Wstałam i podeszłam zmęczona do okna. Usiadłam na futrynie i przejechałam dłonią po szkle. Padał siarczysty deszcz. Oparłam czoło o okno i przyglądałam się spadającym kroplom. Do sali ktoś zapukał i pociągnął klamkę w dół, by wejść. Zamknęłam oczy i skuliłam się na parapecie.
-Yhh... Ty na oknie. Ja tu z informacjami o tym tlenionym. - powiedział śpiewnym głosem mężczyzna. Spojrzałam na niego i ujrzałam chłopaka, na oko 18 lat, z krótko wygoloną głową i brązowymi oczami.
-Słucham uważnie. - odparłam zwieszając nogi z parapetu. Ten westchnął i spojrzał na kartę.
-Jest z nim coraz lepiej, ale nie wiadomo kiedy się obudzi. - odparł cicho i spojrzał na mnie.
-Dziękuję panie... - urwałam i wstałam.
-Salling... W sumie mów mi Joe. Będę czuwał nad twoim chłopakiem. - mruknął i usiadł na sąsiednim łóżku.
-To mój kuzyn. - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. - Czyli mam do ciebie zaufanie, bo musi być zdrowy i mam nadzieję, że ty tego dokonasz. - dodałam radośnie i podałam mu dłoń. - Carmen Black. - przedstawiłam się, a on potrząsnął moją dłonią.
-Mam do ciebie słać sowy z postępami jego leczenia? - spytał spokojnie, a ja pokiwałam twierdząco głową.
-Jeśli zdarzy się coś na prawdę ważnego to mi wyślij sowę do Hogwartu. - poprosiłam, a ten przytaknął.
-Jeśli takie jest twoje życzenie to z chęcią je spełnię. - zaśmiał się i wstał. - Miło było mi cię poznać Carmen.- dodał.
-Mi również Joe. - odparłam i spojrzałam na nieprzytomnego Draco. Usłyszałam trzask zamykanych drzwi i w pomieszczeniu zostałam ja i Malfoy. Teraz spostrzegłam, że mam na sobie zakrwawiony sweter i trochę naddarte spodnie. Usiadłam koło tlenionego i pogłaskałam go po policzku. - Wszystko będzie dobrze. - szepnęłam z uśmiechem i wstałam. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie błonie. Poczułam szarpnięcie i stanęłam na środku Zakazanego Lasu. Serio? Miałam cały Hogwart do wyboru, a ja w ostatniej chwili pomyślałam o tych cholernych testrelach? No dobra, kocham je czasami bardziej niż żyjących jeszcze braci, ale czy to moja wina, że tak często o nich myślę. Za dużo morderstw widziałam jak na nastolatkę, a przynajmniej taką specyficzną. Krew mnie nie ruszała, flaki nie przewracały mi jedzenia w żołądku. Jedyne czego nie mogłam ścierpieć to okrucieństwo przeciwko magicznym stworzeniom. Ktoś krzywdził testrela, hipogryfa, smoka czy kij tam co, od razu tracił w moich oczach. Na prawdę mógł być najuczciwszym człowiekiem na ziemi, ale i tak zostałby za to surowo ukarany... Oczywiście mówię o karze wymierzonej przeze mnie, bo w inne nie wierzę. W sumie w niewiele rzeczy to ja wierzę. Wiara to miłość, to nadzieja i przyjaźń. Reszta to zakłócebia bez których nie było by życia na ziemi. Dlaczego? Bo dobro jest mdłe bez zła. Ujrzałam cień domku Hagrida i ulatujący dym z jego komina. Smog miał kolor szarej mgły, która pojawiała się mi przed oczami przy dementorach... Dementorów bym nie żałowała. Ruszyłam w świetle księżyca ku zamkowi. Mam nadzieję, że nikt mnie nie nakryje. Szłam cicho jak myszka, aż doszłam do schodów. Weszłam na pierwszy stopień, a ten wredny szajs zabrał mnie na przejażdżkę. - Przestań. - ryknęłam, a schody zatrzymały się tuż nad przepaścią. No to są chyba jakieś kpiny, a ja zaraz otworzę oczy i ujrzę zasunięte kotary w moim dormitorium. Niestety nic takiego się nie stało. Usiadłam na schodach zrezygnowana i podparłam dłońmi głowę. Jest około jedenastej w nocy, a ja nie jestem w swoim łóżku. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o poręcz.
-Hej... Black, co ty tam robisz? - usłyszałam głos jakiejś dziewczyny. Otworzyłam oczy i ujrzałam Ginny.
-Cześć ruda. Pomożesz mi? - spytałam wstając i chwytając się poręczy. Ta tylko pokiwała głową. Schody zaczęły się ruszać, a ja weszłam na stały grunt. - Dzięki. - powiedziałam i spojrzałam na młodszą gryffonkę z wdzięcznością. Ta pokiwała głową.
-Nie ma za co. - odparła i ruszyła do naszej wieży. Poszłam za nią z głuchym łoskotem kroków. Uśmiechnęłam się lekko i weszłam do pokoju wspólnego. Na fotelu siedziała Alicja Spinnet. Miała zamknięte oczy i była blada. Wzruszyłam bezsilnie ramionami i ruszyłam do swojego dormitorium i szybko opadłam na łóżko. Zasnęłam w mgnieniu oka. Obudziła mnie jakaś szarpanina i kilka nieprzystającym dziewczynom przezwisk.
-Co jest? - spytałam zaspana. Przetarłam powieki i spojrzałam na nie. Angie i Katie ucichły.
-Alicja się na nas obraziła przez nią. - odparła Bell i wskazała Johnson.
-Ja? - ryknęła Katie. - To wszystko przez ciebie. - dodała wkurzona.
-Wcale nie. - burknęła Angelina. Usiadłam w łóżku i przeciągnęłam się lekko.
-O co poszło? - spytałam sennie i zwiesiłam nogi z łóżka.
-O Kruma. - odparła Alicja stając w drzwiach. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do kufra. Szybko wzięłam jakąś bluzę, ciemną koszulkę i spodnie. Weszłam do łazienki i założyłam je szybko. Uczesałam się w kucyka i wyszłam z pomieszczenia. Wzięłam kilka książek i wyszłam z dormitorium. Ruszyłam ku Wielkiej Sali. Usiadłam na swoim miejscu i spojrzałam na stół. To jeden z nielicznych razów gdzie się nie spóźniłam na śniadanie. Obok mnie usiadł Fred.
-Witaj. - powiedział z uśmiechem. Zaśmiałam się i spojrzałam na niego. -Cześć. - odparłam i wzięłam jajecznicę do ust.
-Znalazłaś go? - spytał cicho, a ja pokiwałam głową.
-Teraz jest w Świętym Mungu. - odparłam radośnie. Weasley pokiwał głową. Zaczęła się sowia poczta i jakaś ciemna sowa. Usiadła przede mną i wyciagnęła nóżkę. Pogłaskałam ją i odwinęłam pergamin. List od Joe'go. "Witaj Carmen. Jak prosiłaś tak i cię informuję. Twój kuzyn odzyskał świadmość, ale trochę świruje. Pozdrawiam Joe." Uśmiechnęłam się do kartki i wyczarowałam pergamin i pióro. Zaczęłam bazgrać. "Drogi Joe. Dziękuję za informację. Spytaj się go co pamięta i czy może się ruszać. Pozdrawiam Carmen." Zawinęłam liścik na nóżce jego sowy. - Joe Salling. - powiedziałam wyraźnie, a sowa odleciała.
-Kto to Joe? - spytał Fred.
-On jest uzdrowicielem i opiekuje się Draco. - odparłam i pogłaskałam Weasley'a po policzku. Ten pokiwał głową i objął mnie ramieniem. Drzwi do sali rąbnęły z łoskotem o ściany. Wszyscy spojrzęli w tamtą stronę. Na środku stał Severus z jakąś zapłakaną dziewczyną z Beauxbatons.
-Ukradła mi połowę zapasów. - ryknął nietoperz. Zaczęłam się cicho śmiać z jego wściekłej miny. Śniadanie się skończyło, a ja ruszyłam na zajęcia.
~Nie lubię tego opisywać, bo zazwyczaj nic się nie dzieje. Teraz jestesmy na błoniach.~
Usiadłam obok Rose roześmiana.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że ci idioci z Durmstrangu wyjeżdżają. - zaczęłam uradowana, a ona pokiwała wesoło głową.
-Ja też się cieszę. Już mnie wnerwiali. Ponad to Corner był w Bułgarii, a u mnie jakiś cholerny dryblas. Wiesz ile on potrafi spieprzyć jednego dnia? Rozwalił u nas okno, witraż poszedł doszczętnie, książki podpalił, a hipogryf tak dostał, że teraz utyka na tylne nogi. I to wszystko jednego dnia, rozumiesz? - spytała po pasjonującej opowieści.
-Rozumiem. Ludzie to idioci. - odparłam z wielkim uśmiechem.
-Zróbmy coś głupiego. - szepnęła Rose, a ja wskazałam na jezioro obok nas. Byłyśmy ubrane w ciepłe swetry i spodnie, a woda była strasznie zimna.
-Wskakujesz? - spytałam wstając i otrzepując się ze śniegu. Podałam jej ramię i razem zaczęłyśmy biec w kierunku jeziora. Wpadłyśmy do lodowatej wody jak idiotki. Śmiałyśmy się jak niepełnosprawne umysłowo. Zaczęłam ryczeć ze śmiechu jak jeszcze nigdy. Rose mi wtórowała. Byłyśmy mokre od szyi aż po stopy.
-Jesteś głupia. - zaśmiała się, a ja przytaknęłam z powagą.
-Miło mi debilu. - odparłam z wielkim wyszczerzem.
-Dziewczynki, macie natychmiast wyjść z tej lodowatej wody. - ryknęła Minerwa okryta grubym płaszczem. Wyszłyśmy ociekając wodą. Złapałam Martin za dłoń i razem ruszyłyśmy ku Hogwartowi. Uśmiechnęłam się do Rose, a ona odpowiedziała mi tym samym. Za nami ciagnął się sznur wody. Z włosów i przeciążonych swetrów leciała bezbarwna ciecz. Kroczyłam ku swojej wieży. Wlazłam tam i ściągnęłam sweter. Koszulka ciasno przylegała do mojego ciała.
-Co ci się stało? - zaśmiał się Neville i wstał z fotela.
-Jak bawić się to na całego. - odparłam z uśmiechem. - Wlazłyśmy z Rose do jeziora. - odparłam. Zadygotałam lekko, a ten okrył mnie kocem.
-Co wam strzeliło do głowy? - spytał wesoło. Wzruszyłam radośnie ramionami.
-Dzięki za koc. - szepnęłam i ruszyłam do swojego dormitorium, by się osuszyć. Weszłam tam z uśmiechem i zrzuciłam ciuchy na podłogę. W samej bieliźnie podeszłam do szafy, a drzwi się otworzyły i wkroczył tam Lee i Angie. Szybko narzuciłam na siebie jakąś koszulkę, gdyż para się całowała i nawet mnie nie zauważyła. Odchrząknęłam, a oni spojrzęli na mnie. - Nie chciała bym wam przerywać, ale moglibyście się trochę powstrzymać. - poprosiłam, a oni zaróżowieni usiedli na łóżku. Wgapiali się w swoje trampki, a ja weszłam do łazienki. Wlazłam pod gorącą wodę i przemyłam się lekko. Wyszłam już uśmiechnięta i jakież było moje zdziwienie, gdy ujrzałam małą ciemną sówkę na swoim łóżku. Znowu Joe? Lubię tego uzdrowiciela, ale zaczyna mnie wnerwiać. Odwinęłam pergamin i zaczęłam czytać. "Witaj Carmen. Mam dla ciebie dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że odzyskał pamięć całkowicie, a zła, iż uciekł. Pozdrawiam Joe." No chyba zaraz go zabiję. Prosiłam o opiekę nad niedołężnym kuzynem, któremu rozwalono dom, a on go nieupilnował? Walnęłam mocno pięścią w ścianę, a w nadgarstku mi coś chrupnęło. No zarąbiście po prostu. W piątek mecz, a ja sobie coś połamałam. Ruszyłam wściekła do pani Pomfrey i otworzyłam drzwi do Skrzydła Szpitalnego. Spojrzałam na łóżka i zamarłam. Zaczęłam się panicznie śmiać i podeszłam chwiejnymi nogami do łóżka najbliżej mnie. Skąd on się tu wziął i czemu jest nieprzytomny. Czuję jakbym słyszała jego cholernie radosny śmiech. Jego zielone oczy nadal się na mnie patrzą spod zapadniętych i podkrążonych powiek. Usiadłam obok niego i złapałam go za dłoń. Będzie dużo do wyjaśnienia.
