sobota, 27 kwietnia 2013

47. " Wszystko odkładamy na jutro, a ono nigdy nie przychodzi. "

Otworzyłam oczy. Stałam w jakimś czarnym pomieszczeniu. O dziwo obok mnie był Barty. Poruszyłam dłonią, ale nie za wiele to dało, bo byłam przyczepiona łańcuchami do ściany. Crouch spojrzał na mnie i zaprzeczył głową. Chciał mi powiedzieć, bym się nie rzucała, bo będzie jeszcze gorzej. Do pokoju ktoś wlazł. Nie widziałam twarzy, bo była zakryta maską i kapturem.
-Witajcie. - zagrzmiał głos zza maski. Po chwili zaczęłam zwijać się z bólu. Mocny Cruciatus. Osoba nie mogła być jakimś tam początkującym. To był zawodowiec. Zamknęłam oczy i czekałam, aż ból ze mnie zejdzie. No i wreszcie ustał. Teraz zakapturzona postać wcelowała różdżkę w Barty'ego i wypowiedziała formułkę. Teraz Crouch wił się w męczarniach na ścianie. Z gardła mężczyzny wydobył sie złowieszczy śmiech i wyszedł z pomieszczenia.
-Dlaczego ? - spytałam ostatkiem sił. Barty spojrzał mi w oczy. Były całkowicie pozbawione blasku.
-Nie wiem, ale przepraszam za wszystko. - wyszeptał ledwo dosłyszalnie. Z moich oczu pociekło kilka łez.
-Kocham cię. - szepnęłam zanim tamten odwrócił głowę w stronę okna. Oczy Barty'ego zaświeciły delikatnymi iskierkami. - Ale jako przyjaciela. - dopowiedziałam i zamknęłam oczy. Nie wiem ile tak trwaliśmy. Rozmów nie było. Żadne z nas nie widziało takiej potrzeby. Oni przychodzili, rzucali Crucio lub dla odmiany Sectumsempra, wychodzili, wracali na chwilę ze starą bułką i kubkiem wody, odpinali nasze zmarnowane ciała ze ścian i pozwalali zjeść. Niektórzy chcieli mnie wykorzystać, ale zawsze w mojej obronie stawał Barty. Wreszcie wychodzili przypinając nas do ściany, po czym zasypialiśmy. Ten proces powtarzał się regularnie. Nie wiem ile minęło czasu od mojego pobytu w Hogwarcie. Sekundy, minuty, godziny, dni... To wszystko dłużyło się niemiłosiernie...
~Dla sprostowania minęły ponad dwa tygodnie. Tego dnia w Hogwarcie obchodzą Mikołajki. *perspektywa Freda*~
Otworzyłem oczy i westchnąłem głęboko. Wstałem z łóżka i polazłem do łazienki, po czym spojrzałem w lustro.Ten sam chłopak co wczoraj. Zmarnowane nie wiadomo co. Oczy podkrążone i prawie sine od wielu dni. Usta suche i popękane. Włosy straciły swój blask przez zaprzestanie mycia ich. To nie był Fred Weasley, to był wrak Freda Weasley'a po stracie Carmen. Zaczęło się śniadanie. Szybko nałożyłem na siebie jakieś powycierane spodnie i czerwoną koszulkę. Zarzuciłem szatę i wylazłem wraz z książkami z dormitorium. Bez pośpiechu ruszyłem ku Wielkiej Sali. Tam wszyscy patrzyli się na mnie i szeptali. Usiadłem obok Scotta.
-Wszystko będzie dobrze. Carmen to silna dziewczyna. - powiedział Farro i poklepał mnie po plecach.
-Dopóki jej nie ma nic nie jest dobrze. - warknąłem na niego i zmierzyłem go nienawistnym wzrokiem.
-Stary... Chciałem ci życzyć dużo prezentów, ale widzę, że ty ich nie chcesz... - urwał i odszedł. Walnąłem głową o stół. Kolejna osoba mnie nienawidzi. Jestem idiotą. Wstałem zabierając ze sobą dwa tosty i ruszyłem na Wieżę Astronomiczną. Czasem myślałem czy by się z niej nie rzucić, ale nadal miałem iskierkę nadziei. A przynajmniej tak sobie wmawiałem. Na Wieży stała Rose oparta o niski murek. Dziewczyna była smutna. Podszedłem do niej.
-Jak tam ? - spytałem i spojrzałem na słońce.
-Do dupy. - szepnęła Rose, a ja spojrzałem na nią.
-Najlepszego z okazji Mikołajek. - mruknąłem, a ta przytuliła mnie mocno. Pogłaskałem Martin po plecach. -Ja też za nią tęsknię. - szepnąłem i wciągnąłem mocno powietrze.
-Bracia się o nią martwią. Rudolf nawet próbował targnąć się na swoje życie. - powiedziała i odsunęła się ode mnie. Moje oczy były wielkie jak dwa Galeony.
-C-co ?! - wyjęczałem zdziwiony.
-Chciał się zabić. - odparła Rosie i odeszła. Osunąłem się w dół po murku. Ten świat był niesprawiedliwy. Jutro jej poszukam. Muszę ją znaleźć. Wszystko odkładamy na jutro, a ono nigdy nie przychodzi. Siedziałem tam spory czas rozmyślając nad tym gdzie może być Carmen. To od początku nie dawało mi spać po nocach. Wreszcie wstałem i ruszyłem w dół po schodach Wieży Astronomicznej. Po drodze wpadłem na Phobe.
-Ohh. Widzę, że mój chłopak ma doła. - zaśmiała się dziewczyna. Prychnąłem i usiłowałem odejść.
-Zostaw mnie w spokoju. Moja prawdziwa dziewczyna zaginęła. - warknąłem i już miałem odejść.
-Czekaj. - powiedziała i wręczyła mi małe pudełeczko. - Przepraszam za wszystkie kłopoty. - dodała odchodząc. Otworzyłem małą szkatułkę i ujrzałem jakiś woreczek.
-Najskrytsze marzenia materializuje szybciej, niż Lustro Ain Eingarp. - przeczytałem nazwę. Cóż co mi szkodzi. Otworzyłem woreczek i wysypałem jedną tabletkę. Szybko łyknąłem i usiadłem w kącie. Przed oczami ujrzałem tęczę, a potem Carmen. Stała przede mną jakby była żywą wersją. Piwnooka zbliżała się do mnie. Jej usta ruszały się pod wpływem wypowiadanych słów.
-Kocham cię. - szeptała, a ja musnąłem delikatnie jej usta. Po chwili ona przywarła do mnie mocno. Jej dłoń dotykała moich włosów. Ona odsunęła się ode mnie. - Czemu jesteś smutny ? - spytała dotykając mojego mostka.
-Bo nie wiem gdzie jesteś. - odparłem zasmucony.
-Jestem obok ciebie. - odparła zdziwiona. Ja zaprzeczyłem ruchem głowy. - Fred. Fred. Weasley do cholery wstawaj. - krzyczała, a ja otwarłem oczy. To był mój młodszy brat.
-Ron czego chcesz ? - warknąłem na młodego.
-Jest cisza nocna, a ciebie nie było w łóżku. Zaczęli cię szukać tępaku. - odparł zdenerwowany rudzielec. Wstałem i ruszyłem do pokoju wspólnego. Szybko przelazłem przez obraz i ległem na ulubionym fotelu Carmen. Kominek był rozpalony, więc szybko zasnąłem. Obudziła mnie Angelina. Co dziwne pobudka odbyła się poprzez pocałunek w policzek. To było dziwne, ale wstałem. Ruszyłem na górę pędem przebierając się w czarne jeansy, nowy sweter znaleziony w pakunku leżącym na moim łóżku i czarne trampki. Włosy rozczesałem palcami i łapiąc plecak z książkami skierowałem swe kroki ku Wiekiej Sali. To dziwne poczucie szczęścia wypełniało mnie od środka. Nie wien czemu, ale tak było. Usiadłem obok brata.
-Jesteś dziwnie radosny. - stwierdził, a ja tylko wzruszyłem ramionami. Zabrałem się za tosty z dżemem truskawkowym. Dzisiaj po zajęciach jest trening Quidditcha. Czas minął szybko i wstałem na zajęcia. Pierwsze były eliksiry. Nie cierpię tej lekcji. Usiadłem przy kociołku.
