-George. Co ty tu robisz tak wcześnie ? - spytałam roztrzepując mu lekko włosy ręką. George wstał i zaśmiał się lekko.
-A jakoś tak wstałem i pisze wypracowanie na transmutacje, bo jeszcze raz go zapomnę i szlaban u McGonagall murowany. - powiedział patrząc na Rose jak zahipnotyzowany. Po chwili ocknął się i spojrzał na Scotta.
-Cześć. - powiedział zielonooki i podali sobie dłonie. Ja stałam jak wryta.
-Pierwszy raz to ty obudziłeś się przede mną. W Norze zawsze budziłeś się kilka minut po mnie, choć nie zawsze byłam w jednoznacznej pozycji. - to ostatnie dodałam cicho. George to usłyszał i zaśmiał się głośno.
-To było w sumie do przewidzenia. - powiedział puszczając mi oczko. Usiadłam zaróżowiała na ziemi.
-O co chodzi ? - spytała nie wtajemniczona Rose. Spojrzałam na nią.
-Nie ważne. - powiedziałam równocześnie z Georgem. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do rudzielca.
-Mam pytanie. - zaczął Scott. - Kiedy będzie nabór do drużyny Quidditcha ? - spytał z uśmiechem.
-A o jaką pozycję się rozchodzi ? - powiedział George chowając zeszyt do kieszeni w szacie.
-Wiesz, chyba ścigający. - powiedział z lekkim uśmiechem. Spojrzałam na niego zaciekawiona. - Albo obrońca. - dodał szybko.
-Wiesz. Obrońcą jest u nas mój młodszy braciszek, więc w sumie czemu nie miałbyś startować. Może jesteś lepszy od niego. Kto wie ? - odparł ucieszony George. Widziałam jak grał Ron. Radził sobie nieźle. Scotta również widziałam na miotle. Obronił wszystkie tłuczki. Byłam pod wrażeniem.
-Ja chyba też się zgłoszę. - powiedziałam dosyć nieśmiało, jak na mnie. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Wszyscy, oprócz mojej Rosie.
-Szkoda, że nie jesteśmy w jednym domu. - mruknęła niezadowolona blondynka.
-Dałybyśmy popalić ścigającym. Ahh. Wiatr we włosach, pałka w dłoni. Po prostu żyć, nie umierać. - powiedziałam rozmarzona.
-To... To wy byłyście pałkarzami ? - spytał zdziwiony Fred, który pojawił się nie wiadomo skąd.
-A i owszem. - odpowiedziała uradowana Rosie.
-Ale i tak jesteśmy lepsi. – powiedzieli chórem bliźniacy.
-Chyba śnicie. – mruknęłyśmy razem z Rose powodując
zdziwienie na twarzach rudzielców. Wstałam i złapałam Michaela za dłoń. Fred
spojrzał na nas krzywo.
-Ohh. Wszyscy jesteście świetni i niech tak zostanie. –
powiedział zrezygnowanym tonem Scott. Spojrzałam na niego dziwnie. Spojrzał na
zegarek. – Za pięć śniadanie. – wyszczerzył się, a ja ruszyłam na przodzie wraz
z Rose do zamku. Doszliśmy w spokoju do Wielkiej Sali. Usiadłam jak zawsze obok
Scotta. Niestety z drugiej strony usiadł Fred. Nałożyłam sobie 3 tosty i posmarowałam
je Nutellą. A przynajmniej czymś a’la Nutella. Zjadłam ze smakiem.
-Nie żałujesz ? – spytał Fred.
-Nie, choć może trochę. Ale to tylko i wyłącznie twój wybór.
– powiedziałam z rozmysłem dobierając słowa. Fred zasępił się mocno i już do
końca śniadania się do mnie nie odzywał. Wreszcie usłyszałam dzwon oznajmujący
koniec posiłku. Wstałam zarzucając sobie torbę na ramię i wyszłam wraz ze
Scottem wśród roześmianych twarzy z niższych klas. Ruszyliśmy na dół do lochów.
Nigdy nie lubiłam eliksirów, choć te z Severusem mogą być ciekawe.
-Denerwujesz się ? – spytałam się Scotta, któremu trzęsły
się ręce.
-Niee… - mruknął i zaczął chodzić w kółko. Ehh. Nie ważne.
Zauważyłam, ze Ślizgoni stali po prawej stronie korytarza, a Gryffoni po lewej.
Wzajemnie obrażali się. Ron i Harry wtórowali w wyzwiskach swoim kolegom. Ja
wzruszyłam ramionami i podeszłam bez żadnego ostrzeżenia do Draco. Zarówno
uczniowie domu Lwa, jak i Węża spojrzeli na mnie z wielkim zdziwieniem, a
niektórzy nawet z oburzeniem.
-Szlama. – powiedział ktoś. Przystanęłam. Mam nadzieję, że
się przesłyszałam.
-Powiedz to jeszcze raz idioto. – mruknęłam głośno stojąc na
środku korytarza. – No i przede wszystkim pokaż się. – dodałam podchodząc
powoli do Draco.
-Powiedziałem, że jesteś szlamą. – znów wygłosił swoją
opinię jakiś Ślizgon. Draco wystąpił krok przed siebie i już miał coś
powiedzieć.
-Nie. Chcę sama. – mruknęłam słodko. Malfoy się uśmiechnął
zachęcająco.
-Z jakiej racji twierdzisz, że jestem mugolem ? – spytałam
używając innego słowa, bo szlamy to jest nie ładnie.
-Bo jesteś Gryffonem. – odpowiedział jakiś Ślizgon wybijając
się na przód. Miał czarne włosy, dziwnie zaczesane do tyłu. Wysoki, brzydki i
do tego jeszcze chamski.
-A Weasleyowie ? To też mugole ? – spytałam mając z tego wielką
satysfakcję.
-Tak. To też szlamy. – mruknął znudzony Ślizgon.
-Mam pytanie. Czy matka cię nie nauczyła, że kulturalny
czarodziej nie używa tego nie oficjalnego zwrotu ? – spytałam wyciągając
różdżkę przed siebie.
-Moja matka mnie uczyła tępić takich jak ty. – odburknął on
również dobywając różdżki.
-Problem w tym, że jestem czysto krwista i idę o zakład, że
jestem czystsza o wiele bardziej od ciebie, niż możesz sobie to wyobrazić,
kochany. – powiedziałam, a Dracuś prychnął zabawnie. Zaśmiałam się.
-Ciekawe. – zaśmiał się szyderczo on.
-No wiem. – mruknęłam z entuzjazmem. – Jestem Carmen Black.
– dodałam, a jego twarz zastygła w bezruchu. – Zatkało ? – dopowiedziałam
chowając różdżkę. Podeszłam spokojnie do Draco. Przybiliśmy piątkę.
-Byłaś świetna. – wyszeptał mi blondyn na ucho. Skłoniłam
lekko głowę.
-Halo. Ktoś tam jest ? – spytałam podchodząc do jakby spetryfikowanego
czarnowłosego. – Masz zamiar nazywać mnie jeszcze raz szlamą ? – dodałam chwytając go lekko
za ramię.
-N…Nie. – wyjęczał on.
-Ahh. No i tak do twojej wiadomości. Przeżyłam Crucio dwa
razy, a ty ? – wyszeptałam mu na ucho.
-Aa… Ani razu. – zająkał się on. Zaśmiałam się i doszłam do
Scotta.
-To co. Siedzisz ze mną ? – spytałam siadając na ławce za
mną. Farro zaśmiał się i kiwnął głową. Zadzwonił dzwon. Ron podszedł do mnie.
-Dzięki za to co powiedziałaś. – powiedział rudzielec.
-Nie ma sprawy. – odpowiedziałam z uśmiechem. Wrota do Sali
otworzyły się i weszliśmy wszyscy do klasy. Na środku stał nasz profesor. –
Dzień dobry. – powiedziałam, jako jedyna.
-Witaj. – mruknął Severus z ledwo dostrzegalnym uśmiechem.
Usiadłam obok Scotta i słuchałam wywodu Snape’a o Veritaserum. Muszę przyznać,
on potrafił uczyć.
~Co się będę
produkować. Przejdźmy od razu do historii magii z Krukonami. ~
Spojrzałam na ludzi przed salą. Dostrzegłam Rose. Podbiegłam
do niej i przytuliłam ja mocno.
-Witaj krzyworyjcu. – powiedziałam z uśmiechem.
-Cześć świniopysku. – odparła ona z równie wielkim
entuzjazmem. – Słyszałam, ze tak dogadałaś jednemu Ślizgonowi, że stał jak
zaklęty w kamień. – dodała ze śmiechem.
-Nazwał mnie szlamą, a wiesz, że tego nie toleruje. – wyjaśniłam
szybko, a dzwon zabił na cały Hogwart. Zza drzwi wypłynął profesor Binns.
Otworzyli drzwi i wchodziliśmy powoli. Scott usiadł z Michaelem, a reszta
uczniów trzymała się par w swoich domach. Ehh. TOLERANCJA. No i profesor-duch
zaczął swój wykład. Wyciągnęłam jakąś mugolską książkę i zaczęłam czytać.
Wszyscy, albo spali, albo próbowali. Rose lekko chrapała pod nosem. No i mniej
więcej tak minęła ostatnia lekcja. Pod koniec Michael podrzucił mi liścik.
Otworzyłam go szybko i przeczytałam. „Spotkajmy
się na dziedzińcu godzinę przed kolacją. M.C.” Obejrzałam się i pokiwałam
radośnie głową. Nadszedł koniec zajęć. Nareszcie. Wstałam i zebrałam
wszystko do torby budząc przy okazji Rose.
-Już koniec ? – mruknęła nieprzytomnym tonem.
-Owszem kochanie. – odpowiedziałam słodko i wylazłam z Sali.
Skierowałam się na obiad. Obiad w sumie jak obiad. Do tego jeszcze było takie
roznoszenie listów. Carmen przyleciała i podała mi liścik. Zaczęłam czytać
koślawe pismo Rudolfa. „Kochana Carmi.
Piszę ja, bo reszta jakoby była zajęta, no ale pal ich licho. Co tam w szkole ?
Ile kozy dostałaś od wczoraj ? Mam nadzieję, że nauczyciele się na ciebie nie
skarżą. Kocham i całuję Rudolf. P.S. Pozdrów Draco, Rose i Scotta.” Uśmiechnęłam
się i obiecałam sobie, że odpowiem później. Po obiedzie poszłam szykować się na
spotkanie z Michaelem. Ciekawe, czym mnie zaskoczy. Do łazienki weszła Angie.
-Cześć młoda. – powiedziała widząc mnie malującą się tuszem.
-Witaj starsza. Jak tam w szkole ? Kiedy będzie nabór ? –
mruknęłam odkładając kosmetyk.
-W szkole dosyć fajnie, a nabór planujemy robić za tydzień w
sobotę po zajęciach. Serdecznie zapraszam, a teraz nie przeszkadzam. –
powiedziała i wyszła. Zaraz po niej wyszłam i ja. Ubrałam się w krótkie
spodenki koloru świeżej krwi, białą koszulkę o 2 rozmiary na mnie za dużą
oraz świetne, czerwone trampki z rozwiązanymi sznurówkami. Byłam gotowa, więc
wyszłam i ruszyłam w umówione miejsce. Podróż odbyła się bez zbędnych pytań. Stanęłam
na dziedzińcu czekając na Michaela. Usiadłam na framudze ona. Wreszcie
przyszedł, ale był bez swojej szaty z naszywką Ravenclawu.
-Cześć kochanie. – powiedział z uśmiechem i usiadł obok
mnie.
-Witaj skarbie. – odpowiedziałam i pocałowałam go w
policzek. Michael wstał i wziął mnie za rękę. Ruszyliśmy do pustej klasy, gdzie
przycisnął mnie do ściany i zaczął całować bardzo namiętnie i z uczuciem.
Jeszcze nigdy Corner mnie tak nie całował. Odsunęłam się od niego lekko. – Co
się z tobą stało ? – spytałam czując jego ręce na moich plecach. On całował mnie
po szyi.
-Po prostu cię kocham. – powiedział on między pocałunkami.
To mi się nawet podobało. Wtuliłam się w niego mocno i oddawałam miły gest z
równie wielkim zapałem, co on. Do Sali ktoś wszedł.
-Carmen ? – usłyszałam głos mojego chłopaka. Odsunęłam się
od tego, który mnie całował. Dwaj Cornerowie spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Co tu się dzieje ? – spytałam zdezorientowana. – Ktoś mi to
wyjaśni ? – krzyknęłam, a z moich oczu poleciały łzy. Nie chcę nikogo ranić.
-Jestem Michael Corner, twój chłopak. – powiedział ten, co
właśnie wszedł.
-Udowodnij. – wyszeptałam ze łzami w oczach. Ten nowo
przybyły podszedł do mnie i ujął moją dłoń. Napisał hasło do Sowiarni po
wewnętrznej stronie mojej dłoni. To był Michael Corner. Spojrzałam gniewnie na
kopię. Wtuliłam się w mojego chłopaka. Tym drugim był nie kto inny tylko Fred.
Tylko on potrafi tak całować. – Po co to zrobiłeś ? – spytałam ocierając łzy.
On tylko spuścił głowę.
-Przepraszam. – wydukał żałując swojego czynu. Ale było już
za późno na przeprosiny. Zacisnęłam wargi w wąską linię i wyszłam za rękę z
Michaelem z Sali.
-Myślałam, że to ty. – wyszeptałam przepraszająco.
-Nic się nie dzieje. Po prostu dobrze uwarzony eliksir
wielosokowy. – powiedział Corner tuląc mnie do swojej szaty. Westchnęłam. Z
Sali wybiegł Fred. Wyglądał tak jak normalnie.
-Carmen. Wybacz. – krzyknął za mną.
-Fredzie. Przepraszam. Nie potrafię. – odpowiedziałam
patrząc mu w oczy. – I proszę cię. Jestem z Michaelem, więc nie burz tej więzi
między nami. – dodałam odwracając się do niego tyłem.
-Ale Carmi. Ja cię kocham. – wrzasnął. Ja ciebie również. I
to nie wiesz nawet jak cholernie mocno mi na tobie zależy. Z moich oczu
popłynęły łzy. Nie chcę opuścić Michaela, bo go… Ehh. No nie czarujmy się. Nie
kocham go. Ale naprawdę mi się podoba.
-Zaprowadź mnie do Rose. – wyszeptałam. Po chwili staliśmy
pod wrotami z kołatką. Michael odpowiedział z łatwością na trudne dla mnie
pytanie i zaprowadził mnie pod żeńskie dormitorium.
-Nie płacz skarbie. – powiedział ocierając moje łzy.
Uśmiechnęłam się delikatnie i poszłam pod drzwi numer 8. Uchyliłam je lekko.
Zastałam niecodzienny widok. Jak widać Rose pasuje do Georga i właśnie to
uskuteczniają. No, a tak prosto z mostu, to oni się całowali. Cieszyłam się z
ich szczęścia i zamknęłam równie delikatnie drzwi. Do Michaela nie pójdę, bo
powiem mu kilka słów za dużo i będzie dupa. Został Scott i Draco. Scott zaraz
wypapla Lee i bliźniakom, więc nie chcę ryzykować. Nikogo innego nie było.
Teleportowałam się przed drzwi prowadzące do Ślizgońskiego raju. No tak. Hasło.
Dracuś coś wspominał.
-Snakemente. – mruknęłam i o dziwo wrota się rozwarły. W
pokoju wspólnym siedzieli Zabini, Parkinson, Nott i wielu, wielu innych
Ślizgonów, nie znanych mi osobiście. -Gdzie Draco ? – spytałam cicho. Nikt mi
nie odpowiedział. – Draco. Szukam Draco. – krzyknęłam, ale to był błąd.
Wszystkie oczy zwróciły się ku mnie, a rozmowy zamarły w pół słowa. Szata
schodziła mi z jednego ramienia, sznurówki wlokły się za mną ubłocone, a włosy
były w istnym nieładzie.
-Co chcesz kochanie ? Wyglądasz jakby ktoś cię co najmniej
zgwałcił ! – powiedział wrednie Blaise. Zmierzyłam go morderczym wzrokiem.
-Zamknij się Zabini. – wysyczałam zaciskając zęby. – Gdzie
Draco ? – spytałam po raz kolejny. Nadal brak odpowiedzi. Wszyscy patrzyli się
na mnie jak na wariatkę.
-Na górze u siebie. – powiedziała jakaś blondynka, po czym
wstała. – Chodź, zaprowadzę cię. – dodała z uśmiechem. Pansy spojrzała na nią w
ten sam sposób jak na mnie w pociągu.
-Nina, co ty do cholery robisz ? – spytała ciemnowłosa.
-Pomagam dziewczynie. Draco ma jej zdjęcie na szafce nocnej.
– powiedziała ona łapiąc mnie pod rękę. Ruszyłyśmy na górę po schodach.
-Dziękuję. Jestem Carmen Black. A ty ? – spytałam z
uśmiechem.
-Ja Nina Main. Pewnie jesteś dziewczyną Draco, bo często o
tobie mówi. – powiedziała Nina.
-Jestem jego kuzynką. – sprostowałam ze śmiechem. Wskazała
na wielkie, czarne wrota. – Jeszcze raz dziękuję. – powiedziałam, a ona
ulotniła się szybko. Zapukałam do drzwi.
-Proszę. – usłyszałam szorstki ton Draco. Wsunęłam głowę we
framugę. – Oo. Witaj Carmi. – powiedział blondyn słodko.
-Hej skarbie. – odpowiedziałam z niemrawym uśmiechem.
– Płakałaś ? – spytał Malfoy i podszedł do mnie. Wtuliłam
się w jego czarną koszulę. Przytaknęłam.
-Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale Michael musi się
pozbierać, bo Fred wypił wielosokowy i całował się ze mną. Rosie siedzi u
siebie i całuje Georga. Scott wypapla wszystko, więc to jednak tobie
najbardziej ufam i tylko ty masz czas. – powiedziałam siadając na jego łóżku. Ku
mojemu zdziwieniu, rzeczywiście moje i jego zdjęcie stało na szafce nocnej. –
Nina mówiła prawdę. – wyszeptałam przejeżdżając palcem po ramce.
-Nina ?! Nina Main ?! – spytał Dracon, a na jego policzki
wlazł lekki rumieniec. Spojrzałam na blondyna oniemiała.
-Co to za jedna ? – spytałam wścibskim tonem.
-A taka Ślizgonka. W sumie nie ważne. Idziemy na kolację ? –
dodał Malfoy myśląc, że wybrnął. – Tylko się ogarnij, bo wyglądasz jak 100
nieszczęść. – powiedział podając mi grzebień. Wstałam z uśmiechem i pobiegłam
do łazienki. Chwilę tam posiedziałam, ale było warto. Wyglądałam przyzwoicie.
Wyszłam z pomieszczenia.
-Może być panie idealny ? – spytałam obracając się wokół
osi. Draco wstał i wziął mnie za dłoń. Uśmiechnęłam się lekko.
-Oczywiście. – powiedział z uśmiechem. – Idziemy panno Black
? – dodał poważnym tonem. Uwolniłam dłoń z jego uścisku i złapałam go za
nadgarstek.
-Jaka miła propozycja. – zadrwiłam z niego delikatnie.
Malfoy prychnął zabawnie i zeszliśmy na dół. Znów wszystkie rozmowy ucichły.
Spojrzał na Ninę. W jego oczach przez ułamek sekundy dostrzegłam iskierki
szczęścia tak częste dla mnie, ale rzadkie dla innych. Wyszliśmy z pokoju
wspólnego Ślizgonów.
-Podoba ci się Hogwart ? – spytał Malfoy z uśmiechem.
-Tu jest zajebiście. – odpowiedziałam, gdy dochodziliśmy do
Wielkiej Sali. Winowajcy dzisiejszego galimatiasu oraz jego kopii wraz z Lee
Jordanem przy kolacji zabrakło. Usiadłam do stołu obok Scotta i Hermiony.
~A w pokoju Scotta
siedzieli Fred, George i Lee. *perspektywa Georga* ~
-Chłopie, co ci odbiło ? – spytałem niedowierzając, iż mój
braciszek mógł zrobić coś tak debilnego. Fred zmierzył mnie rozeźlonym
wzrokiem.
-Nie wiem. Brakowało mi dotyku jej ust na moich. Jej
delikatnych palców na moim policzku. Tych piwnych oczu. Ale przede wszystkim
jej brązowych, prostych włosów. – szepnął rozmarzony Fred. – Ona mnie
nienawidzi. – dodał spuszczając głowę w dół.
-I tym sposobem chciałeś osiągnąć… - urwałem dając mu pole
do popisu.
-Chciałem, hmm… Najprościej mówiąc, jej. – powiedziała moja
kopia.
-Oj. Fredziu. Fredziu. – mruknąłem z politowaniem.
-A ty i Rose to co ? – wrzasnął zły na mnie. – Co robiliście
u niej w dormitorium ? – dodał głośno. Nie wiem, skąd on to wiedział.
-Czekaj… Co ?! – odezwał się, dotąd milczący Lee.
-Nic przyjacielu. – odburknąłem wściekły na Freda, że to
wydał.
-Tak. Możesz gadać o mnie i Carmen aż za dużo, a o tobie i
Rose to nie piśniesz, nawet słówka. To nie fair. – mruknął Fred wkurzony i
uderzył mocno w ścianę. Został w niej lekki odcisk jego kości ręki. Do pokoju
wszedł Scott.
-Co to jest ? – spytał młodszy Gryffon patrząc na odbicie…
_________________________________________________________
No to ja teraz polece z dedykiem dla Klaudii i wszystkich czytajacych. Dzięki za wszystko. :*
Aww... dzięki kochana za dedyk <3 Co tu dodać rozdział zarypisty :D Chyba mój ulubiony, ach a to dopiero 2 września a tyle się dzieje pozdro <3 Dracuś jak zawsze kochany i Nina hah <3
OdpowiedzUsuńczytajac spodenki w kolorze czystej krwi, myslalam, ze padne :D ale Fred to jednak troche głupi jest. Ja na miejsci Carmen bym go zabiła. A Cormac prawie w ogole nie zareagował? Zero zazdrości, nic? Masakra. czekam z niecierpliwoscia na nowosc ;d
OdpowiedzUsuńA nie Corner ?? xD
Usuńświeżej*
OdpowiedzUsuńnowy rozdział na http://fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com/
Hejka!!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Awards.
Piszesz naprawdę świetnie!
Więcej informacji tu:
http://it-is-my-little-secret.blogspot.com/
Świetne! :)
OdpowiedzUsuńJacie! Jak fred mogl zrobic cos takiego!? No to teraz jestem bardzo ciekawa co sie stanie :D
OdpowiedzUsuńSuperrr :3
OdpowiedzUsuńZałożyłam nowego bloga, więc jeśli chciałabyś poczytać to zapraszam:
http://milosc-potrafi-byc-slepa.blogspot.com/
Pozdrawiam :3
Powiem jeszcze raz super piszesz! Zapraszam do mnie :)http://inna-nie-znaczygorsza.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń