Obudziło mnie światło słoneczne i radosne krzyki ludzi. Usłyszałam tylko urywki dewagacji o Quidditchu i usiadłam na skraju łóżka. Potarłam zdrętwiałą dłoń i wstałam. Za dwadzieścia pięć minut rozpoczyna się pojedynek, a ja jeszcze nie jestem na boisku. Szybko naciągnęłam na siebie czerwony sweter z godłem Gryffonów i czarne spodnie. Pognałam na boisko. Dopadłam ludzi w sumie trzy minuty przed meczem. Wpadłam do szatni.
-Potter... Powodzenia. - powiedziałam zdyszana i oparłam dłonie o kolana.
-Black... Nie dziękuję, bo jeszcze zapeszę. - zaśmiał się Wybraniec i podszedł do mnie. Poklepał mnie lekko po plecach. Podniosłam się.
-Skopcie im tyłki. - powiedziałam cicho i podeszłam do bliźniaków. - Ale Rose masz mi oszczędzić. - dodałam z wielkim wyszczerzem i dziugnęłam George'a w mostek. Ten tylko zasalutował z uśmiechem.
-Nie wybaczył bym sobie zrobienia jej jakiej kolwiek krzywdy. - zapewnił mnie i odszedł.
-Powodzenia duży. - mruknęłam patrząc na Freda.
-Dzięki mała. - odparł z wyszczerzem. Prychnęłam i cmoknęłam go lekko. Odwróciłam się i ujrzałam Scotta i Tatię. Uśmiechnęłam się lekko i nie przeszkadzając im pognałam na trybuny. Usiadłam obok Luny, która miała na sobie ogromniasty kapelusz z wielkim łbem lwa.
-Imponujące. - stwierdziłam przypatrując się pięknemu nakryciu głowy.
-Dzięki. - zaśmiała się Luna.
-Rozpoczynamy mecz między Gryffonami, a Krukonami. - usłyszałam głos Lee Jordana z głośników. Niestety po chwili rozgorzała walka. Nie obyło się bez piosenek do rozgrzania zawodników. Krukoni i Gryffoni szli oczywiście łeb w łeb z wymyślaniem zabawnych tekstów.
-Krukoni skopią tyłki każdemu kto tylko spróbuje im podskoczyć. - usłyszałam zabawne głosy Ravenclawu.
-Gryffoni jako lwy pokonają kruki w mig. - odparła ofensywa Lwów. Uśmiechnęłam się szeroko. Kocham Quidditcha. W pewnym momencie jakby cały świat wraz ze mną znieruchomiał. Widziałam tylko zamaskowane szuje i kilkoro uczniów zniknęło tak szybko jak szybko wróciła normalność. Gra się skończyła. Remis każdemu odpowiadał, ale nie widać było po ludziach entuzjazmu. Albus zaczął powoli tłumaczyć, że grono nauczycielskie wszystkim się zajmie. Coś wątpię w ich jakąkolwiek skuteczność, ale nie mam zamiaru się w to mieszać, bo po co? Zapewne i tak tych ludzi po prostu nie lubiłam... No, bo przecież nie muszę wszystkich kochać, prawda? W sumie to nie lubię ludzi, ale zdarzają się wyjątki. Podniósł się gwar i uczniowie wracali do swoich dormitoriów. Przez to wszystko całkowicie zapomniałam o moim kuzynie. Dopadłam szybko Blaise'a.
-Ohh... To znowu ty. - jęknął Zabini.
-Jak Draco się czuje? - spytałam ignorując jego prostackie odzywki.
-Czy ty możesz uwierzyć, że ja potrafię się nim zająć równie dobrze jak ty? - spytał zdenerwowany Zabini.
-Jeej... Po prostu spytałam. - mruknęłam i przewróciłam oczami.
-Czuje się coraz lepiej. - odparł tylko Blaise i odszedł.
-Hipokryta. - burknęłam za nim i ruszyłam do Wieży Gryffonów na mało entuzjastyczne oblewanie remisu. Może tym razem choć trochę zrezygnuję z Ognistej? Hmm... W sumie nie głupi pomysł. Pamiętając co się działo po balu, chyba tak zrobię. Nie mam zamiaru znowu budzić się z bólem głowy. Weszłam do Wieży, a tam panowała dość normalna atmosfera. Wszyscy mruczeli do siebie o zniknięciach.
-Ludzie, przecież wszystko będzie dobrze. - zapewnił ich Potter wchodząc na stół.
-A ty wierzysz w to, że grono co kolwiek zrobi? - spytał powątpiewając jakiś uczeń. Po pokoju wspólnym rozniosła się fala aprobaty.
-Ohh... Przestańcie. Dumbledore to dobry człowiek i nie pozwoli, by ktoś zginął. - odparł spokojnie Potter.
-Tylko ty tak mówisz. - zauważyła jakaś dziewczyna. Kolejna fala aprobaty przelała się przez Gryffonów.
-A może się uspokoimy i wypijemy po jednej szklaneczce Ognistej na ukojenie nerwów? - zaproponował dość sensownie Scott. Było kilka przeciw, ale jednak wiele osób opowiedziało się za tą propozycją. Bliźniacy okazali się głównym źródłem Whisky... No kto by się tego spodziewał? Poczułam dłoń na swoim ramieniu. Okazała się ona dłonią Freda.
-Chcesz Ognistej? - spytał z uśmiechem.
-Dzisiaj próbuję ją ograniczać. - odparłam ku jego głębokiemu zdziwieniu.
-Tak, tak, a ja jestem blondwłosym Casanową w lśniącej zbroi i na białym koniu. - zaśmiał się Fred.
-Nie piję. - odparłam stanowczo. Ten zamarł, by załadować informacje.
-Tak. Nie pijesz. - powtórzył jak w amoku.
-Ee... Rudy. Żyjesz? - spytałam pstrykając mu palcami przed oczami. Ten ocknął się z odrętwienia i potwierdził to głową. Po chwili na jego twarz wstąpił uśmiech.
-To może Kremowe? - zaproponował.
-Kremowego i Nutelli nie odmawiam. - zaśmiałam się lekko i ruszyłam za nim do stolika z trunkami. Dostałam wielki kufel piwa i zaczęłam pić. Do naszej Wieży wbijało coraz więcej innych uczniów. Wreszcie był taki tłok, że uciekłam do swojego dormitorium. Otworzyłam drzwi i usiadłam na łóżku. To było dla mnie takie dziwne. Jeszcze wczoraj tryskałam optymizmem, a dzisiaj jestem najwiekszym pesymistą na świecie. Co się ze mną dzieje? Quidditch zawsze mnie odprężał, a teraz mam na głowie to Coś, antidotum dla Draco i samą siebie. Wyciągnęłam bezsilnie książkę i zaczęłam czytać.
~Tak, więc przejdźmy do pijackich myśli Freda, bo to o wiele lepiej mi wychodzi. *perspektywa Freda*~
Spojrzałem na dziwnie uchachanego George'a, który zaciekle konwersował z Rose. Dopiłem Ognistą i odstawiłem szklaneczkę na stolik. Przetarłem zmęczone oczy. Nadal nie ogarniałem co się działo na boisku. Tak o czas się zatrzymał, a ludzie poznikali... Ciekawe co się z nimi dzieje. W sumie jak są u Śmierciożerców to chyba nic dobrego. Nienawidzę tych zamaskowanych morderców. Ich zadziwiające spodoby podżynania gardła, zostawianie wykrwawiającego się na śmierć mugola czy najprostsze Avada Kedavra. To nie dla mnie. Nie potrafił bym nikogo zabić i nie pochwalam ludobicia... Czy to dziwne? Wydaje mi się, że nie, ale morderstwo o dziwo da się spokojnie i racjonalnie wyjaśnić... Boże, o czym ja bełkoczę? Cholerna Ognista. Za bardzo szumi mi we łbie bym normalnie gadał z ludźmi, a w myślach krążą najgorsze scenariusze zbrodni bez żadnego serca. Ogarnij się Weasley, ty pierdoło. Masz przyjaciół, dziewczynę i rodzinę. Los obdarzył ciebie i brata bliźniaka niebywałym talentem do pakowania się w najgorsze kłopoty. I za to wszyscy was kochają, więc czemu do jasnej cholery myślisz o powybijaniu wszystkich po kolei? Schizuję... Kurna, schizuję. Rozglądnąłem się i zauważyłem, iż jakimś cudem siedzę na ziemi z kolejną butelką Ognistej i po raz kolejny czerpię z niej życiodajny płyn. I ja się dziwię... Odstawiłem butelkę i wstałem. Nie za długo sobie postałem, bo zaryłem twarzą o ziemię.
-Cholera, Fred, żyjesz? - usłyszałem głos George'a. Odetchnąłem głęboko i spojrzałem na brata.
-Mniej więcej. - wybełkotałem i wyszczerzyłem się jak lokaj z Lśnienia.
-Kurwa, Weasley, śmierdzisz alkoholem na kilometr. - jęknął bliźniak, a ja czknąłem. Usiadłem dość spokojnie na ziemi i znów się rozglądnąłem. Tym razem niezbyt trzeźwym wzrokiem.
-O patrz... Jednorożec. - zaśmiałem się patrząc na białego konia z rogiem. Za nim ciągnęła się linia z ciasteczek.
-Wstawaj. - warknął George i podał mi dłoń. Podniosłem się z jego pomocą.
-Dobrze panie Bobrze. - zaśmiałem się dziwnie. Słowa wypływały ze mnie jak rzeka. To wszystko powoli stawało się kompletnie bez sensu. Gubiłem literki i rozpraszałem się jak chomik. Dzieje się ze mną coś złego. Wreszcie poczułem, że leżę na czymś miękkim.
-Poczekaj tu, a ja zawołam Carmen, bo nie wiem co się z tobą stary dzieje. - skomentował George i wyszedł prędko. No pięknie, nawet własny brat się mnie wstydzi. Po chwili do mojego pokoju weszła Black.
-Co się dzieje? - spytała siadając obok mnie. Jej dłoń ujęła moją lekko.
-Ja to wszystko widziałem z bliska. To był dziwne. - skleciłem dwa zdania, a ona tylko pokiwała głową.
-Idź spać, a jak wstaniesz to będzie o wiele lepiej. - zapewniła mnie i dotknęła ustami mojego czoła. Chciałem podziękować, ale szybko zasnąłem. Odpłynąłem w krainę jednorożców.
~Potem na Wielkiej Sali. *perspektywa Carmen*~
Spojrzałam na Albusa.
-Drodzy uczniowie. To co dziś się stało jest całkowicie naszą winą, ale szkody to jednak wy ponieśliście za co was bardzo przepraszamy. Jednakże ustaliliśmy kto został porwany. Nie mam zbyt dobrych wieści dla Gryffonów i Ślizgonów. - wyjaśnił i zaczął czytać nazwiska. Połowy nie znałam. Reszty nie lubiłam. Doszło jednak do ostatniego nazwiska. - Blaise Zabini. - usłyszałam i aż się zadławiłam. Spojrzałam w stronę Ślizgonów i o dziwo ujrzałam Zabiniego.
-Patrz co za szuja. - mruknęłam do Scotta i wskazałam na Ślizgonów. Ten spojrzał tam, a potem na mnie.
-Co ja tam miałem ujrzeć? - spytał zdziwiony.
-Zabini. - odparłam takim tonem jakby to było oczywiste.
-Nie wiem jak ci to powiedzieć... - urwał i przełknął ślinę. - Jego tam nie ma. - dodał spokojnie.
-Co?! - spytałam zbita z tropu. I rzeczywiście, Blaise zniknął. To wszystko staje się coraz dziwniejsze.
_________________________________________________________
Ten rozdział jest... dziwny. Nie oczekuję fanfar, bo kompletnie go spierniczyłam, ale jak już zaczęłam pisać z perspektywy rudzielca to jakoś dalej poszło dziwnie spontanicznie... O ile można tak mówić o dewagowaniu o śmierci. Btw. Rozdział dedykuję Lila Love, Klaudii i Wiktorii :) Dziękuję wam za motywację *-*
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
60. "Kremowego i Nutelli nie odmawiam."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Piszesz świetnie, naprawdę! Masz fajny, wyrobiony styl i to mi się podoba. Piszesz z kilku perspektyw, co jest dosć niespotykane, ale też ciekawe.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny :P
Jakbyś miała chwilkę wpadnij i oceń, piszę od niedawna, więc nie znam jeszcze opinii ludzi :P
http://www.zoe-hunter.blogspot.com/
Haha. Kocham twoje schizy.
OdpowiedzUsuńLekko chaotyczne jest to wszystko związane z meczem, ale mniej więcej ogarnęłam :D
Rozwaliła mnie schiza Weasley'a. Nie wiem dlaczego, ale kojarzyło mi się to z naszymi Uroczymi bzdurami.... Mniejsza.
Carmen ma przywidzenia? what the fuck... Nie pojmuję końcówki! T^T Albo jestem na to za głupia, albo źle to przeczytałam xD
Okk. Więc: dzięki za dedyk (bo to było chyba dla mnie...), pozdrawiam i życzę weny!
~T
O jejku *-*
OdpowiedzUsuńRozdział u BLaaack <33 Nawet nie wiesz kochana jak mnie to ucieszyło ♥
Kurde to już 60 rozdział a nadal jest ciekawie ((;
Nie mogę narzekać że krótko bo jest długo ale i tak poczytałabym więcej ;33
Rozdział jak zwykle świetny ♥
SCHIZY RZĄDZĄ ! <333
Kocham twój styl pisania jest taki taki fajny ^^
Pozdrawiam twoja Fanka Rexi ;***
Ps. ZApraszam do siebie na kolejnego bloga tak kolejnego to juz 3 xd
http://feelings-there-are-nasty.blogspot.com/
Mam nadzieje że wpadniesz, przeczytasz i zostawisz komentarz ((; ;*
Hahaha. LOL. Czy ty już do reszty postradałaś rozum? Możesz być z siebie dumna, bo ten rozdział w 100 % mi się podobał.
OdpowiedzUsuńZacznijmy od początku...
No to mecz. Zastanawiałam się, kto wygra i raczej obstawiałam Gryfonów, a tu dałaś remis. I sweet zdanie George'a, że nie skrzywdzi Rose, to było sweet. Bo nawet jeśli byłby księciem z bajki na białym koniu, a poniósłby na rękę na Rose, to bym go chyba ukatrupiła. Wlazła do tego opowiadania niespostrzeżenie i strzeliła Avade, po czym bym wyszła. JPRD jak schizuję.
No dobra Carmen i że z własnej woli odmawia Ognistej? no cóż ciekawe.
A tak wcześniej:
"-Czy ty możesz uwierzyć, że ja potrafię się nim zająć równie dobrze jak ty? - spytał zdenerwowany Zabini." Hahah to nie jedno znacznie, szczególnie, że się oglądało film, jak to syn miał romans z matką, a później urodził im się syn (ale oni nie widzieli o swoim pokrewieństwie). No cholera znowu schizuję. OGAR a później to ludzie czytają xd.
Hahah Fred uroczo odleciał, ale chętnie bym o tym poczytała:
"Tak, tak, a ja jestem blondwłosym Casanową w lśniącej zbroi i na białym koniu." XD
No i oczywiście zaginieni. Oh miałam nadzieję, że np. porwą Rose czy coś, a tu taki buty. No cóż nadzieja matką głupich, bo to taka nieistotna postać ;-;
Haha ale końcówka mi się spodobała i to nawet bardzo. Taka tajemnicza. No i co dalej? Może to i dobrze, że dopiero teraz się kapnęła, że dodałaś rozdział, za niedługo napiszesz kolejny. Pamiętam czasy jak dodawałaś co 3 dni xD. O rzesz, pamiętam jak ja to robiłam xd.
Kończę, bo pierniczę bezsensu, ładu i składu.
Kocham, pozdrawiam i weny.
AA i dzięki za dedykację xd.
Zostałaś nominowana do L.B.A.! Szczegóły na moim blogu:
OdpowiedzUsuńoczami-astorii.blogspot.com
"Nominacja do L.B.A. jest przyznawana przez blogerów początkującym blogom w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Otrzymują ją blogi o mniejszej ilości obserwujących, przez co daje możliwość rozpowszechnienia się. Po otrzymaniu nominacji należy odpowiedzieć na 11 pytań, które ułożył jej autor. Następnie układasz 11 pytań, które zadajesz 11 nominowanym przez Ciebie osobom.Nie wolno nominować bloga, który nominował ciebie do L.B.A.!"
Co ty! Fajny rozdzial! Taki schizowy xP takie sa najlepsz. Ale jzeli porwali zabiniego.... to z kim rozmawiala pomecz? !! O.o dziwn i za razm fajne xp OOOOOOOOO! !!!!!!!!! DZIEKI ZA DEDYK! ;)
OdpowiedzUsuń