Mimo wszystko Krum nadal siedział obok mnie.
-Ja... Ja chcę ci podziękować. - szepnął zawstydzony. Zakrztusiłam się tostem.
-Co kurna? - spytałam zaskoczona dogłębnie.
-Bo wiesz... Na początku nie rozumiałem co to jest miłość, ale potem zobaczyłem jak patrzysz na Freda... Najbardziej tęskne spojrzenie było po rzuceniu Obliviate. Wtedy tego nie rozumiałem. Teraz wiem co zrobiłem i przepraszam cię za wszystko co złe. Poza tym dziękuję, bo dzięki tobie zrozumiałem, że kobieta to nie zabawka. - odparł z delikatnym uśmiechem. Nie mogłam sklecić najprostszego zdania. - Carmen? - spytał Krum, a ja zamknęłam usta.
-Jestem... conajmniej zdziwiona. - powiedziałam cicho.
-Ale to wszystko prawda. - mruknął i wstał. - Przyjdź później na eliksiry. Powiem, że jesteś w Skrzydle. - dodał, a ja pokiwałam głową z wdzięcznością. Kurde, ale jak to możliwe, że TEN Wiktor Krum i mi podziękował i przeprosił... I to napewno on, bo kto inny by o tym wiedział? Dojadłam tosta i wstałam zgarniając torbę. Ruszyłam do lochów. Zapukałam delikatnie do drzwi. Otworzyłam wrota, a oczy wszystkich zwróciły się ku mnie.
-Witaj Carmen. Pan Krum powiedział mi gdzie byłaś, więc usiądź. - powiedział spokojnie Snape.
-Dziękuję Severusie. - odparłam i podeszłam do Rona, który siedział sam. Wszyscy wytrzeszczali na mnie oczy, a Ronald najbardziej. Usiadłam obok niego i wyciągnęłam książkę.
-Wracając do lekcji, kto mi powie co robi eliksir tojadowy? - spytał Snape. Kilka osób się zgłosiło, ale ja zajmowałam się bardziej rozmyślaniem gdzie może być Draco. Ron szturchnąl mnie w ramię.
-Pyta o Veritaserum. - szepnął cicho rudzielec.
-Jaka jest odpowiedź na pytanie co robi ten eliksir? - mruknął normalnym i średnio zimnym tonem Sev.
-Jest to eliksir powodujący mówienie prawdy. - odparłam nieśmiało. Ten pokiwał głową i uśmiechnął się lekko.
-Gdyby nie pan Weasley to byś nie odpowiedziała. - powiedział Snape.
-Dzięki. - szepnęłam do zaskoczonego Rona. Profesor powrócił do lekcji.
-Jak ty to robisz? - spytał wreszcie rudy.
-Ale co? - wybełkotałam niezrozumiale.
-Snape się do ciebie... Uśmiecha. - odparł. Wzruszyłam ramionami i robiłam notatki z lekcji. Przez resztę zajęć ludzie gapili się na mnie jak na idiotkę. Słyszałam szepty za plecami, a czasem ktoś się zaśmiał. Mam was wszystkich głęboko w nosie, pomyślałam i z uśmiechem ruszyłam na Wielką Salę na obiad. Usiadłam obok Freda.
-Słyszałem o akcji z Snape'm. - mruknął rozbawiony. Ja uśmiechnęłam się szeroko.
-Przecież nie powiem wszystkim, że współpracowaliśmy, by siostra Voldemorta, która zabiła mojego ojca, przeżyła. - odparłam beztrosko i ugryzłam tosta. Fred przytaknął i cmoknął mnie w policzek.
-No bo chyba to nie było by możliwe byś zakochała się w nietoperzu. - zaśmiał się.
-No wiesz... - urwałam widząc zaskoczony wyraz twarzy Freda. - Przecież żartuję. - zapewniłam go spokojnie.
-Gdzie idziemy szukać Draco tym razem? - spytał zmieniając temat.
-Do wujka Rudolfa i cioci Bellatriks. - odparłam beztrosko. - Wujek Ruddie jest najukochańszym starszym Śmierciożercą jakiego znam. - dodałam z uśmiechem.
-Jeśli tak mówisz. - powiedział, a ja musnęłam delikatnie jego usta.
-Uwierz mi. - mruknęłam cicho. Ten kiwnął głową i pogłaskał mnie po policzku. Wstaliśmy i ruszyliśmy ku pokojowi wspólnemu Gryffonów. Na moment weszłam do toalety, a kiedy z niej wyszłam Weasley miał nietęgą minę.
-Dostałem szlaban. - wybełkotał zły.
-Od kogo? - spytałam zrezygnowana.
-McGonagall. - odparł i walnął głową w ścianę. Położyłam mu dłoń na ramieniu.
-Przeżyję skarbie. - powiedziałam spokojnie, a ten cmoknął mnie w czoło.
-Powodzenia. - mruknął, a ja pokiwałam głową. Ruszyłam do pokoju wspólnego i rzuciłam torbę przy fotelu, na którym usiadłam. Spojrzałam w kominek, który mimo wczesnej pory palił się mocno i sypał iskrami. Za mną stanęła Angelina.
-Carmen... Mogę? - spytała wskazując na fotel obok. Pokiwałam głową z uśmiechem.
-Co tam? - spytałam z uśmiechem. Jej twarz wyglądała jak twarz clowna polana wodą. - Płakałaś. - stwierdziłam, a ona kiwnęła w geście przytaknięcia.
-Lee... Byłam zbyt zazdrosna o wszystkich. - wymruczała pod nosem. Ja spojrzała na nią i przywołałam paczkę chusteczek. Podałam je pannie Johnson. Ta uśmiechnęła się blado. Poklepałam ją lekko po ramieniu.
-Jak jesteś zazdrosna to znaczy, że ci na kimś zależy, ale nie można przesadzać. - mruknęłam i wstałam. - Powodzenia. - dodałam i poszłam do dormitorium. Wzięłam czarny plecak i wpakowałam do niego trochę jedzenia i nadpalony fragment zdjęcia. Naciągnęłam sweter na siebie i ujęłam czapkę zimową w dłoń.
-Gdzie idziesz? - spytała Angie otwierając drzwi.
-Ku przygodzie. - odparłam zapinając plecak. Wyjęłam pergamin i zaczęłam skrobać na nim 6 słów. "Fredzie. Jestem u wujka Rudolfa. Carmen." Zgięłam karteczkę i położyłam na jego swetrze.
-A tak serio serio? - mruknęła Johnson.
-Tleniony. - burknęłam i wyszłam szybko. Zeszłam na dół niosąc w kieszeni zminiaturyzowaną miotłę. Wyszłam szybko na błonia i wyjęłam Błyskawicę. Dotknęłam barwionego drewna i mruknęłam : "Do mnie". Westchnęłam głęboko przypominając sobie stare czasy. Wsiadłam na miotłę i odbiłam się z białego puchu. Powoli widziałam prześwity w grubej warstwie śniegu, więc źle nie jest. Zaczęłam lecieć ku Lestrangom. W sumie ciocia Bellatriks nie powinna torturować Draco, ale kto ją tam wie. Poza tym bardzo dawno nie widziałam wujka Ruddiego. Wiatr rozwiewał mi włosy i doprowadzał do zimnego błogostanu. Wreszcie ujrzałam niewielki zarys posiadłości. Dotknęłam bariery ochronnej końcem trampka. Odepchnęło go kilka metrów dalej. Stanęłam na ziemi wyklinając magię ochronną. Spojrzałam przez barierę i wyciągnęłam różdżkę. - Spróbujmy... Reducto. - mruknęłam po czym ściana eksplodowała. Weszłam z miną jak szef i podeszłam do drzwi. Dom wyglądał na nieużywany od kilku miesięcy. Dotknęłam drzwi, a te otwarły się na oścież. Weszłam powoli i z rozwagą. Było cicho i ciemno. - Lumos. - szepnęłam, a z mojej różdżki buchnęło kilka iskierek, po czym światło zgasłp dając mi do rozumienia, że z magii nici. Spojrzałam na ścianę i ujęłam w palce pół niestopionej jeszcze świeczki. Wyjęłam zapałki i rozpaliłam świeczkę... Skąd ja mam tu zapałki? Fred maczał w tym palce. Poświeciłam powoli świeczką po ciemnym pomieszczeniu. Ruszyłam do przodu. Weszłam do kuchni. Na stole leżała niedopita kawa i nadpalony Prorok Codzienny. Ujrzałam na pierwszej stronie jakże urokliwy tytuł informujący o wybraniu jakiejś ważnej szychy z Ministerstwa. Miał to być jakiś Półkrwii, więc nie dziwię się, że to podpalili. Wyszłam z kuchni i weszłam do wielkiego salonu. Stolik był rozwalony, a kanapa obdarta z poduszek. Podeszłam do niej i ujrzałam jakby ślady pazurów i kilku zaklęć niszczących. Przejechałam dłonią po mokrej kanapie i przytknęłam sobie rękę do nosa. Śmierdziała zmokłym psem i kilkoma litrami eliksiru Żywej Śmierci. Wytarłam ręce o spodnie i ruszyłam do lochów. Minęłam kilka trupów i usłyszałam cichy jęk rozpaczy. Ruszyłam w tamtą stronę i ujrzałam małą zwiniętą kulkę na środku jednej z cel. - Draco? - spytałam przerażona, a kulka jęknęła. - Kurwa, Draco. - dodałam i uklękłam przy nim.
-Yax... - urwał i zemdlał. Szybko złapałam go za dłoń i teleportowałam się do Świętego Munga. Przyjęli mnie tam z dziwnie otwartymi ramionami. Wzięli Malfoya na wózek i zatachali na badania. Usiadłam w poczekalni i oparłam łokcie o kolana. Potarłam kłykciami oczy. Znowu tu siedzę. Siedzę jak idiotka i nie mogę nic zrobić. Zabija mnie ta cholerna bezsilność. Najgorsze jest to, że on mnie potrzebował wcześniej, a ja to w pewnym sensie zignorowałam. Życie jest niedorzeczne. Jednego dnia to zajebisty tleniony mężczyzna, a drugiego sfatygowana zabawka jakiegoś cholernego fanatyka. Z sali wyszedł uzdrowiciel.
-Panno Black... - urwał, a ja wstrzymałam oddech. - Pan Malfoy właśnie odzyskał przytomność. - oświadczył, a ja wstałam.
-Dziękuję za informację. Czy mogę się z nim zobaczyć? - spytałam. Uzdrowiciel pokiwał głową i otworzył mi drzwi. Weszłam i ujrzałam Draco. Jego stalowe oczy były wypłowiałe i pozbawione jakich kolwiek emocji. Podeszłam do niego i usiadłam obok na krześle.
-Yax... Yaxley... To on. - szepnął chrypiącym głosem. Pogłaskałam go po głowie.
-Dostanie za swoje, ale teraz śpij. - odparłam z bladym uśmiechem. Ten zamknął oczy, a ja musnęłam ustami jego czoło. Drzwi do Sali się otworzyły. Ujrzałam smutnego brązowookiego chłopaka... A może mężczyznę? - Co ty tu robisz? - spytałam zaskoczona i złapałam dłoń Draco.
-Mam pewną ważną informację. - odparł tajemniczo.
-Nadal żyjesz? - spytałam, a Barty usiadł obok mnie. Jego brązowe oczy wgapiały się we mnie zdziwione. Pstryknęłam mu palcami przed twarzą. - No mów. - jęknęłam, a ten ocknął się z odrętwienia.
-Czarny Pan chce kilka mugoli pozabijać z Hogwartu. - mruknął zdegustowany, a ja spojrzałam na niego ogłupiała.
-Porąbało go już do reszty? - szepnęłam wnerwiona. Crouch tylko wzruszył ramionami. - Nieoceniona pomoc. - mruknęłam, a ten się zaśmiał.
-Jak zawsze do usług. - odparł z uśmiechem. - Miałem ci tylko to przekazać. - mruknął i wstał.
-Pa. - szepnęłam i znowu zostałam sama. Usłyszałam jedynie trzaśnięcie drzwi, a potem oddech Draco. Nienawidzę ciszy.
_________________________________________________________
Przepraszam za krótki rozdział, ale brak weny nadszedł. Poza tym dedykuję go Klaudii i Wiktorii. To tyle. :*
piątek, 12 lipca 2013
55. "Zabija mnie ta cholerna bezsilność."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Rozdział świetny, tylko... czemu taki krótki! :c
OdpowiedzUsuńBiedny Draco, ale dobrze, że nic mu nie jest. :P
Pozdrawiam!
Omomomom. Draco *.* Cierpi, ale w końcu ktoś musi...
OdpowiedzUsuńCarmen-stara się pomóc. Chwała jej za to ;3
Wiesz... czuć że wszystko się kończy bo Krum przez chwilę przypominał normalnego ludzia :D
Barty.. mówi samo za siebie ;)
Czekam na nowy rozdział :)
A! I dzięki za dedyk :3
Jak dobrze, że znalazła Draco! Mam nadzieję, że wyzdrowieje! Tsa.... Krum. Tego człowieka to nigdy nie zrozumiem. Dobrze, że w końcu ją przeprosił i zrozumiał miłość. Ciekawe czemu Barty przyszedł powiedzieć to Carmen... Nienawidzę tych wszystkich śmierciożerców! A tak ogólnie to rozdział bardzo fajny... tylko szkoda, że taki krótki :) Życzę weny i nie mogę się doczekać nn ;D
OdpowiedzUsuńAch ten Krum. Zaczynasz go lubić?? Już nie jest głupią szują? No no postęp.
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja uważam, że związek Carmen i Freda robi się trochawę nudny? Może bardziej monotonny.
Więc cieszyłam się kiedy to dostał szlaban.
No ciotka roku kurde :D.
Bella masz się czym pochwalić ^^.
Bla, bla, bla. Draco nic nie jest xd.
Ach ten Barty. Kochana istota. Mimo że Śmierciojadek :D.
Chce przeczytać o tej rzeźni... nie żebym była nie czuła :D. W końcu Rose nie jest mugolem heheh :>.
A ja tam lubię ciszę... jak czytam książkę, ogólnie to nie :D.
Pozdrawiam, czekam i całuję <3.
A i dziękuję za dedyk ;* .
Zapraszam Cię na urodzinową miniaturkę :) Mam pytanie? Kiedy nowy rozdział? Bo już nie mogę się doczekać ;) http://inna-nie-znaczygorsza.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń