment do Freda. - burknęłam ciągnąc go w stronę Skrzydła. Jednak Scottie był silniejszy, ale ale. To przecież wcale nie znaczy, że wygrał. Połaskotałam go, a ten zaśmiał się jak mała dziewczynka i puścił moją dłoń. Wykorzystałam tę chwilę i ile sił w nogach pobiegłam do Skrzydła. Wpadłam na salę i prędko odszukałam łóżko rudzielca. Usiadłam na stołku obok. Nikogo przy nim nie było. Dopadł mnie Scott. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. - Coo taam ? - mruknęłam widząc, że jest zmęczony bieganiem za mną. Weasley zaczął się ruszać. Spojrzałam na niego i ujęłam jego dłoń.
-Kim jesteś ? - wyszeptał rudzielec otwierając oczy. Moje się zeszkliły. To wygląda jakby ktoś mi podpierniczył dno od którego miałam się odbić. Cholera. Czemu to musiałam być ja ?!
-Jestem twoją dziewczyną. - wyszeptałam ocierając łzy żłobiące delikatne smugi na moich policzkach. "A przynajmniej byłam." Dopowiedziałam sobie w myślach. On pogłaskał mnie delikatnie po twarzy.
-Wybacz mi, ale cię nie pamiętam. - szepnął zmartwiony Fred. To było coś co zadało mi ból ostateczny. - Ale proszę cię, nie płacz. - dopowiedział przysuwając sobie moją dłoń do twarzy i muskając ją delikatnie wargami. Rudy usiadł i przyciągnął mnie do siebie. - Wszystko i wszystkich pamiętam, tylko ty jesteś jedną wielką pustką w moim sercu i rozumie. - wyszeptał mi kojącym, ale i łamiącym serce głosem.
-Jestem Carmen. - powiedziałam i wstałam. - Carmen Black. - dopowiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie. - Przyjdę do ciebie jutro, dobrze ? - spytałam, a Scott otarł moje policzki z łez. Fred pokiwał z entuzjazmem głową i pomachał mi delikatnie ręką.
-Do jutra. - wyszeptał, a ja wyszłam ze Skrzydła bez sensu życia. Wtulona w zielonookiego ruszyłam ku swojej Wieży. Scottie zaprowadził mnie do siebie do dormitorium i położył na łóżku Freda. Pociągnęłam nosem i poczułam charakterystyczny zapach z Nory zmieszany z męskim dezodorantem. Położyłam głowę na poduszce i momentalnie zasnęłam. "Obudziłam" się w ciemnym pokoju. Siedziałam po turecku, a obok siedział mój strażnik.
-Witaj skarbie. - powiedział i pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się blado i położyłam głowę na jego ramieniu.
-Cześć kochany. - wyszeptałam płaczliwym tonem.
-Musisz mu pokazać kalendarz. - wyjaśnił szybko Alastor i znikł. Rozejrzałam się wokół i usłyszałam czyjś cichy głosik, który coraz bardziej przybierał na sile.
-CARMEN. CARMEN DO CHOLERY. OBUDŹ SIĘ IDIOTKO. - krzyczał Scott potrząsając mną lekko. Przypierniczyłam mu w policzek z otwartej ręki i otworzyłam jedno oko. Farro złapał się za policzek. Usiadłam praktycznie nieświadoma co właśnie zrobiłam i przeciągnęłam się.
-Przepraszam, ale następnym razem nie nazywaj mnie idiotką deklu. - burknęłam ziewając, ale zielonooki nadal trzymał się za twarz. Pocałowałam go w policzek, a on się zaśmiał.
-Jesteś świetna. - powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. - Tatia oczywiście również. - dodał jakby czytając mi w myślach. Spojrzałam na zegarek. Za godzinę było śniadanie. Wstałam i złapałam czarne spodnie, zieloną koszulkę oraz czarne trampki. Ruszyłam z tym wszystkim do łazienki. Szybko się w to przebrałam i ogarnęłam twarz i kłaki. Wyszłam wyglądając dosyć znośnie. Ubrałam szatę i wzięłam torbę.
-Prowadź pierdoło. - burknęłam otwierając drzwi przed Scottiem. On uśmiechnął się do mnie i zaczął prowadzić ku dziedzińcowi. Zatrzymałam go na moment i szybko wbiegłam na górę. Porwałam kalendarzyk Freda i schowałam go w torbie. Wróciłam pędem do Farro.
-Czego znów zapomniałaś ?! - zrobił mi wyrzut, a ja walnęłam go w łeb.
-Podejdziemy na moment do Skrzydła. - wyjaśniłam i ruszyłam w tamtą stronę. Za mną wlókł się mój niezadowolony i wiecznie osamotniony przyjaciel. Weszłam na salę. Fred już nie spał. - Dzień dobry. - powiedziałam i usiadłam obok niego z uśmiechem.
-Witaj... - urwał. Nie wiedział jak mam na imię. Westchnęłam. Mało brakowało, a znów dostałabym "ataku".
-Carmen. Jestem Carmen. - wyjaśniłam. - Przyszłam, żeby ci to dać. To twój kalendarz. - dopowiedziałam i oddałam mu jego "zeszyt". On uśmiechnął się do mnie i zaczął oglądać kartki od początku. - No to ja może pójdę. - szepnęłam i ruszyłam powoli do wyjścia. Fred pomachał mi dłonią i zagłębił się w lekturze. Zeszłam na Dziedziniec.
-Poradzisz sobie mała ? - spytał Scottie. Czasem zachowywał się jak nadopiekuńczy gnojek.
-Tak... - urwałam. Już chciałam powiedzieć mamo, ale się powstrzymałam. Nie mogę znowu się rozryczeć. Farro pocałował mnie w czoło i odszedł. Po chwili na Dziedzińcu pojawiła się Nina.
-Cześć Carmi. - powiedziała ziewając. Westchnęłam głęboko.
-Usiądź. - powiedziałam i zaczęłam myśleć co mam jej w ogóle do powiedzenia. - No bo wiesz... Mój ojciec jak ja się miałam urodzić to niewiele czasu spędzał z nami. Okazało się, że pomagał Meropie Gaunt, czyli matce Voldemorta. - zaczęłam szeptem. Ona wzdrygnęła się na imię swojego brata. - No i matka Wężoustego była w ciąży. Urodziła się dziewczynka, która potem została podrzucona przypadkowej rodziie pod dom. - dopowiedziałam, a Nina zrobiła wielkie oczy.
-A jaki to ma związek ze mną ?! - spytała zdezorientowana.
-Niestety ostatnio się dowiedziałam, że ta dziewczynka chodzi do Slytherinu i do tego jest na moim roku. - powiedziałam próbując ją naprowadzić na trop.
-Pansy to siostra Voldemorta !? - wrzasnęła panna Riddle. Mało kumaty człowiek.
-Ty nią jesteś. - wyszeptałam powodując u niej odrętwienie każdej komórki ciała. Po chwili po jej policzkach spłynęły łzy. Przytuliłam mocno Ninę. - Przepraszam. Przepraszam za wszystko. - dopowiedziałam głaszcząc ją po plecach.
~W Skrzydle Szpitalnym siedzi ktoś kogo osobiście uwielbiam, więc proponuję podejrzeć co i on robi. *perspektywa Freda* ~
Czytam ten dziennik i czytam. I nic. Wszystko stąd wiem. Na jednej stronie są wynalazki na drugiej wybryki i nic. Już miałem zamknąć kalendarz, gdy ujrzałem fragment : "Od pierwszej chwili, gdy wparowała do naszej kuchni, polubiłem ją.
Potem usłyszałem jej perlisty śmiech. Boże. Jej oczy mają kolor podobny
do moich, lecz widzę w nich subtelną nutkę zieleni. Kurde, czy to
możliwe, bym ja, Fred Weasley, jeden z największych kawalarzy, się
zakochał. Nie. To nie możliwe. Choć w sumie i tak nie mam u niej szans.
Ale co mi szkodzi powalczyć. Tak. Będę walczył. Zdobędę ją." Przeczytałem to jeszcze kilka razy. Kto może mieć piwne oczy ?! Po chwili mnie olśniło. Ta, jak jej tam, co przyszła tu i dała mi dziennik ma takie oczy. Przekartkowałem kilka stron i ujrzałem jej imię. Pisały tam dziwne rzeczy. Notatki były z datami wakacyjnymi, ale raczej pod koniec. Pierdu pierdu i wreszcie : "Carmen to chyba ta jedyna, tylko co zrobić z Katie ?!" Co do kurwy nędzy ja tu powypisywałem ?! Choć w sumie to może być prawda. Drzwi do Sali się otworzyły, a ja szybko schowałem kalendarzyk pod poduszkę. Był to ...
_________________________________________________________
Jest pięknie, cudownie i w chuj słodko. Każdy się rzucał co ja im zrobiłam. Ludzie bez dramaturgii nie ma opowiadania. Nienawidzę przesłodzonych gówien, więc coś się musiało stać. Ten rozdział dedykuję Wiktorii, która srała się żebym wreszcie dodała. Klaudii, która mi łeb urwie za brak Rose oraz Katherine (czy jak to ona tam pisze) za pomysł z Niną, no i wgl za samą Ninę. :3 Kocham i pozdrawiam całą resztę moich czytelników i zapraszam do komentowania. Wiecie jak to miło sobie poczytać co sie wam podobało, lub też nie podobało w "rozdziale". :3 No i słowo na sobotę, ten jakże uroczy tytuł zawdzięczam mojemu "kochanemu" nauczycielowi od angielskiego, który prawie wgl w nas nie wierzy. Kocham was. :**
Ahh. Jakże uroczo :3
OdpowiedzUsuńDziękować ci dobry człowieku za dedykację... Na mnie zawsze możesz liczyć, jeżeli chodzi o trucie dupy z dodaniem rozdziału :*
I ta urocza "Koci lama!" ♥ Ahh te moje przesłyszenia ;) No i szok Niny! :D "Mało rozumny człowiek." <-- Cała "Katherine" :*
"Jesteś świetna [...] Tatia oczywiście też!" ♥
Weny życzę ♥
Mam Ci podziękować za "dedykację" ?!... no cóż dziękuje ... No to teraz przejdę do rozdziału:
OdpowiedzUsuńa) po jaką cholerę pojechała do Ruda
b) po co śpi w męskim dormitorium, jakby była małą dziewczynką nie umiejącą poradzić sobie z szarą rzeczywistością i potrzebującej wsparcia mamusi.
c) Alastor.. znowu ale w sumie jej poradził i tu się nie czepiam
d) Skoro dzień wcześniej mu się przedstawiła i to kilka razy to on zapomina ją za każdym razem od nowa jakby dostawał Obliviate cały czas?! myślę, że nie a tak to mniej więcej przedstawiasz
e) W końcu się wydało.. Nina Riddle, ale ja to zniesie...
f) Kalendarzyk Freda...
W skrócie rozdział. Nawet fajny, "harcerzu". Ach i musiałaś.. tytuł.. tak zawsze w nas wierzy bania, bania, bania... Ej.. ale dobrze uczy xD Co jeszcze mogę dodać nie mam pomysłów kto tam przylazł ale skoro "był to..." czyli mężczyzna. A i Kruma pewnie wydalą, albo no nie wiem Azkaban za niewybaczalne...
Czemu ludzie sa tacy wredni I koncza rozdzialy w takich momentach, co?!?!?!?!?!?!
OdpowiedzUsuńTytul zajebisty, nie ma co ^^
Lubie alastora, na początku jak go poznaliśmy to był chujem ale teraz jest supeeeeeeer!!
I zgadzam sie z Klaudia, po co do Ruda pojechała? Napić sie z nim? Powiedziec, że prawie dziewictwo straciła?? Lol ja bym mojemu bratu nigdy takich rzeczy nie mówiła, nie ważne jak blisko byśmy byli XD
I czemu Fred nie pamięta Carmi chociaż ją poznał dzień wcześniej?????
A co so końcówki, to Krum wszedl!!! I go zgwalci i zabije!!! XD
Pisz pisz pisz!!! Czekam!! Szybciej pisz niż teraz piszesz bo jeszcze nie ma, wiec pisz!!!!!!!!!!!
Jdjdueisxiwoqpcufbckaifjdidhd
Lexie :)
Krum ! Krum, ja cie kocham do ciebie szlocham, ale teraz wypad ;D
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten rozdział, no po prostu nie mogłam się oderwać i na niektórych momentach uśmiechałam się do monitora ;d A mionowicie z tego ;3
"-CARMEN. CARMEN DO CHOLERY. OBUDŹ SIĘ IDIOTKO. - [...] Przypierniczyłam mu w policzek z otwartej ręki..."
No kulałam się ze śmiechu ;>
Ale coś mi się zdaję, że nie skończyłaś zdania ^^
O jery, jery, nie mogę się doczekać następnego, więc pisz, pisz i pisz ;*
Pozdrawiam i weny życzę
Hermionija <3
Superowo ;) nie ma to jak mocny plaskacz na orzeźwienie xD. Poza tym urocze i oby Fred odzyskał pamięć, bo zaczynać wszystko z Carmen od początku ... nie wiem. Oby odzyskał wspomnienia. A te zapiski w kalendarzu są świetne! Tak czy siak, zajebiście piszesz i dawaj dalej ^^ czekam na następny rozdział ;P
OdpowiedzUsuńWszyscy jak widzę rzucają się po chuja Carm pojechała czy jak to tam do Ruda. Sa dwa powody :
OdpowiedzUsuń1. W cholere nudno by było gdyby polazła do Freda i się nad nim użalała.
2. Napisałam, że Rud zaprosił ją do ministerstwa, a wcześniej jeszcze mówił, że jak będzie miała problem to ma do niego wbić. Amen.
A sowy to już nie mogła napisać?!
UsuńAż tak cię to boli !?
UsuńWiesz... Ja bym tam wolała oglądać czyiś ryj niż tylko bazgrać na karteczce. Poza tym, po tym co przeszła Carm to jej się nie dziw -_-
A ty masz z tym problem ? Zapytać nie można ?! (i trochę stwierdzić). A wracając... no ale zważając na okoliczności ja bym raczej poleciała do Freda niż do brata i jeszcze mu takie rzeczy gadać :D
UsuńSuper;DTylko mojemu bratu też bym o tym nie gadała;D
OdpowiedzUsuńOjej <3
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Carmi ;__;
Ale zapomniałaś o końcówce -.-
Pisz szybko kolejny rozdział :>
Weny ;]
mam nadzieję że wszystko się wyprostuje. i czemu w takim momencie?! Kobieto pisz dalej szybko! i zapraszam do siebie :) http://miloscjestslepananieszczesciewieczna.blogspot.com/ nowy rozdział :>
OdpowiedzUsuńŚwietnie, świetnie i no hmm.. niech się zastanowię. O mam. Świetnie!
OdpowiedzUsuńNo nie wiem co powiedzieć. mi sie jak zawsze podoba. =)
Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę. =D Loony.
Biedna Nina i biedny Fred :(
OdpowiedzUsuń