wtorek, 8 stycznia 2013

15. "Wszyscy wszystkich znają, więc mogę pytać."

-Zobaczysz. - mruknęłam. - Ale na bilarda trzeba wejść do mugolskiego świata. - dopowiedziałam z uśmiechem.
-No to ja się zmywam do swojej Sophie. - zakomunikował Bill przytulając mnie i Rose oraz podając rękę bliźniakom. Brat Rosie poszedł w swoją stronę. Ruszyłam w przeciwną poganiając resztę. Wreszcie dotarliśmy do Trzech Mioteł. To tu było jedno z przejść. Weszłam do baru bez wahania. Podeszłam do lady. Cyklop spojrzał na mnie zdziwiony.
-Gdzie jest przejście do świata mugoli ? No i dzień dobry. - powiedziałam z usmiechem. Barman również się uśmiechnął.
-Pójdziesz tu prosto i zobaczysz stare zniszczone drzwi. Gdy je otworzysz zobaczysz ceglaną ścianę. Zastukaj trzy razy w cegłę w 11 rzędzie od góry i 5 od lewej strony. Otworzysz wtedy przejście. Powodzenia panno Black. - powiedział Caleb i zwrócił się do kolejnego klienta. Dygnęłam lekko i ruszyłam w wyznaczoną stronę. Jak mówił cyklop znalazłam ceglaną ścianę. Policzyłam rzędy cegieł. Tak, znalazłam ją. Zastukałam w nią trzy razy. Rozwarła się przede mną pusta przestrzeń. Weszłam w nią bez mrugnięcia i stanęłam na zatłoczonej ulicy w Londynie.Za mną pojawiły się zguby.
-Jesteś zbyt impulsywna. - poskarżył się George.
-I to mówi chłopak, który uwiesił mnie za kostkę Levicorpusem pod sufitem, abym dyndała jak jemioła na święta. JAK JEMIOŁA. - to ostatnie krzyknęłam i ruszyłam w stronę mojego ulubionego baru. Nikt się nie odezwał podczas całej podróży. Doszliśmy do przestarzałej tawerny "Heaven & Hell". Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do środka. Doszedł mnie zapach alkoholu, papierosów i potu. Często tu przychodziłam na wakacjach. Ta tawerna stała się dla mnie czasem jak drugi dom. Wiele osób mnie znało. Niektórzy szanowali i liczyli się z moim zdaniem. Uwielbiałam to miejsce. Podeszłam do baru.
-Witaj Andy. Co tam ? - spytałam barmana stojącego za ladą z uśmiechem. Długowłosy brunet obrócił się, a jego niebieskie oczy stały się radosne. Przytulił mnie przez ladę.
-Carmen. Mój Boże. Urosłaś od ostatnich wakacji. Co tam we Francji, no i w ... - rozejrzał się podejrzliwie dookoła. - W Beauxbatons ? - spytał z lekkim uśmiechem.
-Dosyć fajnie, ale szkoła jak szkoła. Gdyby nie ja, no i Rose było by w cholerę nudno, choć jednak wiele nocy przesiedziałyśmy w kozie. - odpowiedziałam z uśmiechem. - A co tam u ciebie ? Interes się kręci ? - spytałam opierając się łokciami o ladę. Ktoś chrząknął za mną. No tak. Zupełnie o nich zapomniałam.
-A wy to kto ? - spytał Andy przyjaźnie. Wyciągnął dłoń z obrączką przed siebie. Zdziwiłam się.
-Jestem Fred, a to mój brat George. - mruknął zabliźniony.
-Ja jestem Rose. - dopowiedziała ciemnowłosa blondynka.
-Wszyscy wszystkich znają, więc mogę pytać. Masz żonę ? - spytałam łapiąc go za dłoń i stukając paznokciem w obrączkę. Andy automatycznie zrobił się lekko czerwony. - Mmm. Szykuje się niezła opowieść. Więc kto jest tą szczęściarą ? - spytałam śmiejąc się głośno.
-Danielle. - powiedział cicho. Wydałam z siebie westchnienie radości. Uwielbiałam Dan. Była śliczna, miła i kochana. Zawsze, gdy ją przytulałam jej burza czarnych włosów właziła mi w oczy.
-Ojej. Pozrów ją ode mnie i podaj 4 Ogniste, bo ta tu ferajna się niecierpliwi. - powiedziałam zerkając na znudzonych towarzyszy. Po moim ostatnim słowie rudzielce się ożywiły. Andy nalał nam bursztynowego płynu. Wzięłam szklaneczkę i wyciągnęłam 4 Galeony. Położyłam je na blacie.
-Na koszt firmy. - powiedział z uroczym uśmiechem długowłosy 20-latek.
-Bierz, nie piernicz. - mruknęłam i odeszłam od lady. - Do zobaczenia. - powiedziałam i ruszyłam ku "mojemu" stołowi. Ściągnęłam trójkąt z haka na ścianie i ustawiłam bile.
-Skąd ty go znasz ? - spytał Fred podejrzliwie. Zaśmiałam się lekko biorąc kij i smarując go czerwoną kredą na końcu.
-Często tu bywam na wakacjach zagrać kilka partyjek z braćmi, bądź innymi mężczyznami stąd. Uwielbiam to miejsce, a Andy jest strasznie miły i kocha się w Danielle od kiedy pamiętam. - powiedziałam z uśmiechem podając Fredowi, Georgowi i Rose kije.
-No to jak w to się gra ? - spytał George celując kijem w twarz Freda. Podeszłam do Georga i ze śmiechem ustawiłam jego kij w pionie.
-Zacznijmy od tego, iż trzeba białą bilą tak uderzyć inną bilę, aby wpadła do jednego z dołków. Poza tym nie wolno wam przed wbiciem swoich bil, wbić czarnej, bo przegrywa się. No i gra jest fair. Żadnej magii, zabawa ponad wszystko. - opowiedziałam dosyć szybko.
-Zaczynam. - powiedziała uradowana Rose. Rozbiła bile, ale żadna z nich nie wpadła do dołka. Teraz byłam ja. Trochę chińsko odbiłam, więc bila potoczyła się nie w tę stronę, w którą zamierzałam.
-Teraz ty George, bo ja jestem z Fredem w drużynie. - zaśmiałam się lekko i spojrzałam na zieloną szmatę na stole. George'owi jakoś nie szło, choć Rosie usilnie próbowała mu pomóc pokazując ruch na sobie. Nie była zbyt śmiała, by objąć go i pokazać mu jak i co. Teraz podeszłam do Freda. Pomogłam mu się ustawić i ułożyłam dłoń na końcu jego kija. Użyczyłam również swoich palców do zrobienia "łosia". Udało się. Jedna cała bila wpadła do dołka.
-Nasze są te całe, bez pasków. - podpowiedziałam Fredowi, bo juz celował w fioletową połówkę. Znów mu pomogłam. Nie wyszło najlepiej, no ale.
-Teraz my. - powiedziała panna Martin i zdobyła się na objęcie Georga. Pomarańczowa połówka musnęła lekko bandę i wpadła do dołka. W oczach starszego rudzielca można było zobaczyć zachwyt. Uśmiechnęłam się znacząco do Freda. Reszta gry upłynęła dosyć fajnie. Pierwsza runda należała do mnie i Freda, a druga do jego brata i mojej przyjaciółki. Rosie najwyraźniej trochę poniosło po Ognistej, bo pocałowała spontanicznie Georga w policzek po wygranej grze. Zachichotałam. Na razie usiedliśmy do stolika, bo Whisky. Upiłam łyka "płynu bogów".
-Świetna gra. - powiedzieli bliźniacy chórem. Zaśmiałam się lekko.
-Wiemy. - tym razem mruknęłyśmy to my, czyli ja i Rosie. Chłopcy spojrzeli na nas zdziwieni. Ku naszemu stołowi szedł jakiś chłopak.
-Carm. Kochanie. Co tu robisz ? - spytał Eric z uśmiechem. Kolejny kolega do gry. Tu można było spotkać świetnych ludzi. Żywy dowód stał przede mną.
-Er. Słońce. Gram. - odpowiedziałam szczerząc się.
-Czy może tak ty i twój rudy kolega zechcielibyście zagrać ze mną i ze Scottem ? - spytał przymilnie Er. Fred przytaknął znacząco i wstał. Ruszyliśmy ku stołowi Scotta i Erica.
~Tymczasem przy stole Fred i Carmen zostawili dwie osoby. Te osobistości nie znały się i nie wiedziały ile będą wkrótce dla siebie znaczyły. *perspektywa Georga* ~
Mój braciszek odszedł od stolika wraz z Carmen Black. Zostawili mnie i Rose Martin, przyjaciółkę Carm ze szkoły. Ciemna blondynka patrzyła na mnie z lekką nieśmiałością morskimi tęczówkami.
-Too... Skąd się znacie z Carmi ? - spytałem z delikatnym uśmiechem. Ona go odwzajemniła.
-Ze szkoły. Poznałyśmy się, gdy rzuciłam Drętwotę na Kruma. Wiesz, to było konieczne, bo on rzucał na Blackównę Crucio. - zadrżała ledwo dostrzegalnie.
-Gratuluję odwagi. - powiedziałem z szerokim uśmiechem.
-Dzięki. - mruknęła ona. Po chwili między nami zapadła niezręczna cisza. Zacząłem stukać palcami o blat. Rose rozejrzała się po lokalu. Ciekawe czy i ona będzie chodzić do Hogwartu.
-Przenosisz się z Beauxbatons, tak jak Carmen ? - spytałem głośno.
-Tak. Wczoraj dostałam list. A czy ona też dostała ? Na śmierć zapomniałam się spytać. - mruknęła radośnie panna Martin. Zaśmiałem się.
-A myślisz, że czemu wczoraj całowała się z Fredem w naszym pokoju ? - spytałem już trochę rozluźniony.
-Wydaje mi się, że o tym jakże istotnym szczególe zapomniała mi wspomnieć. - zaśmiała się lekko Rose.
-Do jakiego domu chciałabyś trafić ? - spytałem opierając łokcie na stoliku i upijając łyk Ognistej. Alkohol pobudził moje zmysły, ale również zamroczył lekko umysł i trzeźwe myślenie.
-Ravenclaw, bądź Gryffindor. - powiedziała ona również upijając bursztynowego płynu.
-Lubisz Ognistą ? - spytałem uśmiechając się szeroko.
-Oczywiście, ale to właśnie tamta co gra. Mnie do tego kiedyś zmusiła. Potem łaziłam po Beauxbatons jak potłuczona, a Carm goniła za mną, bo Whisky działa na mnie jak Veritaserum. Nie wszyscy, niestety, byli z tego zadowoleni. - powiedziała z uśmiechem na ustach. Czułem z nią pewną nić porozumienia.
-Taa. Znam to. Potem koza i sprzątanie jakichś obrzydliwych rzeczy. - powiedziałem ze zrozumieniem. Po chwili w sali rozległ się krzyk. Był to krzyk kobiecy z powodu zapewne dwóch mężczyzn, którzy okładali się pięściami. Nie, nie może być. Wstałem od stolika i ruszyłem na pomoc Carmen, która zawisła w przestrzeni między nimi. Zauważyłem, że uczestniczy w tym mój brat. O co mogło pójść ?
_________________________________________________________
Haah. No i jest kolejny. Kocham was, moich czytelników. Wybaczcie za jakiekolwiek błędy. Poza tym dzięki, że czytacie. Koocham :* 

5 komentarzy:

  1. Ehh tak ciekawie się zapowiadał no nic o co poszło na pewno o Carm ;) Rose & George <33 Aleś walnęła prosto z mostu (y) ehh... Oprócz gry i G&R nic się zbytnio nie dzieje, a i ognista tylko tak działała za 1 razem ;) Fred i Eric hym można się domyślić ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A no i te rozdziały coraz krótsze ? :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahh. I żeby nie było, bo PEWNE osoby się rzucają. Napisałam, że zawisła w przestrzeni miedzy nimi. Niestety ona nie może używac magii przy mugolach, bo Ministerstwo, więc tam powinno być, że stanęła między nimi. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. kurde to są faceci -_- Muszą się bić? Nie można pogadać? hehehehehe Carmi tak na nich działa :)

    OdpowiedzUsuń