niedziela, 6 stycznia 2013

14. "Przytul ode mnie Syriusza i tych co ci właśnie zaglądają przez ramię."

Hermiona schodziła powoli po schodach. Ron zerwał się i podbiegł do niej pomagając jej zejść na dół. Po chwili weszli do kuchni. Brązowowłosa usiadła przy stole i zaczęła jeść posiłek podstawiony jej pod nos. Do okna zastukała sowa. To była nasza sowa, tak w sumie to Rudolfa, ale zostawiał ją przy Grimmauld Place, gdy wyjeżdżał do Ministerstwa. Ptak miał do nogi przywiązany mały rulonik, a w dziobie większy i za stemplowany list. Najpierw odwinęłam rulonik. Ujrzałam radosne, choć w cholerę krzywe pismo Rud'a. Widać, że pisał na szybko. "Kochana Carmi. Wiem, że sadzę takie hieroglify, że być może się nie doczytasz. No, ale cóż. Sowa przyniosła ci list z Hogwartu. Gratuluję. Namówiłem Syriusza i od września będziesz chodzić do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Całuję Rudolf. P.S. Pozdrów od nas wszystkich." Uśmiechnęłam się lekko i wsadziłam świstek do kieszeni w spodenkach. Otworzyłam list i zaczęłam czytać. "Droga panno Black. Z wielką przyjemnością pragnę poinformować panią o przyjęciu pani do Hogwartu. Będzie się pani u nas kształcić przez kolejne 3 lata. Poza tym, z powodu, iż nie jest pani jeszcze przydzielona do domu. Zapraszam na ceremonię przydziału. Zostanie pani przydzielona tuż przed pierwszoroczniakami. Jeszcze raz gratuluję. Albus Dumbledore. P.S. Z drugiej strony spisane są wszystkie niezbędne rzeczy do Hogwartu." Zaśmiałam się. Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
-Jadę do Hogwartu. - powiedziałam z uśmiechem na pół ryja. Weasleyowie zaczęli mi gratulować, a Fred stał na uboczu. - Zaraz wracam. Idę odpisać Rudolfowi. - powiedziałam z uśmiechem i ruszyłam powoli na górę. Otworzyłam drzwi i usiadłam na biurku. Wzięłam pergamin, pióro i atrament. W tej chwili do pokoju ktoś wszedł. Zobaczyłam rudą czuprynę. Na moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech.
-Gratuluję ci uczennico Hogwartu. - powiedział Fred i zbliżył się do mnie.
-Dziękuję weteranie w Hogwarcie. - zaśmiałam się i pocałowałam lekko Weasleya w usta, po czym wtuliłam się w wysokiego Gryffona. On uśmiechnął się szeroko.
-Mama powiedziała, że jeśli chcesz i jeśli masz pieniądze to możesz razem ze mną i z Georgem teleportować się jutro na Pokątną i kupić kilka rzeczy do szkoły. - powiedział Fred głaszcząc mnie palcami po policzku.
-Pewnie. - odpowiedziałam całując go w policzek. - Ale teraz proszę. Daj mi napisać list. - zaśmiałam się lekko i zaczęłam pisać. "Kochany Rudolfie. Dzięki ci za wszystko. Kocham cię braciszku. Nie wiesz nawet jak bardzo się cieszę. Polubiłam Weasleyów, Pottera, Granger i innych. Wiedziałam, że zawsze mogę na ciebie liczyć. Całuję Carmi. P.S. Przytul ode mnie Syriusza i tych co ci właśnie zaglądają przez ramię." Zwinęłam pergamin w rulonik i zeszłam na dół. W kuchni siedziała dokarmiana sowa. Uśmiechnęłam się. - Diable. - powiedziałam cicho, a czarna sowa z białymi kropkami usiadła mi na ramieniu. Przywiązałam do jej nóżki list. Otworzyłam okno. Diabeł wyleciał przez nie i pomknął po niebie.
-Diabeł ?? - spytał Potter dziwnym głosem.
-Rudolf go nazywał. Wtedy... Wtedy był sługą. - mój głos lekko się załamał, ale po chwili wrócił do normy. - Proponuję tę dobrą wiadomość uczcić meczem Quidditcha, bo bardzo dawno nie grałam. Ostatnio chyba u Draco. Taak. Przeciwko niemu. Spadło mi się uroczo z miotły i prawie rozbiło czaszkę, no ale. - powiedziałam ze śmiechem.
-D-Draco ? - spytała Ginny dziwnym głosem. - Draco Malfoy.
-Tak. To mój kuzyn. - powiedziałam z uśmiechem. - Uwielbiam go. Jest miły, kochany, gadatliwy, no i przede wszystkim współczujący. - dodałam rozmarzonym głosem. Wszyscy tu zgromadzeni spojrzeli na mnie dziwnymi wzrokami. Zauważyłam, że nie ma Molly, Arthura, Charliego i Percy'ego.
-Czy ty na pewno wiesz co mówisz ? - spytała zdziwiona Hermiona.
-Oczywiście. - powiedziałam z przekonaniem. Uśmiechnęłam się lekko. - Wy znacie swojego Draco, a ja swojego. - odpowiedziałam z uśmiechem.
-No to co ? Idziemy zagrać ? - spytał radośnie Fred. Pokiwałam głową. - Miotły są w piwnicy. Kto chce grać ?? - spytał Weasley. Do góry wystrzeliły ręce Georga, Harrego, Rona i Ginny. Fred zaprowadził mnie do piwnicy. Pod ścianą stały śliczne Nimbusy 2000. Położyłam rękę na czerwonym.
-Mogę tą ? - spytałam z uśmiechem.
-To jest moja, ale pewnie, że możesz. - powiedział Fred.
-Nie no spoko. Nie będę ci miotły zabierała. - powiedziałam łapiąc jakąś ostatnią. Była zielona. Wzięłam ją do ręki. Weasley wziął ją i podał mi swoją. Już chciałam zaprzeczyć, że to jest jego miotła i mi nie przeszkadza latanie na zielonej.
-Bierz. - powiedział on z uśmiechem i pocałował mnie w czoło. Wzięłam 3 miotły. Fred również. Zataszczyliśmy je na górę. Do mnie dopadł George i zabrał swoją czarną miotłę, a potem Ginny. Odeszła z pomarańczową. W ręku została mi czerwona. Była śliczna. Bądź co bądź również miałam czerwoną miotłę. Oczywiście posiadałam Błyskawicę, no ale. Fred zatargał kafla wraz ze swoją zieloną miotłą. Wyszliśmy na dwór.
-No to teraz trzeba wybrać drużynę. - myślałam głośno. Wszyscy przytaknęli.
-Niech Ginny i Carmen wybierają. - powiedział Potter. Chłopcy zgodzili się ze zdaniem Wybrańca. Stanęłam, więc obok Ginny.
-Harry. - powiedziała  z uśmiechem. Potter podszedł do niej i przytulił mocno.
-Fred. - mruknęłam cicho. Rudy podszedł do mnie, po czym stanął obok.
-George. - wybrała siostra rudzielca. Drugi bliźniak stanął przy siostrze. Ron przypadł nam. Cieszyłam się.
-Może jakiś zakładzik ? - spytałam uśmiechając się głupio.
-No w sumie czemu nie ? - odpowiedział pytaniem na pytanie Potter. - Ci co przegrają... Muszą... Wypić Eliksir Rozśmieszający. - uśmiechnął się lekko.
-Spoko. A ci, którzy wygrają dostają po butelce Ognistej. - dopowiedziałam śmiejąc się. Wszyscy pokiwali głową. Hermiona była sędzią. Usiadła na drzewie. Mecz się zaczął. Kafel latał między nami. Ron stał przy 3 pętlach. Dobrze sobie radził. Po chwili straciliśmy pierwsze 2 punkty. Na nieszczęście Pottera bardzo szybko je nadrobiliśmy, a nawet potroiliśmy ich ilość. Gra szybko mijała. Dostałam kaflem w plecy. Zresztą tak jak chyba wszyscy, więc marne pocieszenie.
-Koniec gry. - krzyknęła Hermiona, a my wylądowaliśmy na ziemi. Zeszłam z czerwonej miotły i trzymałam ją w dłoni. - Wygrała drużyna Carmen. - powiedziała Grangerówna, gdy już starabaniła się na dół. Uśmiechnęłam się. Wygrałam Ognistą. (*w*) Przytuliłam Freda i Rona.
-Świetnie graliście. - powiedziałam i odwróciłam się do Pottera. Jego również przytuliłam. - Nie smuć się Wybrańcu. - mruknęłam mu drażliwie do ucha.
-Dobrze Carm. - powiedział on i podstawił mi nogę. Upadłam na twarz. Obróciłam się na plecy. Było już ciemno. Chyba nikt tego nie zauważył. Po chwili obok mnie położyli się przyjaciele. Stykaliśmy się głowami. Tak bardzo się cieszyłam na wieść o Hogwarcie. No, ale trzeba wstawać, bo jutro na Pokątną. Wstałam. Wraz ze mną Weasleyowie, Potter i Grangerówna. Poszliśmy na kolację, która trwała dosyć krótko. Opowiadaliśmy o naszym meczu. Zostało ustalone, że kara będzie jutro. Po moim przyjściu. Ruszyłam najedzona na górę. Wzięłam piżamki i poszłam do łazienki. Umyłam się starannie i założyłam piżamki. Wyszłam z pomieszczenia. Fred i George dyskutowali o jutrzejszym wyjściu.
-Czyli siecią Fiuu, tak ? - spytał Fred prawie pewny swego. George pokiwał głową i ziewnął.
-Ojj. Komuś się tu chce spać. - mruknęłam wchodząc powoli pod kołdrę. - I nie mówię tu o was. - powiedziałam z lekkim uśmiechem i zamknęłam oczy. Młodszy bliźniak podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło. - Branoc Freddie. - mruknęłam pod nosem i po chwili zasnęłam. Żadnych snów. To akurat dobrze. Alastor mnie nie nawiedza. Jeszcze lepiej. Obudziły mnie lekkie promienie słoneczne muskające moją twarz. Durne słońce. Mruknęłam ciche : "Cholera" pod nosem i zwlokłam się z łóżka. Zabrałam tym razem mój ulubiony, czerwony zestaw i ruszyłam do łazienki. Ogarnęłam twarz i ubiór. Wyszłam z pomieszczenia i wzięłam czerwone, lekko wysłużone trampki. Założyłam je szybko na nogi. Fred i George spali. Nie. Aquamenti już było. No i przede wszystkim nie chcę ryzykować kolejnym Levicorpus. - Avis. - mruknęłam, a obok mnie zaczęły latać małe ptaszki. Uśmiechnęłam się wrednie i kazałam im zacząć dosyć boleśnie dziobać śpiących królewiczów. Po ich krzykach i pogróżkach wnioskowałam, że nie byli zbyt zachwyceni z tego rodzaju pobudki.
-TY. - krzyknął rozwścieczony George. Bardzo szybko teleportowałam się do kuchni. Jeszcze nikogo nie było. Usłyszałam krzyk dochodzący ze schodów. Tak, to był starszy bliźniak. Zaczął mnie gonić, co niestety przerodziło się w wyścig dookoła stołu w kuchni. Tak bardzo nie śmiałam się już dawno. Wreszcie rudy uspokoił się i usiadł zziajany.
-Cooooo taaaaam ?? - spytałam specjalnie przeciągając sylaby, by go trochę podrażnić. Spojrzał na mnie nienawistnym wzrokiem, po czym odkrył, że siedzi w kuchni w swojej uroczo zielonej piżamce ze ślicznym hipogryfkiem na piersi. Znów zaczęłam się śmiać. W drzwiach stał ten z lwem na piersi. Uśmiechał się do mnie. Po chwili zniknął idąc na górę. Zaczęłam robić śniadanie. Tym razem były to tosty. Z racji tego, iż ja nienawidziłam tostów z dżemem, rąbnęłam sobie jeden z Nutellą. Im dałam po dwa z dżemem. Położyłam to ładnie na talerzykach i każdemu polałam po ćwierć szklaneczki Ognistej. Tak na dobry początek dnia. Po chwili zabliźniony i ten wściekły zeszli z góry. Zobaczyli śniadanie.
-Chyba ci wybaczę te ptaki. - powiedział wyszczerzony bliźniak. Usiadł do stołu i zaczął jeść. Ja wstałam i pocałowałam tego drugiego w policzek.
-Cześć słoneczko. Gotowa do drogi ?? - spytał słodko Fred.
-Pewnie, ale najpierw zjedz śniadanie. - powiedziałam z uśmiechem. Młodszy zaczął jeść, a ja wykombinowałam proszek Fiuu. Wszystko było gotowe. Torba leżała obok mnie. W niej było około 20 galeonów. Jak nie więcej. Różdżka wsunięta luźno w pasek. Byłam gotowa. Oni chyba też, bo po odstawiali talerze do zlewu. Wzięłam garść proszku i sypnęłam nim w kominek. Ukazały się mi zielone płomienie. - Na Pokątną. - mruknęłam i po chwili zobaczyłam wielkie sklepy i dużo czarodziejów, czarownic, charłaków i przeróżnych innych stworzeń. Moment za mną pojawił się Fred, a za nim jego kochany braciszek.
-Gdzie idziemy najpierw ? - spytał George. - Proponuję do Madame Malkin. To ona szyje nam te szaty. - dopowiedział, a ja uśmiechnęłam się lekko.
-Prowadź wodzu. - mruknęłam i wskazałam ręką przed siebie. On zaczął iść tam gdzie mieliśmy, ale zobaczyłam dwie postacie. Jedną była ciemna blondynka oglądająca jakieś dziwne wynalazki, a tuż obok niej stał jakiś ciemnowłosy chłopak. Rzuciłam się dziewczynie na szyję.
-Carmen. - wrzasnęła moja przyjaciółka na pół Pokątnej.
-Rose. - odkrzyknęłam równie entuzjastycznie. Po chwili zobaczyłam Billa. Przytuliłam tego starego idiotę.
-Witaj Carm. - powiedział Bill tuląc mnie mocno. Przez rok szkolny podrósł, tak na oko, z 7 centymetrów.
-Hej. Co tam ? Co wy tu robicie ? - pytałam się na przemian to Rose to Billa. Ktoś za mną odchrząknął. Odwróciłam się. - Ahh. No tak, gdzie moje maniery ?? - spytałam retorycznie.
-Jakie maniery słoneczko ?? - odburknęła głośno Rosie i razem zaśmiałyśmy się lekko.
-No dobra. Nie ważne. To jest Fred. - pokazałam na tego z blizną. On podał dłoń Rose i Billowi. - A to jest George. - on również uczynił ten sam gest co brat. - A to jest Rose Martin, moja przyjaciółka oraz jej straszliwie nieznośny braciszek, Bill. - powiedziałam z uśmiechem i wystawiłam ciemnowłosemu język.
-No to co ?? Może uczcimy to miłe spotkanie Ognistą ? - spytała entuzjastycznie Rose.
-I bilardem. - powiedziałyśmy równocześnie, na co Fred i George spojrzeli zdumieni, a my po prostu się roześmiałyśmy. To było na poziomie dziennym mówić coś razem.
-Co to jest bilard ? - spytał Fred robiąc zdziwioną minę.
_________________________________________________________
Heeh. No i jest. <3 Nawet mi się podoba. Nie wiem co by tu jeszcze... Hmm... Miłego czytania.

5 komentarzy:

  1. I LOVE YOU SO MUCH <-- if U know what I mean ;) Ahh so true, so true. Okej pojechałam angielszczyzną czas na polski. Kocham Rose, George, Carmi ogólnie wszystkich <33 spadaj 8 teraz jest 14 ;) naj, ach co by tu jeszcze oczywiście tradycja na priv, ale jakoś tak nie przepadam za Billem <- if U know wath I mean :> Ehh 9 stycznia nie wytrzymam ;) Aww Rose ^^, bilard ale nie wspominaj o tym że często komuś wypada bila he he he xD no co 15 min. i jest okej ;) Co by tu jeszcze dodać przykrótkawy mogłś bardziej rozwinąć końcówkę, gdyż aczkolwiek ona mi się najbardziej podobała <---- i się powtórzę if U know what I mean

    OdpowiedzUsuń
  2. -I bilardem. - powiedziałyśmy równocześnie, na co Fred i George spojrzeli zdumieni, a my po prostu się roześmiałyśmy. To było na poziomie dziennym mówić coś razem. <-- aww I LOVE YOU TOO ;) Ale wiesz to dziwne i miejscami przerażające, of course nie nas, innych ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra kochana, jak na dzisiaj tyle! Spaaaaaaać! Oczy mi się same zamykają ;/Jutro dokończę ^^

    OdpowiedzUsuń