-Dziś uważycie Veritaserum. - powiedział nietoperz i napisał potrzebne składniki na tablicy. Usiadłem z George'm. Nie szło nam w sumie najgorzej, ale zamiast złocistej poświaty na koniec pojawiła się czarna breja. Nabrałem trochę niby eliksiru do pudełeczka po fasolkach. Może się przydać. George uśmiechnął się do mnie z aprobatą.
-Panie profesorze skończyłam. - powiedziała szczerząc się Alicja Spinnet. Była prymuską z eliksirów. Głównie za to jej nie lubiano. Zaśmiałem się bezgłośnie z miny przerażonego Snape'a po oglądnięciu zawartości jej kociołka.
-Panno Spinnet właśnie odebrała pani Gryffonom 10 punktów dla domu. - zawrzał tłustowłosy i odszedł.
-Obstawiasz, że ile my stracimy za to coś ? - spytałem pokazując na kociołek.
-Przynajmniej 20. - odparł ucieszony bliźniak. Zajęcia dobiegły końca, więc zaraz po eliksirach szybko minęły transmutacja, OPCM, opieka nad magicznymi stworzeniami i dwa zielarstwa. Teraz szedłem niby to smutny, niby uśmiechnięty do pokoju wspólnego. Rzuciłem książki i pomaszerowałem na boisko. Wlazłem do szatni i otworzyłem szafkę. Wypadł z niej liścik.
-Musisz mi pomóc. Barty. - odczytałem treść i odwróciłem. - Jestem na skraju Zakazanego Lasu. Przynieś różdżkę. Natychmiast. - dodałem czytając naskrobane hieroglify. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem na błonia.
-Weasley, gdzie idziesz ? - spytał zły Krum.
-Wrócę za chwilę. - odkrzyknąłem do niego i przejechałem dłonią po włosach. Dziś nie wyglądałem najgorzej. Kominek dobrze robi na sen. Na skraju lasu zauważyłem dwie majaczące postacie. Podbiegłem tam.
-Ona zaraz umrze. - krzyknął rozpaczliwie Crouch. Spojrzałem na dziewczynę i upadłem na kolana.
-Carmen. - wyszeptałem dotykając jej policzka.
-Koniec czułości. Ona umiera. - tylko tyle słyszałem, bo po chwili już biegłem z nią na rękach do zamku. Nienawidzę wszystkich wzgórków i korzeni. Dobrze, że się nie wypierniczyłem. - Pani Pomfrey. - wołałem raz po raz. Szybko dobiegłem do Skrzydła Szpitalnego. Za mną o wiele wolniej kroczył Barty.
-Młody to nie ma sensu. - krzyczał. Co było najgorsze to to, że nie był pielęgniarki.
-Żyj. Żyj do cholery. - krzyczałem potrząsając nią. - Episkey. - powiedziałem celując w nią różdżką. Kilka kości chrupnęło. - Enervate. Ferula. - dodałem i spojrzałem na dziewczynę. Pierwszy raz po moich policzkach poleciały łzy. Do Skrzydła dolazł Barty.
-Młody. Wszystko będzie dobrze. - szepnął, a ja spojrzałem na niego z nienawiścią. Jak on mógł powiedzieć coś tak bezwartościowego.
-Zawiadom jej braci. Natychmiast. - wrzasnąłem na niego, a ten wyszedł ze Skrzydła. Nie chciałem już nic mówić. Położyłem się obok niej i przywarłem swoim ciałem do jej ciała. Zamknąłem oczy i zasnąłem bardzo szybko. Obudziło mnie chrząkanie. Otworzyłem oko i ujrzałem starszego mężczyznę. Szybko zszedłem z łóżka i zarumieniony usiadłem na sąsiednim łóżku.
-Co z nią ? - odezwał się mężczyzna.
-Nie ma pani Pomfrey, ale zrobiłem wszystko co w mojej mocy. - odparłem opuszczając głowę w dół. _________________________________________________________
Jest rozdział. Może być krótki, bo pisałam go z komórki, więc wybaczcie mi. Dedykuje go Klaudii przrz którą mam zakwasy. Kocham, pozdrawiam i czekam na komentarze i opinie.