_________________________________________
Wracam z nowym rozdziałem. Wybaczcie za długi czas oczekiwania i w zamian takie coś, ale wyznaczyłam sobie za cel oglądnąć wszystkie odcinki Glee, więc życzcie mi powodzenia. :) Rozdział dedykuję mojej małej siostrzyczce, która codziennie dostaje ode mnie w piernicz za lenistwo itp. Wiem, że tego nie przeczyta, bo sama jej zakazuje patrzeć mi w notatki, ale mimo wszystko ją kocham, bo to mały, cholernie emocjonalny gówniarz. W sumie to tyle…
środa, 24 lipca 2013
56. "Ludzie to idioci."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No i kurczę znowu kończysz w takim momencie! :c
OdpowiedzUsuńKto to mógł być?
Pozdrawiam!
Świetna notka, wiesz? ;D
OdpowiedzUsuńHmm. Ciekawe dlaczego to akurat Joe!? ;) If you know what I mean ;D
Jak zwykle, dwa debile wskakują do jeziora, gdy dookoła śnieg. W sumie norma...
Gdzie ten Draco znowu polazł!? T^T
Czyżby w skrzydle był Scott? :3
Czekam na nowy rozdział :>
~Tina
Jestem głodna XD. Jakieś pół rozdziału ominęłam, zatrzymałam się jak zobaczyłam Rose.
OdpowiedzUsuńA więc później uzupełnię komentarz. Ale wypowiem się na jego drugiej części. Hahaha Joe :3. Uroczy człowiek. Draco zwiał. Nie wiem czy to miało za zadanie mnie rozśmieszyć czy nie. Ale w każdym bądź razie się udało. Jeszcze jak idiotki wskoczyłyśmy do jeziora. Coś przeczuwam gorączkę u Rose. Bo przecież Carmen wiecznie zdrowa. Zastanawia mnie jedynie, po jaką cholerę zwiał platynowy. I jeszcze udał się do Skrzydła? Bo to prawie pewne, że to on :D. Scott? Scott? Z jakiej paki Scott? Chociaż może, nie wiem jakiego koloru oczy ma blondasek xd.
No i teraz mnie wzięło na pierwszą część?
Śniadanie :/ No cóż, dziwnie przeczytany rozdział, ale jednak. nie mogę spać... co jest ze mną nie tak?! No mniejsza, mniejsza. Ach ten Fred, z miną WTH pytający kto to Joe. A i Snape'a nie mogło zabraknąć.
Ogólnie rozdział mi się podobał... cholera... już 3... dobrra zostały 3h... A więc... wracając rozdział mi się podobał i cóż mogę dodać, ten cytat: " Bo dobro jest mdłe bez zła." Ja tylko przytaknę. No i... chcesz, żebyśmy były chore? Wgl ja już kaszlę... ale serio xd. Coś mi wakacje nie służą. A i przypomnij mi, że mam ci coś opowiedzieć XD. Co ja pierdziele? Odeszłam całkowicie od tematu, więc kończę. Bo ludzie czytają XD.
Pozdrawiam, kocham, weny i szybko dodawaj. No nie za szybko, bo do poniedziałku, nie będę miała jak przeczytać xd.
No więc... nie zaczyna się od więc -,- ...rozdział mi się podoba. Jak można się pokłócić o Kruma? Podobał mi się moment ze Severusem xD Ach... nie ma to jak wskoczyć do jeziora w środku zimy :D Śmiać mi się chciało jak Fred pytał się " kto to Joe?" :)Ach... Draco... ty debilu! To że wyzdrowiałeś to nie znaczy, że musisz uciekać!!! I ten tajemniczy ktoś w skrzydle.... pierwsza moja myśl to było że to Draco ale nie!
OdpowiedzUsuń... czyż by to był Scott? No bo on ma zielone oczy... a z tego co kojarzę to Draco ma niebieskie, czy tam szare :p pozdrawiam :)