W "komnacie" zjawił się Peter Pettigrew. Crouch zmierzył go nienawistnym spojrzeniem. Glizdogon uśmiechnął się chamsko do Barty'ego.
-Widzę młody, że nie za dobrze ci to idzie. Czarne Pan nie jest zadowolony. - mruknął ze śmiechem. Spojrzałam zdezorientowana na Juniora.
-O co mu chodzi ? - spytałam, a Weasley mimo wcześniejszych emocji i przytulił mnie mocno.
-Ojej. Widzę, że kolega zapomniał nadmienić o tym, gdy cię całował. - zaczął niewinnie Peter. Zatarł ręce z wyraźną satysfakcją. Barty nie wyglądał na zadowolonego. - Crouch miał cię uwieść, by Czarny Pan mógł wykonać na tobie zadośćuczynienie za Rudolfa. - wyjaśnił Pettigrew. Ręce Freda zacisnęły się mocno na moim swetrze. Był cholernie zły.
-Nienawidzę cię. - krzyknęłam i wpadłam rudemu w ramiona. On przycisnął mnie mocno do siebie. Jego ciało dawało mi spokój, którego tak potrzebowałam.
-Carmen, skarbie... - zaczął Crouch.
-Zamknij się. - warknął Fred i pocałował mnie w czoło. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
-Nie dobrze mi. - szepnęłam i złapałam się dłońmi za skronie.
-Spokojnie. Oddychaj głęboko. - dukał Weasley chyba usiłując sobie przypomnieć słowa Scotta. Wciągnęłam powietrze już z większą swobodą. Spojrzałam na Petera.
-Co Voldemort myślał sobie powierzając temu głupiemu idiocie tak ważne dla niego stanowisko ? - rzuciłam ironicznie i wstałam. Wyciągnęłam różdżkę i ku zaskoczeniu Glizdogona, Freda i Croucha, wycelowałam w tego ostatniego. - Myślałam, że mogę ci zaufać, albo że będziesz ze mną szczery, ale nie. Ty tylko działałeś na usługi Czarnego Pana. Jak mogłam myśleć choćby o samej przyjaźni ?! Byłam głupia. A ciebie Fredzie przepraszam, że ci nic nie powiedziałam o tym nędznym karaluchu. Bałam się twojej reakcji. - dodałam coraz bardziej spokojnym tonem. Po chwili Fred dobył swojej różdżki i stanął obok mnie. Tyle tylko, że on celował w Petera.
-Jak się stąd wydostać ? - spytał Fred, a Peter zaczął się śmiać.
-Stąd nie ma wyjścia. - wyjaśnił entuzjastycznie, ale trochę z grozą. Opuściłam różdżkę i usiadłam na kamiennej posadzce.
-To nie ma sensu. - mruknęłam i zabrałam magiczny kij Weasleyowi.
-I przylazłeś tu tylko po to, by wyjawić plan Czarnego Pan ? Jeśli stąd nie da się wyjąć to i ty jesteś skazany na śmierć. - powiedział Barty całkiem rozsądnie. Łypnął na mnie brązowymi oczami. Cholerne podobieństwo do rudzielca. Weasley usiadł obok mnie i spojrzał na Pettigrew.
-Ja jestem animagiem. - zaśmiał się Glizdogon. Nie mam pojęcia co to ma do rzeczy, ale dopiero teraz zauważyłam świetlistego szczura krążącego po podłodze. Patronus ! Pod nieuwagę Petera zwróciłam ku niemu różdżkę.
-Conjuctivitis. - wyszeptałam, a on zaczął się słaniać przed oślepiającym światłem. - Błyskatioom. - dodałam, a jego wielkie i opasłe cielsko upadło na ziemię. Aura stawała się tak gęsta, że można było nią smarować kanapki i jeść. Chyba jestem głodna.
-Expecto Patronum. - krzyknęłam wraz z Fredem. Z mojej różdżki buchnął wielki smok, a z jego hiena. One zatrzymały czarne kreatury. Zaczęliśmy uciekać, ale to było jak labirynt. Za nami biegł Barty. Potknęłam się i runęłam na ziemię. Jak w każdym mugolskim filmie musiałam się potknąć ! Oczywiście ! Crouch wziął mnie na ręce i biegł dalej. Trochę bolała mnie kostka, więc się nie rzucałam.
~Trochu pomerdałam, ale to nic. Teraz przejdźmy do Farro. Siedzi właśnie w szatni i szykuje się na trening. *perspektywa Scotta*~
Carmen nie było na śniadaniu, a to jest dziwne, bo były tosty z Nutellą, a ona potrafi się oderwać od wszystkiego, nawet od książki i to w pół słowa, a potem zjeść kilka kanapek.
-Scott wyłaź już. - krzyknął Krum, a ja zabrałem swoją miotłę i wylazłem z szatni. Na trybunach siedziała Tatia. Pomachałem jej wesoło i podszedłem do bułgara.
-Za tydzień mecz, a teraz nie ma dwójki zawodników. - mruknął uczeń Durmstrangu. Może jest chamski, ale grać potrafi jak nikt inny.
-Spróbujmy bez nich. - zaproponowała Alicja Spinnet.
-Nie. - odpowiedział oschle Wiktor i rozejrzał się po trybunach. Na nich siedziała Tatia oraz chyba Malfoy. Bułgar wzniósł się na miotle. Podleciał do Salvador'ówny i zaczął z nią gadać. Nie słyszałem rozmowy, ale Tatia zaczęła się śmiać. On bez jej gadania wciągnął ją na miotłę i zleciał obok mnie.
-Nienawidzę cię głupi gburze. - mruknęła do bułgara, ale ten odleciał i nie usłyszał. - Oo cześć kochanie. - powiedziała z entuzjazmem do mnie. Złapałem ją za dłoń i zaprowadziłem pod szatnię dziewczyn.
-W środku w szafce numer 19 masz strój i czerwoną Błyskawicę. - wyjaśniłem i pocałowałem ją w policzek. Ona zmierzyła mnie morderczym wzrokiem, ale weszła do szatni. Oparłem się o ścianę obok drzwi. Czekałem krótko, a ona wyszła ubrana i z miotłą w dłoni.
-Gotowa ! Zadowolony ? - spytała głupio, a ja pokiwałem radośnie łbem. Podeszliśmy do zastępcy Pottera. Malfoy stanął obok mnie.
-Farro pętle. Ja i Malfoy rywalizujemy o znicza. Spinnet, Salvador i Bell musicie zdobyć gola u Farro. Weasley zajmie się tłuczkiem ! - wyjaśnił Wiktor szybko, a ja wzbiłem się w górę. Poczułem wiatr w stosunkowo krótkich włosach. Podleciałem do pętli. Zaczął się trening. Było dobrze. Obroniłem większość kafli, aż wreszcie George zbyt mocno odbił tłuczka i pierdzielnął nim Salvador. Ona zaczęła spadać bezwładnie w dół. Podleciałem pod nią i złapałem w locie. Zleciałem na ziemię. W sumie to tak samo jak cała drużyna.
-Przepraszam. Ja nie chciałem. - dukał nerwowo George. Spojrzałem na niego i wziąłem Tatię na ręce. Taszczyłem ją ku zamkowi. Za mną szła pielgrzymka składająca się z Alicji Spinnet, Draco Malfoya, Katie Bell, Wiktora Kruma oraz George'a Weasley'a. Ten ostatni szedł jakby przygaszony. Wleźliśmy do skrzydła. Znałem tu chyba każdy kąt. Spojrzałem na stołek, na którym niegdyś siedział Rudolf. Położyłem Salvador delikatnie na łóżku szpitalnym. Z dodatkowego pokoju wyszła pani Pomfrey.
-Boże. Scott !? Co się znowu stało ?! - prawie krzyczała.
-Czy zawsze jak jestem to musi się coś stać ?! - mruknąłem retorycznie, ale wskazałem na Tatię. Pielęgniarka podeszła do niej.
-Za kilka godzin powinna się obudzić, ale nie mogę obiecać pełnej pamięci. - mruknęła biała głosem specjalisty. Złapałem Salvador za dłoń.
-Będzie dobrze. - powiedział Malfoy i położył mi rękę na ramieniu.
~Carmi, Fredowi i Barty'emu udało się wyjść z labiryntu. Tylko gdzie teraz ?! *perspektywa Carmen*~
Usiadłam, a wręcz mnie położono na ziemi. Spojrzałam na Croucha. Byłam na niego zła.
-Dziękuję za uratowanie życia, ale misji ci nie wybaczę. - burknęłam w jego kierunku i wyciągnęłam różdżkę. - Enerwate. - wypaliłam, a moja kostka była jak nowa. Opadłam na plecy i spojrzałam na lekko zachmurzone, lecz tak samo piękne niebo.
-Carmen. Ja nie chciałem. Zostałem zmuszony pod karą śmierci. Normalnie nie próbowałbym poróżnić się z Fredem. Nie rzuciłbym na Kruma Imperiusa, by kazał ci wymazać pamięć zdrajcy... - urwał, bo spojrzałam na niego surowo. - Rudzielcowi. - dodał i spuścił głowę w dół. To nie był już ten sam Śmierciożerca co 2 lata temu. Teraz był spokojniejszy i pokorniejszy. Wstałam i pokuśtykałam do zasępionego Freda. Ten spoglądał na mnie z bólem. W tym momencie zrozumiałam, że to ja go krzywdzę najbardziej. On tylko przysunął mnie mocno do siebie i ucałował delikatnie w usta. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się lekko tą chwilą.
-Kocham cię. - wyszeptał Weasley cichutko, z ja uśmiechnęłam się. On nie potrzebował moich zapewnień o miłości. On to wiedział. Wtem usłyszałam piskliwy krzyk Croucha. Automatycznie otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
-Tam jest jaskinia. - wyjaśnił entuzjastycznie, a ja zauważyłam czarne chmury na niebie. Wstałam i otrzepałam się z niewidzialnego kurzu. Ruszyliśmy ku wyrwie w kamieniu. Zaraz usłyszałam pierwszy grzmot, a z nieba spadły wielkie krople wody. Z racji, iż jaskinia była daleko przemokliśmy całkowicie. Wpierniczyliśmy się na środek kamiennego kręgu. Na ścianach było dużo rysunków. Głównie mroczne znaki i napisy "On żyje" lub "Zło powróciło". Przejechałam dłonią po jednym z nich.
-No to wydaje mi się, że dziś tu śpimy ! - mruknął dziwnym tonem Fred. Jeszcze raz rozejrzałam się i spostrzegłam napis malutkim i krzywym drukiem nabazgrany na jednej z ścian. "Wszyscy żyją i wszyscy umierają." Usiadłam i ściągnęłam sweter. Wyzmęłam wodę i powiesiłam ciuch na jednej ze ścian. Dotknęłam delikatnego materiału i usiadłam obok rudzielca. On przytulił mnie mocno.
-Wybaczysz mi ? - szepnęłam cichutko i spojrzałam mu w oczy. On tylko pokiwał głową i z uśmiechem zamknął oczy. Barty siedział przed wejściem do jaskini i wpatrywał się w deszcz. Ściągnęłam dłonie Freda z siebie i podeszłam do Croucha.
-Ja naprawdę tego nie chciałem. - wyszeptał cichutko, a ja ujęłam jego rękę.
-Nie możesz się postawić Voldemortowi ?! - spytałam i przejechałam palcami po jego policzku.
-Czy ty wiesz w ogóle o kim ty mówisz ? - skwitował moje pytanie brązowooki.
-Owszem. Mówię o jednym z najpotężniejszych czarodziei na świecie. Ale w sumie co ci szkodzi, może nie samo postawienie się mu, a na przykład ukrycie gdzieś daleko ?! - powiedziałam i oparłam głowę na jego ramieniu.
-Nie wiesz nawet jakbym chciał uciec, ale on mnie znajdzie. Wiesz przecież jakie Voldemort na wpływy. - dodał i przeczesał dłonią mokre włosy.
-Przemyśl to, a ja idę spać. - szepnęłam i przytuliłam Freda. Zasnęłam szybko. Obudziły mnie promienie słońca i delikatne zimno. Otworzyłam oczy i ujrzałam... ŚNIEG ! Przecież jest już druga połowa listopada... Dopiero. Wstałam i ubrałam dosyć wyschnięty sweterek. Nie dawał on należytego ciepła. Muszę wrócić do Hogwartu. A Świstoklik ?! Podbiegłam do Barty'ego i Freda. - Wstawać leniwce. - krzyknęłam na nich.
-O cholera. - powiedział Crouch patrząc na białe zjawisko. Wzięłam but i wyciągnęłam różdżkę.
-Portus. - mruknęłam i wyobraziłam sobie Hogwart. But delikatnie zaświecił na niebiesko. - Złapcie się za to. - warknęłam na nich, a oni szybko to zrobili. Po chwili znaleźliśmy się na Dziedzińcu Głównym.
-Bo wczoraj o tym nie mogłaś pomyśleć. - burknął zabawnie Fred. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
-Trzeba było o tym pomyśleć, a nie teraz moja wina ! - mruknęłam i rozejrzałam się. Tu też było dużo śniegu. Ruszyłam w stronę Wieży Gryffonów. - Do widzenia Barty. Jak będziesz w pobliżu to się odezwij ! - dodałam w stronę Croucha i pomachałam mu na pożegnanie. On zaśmiał się i pokiwał głową ze zrozumieniem. Weasley złapał mnie za dłoń, a ja wlazłam do pokoju wspólnego. Ruszyłam na górę i zabrałam nowe spodnie, czarne trampki, białą koszulkę i czerwony sweter Scotta. Nikogo nie było w dormitorium. Szybko się przebrałam i pocałowałam Freda w policzek.
-Chodźmy na śniadanie. - zaproponował Weasley. Poszliśmy powoli do Wielkiej Sali. Wszyscy spojrzeli na nas. To było takie dziwne być w centrum uwagi. Podleciała do mnie Rose. Przytuliłam ją mocno.
-Gdzie cię wcięło głupku ? - spytała i walnęła mnie mocno w plecy. Zabrakło mi tchu.
-Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Pogadamy później, bo jestem strasznie głodna. - dopowiedziałam i szybko ją wyminęłam. Dopadłam do stolika i wzięłam kilka tostów z Nutellą. Teraz spostrzegłam, iż nie ma Scotta. Spojrzałam na George'a.
-A gdzie wyście byli ? - spytał starszy bliźniak. Wzruszyłam ramionami i połknęłam kanapkę.
-Żebym to ja wiedział. - mruknął Fred i usiadł obok mnie. Podsunęłam mu talerz tostów pod nos. Do Sali ku zaskoczeniu wszystkich weszła...
_________________________________________________________
Jest i Taa Daam. :3 Nie podoba mi się końcówka, bo nie miałam na nią żadnego pomysłu. Mam nadzieję, że wasza przychylność, jeśli jakaś jest, do Croucha nie zniknęła. :3 Kocham was i pozdrawiam. Ten rozdział pragnę zadedykować Martwej Bejbi, Patrycji, czyli mojej imienniczce, Loony, Hermioniji, Klaudii i Wiktorii. Jeszcze raz kocham i dziękuję za tyle wyświetleń. :3
OESU jaki kochany Freddie. *u*
OdpowiedzUsuńI Scott też jest niczego sobie. <3
Rozdział super, Twojego bloga przeczytałam 2 dni temu, a komentarz zostawiłam przy poprzednim rozdziale. :D
Czekam z niecierpliwością na kolejny i zapraszam do siebie. :3
... Tatia...
OdpowiedzUsuńWo ho :3 Odzyskałaś lapka ?
No dobra idź ty cholero: "spytała i walnęła mnie mocno w plecy." nienawidzę tego ! No cóż a wracając nosz czy tylko ja niczego nie rozumiem ?! Hah no, a teleportacja ? Nie umiesz ciągnąć kłótni ! No dobraa słońce dosyć marudzenia :3 Dobra znasz mnie ja nigdy nie mam dość xD Nie no, a tak na serio dziwi cię śnieg w listopadzie ? Jest prawie kwiecień ( napomknę, że tw uroo za co prócz prezentu - cholibka wiesz co dostaniesz xD - dodam rozdział pełen C&F i to 17 ) a za oknem śnieg... to jest już chore ! Taak Nutella znam twoje podejście i potwierdzam, że wpierniczasz ją nie miłosiernie. A co do tytułu to wieeesz co ... jeden z moich ulubionych xD nawet nie wiem dlaczego, ale te słowa strasznie mi się podobają. Ach ten Barty... mówiłaś, że go znielubię, a tak się nie stało. No bo i tak pod koniec był cacy, stuk, stuk. Aaa i jeszcze mecz Quiddicha xD Tak Tatia... a teraz Scottie się zamartwia, tylko z jakiej paki puchonka dla gryfonów ? A ja ? Też bym sobie zagrała xD. "But delikatnie zaświecił na niebiesko" <- chyba na zielono daltonisto xD. Labirynt zawsze spoko xD.
Kocham, pozdrawiam i weny życzę ! <3.
Nigdy nienawidzę zaczynać, bo nie wiem jak... No więc może zacznę od początku. Petegrew przybył... Jak ja gościa nienawidzę jak tego śniegu za oknem w kwietniu. No ale trójka szczęśliwie wyszła z tego dziwnego miejsca. To dobrze. Barty... No nie no, całkiem spoko. Przyznał się i w ogóle. A wiadomo, że sługom Voldemorta wierzyć zbytnio tak na prawdę to nie wolno. Zawsze gdzieś się tam im noga podwinie. No ale... Trening quidditcha. Dostać kaflem zawsze spoko, bez dwóch zdań. Ciekawe kto wejdzie do Wielkiej Sali ?? Zobaczy się. Tytuł posta taki prawdziwi, że aż dołujący. Jakoś do śmierci mi nie śpieszno. No cóż, nic innego napisać nie mogę niż: życzę weny, pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :p
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAhh. Kocham, kocham i jeszcze raz kocham ^.^
UsuńNie znoszę tego Glizdogona >.< Ale jest Barty ♥ i za to cię kocham :*
Urocze momenty Freda i Carmi ♥.♥
Aszahaszaaa ! Kocham trening :D I to urocze pierdolnięcie tłuczkiem ♥ Bo tylko Tatia ma taki anty-talent :D "[...] ale nie mogę obiecać pełnej pamięci." <--- czyli jak zwykle :D
Ahh ta delikatność Kruma -,-' A Scotty będzie się matrwił ! ♥ Aż się kurna doczekać nie mogę :D
Straaaaaasznie mnie zżera kto wejdzie do Sali !! :D
Weny :*
Jak zawsze fajnie ale Carmen co chwile sie przykleja do innego chlopaka, ja na miejscu freda bym byla zazdrosna...
OdpowiedzUsuńA ja mówię, że do sali weszł Nina :D
OdpowiedzUsuńNo bo skąd Carmen miałby wiedzieć, ż Tatia dostała tłuczkiem od George'a, skoro cały dzień przesiedziała w jakiejś jaskini, to już nie było by takiego zdziwienia.
Pettigrew, ty nędzna szumowino ! Ale nie rozumiem, co z tego, że jest animagiem ? Przecisnie sie przez jakąś szpare ?
Tak jak u góry właśnie Carmi przykleja sie i do Barty'ego i do Freda. Troche mi szkoda Weasleya ;(
No właśnie czemu nie pomyślała o śistokliku na początku ?
I co to niby takie dziwne, że śnieg w listopadzie ? Przecież my tu go mamy w kwietniu -.-
Rose oczywiście szczera do bólu :>
Rozdział bardzo mi sie podobał, czekam na następny z niecierpliwością *.*
Weny życzę i wesołych świąt też :3
Pozdrawiam
~Hermionija <3
To nie będzie Nina. Ja też nie wiem po co to tam jest... Ale jak mi się napisało to i tak zostało. Już Barty'ego praktycznie nie będzie, bo "odszedł i ma dawać znaki życia, gdy będzie w pobliżu". O świstokliku sobie przypomniałam w środku pisania rozdziału, więc nie chciało mi się za wiele zmieniać ! Taa... Łuu huu. W tym roku zamiast słoneczka na urodziny będzie ... ŚNIEG. =,=' Choć ja jednak mam nadzieję, iż do 17 się poprawi cokolwiek. Co do świąt, to abyś się nie zakopała w zaspie. :*
Usuń~Black
Do Herminji: Bo Rose to al'a ja, a ja szczera do bólu <3.
UsuńDo Black: Weź nie marudź o urodzinach (nie da się zapomnieć co dzień przypominania, abym przypadkiem nie zapomniała :*), przynajmniej masz za niedługo. U mnie se czekaj do września... W życiu trza być twardym nie miętkim xD. Hahah życzenia pierwsza klasa xD.
OoO dzięki za dedyk ;*
OdpowiedzUsuńRozdział superr <3
Rose, najbardziej szczera osoba jaką znam xD
Ci również wesołych świąt ;]
Weny :D
Loony. Loony. Dziękuje i dciskam za dedykacje. Jak zawsze mój cudny kochany i wspaniały Scott. Labirynty. Wieją. Grozą. Cudny rozdział. Pozdrawiam. Kocham. I życzę weny. Loony.
OdpowiedzUsuńPrzecudowny rozdział! Jesteś niesamowita! Biedny Barty! On naprawdę nie chciał skrzywdzić Carmen...ach, że on biedny musi słuchać beznosego ...
OdpowiedzUsuń