8 komentarzy:

  1. Dobra, czy tylko ja jestem na tyle świrnięta, że mimo, że to dramatyczny rozdział, chciało mi się rzygać tęczą ? Boże... Carmen, Carmen. A teraz jestem na skraju załamania nerwowego, przez matematyczkę. A nie mogli się teleportować ? Tu wyznania miłości, tu chcą się zabić, tu dają gajs, tu kurna wielki wybawiciel, tu zasypiają w objęciach. Nie mam ochoty na hiszpańskie telenowele, więc myślałam nad czym, gdzie nie będą się wszyscy kochać. Jakbym teraz miała piać rozdz. to poumierałaby większość. Ty zdajesz sb sprawę, że Bary Crouch Jr. ma gdziesz 35 lat, a Carmelita 15 ? Teraz sobie to uświadomiłam, a ich pocałunek stał się dla mnie coraz bardziej obleśny. Mój komentarz nasączony jadem, może... ale trudno, gdzieś się trzeba wyżyć. Pheope jedyna osoba w tym rozdziale, przez którą się uśmiechnęłam. Zła, wredna, idiotka, taak i jeszcze dała te tabletki. Ach wyimaginowana Carmen, taa... suodko...
    "Niektórzy chcieli mnie wykorzystać, ale zawsze w mojej obronie stawał Barty." <- a co taki Barty może zrobić ?! Sam dostawał Cruciatusem. No cóż bla, bla, bla. Słodki dramat, jakaś nowość. Dzięki za dedykację, kocham, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach i tak zakwasy *w* Rolki, bieganie, spacerek <3 Ten tydzień był nasz :D.

      Usuń
  2. Super, naprawdę fajnie. Ciekawa jestem co będzie dalej. :3

    Zapraszam na 1 rozdział: http://hogwart-moj-drugi-dom.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. słodko. zastanawiam się tylko kto ich porwał. ale sądząc po rozwoju wypadków w naszych "uroczych bzdurach..." to yaxley :D leje z tęczy xD rechotałam się z pół godziny ;) biedny Freddie T^T
    liczyłam na rozwój wypadków Tatia-Scott ale i tak rozdział boski.
    krótko, zwięźle i mniej więcej na temat ;)
    dużo weny psychopato :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny. Naprawdę. Zresztą, dobrze o tym wiesz.
    Fred jest uroczy. *.*
    Ach Barty...
    Biedna Carmi. =CC
    Nie ogarniam Phobe. I tego całego mikołajkowego prezentu... i tej tęczy też.
    Mało mego Scotta. =C <3
    Więcej Scotta! <- Moje motto. xd
    Czekam na więcej.
    Pozdrawiam, życzę weny.
    Kocham,
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Najpierw, to cześć !
    Udało mi się tu powrócić.
    Hura !
    Na krótko, no ale...
    Podsumowując szybciutko, podobnie jak u Klaudii.
    Niezmiennie genialnie piszesz.
    Nie ważne, czy to z telefonu czy kompa. ;D
    Ale i tak dla mnie to długie rozdziały ;p

    Pozdrawiam i całuję ;**
    PS U mnie nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha ;d Cześć, pamiętasz mnie jeszcze ? ;>
    To powróciłam do świata żywych ;D
    Wyznanie Carmen do Barty'ego, szczerze pomyślałam o tym samym co Klaudia.
    Rozdział mimo że taki dramatyczny to przesłodzony. ;3
    Tu Fredzio taki załamany idzie na Wieżę Astronomiczną, spotyka się z Rose, dowiaduje się, że jeden z braci jego dziewczyny próbował popełnić samobójstwo, nagle przychodzi wredna krowa daje mu jakieś tabletki (ja bym na jego miejscu ich w ogóle nie pakowała do gęby) widzi Carmi, jest szczęśliwy przy tej tęczy. Przychodzi Ron mówi, że jest cisza nocna, on idzie do salonu Gryfonów pada na ulubiony fotel jego sympatii zasypia, pobudkę ma dość przyjemną, jeśli nie patrząc na to okiem Carmen. Mógłby trochę wtedy zareagować, zacząć się wykłócać się z Angeliną typu: dlaczego tak zrobiła? A nie ten po tej pobudce taki szczęśliwy, bo zacznę normalnie coś wnioskować ;d
    Potem zajęcia, humorek powraca, coś tam się wygłupiają, mijają lekcje idzie na trening, tajemniczy liścik od faceta któremu nigdy nie powinno się wierzyć, a ten jeszcze leci na zbity pysk. No w sumie okazało się to konieczne, no ale jednak mógł kogoś ze sobą zabrać. Potem leci do Skrzydła Szpitalnego. Nie żeby coś, ale pani Pomfrey tam powinna siedzieć cały czas, ale to tylko moje głupie czepianie się. Zasypia, a w objęciach ma umierającą Carmen.
    Ogólnie to rozdział mi się podobał, tylko moje czepianie się jest zawsze sprzeczne z tym co myślę... Tak wiem dziwna jestem xd
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i przepraszam, że tak późno komentuję, ale cały czas nadrabiam swoje zaległości w blogach. Trzy dni głupich egzaminów a na blogach masz ponad piętnaście nowych rozdziałów i gdzie tu sprawiedliwość?
    No nic czekam na kolejny i weny życzę ;*

    Pozdrawiam
    ~Hermionija<3

    Ps. Zapraszam do siebie na nowe rozdziały
    secrets-twins-potter.blogspot.com
    time-a-play.blogspot.com
    Mam nadzieję, że wpadniesz ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. NO CZEŚĆ. <3
    Nie wiem czy kojarzysz xD Rexi Greend? A może Ginny Weasley?
    No nie ważne . :P
    Chciałabym cie bardzo przeprosić za to że tak długo mnie u ciebie nie było... po prostu nie miałam czasu nawet na mój blog a co dopiero na inne ;c No ale już jestem . C:

    A co do bloga :

    Carmen, Barty, Carmen, Barty, Carmen, Carmen, Barty, Barty. ♥ ♥ ♥
    Niesamowite wyznanie *o*
    Spotkanie Freda z Rose . SO SWEET . <3 Ja bym te tabletki wzieła i nafaszerowała nimi jednorożca. xD
    Wybacz ja mam teraz taką głupafkę i nie wiem czemu akurat teraz wziełam się za komentowanie blogów .. XD No nie ważne ^^
    Jejku...... ROZDZIAŁ JEST ŚWIETNY!!! KOCHAM CIE I MASZ PISAĆ Z 78176175514556 ROZDZIAŁÓW !!!! a tak w ogóle to czemu mam włączonego Caps Lock'a? xD
    pozdrawiam i zapraszam cie do mnie na NN -> www.ginny-and-draco-magic-love.blogspot.com
    Twoja największa fanka zasypiająca ReXi ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń