czwartek, 28 marca 2013

43. "Wszyscy żyją i wszyscy umierają."

W "komnacie" zjawił się Peter Pettigrew. Crouch zmierzył go nienawistnym spojrzeniem. Glizdogon uśmiechnął się chamsko do Barty'ego.
-Widzę młody, że nie za dobrze ci to idzie. Czarne Pan nie jest zadowolony. - mruknął ze śmiechem. Spojrzałam zdezorientowana na Juniora.
-O co mu chodzi ? - spytałam, a Weasley mimo wcześniejszych emocji i przytulił mnie mocno.
-Ojej. Widzę, że kolega zapomniał nadmienić o tym, gdy cię całował. - zaczął niewinnie Peter. Zatarł ręce z wyraźną satysfakcją. Barty nie wyglądał na zadowolonego. - Crouch miał cię uwieść, by Czarny Pan mógł wykonać na tobie zadośćuczynienie za Rudolfa. - wyjaśnił Pettigrew. Ręce Freda zacisnęły się mocno na moim swetrze.  Był cholernie zły.
-Nienawidzę cię. - krzyknęłam i wpadłam rudemu w ramiona. On przycisnął mnie mocno do siebie. Jego ciało dawało mi spokój, którego tak potrzebowałam.
-Carmen, skarbie... - zaczął Crouch.
-Zamknij się. - warknął Fred i pocałował mnie w czoło. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
-Nie dobrze mi. - szepnęłam i złapałam się dłońmi za skronie.
-Spokojnie. Oddychaj głęboko. - dukał Weasley chyba usiłując sobie przypomnieć słowa Scotta. Wciągnęłam powietrze już z większą swobodą. Spojrzałam na Petera.
-Co Voldemort myślał sobie powierzając temu głupiemu idiocie tak ważne dla niego stanowisko ? - rzuciłam ironicznie i wstałam. Wyciągnęłam różdżkę i ku zaskoczeniu Glizdogona, Freda i Croucha, wycelowałam w tego ostatniego. - Myślałam, że mogę ci zaufać, albo że będziesz ze mną szczery, ale nie. Ty tylko działałeś na usługi Czarnego Pana. Jak mogłam myśleć choćby o samej przyjaźni ?! Byłam głupia. A ciebie Fredzie przepraszam, że ci nic nie powiedziałam o tym nędznym karaluchu. Bałam się twojej reakcji. - dodałam coraz bardziej spokojnym tonem. Po chwili Fred dobył swojej różdżki i stanął obok mnie. Tyle tylko, że on celował w Petera.
-Jak się stąd wydostać ? - spytał Fred, a Peter zaczął się śmiać.
-Stąd nie ma wyjścia. - wyjaśnił entuzjastycznie, ale trochę z grozą. Opuściłam różdżkę i usiadłam na kamiennej posadzce.
-To nie ma sensu. - mruknęłam i zabrałam magiczny kij Weasleyowi.
-I przylazłeś tu tylko po to, by wyjawić plan Czarnego Pan ? Jeśli stąd nie da się wyjąć to i ty jesteś skazany na śmierć. - powiedział Barty całkiem rozsądnie. Łypnął na mnie brązowymi oczami. Cholerne podobieństwo do rudzielca. Weasley usiadł obok mnie i spojrzał na Pettigrew.
-Ja jestem animagiem. - zaśmiał się Glizdogon. Nie mam pojęcia co to ma do rzeczy, ale dopiero teraz zauważyłam świetlistego szczura krążącego po podłodze. Patronus ! Pod nieuwagę Petera zwróciłam ku niemu różdżkę.
-Conjuctivitis. - wyszeptałam, a on zaczął się słaniać przed oślepiającym światłem. - Błyskatioom. - dodałam, a jego wielkie i opasłe cielsko upadło na ziemię. Aura stawała się tak gęsta, że można było nią smarować kanapki i jeść. Chyba jestem głodna.
-Expecto Patronum. - krzyknęłam wraz z Fredem. Z mojej różdżki buchnął wielki smok, a z jego hiena. One zatrzymały czarne kreatury. Zaczęliśmy uciekać, ale to było jak labirynt. Za nami biegł Barty. Potknęłam się i runęłam na ziemię. Jak w każdym mugolskim filmie musiałam się potknąć ! Oczywiście ! Crouch wziął mnie na ręce i biegł dalej. Trochę bolała mnie kostka, więc się nie rzucałam.
~Trochu pomerdałam, ale to nic. Teraz przejdźmy do Farro. Siedzi właśnie w szatni i szykuje się na trening. *perspektywa Scotta*~
Carmen nie było na śniadaniu, a to jest dziwne, bo były tosty z Nutellą, a ona potrafi się oderwać od wszystkiego, nawet od książki i to w pół słowa, a potem zjeść kilka kanapek.
-Scott wyłaź już. - krzyknął Krum, a ja zabrałem swoją miotłę i wylazłem z szatni. Na trybunach siedziała Tatia. Pomachałem jej wesoło i podszedłem do bułgara.
-Za tydzień mecz, a teraz nie ma dwójki zawodników. - mruknął uczeń Durmstrangu. Może jest chamski, ale grać potrafi jak nikt inny.
-Spróbujmy bez nich. - zaproponowała Alicja Spinnet.
-Nie. - odpowiedział oschle Wiktor i rozejrzał się po trybunach. Na nich siedziała Tatia oraz chyba Malfoy. Bułgar wzniósł się na miotle. Podleciał do Salvador'ówny i zaczął z nią gadać. Nie słyszałem rozmowy, ale Tatia zaczęła się śmiać. On bez jej gadania wciągnął ją na miotłę i zleciał obok mnie.
-Nienawidzę cię głupi gburze. - mruknęła do bułgara, ale ten odleciał i nie usłyszał. - Oo cześć kochanie. - powiedziała z entuzjazmem do mnie. Złapałem ją za dłoń i zaprowadziłem pod szatnię dziewczyn.
-W środku w szafce numer 19 masz strój i czerwoną Błyskawicę. - wyjaśniłem i pocałowałem ją w policzek. Ona zmierzyła mnie morderczym wzrokiem, ale weszła do szatni. Oparłem się o ścianę obok drzwi. Czekałem krótko, a ona wyszła ubrana i z miotłą w dłoni.
-Gotowa ! Zadowolony ? - spytała głupio, a ja pokiwałem radośnie łbem. Podeszliśmy do zastępcy Pottera. Malfoy stanął obok mnie.
-Farro pętle. Ja i Malfoy rywalizujemy o znicza. Spinnet, Salvador i Bell musicie zdobyć gola u Farro. Weasley zajmie się tłuczkiem ! - wyjaśnił Wiktor szybko, a ja wzbiłem się w górę. Poczułem wiatr w stosunkowo krótkich włosach. Podleciałem do pętli. Zaczął się trening. Było dobrze. Obroniłem większość kafli, aż wreszcie George zbyt mocno odbił tłuczka i pierdzielnął nim Salvador. Ona zaczęła spadać bezwładnie w dół. Podleciałem pod nią i złapałem w locie. Zleciałem na ziemię. W sumie to tak samo jak cała drużyna.
-Przepraszam. Ja nie chciałem. - dukał nerwowo George. Spojrzałem na niego i wziąłem Tatię na ręce. Taszczyłem ją ku zamkowi. Za mną szła pielgrzymka składająca się z Alicji Spinnet, Draco Malfoya, Katie Bell, Wiktora Kruma oraz George'a Weasley'a. Ten ostatni szedł jakby przygaszony. Wleźliśmy do skrzydła. Znałem tu chyba każdy kąt. Spojrzałem na stołek, na którym niegdyś siedział Rudolf. Położyłem Salvador delikatnie na łóżku szpitalnym. Z dodatkowego pokoju wyszła pani Pomfrey.
-Boże. Scott !? Co się znowu stało ?! - prawie krzyczała.
-Czy zawsze jak jestem to musi się coś stać ?! - mruknąłem retorycznie, ale wskazałem na Tatię. Pielęgniarka podeszła do niej.
-Za kilka godzin powinna się obudzić, ale nie mogę obiecać pełnej pamięci. - mruknęła biała głosem specjalisty. Złapałem Salvador za dłoń.
-Będzie dobrze. - powiedział Malfoy i położył mi rękę na ramieniu.
~Carmi, Fredowi i Barty'emu udało się wyjść z labiryntu. Tylko gdzie teraz ?! *perspektywa Carmen*~
Usiadłam, a wręcz mnie położono na ziemi. Spojrzałam na Croucha. Byłam na niego zła.
-Dziękuję za uratowanie życia, ale misji ci nie wybaczę. - burknęłam w jego kierunku i wyciągnęłam różdżkę. - Enerwate. - wypaliłam, a moja kostka była jak nowa. Opadłam na plecy i spojrzałam na lekko zachmurzone, lecz tak samo piękne niebo.
-Carmen. Ja nie chciałem. Zostałem zmuszony pod karą śmierci. Normalnie nie próbowałbym poróżnić się z Fredem. Nie rzuciłbym na Kruma Imperiusa, by kazał ci wymazać pamięć zdrajcy... - urwał, bo spojrzałam na niego surowo. - Rudzielcowi. - dodał i spuścił głowę w dół. To nie był już ten sam Śmierciożerca co 2 lata temu. Teraz był spokojniejszy i pokorniejszy. Wstałam i pokuśtykałam do zasępionego Freda. Ten spoglądał na mnie z bólem. W tym momencie zrozumiałam, że to ja go krzywdzę najbardziej. On tylko przysunął mnie mocno do siebie i ucałował delikatnie w usta. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się lekko tą chwilą.
-Kocham cię. - wyszeptał Weasley cichutko, z ja uśmiechnęłam się. On nie potrzebował moich zapewnień o miłości.  On to wiedział. Wtem usłyszałam piskliwy krzyk Croucha. Automatycznie otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
-Tam jest jaskinia. - wyjaśnił entuzjastycznie, a ja zauważyłam czarne chmury na niebie. Wstałam i otrzepałam się z niewidzialnego kurzu. Ruszyliśmy ku wyrwie w kamieniu. Zaraz usłyszałam pierwszy grzmot, a z nieba spadły wielkie krople wody. Z racji, iż jaskinia była daleko przemokliśmy całkowicie. Wpierniczyliśmy się na środek kamiennego kręgu. Na ścianach było dużo rysunków. Głównie mroczne znaki i napisy "On żyje" lub "Zło powróciło". Przejechałam dłonią po jednym z nich.
-No to wydaje mi się, że dziś tu śpimy ! - mruknął dziwnym tonem Fred. Jeszcze raz rozejrzałam się i spostrzegłam napis malutkim i krzywym drukiem nabazgrany na jednej z ścian. "Wszyscy żyją i wszyscy umierają." Usiadłam i ściągnęłam sweter. Wyzmęłam wodę i powiesiłam ciuch na jednej ze ścian. Dotknęłam delikatnego materiału i usiadłam obok rudzielca. On przytulił mnie mocno.
-Wybaczysz mi ? - szepnęłam cichutko i spojrzałam mu w oczy. On tylko pokiwał głową i z uśmiechem zamknął oczy. Barty siedział przed wejściem do jaskini i wpatrywał się w deszcz. Ściągnęłam dłonie Freda z siebie i podeszłam do Croucha.
-Ja naprawdę tego nie chciałem. - wyszeptał cichutko, a ja ujęłam jego rękę.
-Nie możesz się postawić Voldemortowi ?! - spytałam i przejechałam palcami po jego policzku.
-Czy ty wiesz w ogóle o kim ty mówisz ? - skwitował moje pytanie brązowooki.
-Owszem. Mówię o jednym z najpotężniejszych czarodziei na świecie. Ale w sumie co ci szkodzi, może nie samo postawienie się mu, a na przykład ukrycie gdzieś daleko ?! - powiedziałam i oparłam głowę na jego ramieniu.
-Nie wiesz nawet jakbym chciał uciec, ale on mnie znajdzie. Wiesz przecież jakie Voldemort na wpływy. - dodał i przeczesał dłonią mokre włosy.
-Przemyśl to, a ja idę spać. - szepnęłam i przytuliłam Freda. Zasnęłam szybko. Obudziły mnie promienie słońca i delikatne zimno. Otworzyłam oczy i ujrzałam... ŚNIEG ! Przecież jest już druga połowa listopada... Dopiero. Wstałam i ubrałam dosyć wyschnięty sweterek. Nie dawał on należytego ciepła. Muszę wrócić do Hogwartu. A Świstoklik ?! Podbiegłam do Barty'ego i Freda. - Wstawać leniwce. - krzyknęłam na nich.
-O cholera. - powiedział Crouch patrząc na białe zjawisko. Wzięłam but i wyciągnęłam różdżkę.
-Portus. - mruknęłam i wyobraziłam sobie Hogwart. But delikatnie zaświecił na niebiesko. - Złapcie się za to. - warknęłam na nich, a oni szybko to zrobili. Po chwili znaleźliśmy się na Dziedzińcu Głównym.
-Bo wczoraj o tym nie mogłaś pomyśleć. - burknął zabawnie Fred. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
-Trzeba było o tym pomyśleć, a nie teraz moja wina ! - mruknęłam i rozejrzałam się. Tu też było dużo śniegu. Ruszyłam w stronę Wieży Gryffonów. - Do widzenia Barty. Jak będziesz w pobliżu to się odezwij ! - dodałam w stronę Croucha i pomachałam mu na pożegnanie. On zaśmiał się i pokiwał głową ze zrozumieniem. Weasley złapał mnie za dłoń, a ja wlazłam do pokoju wspólnego. Ruszyłam na górę i zabrałam nowe spodnie, czarne trampki, białą koszulkę i czerwony sweter Scotta. Nikogo nie było w dormitorium. Szybko się przebrałam i pocałowałam Freda w policzek.
-Chodźmy na śniadanie. - zaproponował Weasley. Poszliśmy powoli do Wielkiej Sali. Wszyscy spojrzeli na nas. To było takie dziwne być w centrum uwagi. Podleciała do mnie Rose. Przytuliłam ją mocno.
-Gdzie cię wcięło głupku ? - spytała i walnęła mnie mocno w plecy. Zabrakło mi tchu.
-Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Pogadamy później, bo jestem strasznie głodna. - dopowiedziałam i szybko ją wyminęłam. Dopadłam do stolika i wzięłam kilka tostów z Nutellą. Teraz spostrzegłam, iż nie ma Scotta. Spojrzałam na George'a.
-A gdzie wyście byli ? - spytał starszy bliźniak. Wzruszyłam ramionami i połknęłam kanapkę.
-Żebym to ja wiedział. - mruknął Fred i usiadł obok mnie. Podsunęłam mu talerz tostów pod nos. Do Sali ku zaskoczeniu wszystkich weszła...
_________________________________________________________
Jest i Taa Daam. :3 Nie podoba mi się końcówka, bo nie miałam na nią żadnego pomysłu. Mam nadzieję, że wasza przychylność, jeśli jakaś jest, do Croucha nie zniknęła. :3 Kocham was i pozdrawiam. Ten rozdział pragnę zadedykować Martwej Bejbi, Patrycji, czyli mojej imienniczce, Loony, Hermioniji, Klaudii i Wiktorii. Jeszcze raz kocham i dziękuję za tyle wyświetleń. :3 

niedziela, 24 marca 2013

42. "Machasz tymi swoimi "kocham cię", jak prostytutka torebką."

Wiktor Krum stał na środku pokoju i całował się z Alicją Spinnet. Zrobiło mi się niedobrze. Weasley ujął moją dłoń i zaprowadził do pokoju. Rose spała z George'm, Lee sam, a Scotta gdzieś wcięło. Ściągnęłam sweter układając go schludnie na łóżku Farro. Uśmiechnęłam się do Freda. Szybko zrzuciłam spodnie i ległam na łóżko rudzielca. Zamknęłam oczy, po czym poczułam nagą klatkę piersiową napierającą na moje ciało. Wtuliłam głowę w odkrytą część jego ciała. Do pokoju wszedł Scott. Wyglądał na zadowolonego. Usiadłam na łóżku rudzielca.
-Co tam ? - spytałam gładząc Weasley'a po nagim ramieniu.
-Byłem na spotkaniu z Tatią. - wyjaśnił szczerząc się niemiłosiernie.
-Carmen, chodź do łóżka. - usłyszałam marudzenie rudzielca.
-Śpij. - mruknęłam i poklepałam go po policzku. - No i co dalej ? - spytałam zniecierpliwiona. Spojrzałam na Scotta. Fred położył swoją głowę na moich kolanach. Przygryzłam delikatnie wargę i położyłam dłonie na twarzy rudego.
-No cóż mogę powiedzieć ?! Było zarąbiście. - powiedział z entuzjazmem.
-Gratuluję skarbie. - odpowiedziałam Scottowi i przełożyłam jedną dłoń na klatkę piersiową Freddiego. Poczułam miarowe bicie jego serca.
-Dobranoc kochanie. Tobie Fredzie również tego życzę, choć z tego co widzę to niepotrzebnie. - mruknął Farro ze śmiechem. Podziękowałam i położyłam się w łóżku. Weasley przytulił mnie i łapczywie wpił się w moje usta. Włożyłam dłoń w jego włosy. Jego ciało znów napierało na moje. Zanurzyłam się w rozkoszy pocałunku Freda. Dłonie rudzielca błądziły po moim ciele. Odsunęłam się od niego i przerwałam tak prywatną dla nas chwilę.
-Nie tu. Nie teraz. - szepnęłam i zamknęłam oczy. On tylko się uśmiechnął. Zasnęłam szybko i głęboko. Obudziło mnie szturchanie w żebro. Otworzyłam jedno oko i ujrzałam twarz Scotta. Fred, George, Rose i Lee nadal spali. Ściągnęłam dłoń Weasley'a z mojego brzucha i wstałam. Tym razem wzięłam fioletowy sweter mojego chłopaka z wielkim F na piersi, jasno-jeansowe spodnie i czarną koszulkę. Do tego mocno zjechane fioletowe trampki. Polazłam do łazienki i ubrałam się w przygotowany zestaw. Rozpuściłam włosy i pomalowałam rzęsy, po czym podwinęłam rękawy swetra i wyszłam z pomieszczenia. Scott wstał. Złapałam go za dłoń i wyszliśmy z dormitorium, a potem pokoju wspólnego.
-Gdzie idziemy ? -spytał Farro z uśmiechem.
-Jest sobota, a ja tak dawno nie byłam w Sowiarni. - mruknęłam ironicznie. - Co powiesz na bibliotekę ? - dodałam i już kierowałam się w stronę obranego sobie celu. Scott mnie zatrzymał.
-Powaliło cię ? - spytał, a ja udałam oburzoną. Założyłam dłonie na piersiach i prychnęłam, po czym wzbiłam wysoko głowę. Scott spojrzał na mnie z góry i mocno przytulił. Cholerny wielkolud. - To biblioteka ?! - mruknął zrezygnowany, a ja pocałowałam go w policzek.
-Kocham cię. - powiedziałam i ze śmiechem zaczęłam go targać ku pomieszczeniu z księgami. Farro przewrócił oczami i poddał się podążając za mną. Weszliśmy do wielkiego pomieszczenia wypełnionego książkami po brzegi. Stanęłam na środku i uśmiechnęłam się promiennie. Poszłam do działu "Quidditch". Znowu zobaczyłam Kruma. Tym razem był tam z Katie Bell. To już była gruba przesada. Spojrzałam na Scotta, a on pociągnął mnie gdzieś wgłąb biblioteki.
~Przejdźmy teraz do naszych śpiochów. *perspektywa Freda*~
Z zamkniętymi oczami błądziłem po łóżku. Nikogo nie było obok mnie. Czemu ona wstaje tak wcześnie ?! Otworzyłem jedno oko i ujrzałem Diabła w oknie. Wstałem i powoli otworzyłem okiennicę. Do pokoju wleciała sowa Carmen. Pogłaskałem ją po łebki i odebrałem pergamin. Ptak dostał krakersa i odleciał. Rozwinąłem karteczkę bez pieczęci. To była wiadomość od jej braci. "Droga Carmi. Zacznijmy od tego, iż nie uwierzysz w tę wiadomość. Rudolf <per ja> żyję..." Zamurowało mnie. Nie musiałem czytać reszty. Szybko wciągnąłem spodnie, zielony sweter i czarne trampki. Włosy odstawały mi na wszystkie strony. Wybiegłem jak burza z dormitorium i zbiegłem do pokoju wspólnego.
-Widziałyście Carmen ? - spytałem dwie dziewczyny siedzące na fotelach. Zaprzeczyły głowami, a ja wypadłem z Wieży Gryffonów. Wleciałem w profesora Snape'a.
-Weasley co ty robisz ? - spytał z delikatnym wnerwem.
-Nie widział pan przypadkiem Carmi ? - spytałem i właśnie mnie olśniło. Fred, ty cholerny deklu. Masz przecież mapę Huncwotów. Nie czekając na reakcję tłustowłosego ruszyłem do pokoju. Otworzyłem drzwi i zaryłem nimi w nogę najbliższego łóżka. Lee się obudził. Zacząłem nerwowo szukać mapy.
-Pod szafą. - podpowiedział Jordan ziewając. Zaglądnąłęm i pod "Narnię". Ująłem świstek i otworzyłem delikatnie pergamin. Przyłożyłem koniec różdżki do strony.
-Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. - mruknęłam, a na mapie pojawił się plan Hogwartu. Ujrzałem ślad z napisem "Carmen Black". Obok niej stał ślad z podpisem "Scott Farro". To była biblioteka. Wybiegłem z wieży i skierowałem się ku Carmi. Biegłem dość szybko. Kilkoro uczniów nie było zadowolonych, ale zignorowałem to i wreszcie dopadłem odpowiedniego pomieszczenia. Otworzyłem wrota i ujrzałem wielką salę wypełnioną książkami. Spojrzałem na panią za biurkiem.
-Carmen jest w dziale ksiąg o Historii Magii. - wyjaśniła nim zdążyłem spytać. Ukłoniłem się lekko i poszedłem w tamtą stronę. Niestety nie znalazłem ich tam. Usłyszałem szept z działu ksiąg zakazanych. Podszedłem bliżej.
-"...nikt nie wie co się stało z domniemanym dzieckiem Meropy Gaunt. Według niektórych i, jak do tej pory, nie sprawdzonych źródeł Orion Black, czyli syn Walburgii, ojciec Syriusza, Bachusa, Romulusa, Regulusa, Rudolfa i Carmelity, pomagał ukrywać się Meropie oraz jej malutkiej córeczce." A widzisz ?! Siostra Voldemorta zabiła Rudolfa. Ona chodziła do Hogwartu. Skarbie, ja ją znałam. To była Nina Main. Znaczy się Riddle. To ona zaavadowała mojego brata. - szeptała zawzięcie Carmen.
-Kochanie czy ty siebie słyszysz ? Jak Ślizgonka mająca zaledwie 15 lat mogłaby zabić bez skrupułów ? - odparł Scott. Wydaje mi się, iż powinienem wkroczyć.
Carmi spojrzała na mnie i szybko zamknęła wielką księgę.
-Mam list ! - mruknąłem i podałem jej pomięty pergamin. Ona zaczęła czytać i otworzyła usta. Jej oczy wyrażały ból.
-Ojciec poświęcił się za Rudolfa. - wyszeptała przejęta panna Black, po czym przytuliła mocno Farro. On jedną dłonią gładził ją po plecach, a w drugiej trzymał list. Ta wiadomość mną wstrząsnęła. Usiadłem na ziemi i zakryłem twarz dłońmi, po czym przetarłem kłykciami zmęczone i niewyspane oczy. Po chwili poczułem czyjeś ciało przylegające do mojego. Carm wtuliła głowę w ramię i pocałowała mnie delikatnie w szyję. Wyciągnąłem ramiona i przytuliłem ją mocno. Spojrzałem na Black'ównę. Scott pożegnał się z nami i odszedł z wielkim uśmiechem. Carmen wstała i oparła się o ścianę. Podszedłem do niej i pogłaskałem ją lekko po policzku. Coś jakby przeskoczyło i po chwili spadaliśmy w dół czarnym tunelem. Moja dłoń obejmowała brunetkę w talii. Upadliśmy z lekkim trzaskiem. Podłoga była twarda. Usiadłem i spojrzałem na dziewczynę.
-Żyjesz jeszcze ?! -spytałem, a ona usiadła i rozejrzała się po pomieszczeniu. Ja również to uczyniłem. Na ścianach były figury gargulców, trolli, starych rycerzy w zbrojach pokrytych rdzą. Przez środek podłogi przechodził gigantyczny marmurowy wąż.
-Gdzie my jesteśmy ? - wyszeptała zlękniona. Wstałem i podałem dłoń pannie Black. Ona dźwignęła się na nogi i podeszła do ściany. Przejechała dłonią po wypukłościach w niej rzeźbionych. I co teraz ? Słyszeliśmy jak drzwi się zamykają, więc nie mamy wyjścia.
-Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. - odpowiedziałem podchodząc do niej. Przypomniałem sobie, że w wewnętrznej kieszeni jej swetra mam czekoladowego batonika. Dotknąłem jej brzucha i wjechałem dłonią pod sweter. Ona spojrzała na mnie z delikatną rezerwą. Wyjąłem batona i podałem go Carmen. Ona uśmiechnęła się i użarła kawałek. - Smacznego. - mruknąłem z uśmiechem i zjadłem połowę.
-Delikatnością aż grzeszysz kotku. - powiedziała moja współtowarzyszka na co ja ukłoniłem się lekko i zaśmiałem z pełną gębą.
~Wyżarli batona. Teraz przejdźmy do mojego Farro. *perspektywa Scotta*~
Ruszyłem korytarzem. Jakaś dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. Jestem, aż tak zajebisty ?! Mój Boże. No i strasznie skromny. Cholera. Ogarnij dupę. Wszedłem do Wielkiej Sali. Już prawie wszyscy tu byli. Usiadłem obok George'a.
-Gdzie Fred ? - spytała ruda kopia.
-W bibliotece z Carmi. - odpowiedziałem i zabrałem się za ulubioną potrawę Blacków. Faszerowali mnie tym przez całe wakacje, więc polubiłem tosty z Nutellą. Wstałem i usiadłem obok Tatii.
-Witaj. - powiedziała Puchonka i pocałowała mnie w policzek. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie.
-Co tam ? - spytałem patrząc jej w brązowe oczy. Nie czekając na odpowiedź wziąłem ja za dłoń i pociągnąłem w stronę błoni.
-Farro gdzie ty mnie targasz - zaśmiała się wesoło Salvador. Wzruszyłem radośnie ramionami i odetchnąłem świeżym powietrzem. Stanąłem pod rozłożystym bukiem. Spojrzałem na Puchonkę.
-No bo wiesz... Może byśmy tak... Znaczy się... Miałbym malutką nadzieję... Choć na pewno się nie zgodzisz na to... Być może... Ty i ja... Znaczy się... - jąkałem się. Tatia delikatnie musnęła moje usta. Odpłaciłem jej tym samym. Po chwili ona się odsunęła. Jeszcze nigdy aż tak nie denerwowałem się przy dziewczynie. Nawet przy Carmen, gdy spotkałem ją po raz pierwszy. W sumie to fajna historia, ale znam ją tylko z opowieści. Moja mama, Scarlett wie o magii, bo sama kiedyś chodziła do Hogwartu. Ona i Syriusz wyszli ze mną i Carmi na spacer. Starsi zaczęli gadać, a ja wziąłem nieznaną mi dziewczynkę za dłoń i poszliśmy chyba do sąsiada, czyli ojca Erica. Mieliśmy wtedy po 3 góra 4 lata. Wleźliśmy na gruzy, które miał za domem. Chyba ją rzuciłem większym kawałkiem kamienia, bo i ona pierdolnęła mnie mocno. Nawet mimo tego, że była dziewczyną to nie płakała. Syriusz i moja mama nie byli zadowoleni, bo sąsiad się na nich wydarł za nasze zachowanie. Fakt. Zajebiste gówniarze z nas były.
-Te, przystojniak, wracaj na ziemię. - dotarł do mnie głos Tatii. Spojrzałem na nią z uśmiechem.
-Dobrze ślicznotko. - odpowiedziałem i objąłem ją ramieniem. Z zamku wyszedł Krum z Angeliną Johnson. Ale przecież ona jest z Jordanem. Przeprosiłem Tatię i podszedłem do Wiktora.
-Czego chcesz szlamo ? - spytał niezbyt uprzejmie.
-Tobie Angelino też wmówił, iż kocha cię ponad życie ? - spytałem olewając go całkowicie. Ona tylko pokiwała głową. - Machasz tymi swoimi "kocham cię", jak prostytutka torebką. - dopowiedziałem i odszedłem niepyszny.
~No i co z Fredem i Carmen ?! *perspektywa Blackówny*~
Usiadłam na podłodze, bo co ja mam niby innego robić ?! Siedzę tu już ze dwie godziny. Fred chodzi w tę i z powrotem, ale to nic nie daje. W pewnej chwili usłyszałam delikatny szczęk i do "komnaty" wleciał Barty.  Wstał i otrzepał się z niewidzialnego kurzu.
-O Carmi. - mruknął rumieniąc się. Na moje policzki również wkradła się zdradziecka czerwień.
-Czy ja o czymś nie wiem ? - spytał Fred. Spojrzałam mu w oczy.
-No bo ja... Jakoś tak niefortunnie wyszło i pocałowałem Carmen. - mruknął cichutko Crouch. Oczy Weasley'a powiększyły się dwa razy.
-J-Jak to ?! - wyszeptał, a ja spuściłam wzrok na trampki.
-Zagrały emocje, zaszumiała Ognista w głowie i wiesz. - dopowiedział w mojej obronie Junior. - To tylko i wyłącznie moja wina, więc proszę cię nie krzywdź Black za to co zrobiłem ja. - odparł już trochę śmielej.
-Czy to prawda ? - spytał roztrzęsiony rudzielec. Spojrzałam mu w oczy i pokiwałam głową. Do pomieszczenia wlazł ktoś, kto albo powinien już dawno nie żyć, albo być chociaż Zaavadowanym.
_________________________________________________________
No to tak. Przepraszam, że tak późno dodałam, ale nie miałam laptopa. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Ten rozdział dedykuję wszystkim wam za 7 tysięcy wyświetleń.
Kocham was. :*

niedziela, 17 marca 2013

41. "Aż cukier chrzęści między zębami."

Cho usiadła obok łóżka Cornera. Wziąłem Carmen za dłoń.
-Chodź. - mruknąłem, a ona nie stawiała zbytniego oporu. Ruszyliśmy po książki.
-Mogę pożyczyć tę bluzę ? - spytała z uśmiechem. Pokiwałem radośnie głową. Ona cmoknęła mnie w policzek. Zaśmiałem się wesoło i przytuliłem ją lekko. Weszliśmy przez dziurę pod portretem do pokoju wspólnego. Torba Carmen leżała przy fotelu. Zrezygnowany poszedłem do dormitorium. Zgarnąłem niewielki czarny plecak. Rudzi własnie się szykowali.
-Dzień dobry. - powiedziałem entuzjastycznie.
-Cześć. Coś ty taki uradowany ? - spytał Lee wrzucając coś na odwal do swojego plecaka.
-Właśnie dementor zaatakował Cornera. - mruknąłem patrząc na czerwoną różę w dłoni Freda. George również taką miał. - Co wy odwalacie ? - spytałem ze zdziwieniem. Zapomniałem o czymś ?! Dzień kobiet ?! Nie...
-Dziś w naszej szkole jest dzień dawania kwiatków ! - oświadczyli poważnymi głosami, a potem wybuchli śmiechem. - A tak serio to chcemy poprosić Rose i Carmen na randki. Jeszcze się nie pozbierały po śmierci Rudolfa. - dopowiedzieli z łobuzerskimi uśmiechami. Wzruszyłem ramionami z politowaniem. Machnąłem niedbale ręką i zszedłem ze schodów. Na dole czekała piwnooka.
-Idziemy ? - spytała i już kierowała się w stronę portretu. Zatrzymałem ją łapiąc za ramię. Ze schodów zeszli rudzi. Fred podszedł do mojej przyjaciółki.
-Zjesz ze mną kolacje ? - spytał podając jej chabazia. Ona złapała kwiatka mocno. Ja się dziwię, że to się jeszcze nie złamało.
-Po co mi to ?! Jestem hipogryfem ?! Mam to zjeść ?! Smaczne chociaż ?! - zaczęła się z nim droczyć. Weasley wyglądał na zmieszanego. Ona wybuchła śmiechem. - Taki żarcik. Pięknie dziękuję. - dodała i pocałowała rudzielca w usta. Przewróciłem oczami i usiadłem w fotelu.
-Weasley. Śniadanie. - usłyszałem głos George'a. Fred zmierzył go nienawistnym wzrokiem i złapał brunetkę za dłoń.
~No i jest cudnie. Teraz przejdźmy proszę do Niny. Stoi osłupiała w tym lesie. *perspektywa Niny*~
-A... Ale jak to ojca ?! - wyjąkałam nie do końca rozumiejąc sens słów Rudolfa.
-Powiem ci wszystko jeśli przysięgniesz, że nic nie powiesz Voldmortowi. - wyjaśnił i wyciągnął dłoń przed siebie. Ujęłam ją delikatnie. - Wszystko co powiedziałem, co powiem, i że w ogóle tu byliśmy nie ujrzy światła dziennego. Nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Przysięgasz ? - spytał, a ja kiwnęłam głową. - Bachusie. - mruknął piwnooki. Ten z rozpuszczonymi włosami podszedł do nas i wyczarował magiczną nić, która obwiązała nasze ściśnięte dłonie. I stało się. Już nikomu nie mogłam powiedzieć.
-Mów zatem. - powiedziałam chcąc udać wyższość. Oni oparli się o konary. Tylko Rudolf stał na swoim miejscu.
-Tak więc. Kiedy przenosiliście mnie nie mieliście pojęcia, że mam lusterko, którym mogę komunikować się z Syriuszem. Ojciec zaoferował siebie, by umrzeć poprzez śmiertelny strzał oddany przez ciebie. Chciał cie choć raz ujrzeć. Pragnął znów się do ciebie uśmiechnąć. Teleportował się i zażył eliksir wielosokowy. Zabiłaś mężczyznę, który opiekował się twoją matką i przez chwilę również tobą. Zaavadowałaś go bez skrupułów. - wyjaśnił brat Carmen i odwrócił się. Chcieli już odejść. Złapałam Rudolfa za ramię.
-Ale jak to opiekował się mną i moją matką ? - spytałam roztrzęsiona tą wiadomością. Piwne oczy wyrażały żal i głęboki ból.
-Zabiłaś go. Teraz się nie dowiesz. - powiedział tajemniczo i znikł. Reszta również. Cholera. Co to miało znaczyć ?! Usiadła pod jednym z drzew i przytuliłam kolana.
~Mniej więcej wyjaśniła tę kwestję. Teraz lecimy do Carmen. Siedzi właśnie na lekcji eliksirów. Byli Gryffoni- Puchoni, więc usiadła z Ronem, bo akurat pokłócił się z Harrym i Hermioną. *perspektywa Carmen*~
Cholernie nudna lekcja. Tym razem Severus darł się na Wybrańca, bo ten zrobił coś źle. Oparłam głowę na rękach.
-Kiedy on skończy ? - wyjęczałam zarzucając włosami do tyłu.
-Panno Black czy ma pani coś do powiedzenia ?! - nachmurzył się Snape. Spojrzałam na niego , a czarne oczy zaświeciły niespotykanym blaskiem.
-Oczywiście, że nie Severusie. - odpowiedziałam, ale delikatnie ziewnęłam.
-Black - szlaban. - mruknął trochę z politowaniem. Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam dozgonnie. Jego lekko zamurowało. Słodko. Aż cukier chrzęści między zębami. Dobębniłam jakoś do końca zajęć i wyszłam z klasy. Jeszcze tylko zielarstwo ze Ślizgonami i obiad. I dobrze. Dowlokłam się do szklarni i przywitałam z Dracusiem.
-Pracujemy razem ? - spytał patrząc na Scotta rozmawiającego z Ronem.
-Czemu nie ?! - odpowiedziałam pytaniem na pytanie i ujęłam go za nadgarstek.Podeszła do nas Pansy.
-I ty znowu z nią ?! - mruknęła niezadowolona.
-Coś ci nie pasuje Parkinson ?! - odburknął jej Malfoy. - Ona skrzywiła się mocno i odeszła. - Jak się trzymasz mała ? - dodał patrząc mi w oczy.
-Jako tako duży. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem. Nie lubię mówić o sobie. Szklarnia została otworzona. Weszłam szybko do środka i zajęłam jedno z dalszych miejsc. Obok stanął Zabini wraz z Parkinson. No to dupa.
-Dziś będziemy przesadzać mandragory ! Wiem, że przerabialiście to już na pierwszym czy drugim roku, ale warto do tego wrócić. - wyjaśniła nasza pani profesor. Założyłam nauszniki i rozejrzałam się po klasie. Nic nie słyszałam. Założyłam rękawiczki i zaczęłam wyciągać mandragorę. Nikt nie padł, więc wszyscy równiez zabrali się do pracy. Draco podsunął mi doniczkę, a ja spojrzałam w płaczące oczy roślinki. Wsadziłam ją ostrożnie do nowego naczynia i podlałam lekko. Spojrzałam na profesor Sprout. Ona się uśmiechnęła i uniosła kciuk ku górze. Odwróciłam się. Zobaczyłam Blaise'a i Pansy. Draco nie było. Czarnoskóry uśmiechnął się do mnie bezczelnie. Przewróciłam oczami i spojrzałam na mandragorę. Lekcja dobiegła do końca, a tlenionego nadal nie było. Gdzie go wywiało ?! Wyszłam ze szklarni ze Scottem.
-Na obiad. - mruknęłam i rozglądnęłam się za platynową czupryną. Weszliśmy do Wielkiej Sali. Przy stole Ślizgońskim siedział mój kuzyn. Uśmiechnął się do mnie. Usiadłam między Fredem, a Scottem. Wzięłam jakiegoś kurczaka, purre z ziemniaków i całkiem smaczną sałatkę. Zaczęłam jeść.
-Chyba z naszej randki nici. Przynajmniej nie dziś. Severus mnie przyskrzynił. - powiedział rudy nabijając na widelec pomidora.
-Mnie też skarbie. - odpowiedziałam radosna. Jego oczy zwiększyły się przynajmniej dwa razy. Weasley objął mnie ramieniem.
-To bardzo dobrze. - mruknął pod nosem. - Wręcz cudownie. - dopowiedział obłąkanym tonem. Odsunęłam się od niego delikatnie.
-Mam nadzieję, że nie będę siedzieć dłużej u Severusa po twoim pomyśle ?! - spytałam z nadzieją.
-Jak się uda to nie. - mruknął tajemniczo, wpił się w moje usta, wstał i poszedł.
-On coś kombinuje. - burknęłam zrezygnowana i położyłam głowę na ramieniu Farro. Scott zaczął się śmiać, a ja walnęłam go w klatkę piersiową. - Nie brechtaj, bo się trzęsiesz. - ofuknęłam go. On przestał i pogłaskał mnie po włosach.
-Jesteś cudowną przyjaciółką. - wyszeptał Scott. Wstałam i ruszyłam wesoła do dormitorium. Na łóżku siedziała Rose wraz z George'm. Rzuciłam torbę i wzięłam luźną, białą koszulkę Rudolfa. Oddałam bluzę Farro. Za to zarąbałam mu śliczny czerwony sweter i weszłam do łazienki.Ściągnęłam koszulkę i nałożyłam tę białą, a na to sweter Scotta. Związałam długie włosy w wysokiego kucyka. Wyszłam i włożyłam ciuchy do torby. Uśmiechnęłam się do Rose.
-Śliczny sweterek. - mruknęła ironicznie. - Nowy ? - dodała i pokazała mi język.
-Nie. Wyprany w Pervolu. - odpowiedziałam uśmiechnięta i wyszłam z pokoju. Ruszyłam do lochów. Miałam jeszcze 20 minut do szlabanu. Zapukałam do drzwi. Tłustowłosy otworzył mi wrota.
-Witaj. - powiedział Severus z delikatnym uśmiechem. Weszłam do sali i oparłam się o ławkę. - Słyszałem o Rudolfie. Bardzo mi go szkoda. - dodał z wyraźnym żalem. W moich oczach błysnęły łzy.
-Mi również. - wyszeptałam, a drzwi się otworzyły.
-Dobry. - powiedział Fred z uśmiechem i przytulił mnie lekko.
-Bez czułości panie Weasley. - mruknął Snape znów zimny i arogancki. - Panna Black będzie czyścić klatki sów, a pan Weasley pościera podłogę i umyje okna w Sowiarni. - dopowiedział Severus.
-A czym mamy to zrobić ? - spytałam i zdałam sobie sprawę, że to najgorsza rzecz jaka mogłam powiedzieć.
-Dziękuję ci Car... Black za przypomnienie. Różdżki. - mruknął profesor. Oddałam mu mój magiczny badyl. Fred tez oddał swój kij, ale niestety jakimś cudem był uśmiechnięty. Wzięłam szmatkę i wiadro z wodą. Ruszyliśmy wraz z rudzielcem do Sowiarni.
-Czemu się tak szczerzysz ? - spytałam delikatnie oburzona. On przystanął i pocałował mnie mocno. Weszliśmy do pomieszczenia. Wrzuciłam szmatkę do wiadra.
-Zamknij oczy. - powiedział Fred łapiąc mnie za dłoń. Trochę z lękiem, ale wypełniłam jego prośbę. Usłyszałam lekkie szuranie. - Już możesz. - dopowiedział, a ja ujrzałam czystą Sowiarnię. W dłoni Freda była jego różdżka. Spojrzałam mu w oczy. - Nic nie mów. W sali obok czeka niespodzianka. - powiedział z uśmiechem rudzielec. Wyszliśmy z Sowiarni i wleźliśmy do sali obok. Na środku stał pęknie przyozdobiony stół.
-To dla mnie ? - spytałam podchodząc do stołu. Weasley pokiwał twierdząco głową i odsunął mi krzesło. Usiadłam z wrodzoną gracją. Podwinęłam delikatnie rękawy swetra Scotta.
-Ślicznie wyglądasz. - skomplementował mój ubiór rudzielec.
-Dziękuję. - odpowiedziałam patrząc na niezbyt wykwintną kolację. - Jesteś cudowny. - dodałam i wzięłam jednego z tostów z czekoladą. Ugryzłam chleb. Na stole błyszczały dwie świece. To było piękne zjawisko.
-Bardzo się cieszę, że ci się podoba. - odpowiedział gryząc swojego tosta. Po chwili usłyszałam głos Celestyny Warbeck. Jejku.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z moim chłopakiem ?! - spytałam zachwycona. On aż otworzył usta ze zdziwienia. - Co ?! - mruknęłam nie rozumiejąc jego reakcji.
-Powiedziałaś o mnie chłopak. - wykrzyknął, wstał przewracając krzesło z impetem i przytulił mnie mocno.
-Dusisz mnie. - wymamrotałam ostatkiem sił, a on puścił mnie i spojrzał przepraszająco. Pocałowałam go namiętnie.
~Pewnie zastanawiacie się co się stało z siostrą Czarnego Pana ?! *perspektywa Niny*~
Usiadłam do kolacji z bratem. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny.
-Dobrze się spisałaś. - powiedział cichy i świszczącym w uszach głosem Voldemort. - Będziesz świetną Śmierciożerczynią. - dodał z uśmiechem.
-Mogę odejść od stołu ?! - spytałam z udawaną odwagą. On machnął lekko dłonią. Wstałam i ruszyłam do swojego nowego pokoju. Usiadłam na wielkim zielonym łożu z baldachimem. Wzięłam zeszyt i zaczęłam szkicować twarz Rudolfa wykrzywioną w bólu. - Anty talent się objawił. - mruknęłam pod nosem. Odłożyłam zeszyt i podeszłam do okna. Po ulicy  szła jakaś dość dziwna dziewczyna. Skręciła do naszego dworu. Zbiegłam po schodach, aczkolwiek ukryłam się za jakimś filarem. Voldemort otworzył jej drzwi, a ja ujrzałam dziewczynę, na oko 3 lata starszą. Miała długie, czarne włosy, a ubrana była w czerwoną, długą i "pajęczą" suknię. Kobieta przytuliła mojego braciszka.
-Witaj Tommy. - powiedziała entuzjastycznie. O kurde. Mnie, rodzoną siostrę, zabił za nazwanie go po imieniu, a ona ?!
-Witaj Dianno. - odpowiedział Voldemort otrzepując szatę. - To jest moja siostra. - dodał i wskazał na mnie dłonią.
-Dobry wieczór. - powiedziałam z delikatnym lękiem. Dianna podeszłą do mnie i przytuliła mocno.
-Będę cię uczyć Czarnej Magii. - powiedziała, a jej prawie białe tęczówki zaświeciły się. Tym to mnie zaskoczyła.
-Nino, jest już późno. Idź spać. - mruknął mój brat. Usłuchałam go i poszłam do siebie. Dość szybko zasnęłam.
~Trochę pogmatwałam, a teraz przejdźmy do Black. *perspektywa Carmen*~
Skończyliśmy karę, więc ruszyliśmy do Wieży Gryffonów.
-Mówiłam już, że jesteś cudowny ?! - spytałam z uśmiechem.
-Owszem. - odparł Fred nieskromnie. Walnęłam go w ramię. Do nas podbiegła jakaś dziewczyna i uwiesiła się na szyi Weasley'a. - Phobe ?! - krzyknął, a mnie olśniło. To była ta sama dziewczyna, która całowała Freda, gdy kiblowałam w Skrzydle Szpitalnym.
-Co ty tu robisz z nią ?! Zdradzasz mnie ?! - spytała kładąc dłonie na biodrach. Uniosłam brew do góry mocno zszokowana.
-Phobe my już nie jesteśmy razem. Nie. Czekaj. Wróć. My nigdy nie byliśmy razem. - wyjaśnił rudy kładąc mi dłonie na talii.
-Freddie, przecież było nam tak dobrze. - wyjęczała dziewczyna. Rudy cofał się do wieży mrucząc pod nosem, że jest obłąkana. Zatrzymałam go.
-Z jakiej racji twierdzisz, że nadal kochasz Weasley'a ?! Czemu właśnie jego ?! Masz jakich kolwiek świadków waszego domniemanego chodzenia ?! - mruknęłam podchodząc do niej o krok bliźej po każdym pytaniu. Ona wykrzywiła twarz w wielkim grymasie. Ujrzałam borsuka na jej szacie. Poczułam dłoń Freda na moim ramieniu.
-Ponieważ to wszystko prawda. - wysyczała Phobe przez zęby. Ścisnęłam różdżkę w kieszeni.
-Chodź skarbie. - wyszeptał mi rudy błagalnie na ucho. Uwolniłam się z jego uścisku. Teraz stałyśmy naprzeciw siebie z wyciągniętymi różdżkami.
-A co tu się wyprawia ?! - wykrzyczała Minerwa. Opuściłam powoli różdżkę. Podeszłam do Freda. - Gryffoni i Puchoni tracą po 15 punktów przez was. - dodała urażona moim zachowanie McGonagall. Spojrzałam na Phobe z mordem w oczach. Weasley nie miał już siły, więc przerzucił mnie sobie przez ramię i skierował swe kroki ku naszej wieży. Postawił mnie dopiero pod obrazem.
-To nie było potrzebne. - ofuknęłam chłopaka i weszłam do środka. Zobaczyłam jedną z najdziwniejszych rzeczy w moim życiu, a przynajmniej, którą mogłabym tu zobaczyć...
_________________________________________________________
Ja pierniczę :3 Nie miałam neta... Głupie oceny... No, ale nie ważne. Dziękuję za ponad 6.700 wyświetleń. To dla mnie wiele znaczy. :3 Rozdział w sumie mogę zadedykować Loony, Hermioniji, Klaudii i Wiktorii. Co do tego ostatniego tłuka to chciałabym polecieć z reklamą. :3 Jeśli chcecie to wbijajcie. (link poniżej) Kocham was niezmiernie. :**
Blog tłuka.

wtorek, 12 marca 2013

40. "Crouch, bądź gentlemanem i popłacz razem ze zmęczoną dziewczynką."

Brunet pogłaskał mnie po plecach.
-Black, bądź silną dziewczynką i się nie maż. - powiedział pół żartem, pół serio.
-Crouch, bądź gentlemanem i popłacz razem ze zmęczoną dziewczynką. - odburknęłam mu, ale wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. - Poza tym straciłam już Regulusa i Rudolfa. To dla mnie trudne. - wyszeptałam i odsunęłam się od Juniora. Usiadłam na ławce.
-Ohh. Black. Przestań ryczeć. - mruknął brązowooki. Miałam ochotę mu przywalić, ale się opanowałam.
-Crouch, jeśli przylazłeś tu by mnie zdołować jeszcze bardziej, to daruj sobie. - powiedziałam dobitnie i wstałam z ławy. Barty wstał i ujął moją dłoń.
-Proszę cię. - machnął się i przejechał palcem po linii mojej szczęki. Przymknęłam delikatnie oczy i spuściłam głowę w dół.
-Ka cholera cię tu przywlokła ? - spytałam cichutko i podrapałam się po czole.Uniosłam delikatnie głowę. Twarz mężczyzny była coraz bliżej mojej i wreszcie go pocałowałam. Nie chciałam tego, ale zagrały uczucia oraz Ognista ostro szumiąca w głowie. Ten pocałunek różnił się od wcześniejszego. Odsunęłam się od niego.
-Przepraszam. - wyszeptał brunet czerwieniąc się lekko.
-Junior to jest coś więcej, niż przyjaźń, ale o wiele mniej niż miłość. - powiedziałam gładząc go po policzku. Brunet uśmiechnął się delikatnie.
-Czyli przyjaciele ? - spytał z nadzieją.
-Pewnie. - odpowiedziałam siadając na ławie. - Dlaczego Nina zabiła Rudolfa ? - dopowiedziałam łamiącym się głosem. Oczy mi się zeszkliły, a Crouch przytulił mnie z lekka rezerwą.
-Wysłali Bellatriks po siostrę Czarnego Pana. Na początku nie chciała współpracować, więc Czarny Pan wyprał jej mózg. - wyszeptał Barty zlękniony.
-Cz... Czyli on ją Imperiusem ?! - wymruczałam cicho.
-Na początku tak, ale potem ona się przekonała do zadawania śmierci i ma wstąpić w szeregi Śmierciożerców. - wyszeptał cichutko Bartemiusz. Po moich policzkach spłynęły łzy. Draco się nie pozbiera. Cholera. Straciłam kuzyna.
-Idę do Gryffonów. - powiedziałam, otarłam łzy i wstałam. Crouch ucałował mnie w czoło i odszedł w stronę Dziedzińca Głównego. Uśmiechnęłam się blado i ruszyłam ku swojemu pokojowi wspólnemu. Panowała tam grobowa cisza. Każdy patrzył się na mnie z wielkim żalem. Podszedł do mnie Fred. Teraz zrozumiałam, że tak jakby go zdradziłam. I to ze Śmierciożercą. Przytuliłam się do niego, a on cmoknął mnie w czubek głowy.
-Nie martw się ! - powiedział rudy gładząc mnie po plecach.
-Czasem myślę, że nikt mnie nie rozumie. - szepnęłam w ramię Weasleya.
-Straciłaś dwóch braci. Ojciec przybył po 14 latach i cię bije, a matka zmarła i wyzywa cię od zdrajców krwi. Jesteś pokrzywdzona, ale pamiętaj zawsze masz mnie. - powiedział Fred powodując tym samym płacz u mnie. Przytuliłam się do Weasleya. Za mną pojawił się zielonooki i Tatia. Zaczęli mnie pocieszać.
~Wiem, że zostawiłam Ninę i jej wiele nie wyjaśnionych spraw. Przejdźmy proszę do niej. *perspektywa Niny*~
Usiadłam na siedzeniu obok brata. On położył swoją obślizgłą dłoń na mojej. Przed chwilą zabiłam człowieka. Tak w sumie to brata dziewczyny, która sama, nie świadomie, do tego doprowadziła. Jakim cudem ?! Powiedziała mi, że jestem Riddle. Zaczęłam o tym intensywnie myśleć. Okazało się, że jakimś cudem mam podobną więź jak Potter. Voldemort przywołał mnie do siebie. To było dziwne, zaskakujące, a zarazem intrygujące.
-Jestem z ciebie dumny. - usłyszałam cichy syk od strony mojego brata. Ukłoniłam delikatnie głowę. - Czy zgodzisz się być mi posłuszną ? - spytał, a może raczej stwierdził. Ja uśmiechnęłam się szeroko i pokiwałam głową.
-Oczywiście. - odpowiedziałam z entuzjazmem. On zbył mnie machnięciem dłoni, więc wstałam i poszłam do wielkiego i mrocznego ogrodu. Tom kazał mi uważać, bo on sam nie wie co się tam może kryć. Zobaczyłam wielkie i rozłożyste drzewa. Przez szpary w gałęziach zobaczyłam przenikające słońce. Miało malinową barwę, ponieważ chyliło się ku zachodowi. Usłyszałam jakiś szelest z prawej strony. Zza drzewa wyłonił się piękny, czarny pies. Zaraz po tym zaczął się zmieniać w człowieka. Powstał z kolan. Cały był umorusany i okopcony. Dalej pojawił się ten sam mężczyzna, którego jeszcze przed chwilą zabiłam. Przynajmniej tak mi się wydawało. Obok stanęli dwaj podobni faceci.
-Chciałaś mnie zabić. - wyszeptał ten torturowany z niesmakiem.
-Jak to możliwe, że ty jeszcze żyjesz ? - spytałam cofając się powoli do tyłu. Proszę się nie dziwić. Idziesz sobie normalnie do lasu, a tu wyłazi ci 4 facetów, z czego jeden powinien być martwy.
-To nie mnie zabiłaś, ale mojego ojca. - odpowiedział cicho.
~No to teraz lecimy do Farro. Nie wiem czemu, ale jakoś tak mnie naszło. *perspektywa Scotta*~
Dłoń Tatii coraz bardziej ściskała moje palce. Spojrzałem na nią. Puchonka uśmiechnęła się i przytuliła delikatnie do mnie.
-Idźmy już spać. - zaproponowałem i pogłaskałem pannę Salvador po policzku. Carmen pokiwała rozumnie głową i poszła wraz z Fredem do naszego dormitorium.
-Dobrej nocy. - powiedziała Tatia i pocałowała mnie w policzek. Uśmiechnąłem się do niej.
-I wzajemnie. - odpowiedziałem przytulając ją. Odprowadziłem Puchonkę do drzwi i ruszyłem przez środek pokoju wspólnego do mojego pokoju. Carmen już spała w ramionach Freda, który głaskał ją po policzku. George'a nigdzie nie widziałem, a Lee siedział w pokoju wspólnym z Angeliną. Szybko się przebrałem w spodnie od piżamy i poszedłem spać. Obudziły mnie promienie słońca, które wpadły do naszego pokoju poprzez okno. Rozejrzałem się. Brakowało tylko Carmen. Przejechałem dłonią po włosach i wstałem. Założyłem spodnie i przypomniałem sobie, iż zostawiłem na dole książkę do transmutacji. Wylazłem z pokoju bez koszulki i zlazłem na dół. Siedziało tam pięć rozchichotanych dziewczyn. Nic sobie z tego nie zrobiłem tylko zauważyłem, że ktoś czyta mój podręcznik. Tylko brązowa czupryna wystawała zza fotela. Usiadłem z uśmiechem na drugim fotelu. Carmen spojrzała na mnie z bladym uśmiechem.
-Łazi roznegliżowany po pokoju wspólnym, a potem się rzuca, że się do niego kleją. Typowy facet. - burknęła próbując zażartować. Niestety przez smutny ton jej się nie udało.
-Wstawaj. Idziemy na błonie. - zaoferowałem i nie chcąc słyszeć sprzeciwów ruszyłem tyłek na górę. Szybko naciągnąłem jakąś czarną koszulkę i złapałem grubą bluzę oraz jakiś zielony sweter. Zszedłem na dół. - W planach jest spacer po tęczy. - powiedziałem z uśmiechem i podałem Carmi bluzę. Ona spojrzała na mnie błagalnie. - Wstawaj, nie pierdol. - burknąłem i podniosłem ją, targając mocno za dłoń.
-Popiździło cię ? - spytała z wielkim wyrzutem. Ochoczo pokiwałem głową i ubrałem własny sweter.
-Zakładaj bluzę, bo ja nie mam zamiaru latać miedzy kuchnią, a pokojem z gorącym rosołkiem. - odpowiedziałem uradowany i chwyciłem ją za dłoń.
-Nie znasz dnia, ani godziny zaavadowania. - mruknęła panna Black pod nosem i nałożyła bluzę. Ujęła moją dłoń i ruszyliśmy na Dziedziniec Główny. - Nienawidzę cię. - dodała, a ja się zaśmiałem.
-Mnie się kocha. - wyjaśniłem z wielkim wyszczerzem. Ona tylko westchnęła i teatralnie przekręciła oczami. Usiedliśmy przy jakimś drzewie. Ona przytuliła swoje kolana do klatki piersiowej. Nie chciałem nic mówić, bo myślała. Nie przeszkadzała mi ta cisza. Oparłem się o konar i zamknąłem oczy.
-Scott ?! - wyszeptała cicho Carmi. Spojrzałem na nią. Była roztrzęsiona i pokazywała na coś palcem. Odwróciłem oczy w tamtym kierunku. To co zobaczyłem było najgorszym widokiem w życiu. Panna Black wstała i wyciągnęła drżącą ręką różdżkę. - Expecto patronum. - wyszeptała, a zaklęcie zadziałało ze zdwojona siłą. Podniosłem się gwałtownie i podbiegłem do chłopaka, który leżał nie przytomny. Carmen nerwowo wdychała powietrze. Ten na ziemi to był Michael Corner. Na szczęście zaczął się powoli budzić.
-C-Co ?! Gdz-Gdzie ja jestem ? - spytał jakby wyrwany ze snu. Ze snu, z którego mógł się nie obudzić. Pomogłem mu usiąść.
-Jak do tego doszło ? - mruknąłem jedną ręką przytrzymując Krukona, a drugą uspokajając Carmen. Znów miała ten swój atak.
-Wy-Wyszedłem. Normalnie. Przewietrzyć się. A potem... Potem nie wiem. - wyszeptał przerażony uczeń domu Orła.
-Idziemy do pani Pomfrey. - zadecydowałem i wstałem. Wziąłem Michaela na ramię i zacząłem targać ku szkole. Nikogo nie było. Piwnooka szła za mną. Już jej przechodziło. Położyłem go na łóżku szpitalnym. Pielęgniarka zbadała Krukona dokładnie. Drzwi do Skrzydła otworzyły się gwałtownie.
-Boże. Co mu się stało ? - wrzasnęła jakaś dziewczyna i usiadła przy Cornerze.
_________________________________________________________
Nie wiem co mam napisać. Na pewno przepraszam, że taki krótki. Dziękuję za ponad 6.300 wyświetleń. Jesteście zajebiści :* Proszę o komentarze. :3

The Versatile Blogger

Coś innego niż Liebster Award. A teraz przejdę do The Versatile Blogger. Na początek dziękuję Klaudii ( z bloga http://historia-jakiej-nie-znaliscie.blogspot.com) za nominację.


A oto zasady (które skopiowałam od Klaudii):
1. Podziękować nominującemu na jej/jego blogu.
2. Ujawnić siedem faktów o sobie. 
3. Pokazać nagrodę na swoim blogu.
4. Nominować 10 blogów, które twoim zdaniem na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanego bloga. 

7 faktów o mnie:
1. Mam na imię Patrycja, ale nie lubię tego imienia.
2. Mam siostrę. (Ola, ma 7 lat)
3. Urodziłam się 17 kwietnia. (Moja Katherine dwa dni wcześniej. :*)
4. Kocham moją przyjaciółkę Klaudię, ale chyba jej coś zrobię, bo nie chce mi się tego pisać. 
5. Noszę bryle... Niestety teraz mam nowe. Nie lubię ich, ale jak mus to mus. 
6. Dziwnie to zabrzmi, ale nie przepadam za Harrym Potterem (postać, bo saga jest zarąbiasta. *w*)
7. Od 30 rozdziału mam napisany prolog na tego bloga. :3 (Wiem, jestem dziwna.)
Oraz bonus. 
8. Kocham Nirvanę, Metallicę, Guns'N'Roses, Fun i wiele innych. Z polskich kocham Dżem oraz Nacinaczy Sykomory. :3 
No i jeszcze jeden specjalnie dla takiej jednej. (:*)
9. "Posiadam" 12 mężów. *w* Nje będę wam ich wymieniać, ale na pierwszym miejscu jest James Phelps. :3

Nominacje: 
1.  http://lunarry.blogspot.com/
2. http://turkusowa-kredka.blogspot.com/
3. http://magic-for-us.blogspot.com/
4. http://cienie-szalenstwa.blogspot.com/
5. http://miloscjestslepananieszczesciewieczna.blogspot.com/
6. http://historiawampiryzmu.bloog.pl/?ticaid=61037d
7. http://finally-yours.blogspot.com/

Mam tyle blogów. :3 Reszta już została nominowana. 
P.S. Ktoś się przyczepi, że tak chińsko napisane to Zaavaduję na miejscu ! =,='

sobota, 9 marca 2013

39. "Avada Kedavra."

Nieoczekiwanie przytulił mnie Lee Jordan. Zaśmiałam się szczerze i pocałowałam czarnoskórego w policzek.
-Gratuluję Carmi. - powiedział i odszedł do Angeliny, która nie wyglądała na zachwyconą. Do pokoju wspólnego weszli inni Gryffoni. Fred podszedł do mnie.
-Czy dasz się zaprosić na krótki spacer ? - spytał całując mnie w dłoń. Zarumieniłam się delikatnie i przytaknęłam. Wstałam, a Weasley złapał mnie za rękę. Wyszliśmy z Wieży i ruszyliśmy powoli ku jakiemuś opuszczonemu pokojowi. - No... To jak tam wrażenia po meczu ? - spytał z uśmiechem i niespotykaną u niego nieśmiałością. Spojrzałam mu w oczy. Jego twarz była coraz bliżej mojej. Przymknęłam powieki, a jego usta delikatnie musnęły moje wargi. Po chwili odsunął się ode mnie. Ujrzałam małe iskierki w jego oczach. Złapałam go za dłoń i jakby nigdy nic popchnęłam w stronę, w którą zmierzał wcześniej. On zaśmiał się uroczo i zaprowadził mnie do jakiejś starej klasy. Na środku stało coś wielkiego zakrytego płótnem. Fred odkrył to coś i ujrzałam gigantyczne lustro. Dotknęłam je delikatnie palcami i przeczytałam napis : "AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄWT EIN MAJ IBDO". Spojrzałam zdziwiona na Weasleya.
-Co to znaczy ? - spytałam nie wiedząc o co może chodzić. 
-Przeczytaj od tyłu. - podpowiedział rudy kładąc swoje dłonie na mojej talii. Przeczytałam napis i uśmiechnęłam się delikatnie. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam siebie jaką małą dziewczynkę, która przytulała jakiegoś gówniarza, z długimi włosami i piwnymi oczami. Za nami stał Alastor. Zawsze taki sam... To było moje pragnienie ?! Ja i brat. No w sumie po ostatniej kłótni nie było za kolorowo. Spojrzałam na Freda. - Co widzisz ? - spytał całując mnie w szyję. 
-Siebie i Rudolfa. Byliśmy dziećmi. Za nami Alastor... - wyszeptałam wpatrując się w lustro z dziwnym wyrazem twarzy. - A ty ? - dodałam patrząc mu w oczy.
-Ja widzę siebie oraz George'a. Robimy kawały. - wyszeptał on i zakrył zwierciadło. Fred pocałował mnie w policzek. Ruszyliśmy ku Wieży Gryffonów. George dopadł młodszego bliźniaka i zatargał go dalej. Weszłam do pokoju wspólnego. Ognista lała się litrami. Ktoś wcisnął mi szklaneczkę wypełnioną płynem w dłoń. Upiłam kilka łyków i usiadłam na fotelu. Zaraz z głośników buchnęły pierwsze takty piosenki Fatalnych Jędz. Potarłam dłońmi powieki. Obok mnie usiadła Rose. 
-Fred już odzyskał pamięć ? - spytała z uśmiechem. Wzruszyłam ramionami i upiłam kilka łyków Ognistej. Do Wieży weszli rudzi bliźniacy. Młodszy pomógł mi wstać, po czym usadowił mnie na swoich kolanach. Spojrzałam mu w oczy. 
-Pamiętasz mnie ? - spytałam i pogładziłam go delikatnie po policzku. 
-Przypomniałem sobie przez kalendarz, no i przez ciebie. - wyszeptał Freddie cicho i ukrył swą twarz w moich włosach. Uśmiechnęłam się szczerze i przytuliłam go mocno. On odsunął się ode mnie, a ja wypiłam Whisky do końca. Wstałam z jego kolan i podeszłam dziarskim krokiem do baru.Nalałam sobie bursztynowego płynu. Za mną stanął Krum. 
-Carmen. - wyszeptał i położył swoją dłoń na moim ramieniu. Usta zwęziły mi się w cieniutką linię. Odwróciłam się do niego próbując zachować dość duży dystans. - Przepraszam. - dodał, a mnie zamurowało. 
-Przecież... Ale... CO ?! - wydukałam przerażona. Dotknęłam delikatnie jego twarzy, a on uśmiechnął się lekko. Opamiętałam się i chwyciłam szklankę. Upiłam wielki łyk i łypnęłam na niego oczami. 
-Przepraszam. Teraz widzę, że niepotrzebnie cię zmuszałem do miłości. Ty kochasz tego zdrajcę krwi. - wyjaśnił, a moje kąciki ust się nieznacznie podniosły. Czy to był sen !? Wiktor Krum, ten sam, który mnie torturował, który mnie nie szanował, który chciał mnie wykorzystać, po prostu przeprosił mnie. To mi się w głowie nie mieści. Mrugnęłam oczami i zobaczyłam wszechobecną ciemność. Na środku kulił się jakiś człowiek. Miał długie brązowe włosy. Uniósł głowę i zobaczyłam piwne oczy mojego braciszka. 
-Rudolfie. - zagrzmiał jakiś syczący głos z wielkiego tronu przy ścianie. Rud nie miał odwagi spojrzeć w tamto miejsce. Znów się skulił. Jego włosy były przetłuszczone i posklejane. Oczy bez żadnego blasku, ale z wielkim bólem. Pod nimi wielkie, sine wory. Usta spierzchnięte, a nos jakby złamany i zakrwawiony. Na ciele widniało kilka ran. Dużych ran. Niektóre widziałam przez dziurawą i poszarpaną koszulę. Wyglądał strasznie. Spodnie ledwo na nim wisiały. Butów nie miał, a nogi były aż bordowe od krwi. Podeszłam do niego. Nikt mnie nie widział. Byłam jakby duchem, lub po prostu nieproszonym obserwatorem. Spojrzałam w stronę głosu. - Nie wypełniłeś swojego obowiązku. Musisz ponieść karę. - dopowiedział cichym i świszczącym w uszach sykiem. Zrozumiałam, że to Lord Voldemort. Obok jego tronu stała zakapturzona postać. Po chwili ściągnęła kaptur, a ja ujrzałam Ninę Riddle. 
-Bracie. - zaczęła i spojrzała na niego z wdzięcznością. - Mogę go zabić ? - dodała i uśmiechnęła się delikatnie. Zapadła niezręczna cisza. Stałam tam jak kołek. Nie potrafiłam się nawet ruszyć. Choćby drgnąć.
-Czyń honory. - usłyszałam cichutki syk, a Nina uniosła różdżkę. Moje źrenice się rozszerzyły.
-Avada Kedavra. - wyraźnie zaakcentowała każde słowo, jakby sprawiało jej to nie małą przyjemność. Z jej różdżki wystrzelił zielony promień i trafił w mojego brata. Jego ciało uderzyło o ziemię z głośnym plaskiem. Z tronu dosłyszałam śmiech, szyderczy chichot. Poczułam się mokra i otworzyłam oczy. Stała nade mną Rose wraz z Fredem i Scottem. Za zielonookim stała Tatia, która trzymała go za dłoń. 
-Carmen, dzięki Bogu żyjesz. - westchnęła głęboko Rose i przytuliła mnie mocno. Zaczęłam głęboko oddychać i jakby krztusić się powietrzem. Zrobiło mi się nie dobrze. 
-Potter. - wyszeptałam, a oni zawołali Wybrańca. Spojrzałam mu w oczy. 
-Widziałem. - mruknął ledwo zauważalnie. Moje oczy się zeszkliły, a po policzkach poleciały łzy. Potter mnie przytulił. - Bardzo mi przykro. - dodał, a ja wtuliłam się w niego mocno. To przecież nie może być prawda ! Rudolf musi żyć. Musi. Tym samym, znaczyło by to, że Nina jest po stronie zła. Wstałam i wybiegłam z pokoju wspólnego. Byle do lochów. Po drodze potrąciłam kilkoro uczniów i zarobiłam szlaban od Filcha, ale wreszcie dopadłam drzwi do lochów. Zaczęłam walić w nie pięściami. 
-Otwórzcie to do cholery. - wrzasnęłam, po chwili wrota się uchyliły, a ja wpadłam do środka. - Jest Nina ? - wypaliłam szybko i oparłam dłonie o kolana ze zmęczenia. Wszyscy Ślizgoni popatrzyli po sobie. - Pytam się czy jest Nina ?! - wydyszałam i opadłam na kanapę między Crabbem, a Goylem.
-Zabrali ją dzisiaj po śniadaniu. - wypalił Blaise. Moje oczy rozszerzyły się najbardziej jak to możliwe. 
-Ale kto ją zabrał ? - spytałam bliska szlochu. Zabini spojrzał na mnie jak na idiotkę. 
-Przylazła jakaś kobieta z długimi czarnymi włosami. Powiedziała dyrektorowi, że jest jej matką i ją zabrała. Ot cała filozofia. - wyjaśnił obojętnym tonem ciemnoskóry. Cholera. Wstałam i czym prędzej pobiegłam do pokoju Draco. Wpadłam tam najszybciej jak mogłam. Malfoy patrzył się tępo w okno. 
-Draco. Rud nie żyje. - wysapałam i przytuliłam blondyna. Jego dolna warga zaczęła drgać, a z oczu potoczyły się łzy. Wiedziałam, aż za dużo więc i ja pozwoliłam sobie na okazanie emocji. 
-Zabrali Ninę. - wyszeptał mi Malfoy w ramię, a ja westchnęłam głęboko. On mi nie uwierzy... Odsunęłam się od blondyna i usiadłam na jego łóżku. Otarłam łzy i spojrzałam mu głęboko w oczy. 
-Nina zabiła Rudolfa. - wyszeptałam, a po moich policzkach znów spłynęły łzy. 
-Łżesz. - zawołał kuzyn i otworzył okno. Wciągnęłam dużo powietrza i stanęłam przy nim. 
-Okłamałam cię kiedykolwiek ? - spytałam łamiącym głosem. On zaprzeczył ruchem głowy. Przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. 
~No to teraz przejdźmy do naszej zdziwionej grupki Gryffonów. *perspektywa Rose*~
Wszyscy patrzyliśmy na Wybrańca. 
-Potter, do cholery, mów o co chodzi. - krzyknęłam i tym samym uciszyłam wszystkie szepty. George ściskał mi z niepokojem dłoń, a Fred patrzył tępo w Wybrańca. On tylko podniósł głowę, bo do tej pory kulił się na środku pokoju. Zielone oczy zaświeciły pod wpływem łez. 
-Rud... Rudolf... - wyjąkał i wstał. Nabrał powietrza i spojrzał mi w oczy. - Zabiła go... - dodał i zacisnął mocno powieki. Stałam tam jak wbita w ziemię. George objął mnie ramieniem, a ja nadal nie komunikowałam ze światem realnym. Przełknęłam głośno ślinę. 
-A... Ale. - wyszeptałam, a po moich policzkach spłynęły łzy. Traktowałam Rudolfa jak swojego czwartego brata. Często spędzał ze mną i z Carmi czas. - Kto ?! Kto go zabił ? - spytałam cichutkim tonem. Potter nie odpowiedział tylko wstał i poszedł do siebie do dormitorium. Cholera. Zawsze musi być jakaś tajemnica. Wtuliłam się w George'a. Gryffoni patrzyli po sobie i szeptali coś pod nosami. Rudy wziął mnie za dłoń i wyprowadził na błonia. Byłam mu wdzięczna.
-Lubiłaś Rudolfa ? - spytał z jakby delikatną zazdrością. Otworzyłam usta i wypuściłam nimi masę powietrza. 
-Był jak mój brat. Był jak Xavier. Opiekuńczy i miły. - wyszeptałam i odetchnęłam głęboko. Usiadłam pod najbliższym drzewem i oparłam się o nie. 
-Xavier jest najstarszy, tak ? - spytał George nieśmiało. Pokiwałam głową w geście przytaknięcia. 
-Tak. Potem jest Lucas i wreszcie Bill. - wyjaśniłam i przejechałam dłonią po włosach. Na niebie zauważyłam sowę Bachusa i Romulusa. Nie rozumiem tylko dlaczego to właśnie Carm miała wizję ?! Przecież nigdy nie było takiego czegoś. Spojrzałam na George'a. On się delikatnie uśmiechał. Przysunęłam się do niego i pocałowałam delikatnie w  usta. On pogładził mnie po dłoni i przytulił mocno. - Jesteś cudowny. - wyszeptałam i zamknęłam oczy. 
~Po tym uroczym fragmencie przejdźmy znów do mojej Carmi. Teraz idzie do swojej wieży i wypłakuje sobie oczy po stracie Rudolfa. *perspektywa Carmen*~
Przyleciała Carmen i dała mi list. Odwinęłam pergamin. "Skarbie. Rud zniknął. Nie wiemy gdzie go szukać. Kochamy i bolejemy Bachus, Romulus i Syriusz. P.S. Odpisz jak najszybciej." Oni o niczym nie wiedzą. Usiadłam na ławce i wyczarowałam kawałek pergaminu i pióro. "Kochani. Rudolf nie żyje. Miałam wizję. Potter też ją miał. Bardzo mi przykro. Przybędę do was na weekendzie. Jeszcze 2 dni. Kocham i ubolewam Carmi. P.S. W życiu trza być twardym, a nie miętkim." Przyczepiłam liścik do nogi Carmen i ucałowałam ją w główkę. Odleciała szybko przez okno. Zamknęłam oczy i wpadłam, na jedną z najmniej spodziewanych osób tutaj, w Hogwarcie. 
-Co ty tu robisz ? - spytałam patrząc się w brązowe oczy chłopaka. On przytulił mnie mocno. 
-Przepraszam. Chciałem temu zapobiec. - wyszeptał on, a ja wtuliłam się w niego.
_________________________________________________________
No i zabiłam Rudolfa. Strasznie nad tym ubolewam. Btw. okropnie przepraszam, że kogokolwiek zabiłam. Rozdział dosyć mi się podoba, ale ukazuje Ninę w gorszym świetle. Czekam na wasze komentarze. :*

wtorek, 5 marca 2013

38. "Gdybyś ty pamiętał co ty robiłeś na naszych oczach."

To była moja kopia wraz z Rose. Uśmiechnąłem się delikatnie i poprawiłem na łóżku.
-Cześć braciszku. - powiedziała moja kopia i poklepała w policzek.
-Witaj rudzielcu. - westchnąłem i podrapałem się po czole.
-Jak się czujesz? - spytała Rose siadając obok mnie na stołku.
-Coraz lepiej. Cameron, czy jak jej tam przyszła do mnie i ją zobaczyłem tuż po przebudzeniu. - odpowiedziałem z uśmiechem. - Kiedy mecz? - dopowiedziałem i spojrzałem na George'a.
-Jutro, ale sobie chyba nie zagrasz. - odpowiedział spokojnym tonem, a ja spojrzałem na niego zdziwiony i oburzony.
-Ale ja muszę zagrać. - burknąłem i szarpnąłem ręką trochę za mocno, bo spod poduszki wypadł kalendarz. Rose się schyliła i podała mi "zeszyt".
-Co to? - spytała Krukonka, a ja odebrałem od niej kalendarzyk.
-Nic ważnego. - mruknąłem czerwieniąc się delikatnie. W sumie to nie wiem z jakiego powodu się zarumieniłem. Coś było nie tak. Włożyłem kalendarz do tylnej kieszeni spodni i próbowałem powoli wstać.
-Co ty robisz? - spytała Rosie i złapała mnie pod rękę. Podbiegł do mnie George i pomógł uczennicy domu Orła.
-Idę na śniadanie. - wyjaśniłem ubierając szatę szkolną. Oni tylko westchnęli i nie chcieli się kłócić. Zaczęli mnie kierować ku Wielkiej Sali. Ważne jest to, że mogłem iść sam. Wszedłem do Sali i usiadłem obok Lee Jordana. Mój braciszek pożegnał się z Krukonką pocałunkiem i zasiadł z drugiej strony. Cholera, ja też chciałbym mieć dziewczynę, a przynajmniej taką o której pamiętam. Miło by było, gdyby dziewczyna codziennie rano całowała mnie na powitanie, gdy szła by na lekcje wysyłała by tęskne spojrzenie. Potem siedzenie razem na obiedzie, ciche szepty, często sprośne teksty i śmiech do rozpuku. Następnie wymykanie się na błonia, do jakiejś sali lub po prostu siedzenie w pokoju wspólnym przytuleni. No i na dobry koniec dnia pocałunek i zapewnienie, że kochasz, ewentualnie będziesz tęsknić. Tego mi brakuje. Westchnąłem głęboko i spojrzałem na uśmiechniętego braciszka.
-Co ?! - burknął on zdziwiony i wziął do ręki dwa tosty. Jednego posmarował Nutellą, a drugiego dżemem truskawkowym. Podsunął mi pod nos tego z czekoladą. Ugryzłem specyfik z ochotą. Coś ukuło mnie w sercu. Znam ten smak, tylko nie wiem skąd.
-Kto ci pokazał ten wymysł ?! - spytałem z uśmiechem i dojadłem tosta.
-Carmen. - odpowiedział on i zatopił zęby w swoim śniadaniu. Carmen, czyli ta dziewczyna co u mnie dziś rano była ?! Chyba tak. Rozejrzałem się, ale nigdzie przy naszym stole jej nie było. Zobaczyłem ją dopiero, gdy spojrzałem na stół Ślizgonów. Siedziała obok Malfoya, który jakoś ostatnio nie wiedzieć czemu nie dokucza nam prawie wcale. Głaskała jakąś zdruzgotaną blondynkę po plecach. Poczułem dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem głowę i ujrzałem moją kopię. - Podoba ci się ? - spytał najzwyczajniej na świecie, a do nas przysiadła się Rose. Wzruszyłem tylko ramionami i zrobiłem sobie tego samego tosta.
-Co macie pierwsze ? - spytała Krukonka i ujęła dłoń mojego bliźniaka.
-Chyba transmutację, a ty ? - odpowiedział pytaniem George i pocałował ją w policzek.
-Ludzie, ja tu jem. - burknąłem przełykając kolejny kęs tosta. Oni spojrzeli po sobie.
-Gdybyś ty pamiętał co ty robiłeś na naszych oczach. - westchnęła ciężko Rosie. Spojrzałem na nią zdezorientowany. Żorż zaczął się śmiać, trochę psychicznie, ale w sumie to Weasley, więc nie ma się czego obawiać. Przewróciłem teatralnie oczami i znów zatopiłem zęby w Nutelli.
-Skarbie, my z Fredem musimy już iść na zajęcia. Do obiadu. - mruknął czule George i poderwał się z siedzenia, po czym klepnął mnie mocno w plecy. Kanapka wypadła mi z ręki.
-Zapłacisz mi za to debilu. - burknąłem na niego i zacząłem zbierać dupę. On tylko się uśmiechnął, pocałował Rose i ruszyliśmy na zajęcia.
~Przejdźmy do mojej Carmi. Teraz wstała i rusza dupę wraz z Rosie na zajęcia, które mają razem. Tak w sumie, to nie chce opisywać szkoły, więc weźmy eliksiry, czyli ostatnią lekcję. Gryffoni mają zajęcia ze Ślizgonami. Oczywiście piwnooka siedzi ze Scottiem. *perspektywa Carmen* ~
Snape wszedł do Sali trochę z wyższością i zaczął sprawdzać listę. Przy moim nazwisku jakby delikatnie drgnął mu kącik ust. Tym razem uczyliśmy się o Amortencji, oczywiście panna Granger błyszczała intelektem.
-Co czujesz Car... panno Black ? - spytał lekko się strofując. Uśmiechnęłam się.
-Czuję zapach wiatru po burzy, tak w sumie to trochę Ministerstwa Magii, perfum mojego braciszka, no i ... No i nie ważne Sev... profesorze Snape. - odpowiedziałam z uśmiechem. Pomyślałam o ostatnim zapachu. To był zapach Nory zmieszany z męskim dezodorantem. Prychnęłam, a Sev zwrócił się do Dracusia.
-A pan, panie Malfoy ?! - spytał patrząc na blondyna. On pociągnął mocno nosem.
-Ja, profesorze, czuję woń domu Blacków, perfum... pewnej dziewczyny. - w tym momencie spojrzał na mnie przez ułamek sekundy. - Oraz zapach Nutelli. - dodał i tym razem już otwarcie odwrócił wzrok ku mnie. Posłałam mu buziaka w powietrzu. Zauważyłam, że wśród Ślizgonek zapanował istny rozgardiasz. Chyba każda myślała, że to o nią chodzi Dracusiowi. Podeszłam cichutko do blondyna i zaciągnęłam go do tyłu. Severus kontynuował odpytywanie.
-Po pierwsze to jest mgiełka tłuku. Po drugie teraz cały dom Węża będzie huczał. Po trzecie co cię wzięło na takie wyznanie. Po czwarte. - urwałam i złapałam go za dłoń. - Dziękuję. - powiedziałam całując go w policzek. Malfoy się uśmiechnął i doszedł do grupy uczniów słuchających Severusa. Lekcja minęła dosyć szybko, więc miałam trochę czasu by pójść do biblioteki. W niej o dziwo zauważyłam moją przyjaciółkę i Olivera. Usiadłam obok nich.
-Cześć Carmen. - zaczął miłym tonem Olie. Uśmiechnęłam się do niego.
-Witaj Oliverze. - powiedziałam uroczystym tonem i puściłam mu oczko. Potem szybko zagłębiłam się w lekturze. Mugolskiej lekturze.
~Walnę teraz przemyślenia tego z luką w pamięci. *perspektywa Freda*~
Usiadłem w Wielkiej Sali obok brata. Za nim siedziała Rose, która jakoś nie przejmowała się, że to nie jest jej stolik.
-Ile szlabanów ? - spytała wesoło Rosie. Uśmiechnąłem się do niej, a mój brat westchnął.
-Tylko 3. - odpowiedział czułym tonem. - A ty ? - dodał chwytając uczennicę domu Orła za dłoń.
-Szlaban z Carmen u Sprout. - powiedziała szczerząc się niemiłosiernie. Wyciągnąłem swój kalendarzyk i zacząłem czytać od momentu, na którym ostatnio skończyłem. "Dziś był Bal u Malfoy'ów. Nie byli zbyt przyjaźnie do mnie nastawieni, ale sukienka Carm wszystko rekompensowała. Niestety potem przylazł ten Crouch i się z nią całował. Najgorsze 20 sekund mojego życia. No dobra. Potem przybył ojciec Blacków. Carmi nie była zachwycona. Ważne, że zawsze może na mnie liczyć." I na tym kończy się ta krótka notatka. Wstałem i pożegnałem się z uczniami i ruszyłem do swojego dormitorium. Ległem na swoje łóżko przesiąknięte zapachem czekolady. Co jest do jasnej cholery ?! Dobra. Pierdolić to. Coś wymruczałem pod nosem i szybko zasnąłem. Obudziły mnie promienie jesiennego słońca. Usiadłem jak po 5 Ognistych na łóżku i przeciągnąłem się. W łóżku swoim spał jeszcze mój bliźniak i Lee. Scotta nie było widać. Dziś jest mecz Quidditcha. Wstałem i ubrałem się szybko. Mam jeszcze godzinę do śniadania, więc z chęcią sobie polatam. Wypadłem szybko z zamku i pognałem do szatni, gdzie przebrałem się w strój i dopadłem moją miotłę. Wyszedłem szybko z szatni i spostrzegłem, że dwie osoby śmiejąc się odrzucają sobie krążąc ponad mną kafla. Rozpoznałem Scotta i Carmen. Wlazłem na miotłę i wzbiłem się w górę.
-Można się dołączyć ? - spytałem tym samym powodując motylki w brzuchy. Gińcie, sok trawienny wszystko zeżre. Blackówna spojrzała na mnie z uśmiechem i iskierkami szczęścia w oczach.
-Pewnie. - odpowiedział za nią Farro. Zaczęliśmy podrzucać kafla i fajnie się bawić. W pewnej chwili panna Black oberwała ode mnie. Niby nic się jej nie stało, ale podleciałem do niej i pytałem czy wszystko jest dobrze.
-Oczywiście, że jest okaa. - powiedziała i pocałowała mnie w policzek. Cała wczorajsza kolacja zawirowała mi w brzuchu. Zarumieniłem się delikatnie. Może ten notesik nie kłamie ?! Jeszcze nie wiem, ale chcę to sprawdzić.
~Przejdźmy od razu ze stania do meczu Quidditcha, a dokładniej 5 minut przed nim. Pragnę przypomnieć, iż Krum jest szukającym, bo Potter jest w Durmstrangu. *perspektywa Carmen*~
Kopnęłam delikatnie Scotta na szczęście. On tylko westchnął.
-Mugolski przesąd. - burknął, ale zrobił to samo. Zaśmiałam się i wyszłam wraz z drużyną na boisko. Znalazłam na trybunach Rose i jej pomachałam. Ten mecz, czego jeszcze nie wyprostowałam, graliśmy z Puchonami. Podeszłam do Scotta.
-Komu będzie kibicować Tatia ? - spytałam ze śmiechem. On tylko wzruszył ramionami i wzleciał do góry, jak zresztą wszyscy z mojej drużyny. Rzucili trzy piłki i zaczęliśmy za nimi gonić. Zdobyłam kilka punktów, co oczywiście nie znaczy, że nic nie przepuściłam. Scottie zajebiście broni te najtrudniejsze, ale te proste spierdolił. Podleciałam do niego.
-Kurwa. - mruknął pod nosem. Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco.
-Nie denerwuj się. Oddychaj głęboko i dasz radę. - wyjaśniłam szybko i odleciałam kilka metrów. Farro od tej pory obronił wszystkie.Wreszcie Krum złapał znicza i wygraliśmy przewagą zaledwie 40 punktów. Zleciałam na dół. George gratulował wszystkim udanego meczu. Bardzo się cieszyłam z wygranej i znów pocałowałam Freda w policzek. On się zarumienił i poszedł do szatni. Z trybun zszedł Draco i uściskał mnie mocno.
-Moja krew. - mruknął mi w ramię. Zaczęłam się śmiać.
-Śnisz skarbie. - odpowiedziałam i odsunęłam się od niego. Ruszyłam już po gratulacjach do Wieży Gryffońskiej oblać zwycięstwo. Szybko zajęłam swoje ulubione miejsce i niespodziewanie przytulił mnie...
_________________________________________________________
Jest i TAA DAAM. :3 No dobra. Nie wiedziałam kompletnie co napisać, więc proszę się nie obrazić, jeśli to po prostu będą jakieś brednie. Ponad to dziękuję za ponad 5 i pół tysiąca wyświetleń. Kocham was. :**

sobota, 2 marca 2013

37. "To wygląda jakby ktoś mi podpierniczył dno od którego miałam się odbić."

Dźwignęłam dupę w górę i podeszłam do kanapy obleganej przez rudzielców. Usiadłam na kanapie i położyłam sobie głowę Freda na kolanach. Pogłaskałam go po policzku. Rozglądnęłam się wokół i zobaczyłam Rona, George'a, Rose, Nevilla, Pottera, Katie, Angelinę, nawet Oliver się zjawił. Z tyłu dostrzegłam krzywą gębę Kruma, który uśmiechał się do mnie głupio. Odwróciłam głowę ku Fredowi i przeczesałam mu dłonią włosy. Obok mnie usiadł Scottie. Położyłam mu głowę na ramieniu. Do pokoju wspólnego wpadła McGonagall.
-Co się stało TYM razem ? - spytała podchodząc do mnie. Spojrzałam na nią.
-Krum rzucił na Freda i Carmen niewybaczalne. - mruknęła jakaś osobistość z tyłu pielgrzymki.
-Mogę przenieść się na chwilę do Ministerstwa ? - spytałam błagalnie. - Do Rudolfa. - dodałam szybko. Minerwa tylko potwierdziła to ruchem głowy i rozkazała Ronowi zawołać panią Pomfrey. Wstałam i położyłam Fredowi pod głowę poduszkę, a sama poszłam za panią profesor. Dopadł mnie szybko Scott i wyjaśnił, że Rose też chciała iść, ale George jej właśnie potrzebował. Doszliśmy do gabinetu wice-dyrektorki. Ona dała mi garść proszku Fiuu, a ja wrzuciłam go w kominek i wlazłam w zielone płomienie szepcząc "Ministerstwo Magii". Po chwili zobaczyłam wielki gmach i piękne, lecz ciemne wnętrze. Uśmiechnęłam się do jakiegoś mężczyzny, którego znałam z widzenia. Poczułam dłoń łapiącą mnie za nadgarstek. Uśmiechnęłam się do Scotta i podeszłam do wind. Wlazłam do jednej i trafiłam na jakiegoś mugolskiego bruneta. Kliknęłam coś by dojechać do Departamentu Tajemnic.
-Takie młode osoby do Departamentu ? - spytał zdziwiony mężczyzna. Nie był ani za stary, ani za młody. Coś jak moi kochani bliźniacy. Miał miły uśmiech i niebieskie oczy.
-Jedziemy do mojego brata. - powiedziałam z uśmiechem. - Jestem Carmen Black. - dodałam i wyciągnęłam dłoń przed siebie. Mężczyzna również się uśmiechnął i uścisnął moją rękę.
-Pracuję w jednym gabinecie z Rudolfem. Poza tym jestem Riven Wright. - odpowiedział mi szczerząc się troszkę podejrzanie. - A ty ? - mruknął do zielonookiego.
-Mam na imię Scott Farro i jestem przyjacielem Carmi. - powiedział uprzejmie, a winda się zatrzymała. Wyszłam pierwsza i pociągnęłam za sobą Scottiego. Wright zaprowadził nas do jego biura. Weszłam trochę nieśmiało, bo byłam tu dopiero 3 raz z czego pierwszy raz bez kogoś z rodziny. Przy biurku siedział Rud. Po usłyszeniu, że ktoś wlazł schował jakieś kartki szybko do szuflady. Spojrzał na mnie i z uśmiechem na twarzy przytulił mocno.
-Carmi, kochanie ty moje. - powiedział za słodko. Wtuliłam się w długowłosego. On chciał coś ukryć. Nie mam pojęcia co, ale się dowiem. Odsunęłam się od niego i spojrzałam na niego jak na podejrzanego o Zaavadowanie kogoś. Scott podszedł do Rud'a i przywitali się po "męsku".
-Co tam w Departamencie? - spytał zielonooki. Riven usiadł za swoim biurkiem i zaczął coś bazgrać po pergaminie.
-Coraz lepiej. - skłamał Rud i mocno się skrzywił. Oparłam się o jego biurko i założyłam dłonie na piersiach. - Co tam z Krumem ? - spytał chcąc rozładować napiętą atmosferę. Moje oczy zwęziły się w cieniutkie szparki.
-Na początku wlazł mi do łazienki, potem kazał rzucić na Freda Obliviate, przy pożegnaniu z rudzielcem prawie doszło do sexu, no a teraz Weasley nie pamięta kim jestem. - zaśmiałam się jak z najlepszego kawału. Oczy Rudolfa prawie wyszły na wierzch, a Scott zamarł z otwartą buzią.
-Car... Carmen ! Jesteś za młoda na sex. - krzyknął mój braciszek.
-Toż mówię, że PRAWIE. - warknęłam na niego i podeszłam do barku, skąd wyciągnęłam Ognistą. Odwróciłam sie do Rud'a. - A ty, świętoszku, ile miałeś lat kiedy się pierwszy raz kochałeś ? - burknęłam i wyjęłam szklaneczkę. Nalałam bursztynowego płynu i wypiłam połowę. Resztę podałam Scottiemu. On wypił napój łapczywie. Rudolf zwiesił głowę.
-Byłem w twoim wieku. - wyszeptał zawstydzony, a ja zaczęłam się śmiać.
-I jeszcze masz czelność mnie ochrzaniać ?! - odpowiedziałam z tryumfalnym uśmiechem.
-Martwię się o ciebie. - powiedział Rud. Westchnęłam głęboko.
-Jednego dnia usłyszałam to od dwóch mężczyzn. - burknęłam. Zaczęłam mu opowiadać o Krumie, co tam w szkole, a on mówił o Voldemorcie Automatycznie pomyślałam o Ninie. Biedna dziewczyna.
-Carmen, nie żebym się tu nudził czy coś, ale za godzinę zaczną się patrole. - przypomniał, całkiem zresztą słusznie Scott. Przytuliłam Rudolfa i uścisnęłam dłoń Rivena. Brat nasypał mi proszku Fiuu na dłoń i jeszcze raz przytulił. Wrzuciłam je do kominka mrucząc Hogwart. Zaraz po tym stałam w gabinecie Minerwy. Okazało się, że siedział tam Krum i rozmawiał, lub kłócił się z profesorką. McGonagall się odwróciła do nas i odprowadziła wzrokiem do drzwi. Spojrzałam na Scotta z uśmiechem i złapałam na dłoń. Ruszyliśmy w stronę naszej wieży.
-Koci lama. - usłyszałam jakże uroczy głos blondynki ze Slytherinu.
-Nina co ty do kurwy... - urwał Dracuś i zawył z bólu. Spojrzałam na miejsce dochodzenia hałasów. Panna Riddle ściskała palce Malfoya, które jakby nie patrzeć były o wiele mocniejsze i masywniejsze. Podeszłam do nich.
-To chyba pierwsza dziewczyna, która powaliła cię na kolana najukochańszy kuzynie. - powiedziałam klękając przed nim i śmiejąc mu się w wykrzywioną bólem twarz. Spojrzał na mnie wzrokiem typu : "śmieszne kurwa w chuj no po prostu". Pocałowałam go w policzek i wstałam z klęczek.
-Snape powiedział, że ty masz mi coś powiedzieć. - mruknęła rozentuzjazmowana Nina. Westchnęłam głęboko.
-Możemy się spotkać jutro przed śniadaniem na Dziedzińcu ?! - spytałam i pomogłam Dracusiowi wstać, w sumie zrobiłabym cokolwiek byle by nie patrzeć jej w oczy.
-Dobrze. - powiedziała i zatargała blondyna w stronę lochów. Spojrzałam na Scotta.
-Ile mamy jeszcze do patroli ? - spytałam poprawiając sobie szatę.
-Dosłownie 10 minut. - odpowiedział zielonooki i uśmiechnął się, po czym zaczął targać mnie ku Gryffońskiej Wieży. Stawiałam opór.
-Zajrzę tylko na moment do Freda. - burknęłam ciągnąc go w stronę Skrzydła. Jednak Scottie był silniejszy, ale ale. To przecież wcale nie znaczy, że wygrał. Połaskotałam go, a ten zaśmiał się jak mała dziewczynka i puścił moją dłoń. Wykorzystałam tę chwilę i ile sił w nogach pobiegłam do Skrzydła. Wpadłam na salę i prędko odszukałam łóżko rudzielca. Usiadłam na stołku obok. Nikogo przy nim nie było. Dopadł mnie Scott. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. - Coo taam ? - mruknęłam widząc, że jest zmęczony bieganiem za mną. Weasley zaczął się ruszać. Spojrzałam na niego i ujęłam jego dłoń.
-Kim jesteś ? - wyszeptał rudzielec otwierając oczy. Moje się zeszkliły. To wygląda jakby ktoś mi podpierniczył dno od którego miałam się odbić. Cholera. Czemu to musiałam być ja ?!
-Jestem twoją dziewczyną. - wyszeptałam ocierając łzy żłobiące delikatne smugi na moich policzkach. "A przynajmniej byłam." Dopowiedziałam sobie w myślach. On pogłaskał mnie delikatnie po twarzy.
-Wybacz mi, ale cię nie pamiętam. - szepnął zmartwiony Fred. To było coś co zadało mi ból ostateczny. - Ale proszę cię, nie płacz. - dopowiedział przysuwając sobie moją dłoń do twarzy i muskając ją delikatnie wargami. Rudy usiadł i przyciągnął mnie do siebie. - Wszystko i wszystkich pamiętam, tylko ty jesteś jedną wielką pustką w moim sercu i rozumie. - wyszeptał mi kojącym, ale i łamiącym serce głosem.
-Jestem Carmen. - powiedziałam i wstałam. - Carmen Black. - dopowiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie. - Przyjdę do ciebie jutro, dobrze ? - spytałam, a Scott otarł moje policzki z łez. Fred pokiwał z entuzjazmem głową i pomachał mi delikatnie ręką.
-Do jutra. - wyszeptał, a ja wyszłam ze Skrzydła bez sensu życia. Wtulona w zielonookiego ruszyłam ku swojej Wieży. Scottie zaprowadził mnie do siebie do dormitorium i położył na łóżku Freda. Pociągnęłam nosem i poczułam charakterystyczny zapach z Nory zmieszany z męskim dezodorantem. Położyłam głowę na poduszce i momentalnie zasnęłam. "Obudziłam" się w ciemnym pokoju. Siedziałam po turecku, a obok siedział mój strażnik.
-Witaj skarbie. - powiedział i pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się blado i położyłam głowę na jego ramieniu.
-Cześć kochany. - wyszeptałam płaczliwym tonem.
-Musisz mu pokazać kalendarz. - wyjaśnił szybko Alastor i znikł. Rozejrzałam się wokół i usłyszałam czyjś cichy głosik, który coraz bardziej przybierał na sile.
-CARMEN. CARMEN DO CHOLERY. OBUDŹ SIĘ IDIOTKO. - krzyczał Scott potrząsając mną lekko. Przypierniczyłam mu w policzek z otwartej ręki i otworzyłam jedno oko. Farro złapał się za policzek. Usiadłam praktycznie nieświadoma co właśnie zrobiłam i przeciągnęłam się.
-Przepraszam, ale następnym razem nie nazywaj mnie idiotką deklu. - burknęłam ziewając, ale zielonooki nadal trzymał się za twarz. Pocałowałam go w policzek, a on się zaśmiał.
-Jesteś świetna. - powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. - Tatia oczywiście również. - dodał jakby czytając mi w myślach. Spojrzałam na zegarek. Za godzinę było śniadanie. Wstałam i złapałam czarne spodnie, zieloną koszulkę oraz czarne trampki. Ruszyłam z tym wszystkim do łazienki. Szybko się w to przebrałam i ogarnęłam twarz i kłaki. Wyszłam wyglądając dosyć znośnie. Ubrałam szatę i wzięłam torbę.
-Prowadź pierdoło. - burknęłam otwierając drzwi przed Scottiem. On uśmiechnął się do mnie i zaczął prowadzić ku dziedzińcowi. Zatrzymałam go na moment i szybko wbiegłam na górę. Porwałam kalendarzyk Freda i schowałam go w torbie. Wróciłam pędem do Farro.
-Czego znów zapomniałaś ?! - zrobił mi wyrzut, a ja walnęłam go w łeb.
-Podejdziemy na moment do Skrzydła. - wyjaśniłam i ruszyłam w tamtą stronę. Za mną wlókł się mój niezadowolony i wiecznie osamotniony przyjaciel. Weszłam na salę. Fred już nie spał. - Dzień dobry. - powiedziałam i usiadłam obok niego z uśmiechem.
-Witaj... - urwał. Nie wiedział jak mam na imię. Westchnęłam. Mało brakowało, a znów dostałabym "ataku".
-Carmen. Jestem Carmen. - wyjaśniłam. - Przyszłam, żeby ci to dać. To twój kalendarz. - dopowiedziałam i oddałam mu jego "zeszyt". On uśmiechnął się do mnie i zaczął oglądać kartki od początku. - No to ja może pójdę. - szepnęłam i ruszyłam powoli do wyjścia. Fred pomachał mi dłonią i zagłębił się w lekturze. Zeszłam na Dziedziniec.
-Poradzisz sobie mała ? - spytał Scottie. Czasem zachowywał się jak nadopiekuńczy gnojek.
-Tak... - urwałam. Już chciałam powiedzieć mamo, ale się powstrzymałam. Nie mogę znowu się rozryczeć. Farro pocałował mnie w czoło i odszedł. Po chwili na Dziedzińcu pojawiła się Nina.
-Cześć Carmi. - powiedziała ziewając. Westchnęłam głęboko.
-Usiądź. - powiedziałam i zaczęłam myśleć co mam jej w ogóle do powiedzenia. - No bo wiesz... Mój ojciec jak ja się miałam urodzić to niewiele czasu spędzał z nami. Okazało się, że pomagał Meropie Gaunt, czyli matce Voldemorta. - zaczęłam szeptem. Ona wzdrygnęła się na imię swojego brata. - No i matka Wężoustego była w ciąży. Urodziła się dziewczynka, która potem została podrzucona przypadkowej rodziie pod dom. - dopowiedziałam, a Nina zrobiła wielkie oczy.
-A jaki to ma związek ze mną ?! - spytała zdezorientowana.
-Niestety ostatnio się dowiedziałam, że ta dziewczynka chodzi do Slytherinu i do tego jest na moim roku. - powiedziałam próbując ją naprowadzić na trop.
-Pansy to siostra Voldemorta !? - wrzasnęła panna Riddle. Mało kumaty człowiek.
-Ty nią jesteś. - wyszeptałam powodując u niej odrętwienie każdej komórki ciała. Po chwili po jej policzkach spłynęły łzy. Przytuliłam mocno Ninę. - Przepraszam. Przepraszam za wszystko. - dopowiedziałam głaszcząc ją po plecach.
~W Skrzydle Szpitalnym siedzi ktoś kogo osobiście uwielbiam, więc proponuję podejrzeć co i on robi. *perspektywa Freda* ~
Czytam ten dziennik i czytam. I nic. Wszystko stąd wiem. Na jednej stronie są wynalazki na drugiej wybryki i nic. Już miałem zamknąć kalendarz, gdy ujrzałem fragment : "Od pierwszej chwili, gdy wparowała do naszej kuchni, polubiłem ją. Potem usłyszałem jej perlisty śmiech. Boże. Jej oczy mają kolor podobny do moich, lecz widzę w nich subtelną nutkę zieleni. Kurde, czy to możliwe, bym ja, Fred Weasley, jeden z największych kawalarzy, się zakochał. Nie. To nie możliwe. Choć w sumie i tak nie mam u niej szans. Ale co mi szkodzi powalczyć. Tak. Będę walczył. Zdobędę ją." Przeczytałem to jeszcze kilka razy. Kto może mieć piwne oczy ?! Po chwili mnie olśniło. Ta, jak jej tam, co przyszła tu i dała mi dziennik ma takie oczy. Przekartkowałem kilka stron i ujrzałem jej imię. Pisały tam dziwne rzeczy. Notatki były z datami wakacyjnymi, ale raczej pod koniec. Pierdu pierdu i wreszcie : "Carmen to chyba ta jedyna, tylko co zrobić z Katie ?!" Co do kurwy nędzy ja tu powypisywałem ?! Choć w sumie to może być prawda. Drzwi do Sali się otworzyły, a ja szybko schowałem kalendarzyk pod poduszkę. Był to ...
_________________________________________________________
Jest pięknie, cudownie i w chuj słodko. Każdy się rzucał co ja im zrobiłam. Ludzie bez dramaturgii nie ma opowiadania. Nienawidzę przesłodzonych gówien, więc coś się musiało stać. Ten rozdział dedykuję Wiktorii, która srała się żebym wreszcie dodała. Klaudii, która mi łeb urwie za brak Rose oraz Katherine (czy jak to ona tam pisze) za pomysł z Niną, no i wgl za samą Ninę. :3 Kocham i pozdrawiam całą resztę moich czytelników i zapraszam do komentowania. Wiecie jak to miło sobie poczytać co sie wam podobało, lub też nie podobało w "rozdziale". :3 No i słowo na sobotę, ten jakże uroczy tytuł zawdzięczam mojemu "kochanemu" nauczycielowi od angielskiego, który prawie wgl w nas nie wierzy. Kocham was. :**