-Carmen, jak ja się o ciebie bałam. Co znowu Fredowi strzeliło do tej głowy ? - mówiła jeszcze mocniej mnie ściskając. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wtedy mnie puściła. Rozmasowałam sobie dłonią kark.
-To nie była jego wina. - wydusiłam i upiłam kilka łyków soku dyniowego.
-A ty już zaraz co ja zrobiłem. - burknął Weasley obrażony.
-Przecież o ciebie, synku, też się martwiłam. - powiedziała Molly i przytuliła Freda.
-Ta. Akurat. - burknął rudy. Próbowałam powstrzymać się od śmiechu. No, ale nie wszystko się udaje, więc wybuchłam śmiechem na pół Wielkiej Sali. Molly spojrzała na mnie, a Weasley zmierzył mnie morderczym spojrzeniem.
-Też cię kocham skarbie. - wydusiłam między salwami śmiechu i wystawiłam rudzielcowi język. Molly uśmiechnęła się i poszła do stolika dla nauczycieli. Położyłam głowę na ramieniu rudego.
-Jak mogłaś ? - spytał z udawanym oburzeniem. Spojrzałam mu w oczy, po czym delikatnie pocałowałam. Odsunęłam się i przejechałam dłonią przez środek włosów. - Może być. - mruknął i spojrzał na mnie jak fachowiec. Przewróciłam teatralnie oczami.
-Mam jeszcze jedną butelkę Ognistej w bagażu. - szepnęłam mu na ucho i odwróciłam wzrok ku tostom. Złapałam jeszcze dwa i natychmiastowo wpakowałam je do gęby. Szybko wstałam i ruszyłam do dormitorium. Powiedziałam hasło i weszłam do przytulnego pomieszczenia. Usłyszałam za sobą kroki, po czym poczułam silne dłonie Freda powoli zjeżdżające w dół mojej talii. Zatrzymał ręce na biodrach i odwrócił mnie do siebie. Jego usta delikatnie musnęły moje. Odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy. - Przepraszam za wszystko co powiedziałam. Przepraszam za wszystko co zrobiłam. Przepraszam za wszystko co cię skrzywdziło. - wyszeptałam lekko zażenowana i pocałowałam go w usta. On jakoś nie przejął się tym.
-To gdzie ta Ognista ? - spytał Weasley całując mnie w czoło. Wskazałam dłonią na dormitorium, a ten wziął mnie na ręce i tam zatargał. - Przyzwyczajaj się. - dopowiedział i przeprowadził mnie przez próg.
-Czy ty coś insynuujesz ?! - spytałam rozbawiona i zeszłam z jego ramion. Wyciągnęłam dość sporą butelkę i dwie szklanki, do których rozlałam bursztynowego płynu.
-Jeszcze nie. - odparł uradowany i wypił swój napój. I tak się zaczęło.
*4 szklaneczki później*
Siedziałam na kolanach Weasley'a i bawiłam się jego włosami. On już po drugiej nie miał koszulki, więc był delikatnie zjarany.
-Muszę ci coś powiedzieć. - mruknęłam posępnie i spojrzałam mu w oczy. - Kiedyś... Na jednej z wypraw z ciocią Bellatriks i Rudolfem... No wiesz, miałam wtedy 6 lat, więc niewiele ogarniałam. Ona kazała mi zabić mugola. Dała mi swoją różdżkę i wskazała na młodego chłopaka. Machnęłam różdżką i już nie żył. Ja ?! 6-letnia dziewczynka ?! Zabiłam mugola... - dodałam i wstałam. Fred pociągnął mnie za koszulkę i znów napierał na mnie swoim ciałem.
-Takiego wyznania się nie spodziewałem, ale żyjemy teraz, a nie kiedyś. Jesteśmy razem teraz, a nie kiedyś. Naprawdę nie obchodzi mnie to co było przede mną. - powiedział Weasley, a ja się uśmiechnęłam.
-Mam najlepszego chłopaka pod słońcem. - wyszeptałam i wpiłam się w jego słodkie usta.
~Pamiętacie może Diannę ?! Wiecie... Mam na nią pewien plan, więc teraz siedzi obok Niny na łożu w pokoju Ślizgonki. *perspektywa Niny*~
Przede mną leżał jakiś pies zwijający i skomlący z bólu. Dianna położyła dłoń na mojej wyciągniętej ręce i powoli opuściła moją różdżkę.
-Świetnie sobie radzisz. - pochwaliła mnie czarnowłosa i uśmiechnęła się pogodnie. - Przygotuj się do zaklęcia Imperio, a ja zaraz wrócę. - dopowiedziała i wyszła. Wzięłam księgę i spojrzałam na dosyć skomplikowany ruch dłonią. Machnęłam na to ręką i przez przypadek zrzuciłam torbę Dianny. Wysypały się z niej małe buteleczki, kilka drewnianych badyli i z 5 książek. Jedna butelka była podpisana.
-C. B. - przeczytałam inicjały starannie wykaligrafowane na etykietce. A co mi szkodzi. Odkorkowałam ją i wypiłam pół zawartości. Zaczęłam się zmieniać. Włosy stały się ciemne i krótsze. Nogi się wydłużyły, a ramiona większe. Podeszłam do lustra i zobaczyłam Carmen. - O żesz cię. - skomentowałam tylko i dotknęłam swoich policzków. Z lustra łypały na mnie piwne gałce.
-Ni... Car-Carmen ?! - spytała przerażona Dianna, która właśnie weszła do pokoju.
-Nina. - wyjaśniłam cichym tonem.
-To... To nic nie znaczy. Wiesz... Nie mów nikomu ! - warknęła jąkając się Diann.
-Ale o co chodzi ? - spytałam nic z tego nie rozumiejąc.
-Wiesz... Kiedyś Carmen została jakby porwana, a ja byłam wysłana przez twojego brata w pewnym sensie na zwiady... W ciele Black. - wyjaśniła po krótce i usiadła na moim łóżku. Nadal nic z tego nie rozumiałam. Może zrozumiem. Na pewno... W swoim czasie...
~Po części dodałam to, bo KTOŚ się rzucał kim była ta podstawiona Carm, a po części dlatego, że jakoś mnie naszło. Teraz przejdźmy do Black. *perspektywa Carmen*~
Fred zasnął. Był cudowny. Tylko dziwi mnie brak Scotta i na śniadaniu, i w pokoju. Wstałam i przykryłam wpół nagiego Weasley'a. Sama wciągnęłam sweter z wielkim F przez głowę. Zeszłam powoli na dół. W fotelu spał Lee. Podeszłam do niego i szturchnęłam mocno.
-Jordan, skarbie, gdzie jest Scottie ?! - spytałam z uśmiechem. On tylko coś mruknął o Skrzydle Szpitalnym i znów zasnął. Wytrzeszczyłam na niego oczy i pobiegłam do wskazanego pomieszczenia. Przy łóżku siedział mój przyjaciel, a na nim Tatia. Farro nie wyglądał za dobrze. Usiadłam obok niego.
-Carmi. - wyszeptał, gdy mnie ujrzał. Oczy miał podkrążone i lekko przekrwawione. Widać, że bardzo lubi Salvador.
-Kochanie, musimy iść do dormitorium. W sumie to ty musisz odpocząć. - zaoponowałam chwytając go za dłoń.
-Nie. Nie. Nie. - zaczął majaczyć pod nosem. - Pysiu proszę cię. - dodał, a ja się nachmurzyłam. Nienawidziłam tego zwrotu.
-Wstawaj niedorobieńcu. - burknęłam na niego i podniosłam go za ramię. On nadal się rzucał. Westchnęłam głęboko. - To chociaż tu się prześpij. - zaproponowałam z litością. Scottie cmoknął mnie w policzek i położył się wpół nieżywy do łóżka szpitalnego. Przykryłam go kocem i spojrzałam na Tatię. - Ty to masz szczęście kochana. - wyszeptałam i poprawiłam jej poduszkę pod głową. Wyszłam szybko z Skrzydła i udałam się do Rose. Przełaziłam przez kilka dość ładnie wyglądających korytarzy. Na niektórych były ślady śniegu naniesionego przez uczniów. To tak nagle spadło... Wpadłam na Pansy Parkinson.
-O witaj... - powiedziała z wrodzoną zgryźliwością. Uśmiechnęłam się do niej przemiło.
-Cześć. - odparłam radosna. - Co tam u Draco... Ahh. Przepraszam. Kuzynek cię rzucił. Nie. Czekaj. Wróć. Nigdy nie był tobą zainteresowany. - dodałam ucieszona, że wreszcie wyznałam jej całą prawdę. Na policzkach Parkinson ujrzałam łzy.
-Wiem, że nigdy mnie nie kochał. - zaszlochała mopsica. Spojrzałam na nią zdezorientowana. Poklepałam ją dwa razy po plecach.
-Prze-przestań. - powiedziałam niepewna swoich słów. Ta zaczęła głośniej płakać. - Pansy, do cholery, ogarnij dupę. - krzyknęłam na nią, ale bez skutku. Nadal lała słone łzy z oczu.
-Nie wiesz jak się teraz czuję. - wrzasnęła na mnie, a ja się delikatnie odsunęłam.
-Wiem. Jak odrzucona, niechciana i samotna. - powiedziałam z uśmiechem, niby pokrzepiającym, niby kpiącym. Parkinson spojrzała na mnie.
-Przecież... Ale... Skąd ty ?! Gryffonka ?! - dukała nie ogarniając.
-Byłam krzywdzona więcej razy, niż ci się wydaje. A jeszcze więcej osób zostało przeze mnie skrzywdzonych. Może nieumyślnie, może pod pretekstem zemsty. Nie wiem. Po prostu czasem trzeba zebrać się w sobie, nawet gdy życie podkłada ci kłody pod nogi. Jak upadniesz to trzeba wstać i walczyć. Nie wolno również lecieć po łebkach, bo kogoś zranisz. Wyjdzie w sumie na to samo. Uważaj na siebie i nie daj się podpuszczać. - wygłosiłam swój monolog, który zarazem bawił i uczył. Ślizgonka wpatrywała się we mnie z otwartą buzią. - Zamknij gębę, bo ci mucha wleci. - dodałam i ruszyłam do Krukonów. Stanęłam przed wrotami.
-Czym jestem. Wydobywasz mnie z żołądka kozy. - powiedziała kołatka.
-Bezoar. - odparłam z uśmiechem i otworzyłam drzwi. Na fotelu siedziała ruda kreatura. Mojego potwora nie widać było.
-Hej. - mruknął uroczo George. Rozłożyłam się na kanapie.
-Ile już czekasz ? - spytałam ze śmiechem. On spojrzał na zegarek.
-Nie wiele. - wyjaśnił szczerząc się. Ze schodów zeszła moja przyjaciółka ubrana w czarne spodnie, zielone trampki i zieloną, grubą bluzę.
-Carmi. - powiedziała i przytuliła mnie. - No... Czego chcesz ?! - spytała, aż nazbyt "uprzejmie".
-Przylazłam tu, bo u was w pokoju śpi narąbany Fred, więc... Ale jak mnie nie chcecie. - zaśmiałam się, a ta nawet nie raczyła zaprzeczać. Rosie pomachała mi tylko słodko ręką.
-Do później zmoro. - dodała na odchodnym, a ja przewróciłam teatralnie oczami. Szybko wyszłam z pokoju i ruszyłam do Weasleya. Chce nachlańca wyciągnąć na śnieg. Albo przynajmniej na miły spacerek. Pochasałam uradowana do Wieży Gryffońskiej. Nigdzie mnie nie chcą, więc ja też nie będę się na siłę wpierniczać. Otworzyłam wrota i pobiegłam szybko na górę. Rudzielec nadal spał. Podeszłam do niego i położyłam się przy nim.
-Kochanie. - wyszeptałam mu cichutko na ucho. On się poruszył i otworzył jedno oko. - Idziemy na błonia. - stwierdziłam i zepchnęłam chłopaka z łóżka. Ten złapał się za głowę i roztrzepał rude włosy.
-Po co ?! - mruknął ziewając. Wstał i nałożył koszulkę oraz jakiś sweterek.
-Na spacer. - zaoponowałam i wyciągnęłam moją ulubioną czerwoną kurtkę. Założyłam do tego Gryffoński szalik i czarne adidasy. Fred był jeszcze lekko zjarany. Pomogłam mu z kurtką i wyleźliśmy z Wieży.
-Jesteś cudowna, wiesz ?! - spytał Weasley z uśmiechem, a ja złapałam go za dłoń.
-Idiota. - burknęłam zabawnym tonem i poczułam chrzęst śniegu pod podeszwami butów. Niby śniegu nie lubię, ale jaka radocha, gdy można się porzucać. - Ostrzegam, że nie chcę być zasmarkana później. - dopowiedziałam, a Fred chyba zrozumiał.
-Myślałaś kiedyś co będzie, gdy wybuchnie jakaś wojna ?! - spytał ni z gruchy, ni z pietruchy. Przystanęłam i spojrzałam mu w oczy. Były szczelnie przykryte jedną warstwą rudych włosów i do tego doprawione dzierganą czapką.
-Wiesz... Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale jeśli już miałabym to rozpatrywać to nie uciekłabym. - odparłam zgodnie z prawdą. Weasley objął mnie ramieniem.
-Pomyśl. My dwoje przeciwko Śmierciożercom... - urwał, a ja się zatrzymałam. Chryste. Tego nie przemyślałam.
-Teraz wyobraź sobie, że połowa moich krewnych jest poplecznikami. - mruknęłam i pacnęłam się w czoło.
-Z-za jaką stroną byś się opowiedziała ? - spytał chłopak, a ja wzruszyłam ramionami.
-Chyba za dobrem. - odparłam po chwilowym zawieszeniu. - Tak mi się wydaje. - szepnęłam i ruszyliśmy dalej. - A ty co byś zrobił w mojej sytuacji ? - dopowiedziałam patrząc mu w oczy.
-Ja... - urwał, bo zobaczył mężczyznę, który biegł ku nam.
-Carmi. - usłyszałam tylko i po chwili już wirowałam w jego ramionach.
_________________________________________________________
Jest i kolejny rozdział. Przepraszam, że tak długo i przepraszam za rozdział, bo wcisnęłam tu co się tylko dało. :3 Kocham was i dziękuję za prawie 7,7 tysiąca wyświetleń. Jesteście cudowni. :**
Przede mną leżał jakiś pies zwijający i skomlący z bólu. Dianna położyła dłoń na mojej wyciągniętej ręce i powoli opuściła moją różdżkę.
-Świetnie sobie radzisz. - pochwaliła mnie czarnowłosa i uśmiechnęła się pogodnie. - Przygotuj się do zaklęcia Imperio, a ja zaraz wrócę. - dopowiedziała i wyszła. Wzięłam księgę i spojrzałam na dosyć skomplikowany ruch dłonią. Machnęłam na to ręką i przez przypadek zrzuciłam torbę Dianny. Wysypały się z niej małe buteleczki, kilka drewnianych badyli i z 5 książek. Jedna butelka była podpisana.
-C. B. - przeczytałam inicjały starannie wykaligrafowane na etykietce. A co mi szkodzi. Odkorkowałam ją i wypiłam pół zawartości. Zaczęłam się zmieniać. Włosy stały się ciemne i krótsze. Nogi się wydłużyły, a ramiona większe. Podeszłam do lustra i zobaczyłam Carmen. - O żesz cię. - skomentowałam tylko i dotknęłam swoich policzków. Z lustra łypały na mnie piwne gałce.
-Ni... Car-Carmen ?! - spytała przerażona Dianna, która właśnie weszła do pokoju.
-Nina. - wyjaśniłam cichym tonem.
-To... To nic nie znaczy. Wiesz... Nie mów nikomu ! - warknęła jąkając się Diann.
-Ale o co chodzi ? - spytałam nic z tego nie rozumiejąc.
-Wiesz... Kiedyś Carmen została jakby porwana, a ja byłam wysłana przez twojego brata w pewnym sensie na zwiady... W ciele Black. - wyjaśniła po krótce i usiadła na moim łóżku. Nadal nic z tego nie rozumiałam. Może zrozumiem. Na pewno... W swoim czasie...
~Po części dodałam to, bo KTOŚ się rzucał kim była ta podstawiona Carm, a po części dlatego, że jakoś mnie naszło. Teraz przejdźmy do Black. *perspektywa Carmen*~
Fred zasnął. Był cudowny. Tylko dziwi mnie brak Scotta i na śniadaniu, i w pokoju. Wstałam i przykryłam wpół nagiego Weasley'a. Sama wciągnęłam sweter z wielkim F przez głowę. Zeszłam powoli na dół. W fotelu spał Lee. Podeszłam do niego i szturchnęłam mocno.
-Jordan, skarbie, gdzie jest Scottie ?! - spytałam z uśmiechem. On tylko coś mruknął o Skrzydle Szpitalnym i znów zasnął. Wytrzeszczyłam na niego oczy i pobiegłam do wskazanego pomieszczenia. Przy łóżku siedział mój przyjaciel, a na nim Tatia. Farro nie wyglądał za dobrze. Usiadłam obok niego.
-Carmi. - wyszeptał, gdy mnie ujrzał. Oczy miał podkrążone i lekko przekrwawione. Widać, że bardzo lubi Salvador.
-Kochanie, musimy iść do dormitorium. W sumie to ty musisz odpocząć. - zaoponowałam chwytając go za dłoń.
-Nie. Nie. Nie. - zaczął majaczyć pod nosem. - Pysiu proszę cię. - dodał, a ja się nachmurzyłam. Nienawidziłam tego zwrotu.
-Wstawaj niedorobieńcu. - burknęłam na niego i podniosłam go za ramię. On nadal się rzucał. Westchnęłam głęboko. - To chociaż tu się prześpij. - zaproponowałam z litością. Scottie cmoknął mnie w policzek i położył się wpół nieżywy do łóżka szpitalnego. Przykryłam go kocem i spojrzałam na Tatię. - Ty to masz szczęście kochana. - wyszeptałam i poprawiłam jej poduszkę pod głową. Wyszłam szybko z Skrzydła i udałam się do Rose. Przełaziłam przez kilka dość ładnie wyglądających korytarzy. Na niektórych były ślady śniegu naniesionego przez uczniów. To tak nagle spadło... Wpadłam na Pansy Parkinson.
-O witaj... - powiedziała z wrodzoną zgryźliwością. Uśmiechnęłam się do niej przemiło.
-Cześć. - odparłam radosna. - Co tam u Draco... Ahh. Przepraszam. Kuzynek cię rzucił. Nie. Czekaj. Wróć. Nigdy nie był tobą zainteresowany. - dodałam ucieszona, że wreszcie wyznałam jej całą prawdę. Na policzkach Parkinson ujrzałam łzy.
-Wiem, że nigdy mnie nie kochał. - zaszlochała mopsica. Spojrzałam na nią zdezorientowana. Poklepałam ją dwa razy po plecach.
-Prze-przestań. - powiedziałam niepewna swoich słów. Ta zaczęła głośniej płakać. - Pansy, do cholery, ogarnij dupę. - krzyknęłam na nią, ale bez skutku. Nadal lała słone łzy z oczu.
-Nie wiesz jak się teraz czuję. - wrzasnęła na mnie, a ja się delikatnie odsunęłam.
-Wiem. Jak odrzucona, niechciana i samotna. - powiedziałam z uśmiechem, niby pokrzepiającym, niby kpiącym. Parkinson spojrzała na mnie.
-Przecież... Ale... Skąd ty ?! Gryffonka ?! - dukała nie ogarniając.
-Byłam krzywdzona więcej razy, niż ci się wydaje. A jeszcze więcej osób zostało przeze mnie skrzywdzonych. Może nieumyślnie, może pod pretekstem zemsty. Nie wiem. Po prostu czasem trzeba zebrać się w sobie, nawet gdy życie podkłada ci kłody pod nogi. Jak upadniesz to trzeba wstać i walczyć. Nie wolno również lecieć po łebkach, bo kogoś zranisz. Wyjdzie w sumie na to samo. Uważaj na siebie i nie daj się podpuszczać. - wygłosiłam swój monolog, który zarazem bawił i uczył. Ślizgonka wpatrywała się we mnie z otwartą buzią. - Zamknij gębę, bo ci mucha wleci. - dodałam i ruszyłam do Krukonów. Stanęłam przed wrotami.
-Czym jestem. Wydobywasz mnie z żołądka kozy. - powiedziała kołatka.
-Bezoar. - odparłam z uśmiechem i otworzyłam drzwi. Na fotelu siedziała ruda kreatura. Mojego potwora nie widać było.
-Hej. - mruknął uroczo George. Rozłożyłam się na kanapie.
-Ile już czekasz ? - spytałam ze śmiechem. On spojrzał na zegarek.
-Nie wiele. - wyjaśnił szczerząc się. Ze schodów zeszła moja przyjaciółka ubrana w czarne spodnie, zielone trampki i zieloną, grubą bluzę.
-Carmi. - powiedziała i przytuliła mnie. - No... Czego chcesz ?! - spytała, aż nazbyt "uprzejmie".
-Przylazłam tu, bo u was w pokoju śpi narąbany Fred, więc... Ale jak mnie nie chcecie. - zaśmiałam się, a ta nawet nie raczyła zaprzeczać. Rosie pomachała mi tylko słodko ręką.
-Do później zmoro. - dodała na odchodnym, a ja przewróciłam teatralnie oczami. Szybko wyszłam z pokoju i ruszyłam do Weasleya. Chce nachlańca wyciągnąć na śnieg. Albo przynajmniej na miły spacerek. Pochasałam uradowana do Wieży Gryffońskiej. Nigdzie mnie nie chcą, więc ja też nie będę się na siłę wpierniczać. Otworzyłam wrota i pobiegłam szybko na górę. Rudzielec nadal spał. Podeszłam do niego i położyłam się przy nim.
-Kochanie. - wyszeptałam mu cichutko na ucho. On się poruszył i otworzył jedno oko. - Idziemy na błonia. - stwierdziłam i zepchnęłam chłopaka z łóżka. Ten złapał się za głowę i roztrzepał rude włosy.
-Po co ?! - mruknął ziewając. Wstał i nałożył koszulkę oraz jakiś sweterek.
-Na spacer. - zaoponowałam i wyciągnęłam moją ulubioną czerwoną kurtkę. Założyłam do tego Gryffoński szalik i czarne adidasy. Fred był jeszcze lekko zjarany. Pomogłam mu z kurtką i wyleźliśmy z Wieży.
-Jesteś cudowna, wiesz ?! - spytał Weasley z uśmiechem, a ja złapałam go za dłoń.
-Idiota. - burknęłam zabawnym tonem i poczułam chrzęst śniegu pod podeszwami butów. Niby śniegu nie lubię, ale jaka radocha, gdy można się porzucać. - Ostrzegam, że nie chcę być zasmarkana później. - dopowiedziałam, a Fred chyba zrozumiał.
-Myślałaś kiedyś co będzie, gdy wybuchnie jakaś wojna ?! - spytał ni z gruchy, ni z pietruchy. Przystanęłam i spojrzałam mu w oczy. Były szczelnie przykryte jedną warstwą rudych włosów i do tego doprawione dzierganą czapką.
-Wiesz... Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale jeśli już miałabym to rozpatrywać to nie uciekłabym. - odparłam zgodnie z prawdą. Weasley objął mnie ramieniem.
-Pomyśl. My dwoje przeciwko Śmierciożercom... - urwał, a ja się zatrzymałam. Chryste. Tego nie przemyślałam.
-Teraz wyobraź sobie, że połowa moich krewnych jest poplecznikami. - mruknęłam i pacnęłam się w czoło.
-Z-za jaką stroną byś się opowiedziała ? - spytał chłopak, a ja wzruszyłam ramionami.
-Chyba za dobrem. - odparłam po chwilowym zawieszeniu. - Tak mi się wydaje. - szepnęłam i ruszyliśmy dalej. - A ty co byś zrobił w mojej sytuacji ? - dopowiedziałam patrząc mu w oczy.
-Ja... - urwał, bo zobaczył mężczyznę, który biegł ku nam.
-Carmi. - usłyszałam tylko i po chwili już wirowałam w jego ramionach.
_________________________________________________________
Jest i kolejny rozdział. Przepraszam, że tak długo i przepraszam za rozdział, bo wcisnęłam tu co się tylko dało. :3 Kocham was i dziękuję za prawie 7,7 tysiąca wyświetleń. Jesteście cudowni. :**
Aww jakie to świetne uczucie znowu odzyskać przyjemność z czytania. Czytam bo chce nie bo muszę. I to wszystko dzięki kochanej Wik <3 <3 <3 Dawno nie odświeżałam blogów co chwila, aby spojrzeć czy aby przypadkiem nie ma nowego rozdziału <3. No dobrze a teraz przechodząc...
OdpowiedzUsuńA nie przypadkiem "Jak upadniesz to trzeba wstać i iść dalej" ?? Przynajmniej ja znam taką wersję :D MOLLY ! Ach ta kochana kobieta" ^^.
"A ty już zaraz co ja zrobiłem. - burknął Weasley obrażony." <- love <3
Przy tej scenie sama się ziałam do monitora <3.
hahhah <3 *4 szklaneczki później* uwielbiam <3 <3. Ach to wyznanie so romantic (y) "Mam najlepszego chłopaka pod słońcem." <- nie bo ja xD. HAhahaha ciekawe kim jest ten KTOŚ :D Ale to wcześniej :3 tera to tak trochu zapomniany wątek ;D. "niedorobieńcu" jest takie słowo ? A po jaką cholere do mnie ?? xD "Poklepałam ją dwa razy po plecach." <- wiesz o co cho... "do cholery, ogarnij dupę." <- ciekawe kto tak mówi ^^.
"Zamknij gębę, bo ci mucha wleci." <- ale lecisz dzisiaj tekstami xD. " spytała, aż nazbyt "uprzejmie"." <- love U too :D.
"-Przylazłam tu, bo u was w pokoju śpi narąbany Fred, więc... Ale jak mnie nie chcecie. - zaśmiałam się, a ta nawet nie raczyła zaprzeczać. Rosie pomachała mi tylko słodko ręką.
-Do później zmoro" <- Ach ta ja <3.
Nie ma to jak wycieczka na błonia ^^. Hym mężczyzna no to może któryś z braci ? Skoro mężczyzna nie chłopak to nie uczeń xD.
Buziaki, kocham, ponaglam i pisz szybciej pierdoło <3.
Komentarze Klaudii mnie rozwalają.
OdpowiedzUsuńSą przerażająco długie.
I takie... hm... 'treściwe'.
Ale nie jestem tu po to, by o komentarzach Klaudii mówić.
Jaki przeuroczy rozdział.
Za mało Scotta! =C
Freddie *.*
Suodziak.
Jakiż mężczyzna, hę?
Ach te twoje zwroty w dialogach i nie tylko.
Moment z panią Weasley.
Wspaniały.
Pozdrawiam, kocham, ściskam.
Mnóstwa weny,
Loony.
p.s.
Czekam na więcej!
Taa... dziękuje ?
Usuń'treściwe' ? <- tu miałaś na myśli dużo o niczym ?? (co ja się będę jak coś to przekażę osobiście Pat )xD taak, że tę.. mój talent ^^.
Ten według ciebie jest przerażająco długi ? xD Ach jakbyś zobaczyła komentarze na niektórych blogach to by Ci szczęka opadła ^^. Umiem się rozpisać, ale zwykle nie daje, aż tylu cytatów. No ale o 1 w nocy nie chce mi się <3.
A co do tego kto to za mężczyzna heh, a ja nawet wiem kto to ^^.
Ale wszyscy piszą dłuuugie te komentarze ;D
OdpowiedzUsuńJa niestety nie mam takiej "weny komentarzowej" by się rozpisywać.
No ale trzeba ocenić twój rozdział.
Napiszę krótko.
Był super ;D
Trochę się pogubiłam w pewnych momentach, ale to już moja wina, że tak szybko czytałam ;p
Fred oczywiście cud, miód i malina ;**
Do niego dopisuję jeszcze Carmen ;)
Pani Weasley. Moja wymarzona ciocia ;D
Upity Freddy *.*
Kolejny nieznajomy...
Zapowiada się ciekawie ;)
Czekam na next .!
PS U mnie NN. Zapraszam .!
Uuuu... Fred... George OvO
OdpowiedzUsuńI love it!!!
Super rozdział;)
Molly rządzi;)haha
Starszne długi komentarze^
I
Ale spoko;)
Kurde, no a ja już byłam przygotowana na dramatyczne wejście, a tu pani Weasley wchodzi z tym swoim "Co znowu Fredowi strzeliło do tej głowy ?" ;D
OdpowiedzUsuńNo, ale to cała pani Weasley <3
Och i jakie wyznania *.* Ubóstwiam <3
I te szklaneczki Ognistej !
Freddie odlatuje, och...
Zaraz, czekaj ! Co ?! Jako sześciolatka zabiła mugola ?! ;o
Co z tą Dianą ! Co z nią ! Jak możesz być tak okrutna i nie powiedzieć ?!
Szczera rozmowa z Pansy. Świetne <3
"Jak odrzucona, niechciana, samotna" takie tam zwierzanie się mopsicy.
I to "ogarnij dupę !" szczera do bólu Carmi ;d
Słodkie budzenia Freda. No, no, no. Ależ się Blackówna wczuła ;>
Rose i George <3
"Do później zmoro" -> ta to też jest szczera do bólu.
Ale ja nic nie mówię, siedzę cicho ;D
I ten wybór pomiędzy dobrem, a złem. Och Freddie, chyba nie wystawisz swojej rodziny i nie przejdziesz na ciemną stronę ? ;o
A zresztą rób co chcesz, byleby było jak najwięcej wątków z tobą <3
Carmen, jestem ciekawa co ona by wybrała ?
Ciemna strona ? Czy może takie tam świat w kolorach tęczy ;D
Coś mi dzisiaj odwala.
I na koniec, kto to ?! Kto ?!
Jaki cholera mężczyzna ! I serio ?! Czy wy zawsze musicie kończyć w takich momentach?!
Ja już mam parę sugestii, ale znając życie, to nie będzie to, więc się nie odzywam ;3
Czekam na kolejną notkę, z niecierpliwością *__*
Pozdrawiam
~Hermionija.<3
Ale nie można się zjarać alkoholem...
OdpowiedzUsuńTo je magia... Tu WSZYSTKO jest możliwe.
Usuń