wtorek, 22 stycznia 2013

22. "Wiatr we włosach, pałka w dłoni. Po prostu żyć, nie umierać."

Tak to był George Weasley. Jego ruda czupryna świeciła pod wpływem blasku słońca.
-George. Co ty tu robisz tak wcześnie ? - spytałam roztrzepując mu lekko włosy ręką. George wstał i zaśmiał się lekko.
-A jakoś tak wstałem i pisze wypracowanie na transmutacje, bo jeszcze raz go zapomnę i szlaban u McGonagall murowany. - powiedział patrząc na Rose jak zahipnotyzowany. Po chwili ocknął się i spojrzał na Scotta.
-Cześć. - powiedział zielonooki i podali sobie dłonie. Ja stałam jak wryta.
-Pierwszy raz to ty obudziłeś się przede mną. W Norze zawsze budziłeś się kilka minut po mnie, choć nie zawsze byłam w jednoznacznej pozycji. - to ostatnie dodałam cicho. George to usłyszał i zaśmiał się głośno.
-To było w sumie do przewidzenia. - powiedział puszczając mi oczko. Usiadłam zaróżowiała na ziemi.
-O co chodzi ? - spytała nie wtajemniczona Rose. Spojrzałam na nią.
-Nie ważne. - powiedziałam równocześnie z Georgem. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do rudzielca.
-Mam pytanie. - zaczął Scott. - Kiedy będzie nabór do drużyny Quidditcha ? - spytał z uśmiechem.
-A o jaką pozycję się rozchodzi ? - powiedział George chowając zeszyt do kieszeni w szacie.
-Wiesz, chyba ścigający. - powiedział z lekkim uśmiechem. Spojrzałam na niego zaciekawiona. - Albo obrońca. - dodał szybko.
-Wiesz. Obrońcą jest u nas mój młodszy braciszek, więc w sumie czemu nie miałbyś startować. Może jesteś lepszy od niego. Kto wie ? - odparł ucieszony George. Widziałam jak grał Ron. Radził sobie nieźle. Scotta również widziałam na miotle. Obronił wszystkie tłuczki. Byłam pod wrażeniem.
-Ja chyba też się zgłoszę. - powiedziałam dosyć nieśmiało, jak na mnie. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Wszyscy, oprócz mojej Rosie.
-Szkoda, że nie jesteśmy w jednym domu. - mruknęła niezadowolona blondynka.
-Dałybyśmy popalić ścigającym. Ahh. Wiatr we włosach, pałka w dłoni. Po prostu żyć, nie umierać. - powiedziałam rozmarzona.
-To... To wy byłyście pałkarzami ? - spytał zdziwiony Fred, który pojawił się nie wiadomo skąd.
-A i owszem. - odpowiedziała uradowana Rosie.

-Ale i tak jesteśmy lepsi. – powiedzieli chórem bliźniacy.
-Chyba śnicie. – mruknęłyśmy razem z Rose powodując zdziwienie na twarzach rudzielców. Wstałam i złapałam Michaela za dłoń. Fred spojrzał na nas krzywo.
-Ohh. Wszyscy jesteście świetni i niech tak zostanie. – powiedział zrezygnowanym tonem Scott. Spojrzałam na niego dziwnie. Spojrzał na zegarek. – Za pięć śniadanie. – wyszczerzył się, a ja ruszyłam na przodzie wraz z Rose do zamku. Doszliśmy w spokoju do Wielkiej Sali. Usiadłam jak zawsze obok Scotta. Niestety z drugiej strony usiadł Fred. Nałożyłam sobie 3 tosty i posmarowałam je Nutellą. A przynajmniej czymś a’la Nutella. Zjadłam ze smakiem.
-Nie żałujesz ? – spytał Fred.
-Nie, choć może trochę. Ale to tylko i wyłącznie twój wybór. – powiedziałam z rozmysłem dobierając słowa. Fred zasępił się mocno i już do końca śniadania się do mnie nie odzywał. Wreszcie usłyszałam dzwon oznajmujący koniec posiłku. Wstałam zarzucając sobie torbę na ramię i wyszłam wraz ze Scottem wśród roześmianych twarzy z niższych klas. Ruszyliśmy na dół do lochów. Nigdy nie lubiłam eliksirów, choć te z Severusem mogą być ciekawe.
-Denerwujesz się ? – spytałam się Scotta, któremu trzęsły się ręce.
-Niee… - mruknął i zaczął chodzić w kółko. Ehh. Nie ważne. Zauważyłam, ze Ślizgoni stali po prawej stronie korytarza, a Gryffoni po lewej. Wzajemnie obrażali się. Ron i Harry wtórowali w wyzwiskach swoim kolegom. Ja wzruszyłam ramionami i podeszłam bez żadnego ostrzeżenia do Draco. Zarówno uczniowie domu Lwa, jak i Węża spojrzeli na mnie z wielkim zdziwieniem, a niektórzy nawet z oburzeniem.
-Szlama. – powiedział ktoś. Przystanęłam. Mam nadzieję, że się przesłyszałam.
-Powiedz to jeszcze raz idioto. – mruknęłam głośno stojąc na środku korytarza. – No i przede wszystkim pokaż się. – dodałam podchodząc powoli do Draco.
-Powiedziałem, że jesteś szlamą. – znów wygłosił swoją opinię jakiś Ślizgon. Draco wystąpił krok przed siebie i już miał coś powiedzieć.
-Nie. Chcę sama. – mruknęłam słodko. Malfoy się uśmiechnął zachęcająco.
-Z jakiej racji twierdzisz, że jestem mugolem ? – spytałam używając innego słowa, bo szlamy to jest nie ładnie.
-Bo jesteś Gryffonem. – odpowiedział jakiś Ślizgon wybijając się na przód. Miał czarne włosy, dziwnie zaczesane do tyłu. Wysoki, brzydki i do tego jeszcze chamski.
-A Weasleyowie ? To też mugole ? – spytałam mając z tego wielką satysfakcję.
-Tak. To też szlamy. – mruknął znudzony Ślizgon.
-Mam pytanie. Czy matka cię nie nauczyła, że kulturalny czarodziej nie używa tego nie oficjalnego zwrotu ? – spytałam wyciągając różdżkę przed siebie.
-Moja matka mnie uczyła tępić takich jak ty. – odburknął on również dobywając różdżki.
-Problem w tym, że jestem czysto krwista i idę o zakład, że jestem czystsza o wiele bardziej od ciebie, niż możesz sobie to wyobrazić, kochany. – powiedziałam, a Dracuś prychnął zabawnie. Zaśmiałam się.
-Ciekawe. – zaśmiał się szyderczo on.
-No wiem. – mruknęłam z entuzjazmem. – Jestem Carmen Black. – dodałam, a jego twarz zastygła w bezruchu. – Zatkało ? – dopowiedziałam chowając różdżkę. Podeszłam spokojnie do Draco. Przybiliśmy piątkę.
-Byłaś świetna. – wyszeptał mi blondyn na ucho. Skłoniłam lekko głowę.
-Halo. Ktoś tam jest ? – spytałam podchodząc do jakby spetryfikowanego czarnowłosego. – Masz zamiar nazywać mnie jeszcze raz szlamą ? – dodałam chwytając go lekko za ramię.
-N…Nie. – wyjęczał on.
-Ahh. No i tak do twojej wiadomości. Przeżyłam Crucio dwa razy, a ty ? – wyszeptałam mu na ucho.
-Aa… Ani razu. – zająkał się on. Zaśmiałam się i doszłam do Scotta.
-To co. Siedzisz ze mną ? – spytałam siadając na ławce za mną. Farro zaśmiał się i kiwnął głową. Zadzwonił dzwon. Ron podszedł do mnie.
-Dzięki za to co powiedziałaś. – powiedział rudzielec.
-Nie ma sprawy. – odpowiedziałam z uśmiechem. Wrota do Sali otworzyły się i weszliśmy wszyscy do klasy. Na środku stał nasz profesor. – Dzień dobry. – powiedziałam, jako jedyna.
-Witaj. – mruknął Severus z ledwo dostrzegalnym uśmiechem. Usiadłam obok Scotta i słuchałam wywodu Snape’a o Veritaserum. Muszę przyznać, on potrafił uczyć.
~Co się będę produkować. Przejdźmy od razu do historii magii z Krukonami. ~
Spojrzałam na ludzi przed salą. Dostrzegłam Rose. Podbiegłam do niej i przytuliłam ja mocno.
-Witaj krzyworyjcu. – powiedziałam z uśmiechem.
-Cześć świniopysku. – odparła ona z równie wielkim entuzjazmem. – Słyszałam, ze tak dogadałaś jednemu Ślizgonowi, że stał jak zaklęty w kamień. – dodała ze śmiechem.
-Nazwał mnie szlamą, a wiesz, że tego nie toleruje. – wyjaśniłam szybko, a dzwon zabił na cały Hogwart. Zza drzwi wypłynął profesor Binns. Otworzyli drzwi i wchodziliśmy powoli. Scott usiadł z Michaelem, a reszta uczniów trzymała się par w swoich domach. Ehh. TOLERANCJA. No i profesor-duch zaczął swój wykład. Wyciągnęłam jakąś mugolską książkę i zaczęłam czytać. Wszyscy, albo spali, albo próbowali. Rose lekko chrapała pod nosem. No i mniej więcej tak minęła ostatnia lekcja. Pod koniec Michael podrzucił mi liścik. Otworzyłam go szybko i przeczytałam. „Spotkajmy się na dziedzińcu godzinę przed kolacją. M.C.” Obejrzałam się i pokiwałam radośnie głową. Nadszedł koniec zajęć. Nareszcie. Wstałam i zebrałam wszystko do torby budząc przy okazji Rose.
-Już koniec ? – mruknęła nieprzytomnym tonem.
-Owszem kochanie. – odpowiedziałam słodko i wylazłam z Sali. Skierowałam się na obiad. Obiad w sumie jak obiad. Do tego jeszcze było takie roznoszenie listów. Carmen przyleciała i podała mi liścik. Zaczęłam czytać koślawe pismo Rudolfa. „Kochana Carmi. Piszę ja, bo reszta jakoby była zajęta, no ale pal ich licho. Co tam w szkole ? Ile kozy dostałaś od wczoraj ? Mam nadzieję, że nauczyciele się na ciebie nie skarżą. Kocham i całuję Rudolf. P.S. Pozdrów Draco, Rose i Scotta.” Uśmiechnęłam się i obiecałam sobie, że odpowiem później. Po obiedzie poszłam szykować się na spotkanie z Michaelem. Ciekawe, czym mnie zaskoczy. Do łazienki weszła Angie.
-Cześć młoda. – powiedziała widząc mnie malującą się tuszem.
-Witaj starsza. Jak tam w szkole ? Kiedy będzie nabór ? – mruknęłam odkładając kosmetyk.
-W szkole dosyć fajnie, a nabór planujemy robić za tydzień w sobotę po zajęciach. Serdecznie zapraszam, a teraz nie przeszkadzam. – powiedziała i wyszła. Zaraz po niej wyszłam i ja. Ubrałam się w krótkie spodenki koloru świeżej krwi, białą koszulkę o 2 rozmiary na mnie za dużą oraz świetne, czerwone trampki z rozwiązanymi sznurówkami. Byłam gotowa, więc wyszłam i ruszyłam w umówione miejsce. Podróż odbyła się bez zbędnych pytań. Stanęłam na dziedzińcu czekając na Michaela. Usiadłam na framudze ona. Wreszcie przyszedł, ale był bez swojej szaty z naszywką Ravenclawu.
-Cześć kochanie. – powiedział z uśmiechem i usiadł obok mnie.
-Witaj skarbie. – odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek. Michael wstał i wziął mnie za rękę. Ruszyliśmy do pustej klasy, gdzie przycisnął mnie do ściany i zaczął całować bardzo namiętnie i z uczuciem. Jeszcze nigdy Corner mnie tak nie całował. Odsunęłam się od niego lekko. – Co się z tobą stało ? – spytałam czując jego ręce na moich plecach. On całował mnie po szyi.
-Po prostu cię kocham. – powiedział on między pocałunkami. To mi się nawet podobało. Wtuliłam się w niego mocno i oddawałam miły gest z równie wielkim zapałem, co on. Do Sali ktoś wszedł.
-Carmen ? – usłyszałam głos mojego chłopaka. Odsunęłam się od tego, który mnie całował. Dwaj Cornerowie spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Co tu się dzieje ? – spytałam zdezorientowana. – Ktoś mi to wyjaśni ? – krzyknęłam, a z moich oczu poleciały łzy. Nie chcę nikogo ranić.
-Jestem Michael Corner, twój chłopak. – powiedział ten, co właśnie wszedł.
-Udowodnij. – wyszeptałam ze łzami w oczach. Ten nowo przybyły podszedł do mnie i ujął moją dłoń. Napisał hasło do Sowiarni po wewnętrznej stronie mojej dłoni. To był Michael Corner. Spojrzałam gniewnie na kopię. Wtuliłam się w mojego chłopaka. Tym drugim był nie kto inny tylko Fred. Tylko on potrafi tak całować. – Po co to zrobiłeś ? – spytałam ocierając łzy. On tylko spuścił głowę.
-Przepraszam. – wydukał żałując swojego czynu. Ale było już za późno na przeprosiny. Zacisnęłam wargi w wąską linię i wyszłam za rękę z Michaelem z Sali.
-Myślałam, że to ty. – wyszeptałam przepraszająco.
-Nic się nie dzieje. Po prostu dobrze uwarzony eliksir wielosokowy. – powiedział Corner tuląc mnie do swojej szaty. Westchnęłam. Z Sali wybiegł Fred. Wyglądał tak jak normalnie.
-Carmen. Wybacz. – krzyknął za mną.
-Fredzie. Przepraszam. Nie potrafię. – odpowiedziałam patrząc mu w oczy. – I proszę cię. Jestem z Michaelem, więc nie burz tej więzi między nami. – dodałam odwracając się do niego tyłem.
-Ale Carmi. Ja cię kocham. – wrzasnął. Ja ciebie również. I to nie wiesz nawet jak cholernie mocno mi na tobie zależy. Z moich oczu popłynęły łzy. Nie chcę opuścić Michaela, bo go… Ehh. No nie czarujmy się. Nie kocham go. Ale naprawdę mi się podoba.
-Zaprowadź mnie do Rose. – wyszeptałam. Po chwili staliśmy pod wrotami z kołatką. Michael odpowiedział z łatwością na trudne dla mnie pytanie i zaprowadził mnie pod żeńskie dormitorium.
-Nie płacz skarbie. – powiedział ocierając moje łzy. Uśmiechnęłam się delikatnie i poszłam pod drzwi numer 8. Uchyliłam je lekko. Zastałam niecodzienny widok. Jak widać Rose pasuje do Georga i właśnie to uskuteczniają. No, a tak prosto z mostu, to oni się całowali. Cieszyłam się z ich szczęścia i zamknęłam równie delikatnie drzwi. Do Michaela nie pójdę, bo powiem mu kilka słów za dużo i będzie dupa. Został Scott i Draco. Scott zaraz wypapla Lee i bliźniakom, więc nie chcę ryzykować. Nikogo innego nie było. Teleportowałam się przed drzwi prowadzące do Ślizgońskiego raju. No tak. Hasło. Dracuś coś wspominał.
-Snakemente. – mruknęłam i o dziwo wrota się rozwarły. W pokoju wspólnym siedzieli Zabini, Parkinson, Nott i wielu, wielu innych Ślizgonów, nie znanych mi osobiście. -Gdzie Draco ? – spytałam cicho. Nikt mi nie odpowiedział. – Draco. Szukam Draco. – krzyknęłam, ale to był błąd. Wszystkie oczy zwróciły się ku mnie, a rozmowy zamarły w pół słowa. Szata schodziła mi z jednego ramienia, sznurówki wlokły się za mną ubłocone, a włosy były w istnym nieładzie.
-Co chcesz kochanie ? Wyglądasz jakby ktoś cię co najmniej zgwałcił ! – powiedział wrednie Blaise. Zmierzyłam go morderczym wzrokiem.
-Zamknij się Zabini. – wysyczałam zaciskając zęby. – Gdzie Draco ? – spytałam po raz kolejny. Nadal brak odpowiedzi. Wszyscy patrzyli się na mnie jak na wariatkę.
-Na górze u siebie. – powiedziała jakaś blondynka, po czym wstała. – Chodź, zaprowadzę cię. – dodała z uśmiechem. Pansy spojrzała na nią w ten sam sposób jak na mnie w pociągu.
-Nina, co ty do cholery robisz ? – spytała ciemnowłosa.
-Pomagam dziewczynie. Draco ma jej zdjęcie na szafce nocnej. – powiedziała ona łapiąc mnie pod rękę. Ruszyłyśmy na górę po schodach.
-Dziękuję. Jestem Carmen Black. A ty ? – spytałam z uśmiechem.
-Ja Nina Main. Pewnie jesteś dziewczyną Draco, bo często o tobie mówi. – powiedziała Nina.
-Jestem jego kuzynką. – sprostowałam ze śmiechem. Wskazała na wielkie, czarne wrota. – Jeszcze raz dziękuję. – powiedziałam, a ona ulotniła się szybko. Zapukałam do drzwi.
-Proszę. – usłyszałam szorstki ton Draco. Wsunęłam głowę we framugę. – Oo. Witaj Carmi. – powiedział blondyn słodko.
-Hej skarbie. – odpowiedziałam z niemrawym uśmiechem.
– Płakałaś ? – spytał Malfoy i podszedł do mnie. Wtuliłam się w jego czarną koszulę. Przytaknęłam.
-Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale Michael musi się pozbierać, bo Fred wypił wielosokowy i całował się ze mną. Rosie siedzi u siebie i całuje Georga. Scott wypapla wszystko, więc to jednak tobie najbardziej ufam i tylko ty masz czas. – powiedziałam siadając na jego łóżku. Ku mojemu zdziwieniu, rzeczywiście moje i jego zdjęcie stało na szafce nocnej. – Nina mówiła prawdę. – wyszeptałam przejeżdżając palcem po ramce.
-Nina ?! Nina Main ?! – spytał Dracon, a na jego policzki wlazł lekki rumieniec. Spojrzałam na blondyna oniemiała.
-Co to za jedna ? – spytałam wścibskim tonem.
-A taka Ślizgonka. W sumie nie ważne. Idziemy na kolację ? – dodał Malfoy myśląc, że wybrnął. – Tylko się ogarnij, bo wyglądasz jak 100 nieszczęść. – powiedział podając mi grzebień. Wstałam z uśmiechem i pobiegłam do łazienki. Chwilę tam posiedziałam, ale było warto. Wyglądałam przyzwoicie. Wyszłam z pomieszczenia.
-Może być panie idealny ? – spytałam obracając się wokół osi. Draco wstał i wziął mnie za dłoń. Uśmiechnęłam się lekko.
-Oczywiście. – powiedział z uśmiechem. – Idziemy panno Black ? – dodał poważnym tonem. Uwolniłam dłoń z jego uścisku i złapałam go za nadgarstek.
-Jaka miła propozycja. – zadrwiłam z niego delikatnie. Malfoy prychnął zabawnie i zeszliśmy na dół. Znów wszystkie rozmowy ucichły. Spojrzał na Ninę. W jego oczach przez ułamek sekundy dostrzegłam iskierki szczęścia tak częste dla mnie, ale rzadkie dla innych. Wyszliśmy z pokoju wspólnego Ślizgonów.
-Podoba ci się Hogwart ? – spytał Malfoy z uśmiechem.
-Tu jest zajebiście. – odpowiedziałam, gdy dochodziliśmy do Wielkiej Sali. Winowajcy dzisiejszego galimatiasu oraz jego kopii wraz z Lee Jordanem przy kolacji zabrakło. Usiadłam do stołu obok Scotta i Hermiony.
~A w pokoju Scotta siedzieli Fred, George i Lee. *perspektywa Georga* ~
-Chłopie, co ci odbiło ? – spytałem niedowierzając, iż mój braciszek mógł zrobić coś tak debilnego. Fred zmierzył mnie rozeźlonym wzrokiem.
-Nie wiem. Brakowało mi dotyku jej ust na moich. Jej delikatnych palców na moim policzku. Tych piwnych oczu. Ale przede wszystkim jej brązowych, prostych włosów. – szepnął rozmarzony Fred. – Ona mnie nienawidzi. – dodał spuszczając głowę w dół.
-I tym sposobem chciałeś osiągnąć… - urwałem dając mu pole do popisu.
-Chciałem, hmm… Najprościej mówiąc, jej. – powiedziała moja kopia.
-Oj. Fredziu. Fredziu. – mruknąłem z politowaniem.
-A ty i Rose to co ? – wrzasnął zły na mnie. – Co robiliście u niej w dormitorium ? – dodał głośno. Nie wiem, skąd on to wiedział.
-Czekaj… Co ?! – odezwał się, dotąd milczący Lee.
-Nic przyjacielu. – odburknąłem wściekły na Freda, że to wydał.
-Tak. Możesz gadać o mnie i Carmen aż za dużo, a o tobie i Rose to nie piśniesz, nawet słówka. To nie fair. – mruknął Fred wkurzony i uderzył mocno w ścianę. Został w niej lekki odcisk jego kości ręki. Do pokoju wszedł Scott.
-Co to jest ? – spytał młodszy Gryffon patrząc na odbicie…
_________________________________________________________
No to ja teraz polece z dedykiem dla Klaudii i wszystkich czytajacych. Dzięki za wszystko. :*

9 komentarzy:

  1. Aww... dzięki kochana za dedyk <3 Co tu dodać rozdział zarypisty :D Chyba mój ulubiony, ach a to dopiero 2 września a tyle się dzieje pozdro <3 Dracuś jak zawsze kochany i Nina hah <3

    OdpowiedzUsuń
  2. czytajac spodenki w kolorze czystej krwi, myslalam, ze padne :D ale Fred to jednak troche głupi jest. Ja na miejsci Carmen bym go zabiła. A Cormac prawie w ogole nie zareagował? Zero zazdrości, nic? Masakra. czekam z niecierpliwoscia na nowosc ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. świeżej*
    nowy rozdział na http://fremione-niemozliwe-a-jednak.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka!!
    Zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Awards.
    Piszesz naprawdę świetnie!
    Więcej informacji tu:
    http://it-is-my-little-secret.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jacie! Jak fred mogl zrobic cos takiego!? No to teraz jestem bardzo ciekawa co sie stanie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Superrr :3
    Założyłam nowego bloga, więc jeśli chciałabyś poczytać to zapraszam:
    http://milosc-potrafi-byc-slepa.blogspot.com/
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem jeszcze raz super piszesz! Zapraszam do mnie :)http://inna-nie-znaczygorsza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń