"Uzdrowiciel poddany torturom." Walnęłam pięścią w stół. Sztućce aż podskoczyły do góry.
-Uzdrowiciel Joseph Salling został porwany przez popleczników Voldemorta. Zaczęli go torturować, a po wymazaniu całkowicie pamięci wyrzucili go na bruk. Jakimś cudem nasza redaktorka spotkała go, gdy wałęsał się przy śmietniku. "Bełkotał jakieś imię, cały czas coś mówił, ale ja usłyszałam tylko urywki zdań. Najczęściej pojawiało się tam imię mężczyzny, które zaczynało się na D." Wyjaśnia Rita Skeeter. Jeśli dowiemy się czego... - urwałam i zmięłam gazetę. Walnęłam głową o stół.
-Aż tak ci go szkoda ? - spytał cicho Fred.
-Lubiłam go, ale tu chodzi o zdrowie Draco... On znał wszystkie lekarstwa, którymi miałam faszerować kuzyna. Bez niego nie wiem co robić. - jęknęłam i westchnęłam głęboko.
-A nietoperz ci nie pomoże ? - spytał rozumnie, a moje oczy błysnęły dziwnym blaskiem i uśmiech wstąpił na twarz.
-Jesteś boski. - zaśmiałam się i cmoknęłam Weasleya w policzek. - Dziękuję. - dodałam spokojnie i dokończyłam posiłek. Rudy zaczął się śmiać, a ja walnęłam go w ramię.
-A to za co ? Zależy mi na twoim szczęściu, a jeśli to znaczy proszenie nietoperza o pomoc, to jedyne co mogę zrobić to wspierać cię. - odparł z uśmiechem. Pokiwałam głową, a odgłos dzwonu na zajęcia wypełnił całą Wielką Salę. Wstałam z kanapką w buzi i ruszyłam jak podpierniczona na Historię Magii, czyli przedmiot, którego wręcz nie znosiłam. Jedyne co mi się tam podobało to lekcje, gdy profesor Binns opowiadał o morderstwach. Tak, ten temat zawsze do mnie przemawiał i to nawet nie wiem czemu. Może dlatego, ze wychowano mnie w towarzystwie Śmierciożerców ? Niewykluczone. Wpadłam do Sali jako ostatnia, ale Binns nawet tego nie zauważył, więc usiadłam spokojnie obok Cornera, gdyż Rose siedziała z Ronem, który zawzięcie o czymś z nią dyskutował.
-Dzisiaj przerobimy temat ze strony 478. - mruknął duch sennym głosem.
~Także ten, nigdy nie lubiłam opisywać zajęć, więc przejdźmy do ostatnich minut, ostatniej lekcji z Puchonami. Chodzi oczywiście o eliksiry.~
Zakręciłam fiolkę i wstałam, by podejść do Severusa.
-Czekaj. - poprosiła Parvati, a ja spojrzałam na nią. Ta zabrała mi fiolkę i nakleiła na niej jakąś karteczkę. Wzruszyłam ramionami i zatachałam to do nietoperza.
-Połóż na biurku. - mruknął Sev przechadzając się po sali. Pokiwałam głową i odłożyłam fiolkę. Dzwon obwieścił koniec zajęć. Pierwsi w drzwiach śmignęli Scott i Tatia. Podeszłam do tłustowłosego siedzącego za biurkiem.
-Panie profesorze. - powiedziałam cicho, a ten spojrzał na mnie pytająco. - Mogę z panem porozmawiać ? - spytałam i oparłam się o ławkę. Wciągnęłam mocno powietrze i wypuściłam je gwałtownie.
-Słucham cię. - potwierdził.
-Draco jest u mnie w dormitorium... Znaczy się w dormitorium Freda, a Scott się nim teraz opiekuje, tylko problem w tym, że Malfoy ma na plecach jakieś dziwne pręgi, z których leci krew i ropa. Nieprzerwanie płynie i plami wszystko co mu się podstawi pod plecy, rozumiesz ? Nie wiem jak to zwalczyć. Uzdrowiciel Joseph Salling z Świętego Munga został zaatakowany przez Śmierciożerców i nic nie pamięta. - powiedziałam dość spokojnym tonem, a Sev pokiwał głową.
-Pokaż mi go. - poprosił, a ja ruszyłam ku Wieży Gryffonów. Stanęłam przed obrazem.
-Metamorfomag. - mruknęłam, a Gruba Dama usunęła się mi z drogi. Wlazłam do środka i ruszyłam do dormitorium Freda. Zapukałam lekko w drzwi. Otworzył mi Scott. - Mogę ? - spytałam cicho, a Farro pokiwał głową. Weszłam do pokoju i ujrzałam śpiącego Draco.
-Obudź go. - poprosił Snape. Podeszłam do kuzyna i dotknęłam jego dłoni.
-Draco... Draco... Słoneczko... - szeptałam cicho, a ten otwarł oczy. - Zaraz przyjdę, a ty masz robić wszystko o co Severus będzie cię prosił. - dodałam stanowczo. Malfoy usiadł i pokiwał głową.
-Pokaż mi rany. - poprosił Severus, a Draco pokazał plecy. - Jest na to lekarstwo. - usłyszałam jedynie jego skwapliwą odpowiedź po kilku minutach ciszy. Mimo to na moją twarz wstąpił uśmiech, najpierw nieśmiały, a potem wszystko zaczęło do mnie dochodzić.
-Co to za lekarstwo ? - spytałam z nadzieją.
-Wywar z dyptamu, czyrakobulwy, pazurów smoka, kilku garści włosów trolla i kopyta centaura, czyli będzie trudno, ale wywar robi się stosunkowo szybko. - powiedział spokojnie Severus i wstał. - Idę rozejrzeć się za składnikami. - dodał i wyszedł. Wypuściłam z siebie całe powietrze, które zalegało mi w płucach.
-Będzie dobrze. - zapewniłam kuzyna i pogłaskałam go po czuprynie. Ten pokiwał tępo głową i spojrzał w okno. Niebo zaczęło powoli się chmurzyć i po chwili przecięła je pierwsza błyskawica. Draco podszedł do okna.
-Tak samo było jak zaczęli mnie torturować. - szepnął zachwycony i otworzył ramy. Wilgotne powietrze owiało moją twarz. Deszcz spadł z nieba i zaczął wsiąkać w pozostałości po śniegu. Uśmiechnęłam się delikatnie i wstałam. Podeszłam do tlenionego i położyłam dłoń na jego ramieniu. - Brakuje mi słońca, powietrza i deszczu. - dodał spokojnie.
-Mogę sprawić, że twoje marzenia się spełnią. - zaśmiałam się i złapałam go za rękę.
-Prowadzisz go na pole ? - spytał Scott, a ja przytaknęłam ruchem głowy.
-Zasłużył na to. - odparłam cicho i ruszyłam z kuzynem w kierunku wyjścia. Zejście po schodach nie należało do najprostszych czynności, ale jakoś znaleźliśmy się w Pokoju Wspólnym.
-Gdzie idziesz ? - dobiegł mnie męski głos z fotela. Spojrzałam na siedzącego tam rudzielca.
-Na pole. Draco tęskni za żywiołem. Idziesz z nami ? - spytałam z uśmiechem. Weasley przytaknął i wstał z uśmiechem.
-Poza tym młody będzie wyleczony ? - mruknął podtrzymując Malfoya.
-Tak. I to wszystko dzięki tobie, bo to ty zaproponowałeś nietoperza. - odparłam z wyszczerzem na pół gęby. Ruszyliśmy w ciszy na Dziedziniec.Wreszcie pierwsze krople dotknęły moich rąk, a Draco się rozpogodził i zaśmiał jak mała dziewczynka.
-Świat jest piękny. - powiedział cicho Malfoy i zaczął biegać po Dziedzińcu jakby miał motorek w tyłku. Zakryłam dłonią usta ze śmiechu. Czułam się tak dziwnie szczęśliwa. Jego szczęście było dla mnie ważne. Tleniony podszedł do mnie i złapał mnie za dłonie. Zaczął mnie targać po całym Dziedzińcu, a ja śmiałam się jakbym była dzieckiem. Kocham tego człowieka.
-Draco, stój, nie nadążam. - wydusiłam między salwami śmiechu z jego oklapniętych włosów i dawno nie widzianych rumieńców. - Proszę. - dodałam spokojniej, a ten mnie puścił. Oparłam dłonie o kolana i zaczęłam oddychać mocniej.
-Zmęczyłaś się ? - spytał uradowany i również zaczął sapać. Uśmiechnęłam się.
-Trochę. - odparłam spokojnie i rozejrzałam się za Fredem. Ten stał z kącie i uśmiechał się szeroko.
-Od razu widać, że jesteście spokrewnieni. - zaśmiał się rudzielec i podszedł do nas.
-Nie jestem blondynką. - mruknęłam oburzona, a Draco palnął mnie lekko w łeb. - Tak, tak, też cię kocham. - dodałam słodko. - Musimy wracać. - powiedziałam z uśmiechem.
-Mogę spać dzisiaj u Ślizgonów ? - spytał dziwnie przygaszony i jakby... Nie, to nie możliwe. Draco nigdy nie bywa zawstydzony. No chyba, że jak jeszcze Nina żyła, ale to było i nie wróci. Znów posmutniałam, choć próbowałam nie dać po sobie tego poznać.
-Jeśli tylko chcesz to proszę bardzo. Jakby co to wiesz gdzie mnie szukać i nie szalej za bardzo, bo będzie bolało. - odparłam cicho, a Malfoy pokiwał rozumnie głową i ruszył spokojnie ku lochom. Spojrzałam na Freda. Uroczo wyglądał w mokrych, rudych włosach wchodzących mu w oczy.
-Wiem, że jestem zjawiskowy, ale nie musisz mnie przewiercać spojrzeniem. - zaśmiał się Weasley.
-I cholernie skromny. - prychnęłam zabawnie i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Cały ja. - zaszczebiotał i odgarnął włosy z twarzy.
-Chciałbyś. - odparłam i pokazałam mu język. - Chodźmy już. - poprosiłam z delikatnym uśmiechem. Ten tylko pokiwał głową. Ruszyliśmy spokojnie ku Wieży Gryffonów. Powiedziałam hasło, a Gruba Dama mimo niezadowolenia wpuściła nas do środka.
-Do jutra. - szepnął Fred i pocałował mnie lekko. Pokiwałam głową z uśmiechem.
-Do dzisiaj, bo jest już po północy. - zaśmiałam się i skierowałam swe kroki ku swojemu dormitorium. Weszłam tam i ujrzałam prawie wszystkie dziewczyny. Brakowało Katie. Może gdzieś się szlaja z Krumem. W sumie ten gbur dzisiaj wyjeżdża, więc nie zdziwiłabym się. Zrzuciłam ciuchy i weszłam pod kołdrę. Ten dzień chyba mogę zaliczyć do udanych... Tak sądzę, a w sumie sądziłam, bo do okna zapukała jakaś sowa. Zwlekłam się z łóżka i podpełzłam najciszej jak umiałam do okna. Otworzyłam je i wpuściłam biedną sowę. To była Carmen. - Co jest maleńka ? - spytałam zdziwiona jej przybyciem. Ta pochuczała trochę i wystawiła nóżkę z malutkim zawiniątkiem. Otworzyłam je i ujrzałam liścik i kolejne zawiniątko."Cześć malutka. Mam nadzieję, że mnie pamiętasz. Przesyłam ci taki mały podarek z okazji odkrycia receptury lekarstwa dla kuzynka. Pozdrawiam Yaxley." Zacisnęłam mocno zęby i zmięłam karteczkę. Odwinęłam papierek i ujrzałam coś niezidentyfikowanego. To coś zaczęło cicho nucić jakąś smętną melodyjkę. Skądś znałam tę muzyczkę. Nie wiem skąd. No nic, schowałam Coś między swetry i poszłam spać. Tak dużo pytań kołatało mi się po głowie. Tylko problem w tym, że ani na jedno nie miałam odpowiedzi.
_________________________________________________________
Ten rozdział wydaje mi się dziwny, ale jak już się za niego zabrałam tak i dodaję. W sumie nie dziwię się, że to taki dziwny rozdział. Jest 4:17, a ja słucham piosenek o Zombie... Wcześniej było kilka o zabijaniu i poświęceniu... Dobra. Może nie jest najgorzej. Rozdział dedykuję Lila Love. :) Pozdrawiam i spróbuję dodać następny trochę szybciej... Oczywiście nic nie obiecuję, bo zazwyczaj nie dotrzymuję obietnic związanych z czasem. Dziękuję za ponad 14 tysięcy wyświetleń. To wiele dla mnie znaczy. :)
Ooooo! !!!!!!!! Dzięki za dedyk ;) Co do rozdziału. ... nie mogłam się doczekać. Świetny!!! Taki radosny i tajemniczy zarazem. Podobał mi się fragment jak latali cali uhahani po dziedzińcu w deszczu :) zaciekawil mnie ten list..... skąd on wie że Carmen poznała recepturę na lekarstwo dla Draco? Snape zdrajca? I co to za melodyjka? I czemu Carmen przyleciała z listem? Nie podoba mi się to. Wyczuwam kłopoty. Jeszcze raz dzięki za dedyk ;) pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się końcówka xd.
OdpowiedzUsuńWgl rozdział.
A jak była sowa Carmen, to mi się przypomniało, jak była w śpiączce i Rudolf zaczął coś pierdzielić w Skrzydle z czego wynikło nieporozumienie.
BOLOLA <- Pierwsze skojarzenie. Jeśli chodzi o morderstwa, on miał... najoryginalniejszą.
Wgl czemu nie zanieśli Draco do Skrzydła Szpitalnego?
O czym Rose dyskutowała zacięcie z Ronem? XD
"-Nie jestem blondynką. - mruknęłam oburzona, a Draco palnął mnie lekko w łeb." 100 % aprobata Rose.
"-Wiem, że jestem zjawiskowy, ale nie musisz mnie przewiercać spojrzeniem." <- forma żeńska i jakbym siebie słyszała.
Skromność XD.
Wiesz do czego doszło? Carmen zaczyna mnie tak samo wkurzać jak Chloe ;_; Zmień to.
WGL Z JAKIEJ PAKI CARMEN SOWA BLACKÓW PRZYLECIAŁA Z LISTEM?!
Pozdrawiam, kocham i czekam na nexta :D.
"Wiem, że jestem zjawiskowy, ale nie musisz mnie przewiercać spojrzeniem." => EPIC! xD
OdpowiedzUsuńU mnie właśnie pojawiła się pierwsza część, zapraszam ;).