czwartek, 13 czerwca 2013

52. "Drobiazgi, które niszczą."

Otworzyłam jedno oko i ujrzałam Freda wraz z Georgem.
-Spierdzielać. ŚPIĘ. – burknęłam i nakryłam się kołdrą po same uszy. Dziugnęłam Rose w żebra.
-Czego ? – spytała nawet nie otwierając oczu.
-Przyszli. – wyjęczałam, a ta spojrzała na rudzielców.
-Co wy tak wcześnie ? – spytała zaskoczona. Oni zaczęli się śmiać.
-Kochanie. Jest 14. – odparł starszy rudzielec z wielkim uśmiechem.
-To mówi, że wcześnie. - zaśmiałam się. Ci zaczęli z nas ryć. Usiadłam powoli i zwiesiłam nogi na podłogę. Ziewnęłam i się przeciągnęłam. Spojrzałam na nich sennie. - Nienawidzę was. - mruknęłam i wstałam.
-Urocza... Piżamka. - powiedział poważnie Fred i zaczął się śmiać. Spojrzałam w dół i ujrzałam koszulkę z wielką plamą z oczkami. Taa... Durni mugole, zawsze ośmieszają tymi głupimi koszulkami.
-Spierdzielaj. - mruknęłam i otworzyłam torbę. Wytachałam jakieś spodnie i ciemną koszulkę. - Macie Ognistą ? - spytałam patrząc na rudzielców badawczo.
-Mam się śmiać teraz czy potem ?! - spytał oburzony George.
-Ile ? - mruknęłam sceptycznie i zmrużyłam powieki.
-Pięć butelek. - odparł beztrosko, a ja pokiwałam głową i weszłam do środka. Umyłam się szybko i nałożyłam przygotowane rzeczy. Wyszłam z kokiem na głowie. Usiadłam na kolanach Freda.
-Molly się zgodziła ? - spytałam zdziwiona, a on przytaknął.
-To będzie najlepszy Sylwester w życiu. - powiedział George leżąc obok Rose.
*kilka godzin później* 
Spojrzałam w lustro. Ujrzałam dwie dziewczyny. Jedna z nich ubrana była w czerwone spodnie i czarną koszulkę z czymś błyszczącym na środku. Ciemne blond włosy opadały jej po ramionach. Po chwili wzrok przeniosłam na drugą dziewczynę. Ta była ubrana w niebieskie spodnie i jasną koszulkę. Jej włosy związane były w luźnego warkocza.
-Szybciej. - jęknął rudy chłopak siedzący na łóżku.
-Fred, zamknij się. - burknęłam do niego i uśmiechnęłam się do Rose. Podeszłam do rudzielca.
-Idziemy ? - spytał radośnie George.
-To chodź. - mruknęła Rose i wyszła z pokoju. Plan na Sylwestra ?! Wielka imprez z dużą ilością ludzi z Hogwartu. Szybko się tam teleportowaliśmy. Od progu czuć było, iż zabawa się rozpoczęła. Ale cóż ja mogę począć... Czekaj, czekaj. Zatrzymałam się w progu i ujrzałam stolik z Ognistą. Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam ku "barkowi". Wyciągnęłam szklaneczkę i odkręciłam korek. Już chciałam nalać, ale czyjaś dłoń mi przeszkodziła.
-Damom nie wolno polewać. - powiedział Fred z uśmiechem.
-Nie upodabniaj się do Croucha... Proszę. - jęknęłam patrząc mu w oczy.
-Dobrze. - odparł skruszony i kiwnął głową. Uśmiechnęłam się i polałam sobie Ognistej. Przy okazji wcisnęłam Weasleyowi szklaneczkę z bursztynowym płynem. Powoli się staczam. Od czasu śmierci Romulusa zaczęłam regularnie pić. Wiem, że to nieszkodliwe, ale moje porcje są coraz większe. Powoli jest coraz gorzej. Już rano miałam delikatne zawroty głowy, ale nikt nie zauważył. Nawet sama sobie nie chciałam tego przyznać. Ognista to zawsze był mój konik... Zawsze ją kochałam. Ale ona powoli mnie rozkojarza. To są drobiazgi. Drobiazgi, które niszczą. Spojrzałam z uśmiechem na Freda. Jego oczy delikatnie błyszczały. Potarłam dłonią czoło i odstawiłam szklaneczkę.Usiadłam na ziemi i ujęłam w dłoń kawałek ciasta leżącego na talerzu. Ugryzłam, a czekolada rozpłynęła mi się w ustach. Czy to nie jest dziwne, że tylko ja nie tańczę ? Nie... Znaczy się mam nadzieję. Fred nie wygląda na zawiedzionego. Po chwili usiadł obok mnie.
-Pomóż mi. - wyszeptałam opierając głowę o jego ramię.
-To przestań pić. - odparł nie owijając w bawełnę. Spojrzałam mu w oczy i postukałam się czarnym paznokciem w czoło. - Carmen... Powoli stajesz się jak Bachus. - dodał, a ja uniosłam brwi badawczo do góry.
-W jakim sensie ? - spytałam oburzona. - Nie chodzę w ciężkich butach, nie mam długich czarnych włosów zza których często nic nie widzi. Nie jestem mugolskim metalem. - burknęłam, a on objął mnie lekko.
-Nie o to mi chodziło. Tylko o to, że staczasz się jak on. Powoli cię to niszczy. Jesteś jak marionetka, która żyje po to by wstać, napić się i pójść spać. Nie rozumiesz ? - wyjaśnił spokojnie. Spuściłam głowę w dół.
-W-wiem. - szepnęłam.
-Będzie dobrze. - zapewnił uśmiechnięty Fred.
-Ognista przypomina mi o braciach i pomaga zapomnieć o bólu. - odparłam cicho. Jego dłoń pogłaskała mnie po plecach.
-Od tego to jestem ja, a nie Whisky. - oburzył się. Zaczęłam się śmiać. Pocałowałam go lekko.
-Dziękuję. - szepnęłam i wstałam. Jego dłoń szybko wylądowała na mojej talii. - Zaczniemy od jutra ? - spytała patrząc tęsknie na bursztynowy płyn. Ten przytaknął głową, a ja upiłam kilka łyków napoju. Poczułam się o wiele lepiej.
-Zatańczysz ? - spytał Fred szarmancko zamiatając nogą odzianą w czerwone trampki po podłodze. Ja dygnęłam i weszłam z nim na parkiet. Zaczęła się piosenka. Wtuliłam się w Freda. Otworzyłam szeroko oczy i zaczęłam mamrotać słowa... Nieskładne słowa...
-Śmierć... Pożałujesz... Zginął... Oni... - wybełkotałam. Moje oczy mocno się zacisnęły. Poczułam ból. Ból w skroniach. Upadłam na ziemię. Przez głowę przewijało mi się mnóstwo obrazów. Od śmierci niewinnych osób, aż po samego Voldemorta. O kuźna... Widziałam jego śmierć. Po chwili wszystko się zamazało. Ujrzałam światełko. Pobiegłam ku niemu. Zbliżałam się do pokoju.
-Nina. - ryknął Riddle. Ta jakby nigdy nic latała sobie po pokoju jako niezmaterializowana postać.
-Zabiję cię. Avada Kedavra. - wrzasnęła chorobliwie piskliwym głosem. Ten aż zatkał uszy. Duch zaczął się śmiać. - Żartowałam. - dodała normalnym głosem.
-Co ty tu jeszcze robisz ? - krzyknął wkurwiony Voldemort.
-Zabiłeś mnie. Teraz zobaczysz co to znaczy ból. - odparła niskim głosem. Voldemort upadł ściskając czaskę z całej siły. Mój ból ustał całkowicie. Łypnęłam na to wszystko. Severus... Severus musi się dowiedzieć o jej śmierci. W końcu była jego podopieczną.
-Twój okrutny styl. Twoja krew, niczym lód. Jedno spojrzenie mogłoby zabić. Mój ból, twoja rozkosz... - usłyszałam szept Voldemorta. Ta zaczęła się śmiać.
-A żebyś wiedział. - mruknęła tajemniczo i rozmyła się w niebycie. Otworzyłam oczy. Byłam niesiona. Nie wiem kto mnie niósł, bo obraz był rozmyty.
-F-Fred ?! - spytałam cieniutkim głosikiem.
-Nie. - odparł mi głęboki głos. On był mi znany.
-K-Kim jesteś ? - spytałam nie mogąc przypomnieć skąd go znam.
-Alastor skarbie. - powiedział cicho. Nie miałam pytań. On mnie nie skrzywdzi. Wtuliłam się w mojego strażnika. Jego dłonie mocno mnie trzymały. - Teraz niosę cię ku komuś kto wie co zrobić. - dodał półgłosem.
-Czyli kto ? - wymruczałam zdziwiona w jego starą koszulę. Ten nic nie odpowiedział. Zachowywał się jakby nie było tego pytania. Nie wiem co o nim sądzić. Czasami mi pomaga, a czasem jest... Taki jak teraz. - To przynajmniej powiedz, jak się tu dostałam. - zażądałam, a ten zatrzymał się.
-Zemdlałaś na zabawie. Zmaterializowałem się i cię zabrałem. Zgłosiłem się do zatachania cię do Świętego Munga. Ten twój rudy strasznie się rzucał, żebym cię zostawił i takie tam. Jak ty go możesz kochać. - prychnął, a ja spojrzałam na niego wnerwiona.
-Nie masz prawa go obrażać. - warknęłam i zdzieliłam go w twarz. Ten tylko się zaśmiał i ruszył dalej. W ogóle się tym nie przejmował.
-Jak ci się powodzi ? - spytał z uśmiechem.
-Powinieneś wiedzieć. - burknęłam.
-Wolę to usłyszeć z twoich ust. - zaśmiał się.
-Jest do dupy. Właśnie straciłam kolejnego brata. - warknęłam niby beznamiętnie. Nie lubię gadać o sobie. Zapadła cisza. Wreszcie doszliśmy do wyznaczonego celu. Alastor postawił mnie na ziemi. Od razu rozprostowałam kości. Czyjeś dłonie objęły moje gardło mocno.
-Jesteś taka naiwna. - usłyszałam kpiący głos strażnika. Po chwili jego dłonie zaczęły się deformować. Na palcach wyrosła gęsta szczecina, a paznokcie zamieniły się w długie pazury. - Witaj kochanie. - zaśmiał się Greyback. Zaczęłam się wyrywać, ale jego dłonie coraz mocniej się zaciskały na mojej szyi. Z cienia wyszedł mężczyzna w kapturze.
-Jak miło, że raczyłaś się pojawić. - zakpił głos spod kaptura.
-Yaxley, kurw... - urwałam, bo Greyback poddusił mnie.
-Jak mnie poznałaś ? - spytał Yax próbując ukryć zdziwienie. Ja przestałam się szamotać. To nic nie daje, a bardzo boli. Spojrzałam mu w oczy. Usta ułożone w kpiący uśmiech, aż zachęcały do ucięcia. W jego dłoni spoczywał nóż. Podszedł do mnie.
-Zabawmy się. - zaśmiał się Greyback rzucając mną o ziemię. W moich żebrach coś gruchnęło. Spojrzałam na nich zaskoczona. Chyba żebro zaczęło mi się wbijać w lewe płuco. Zaczęłam mocno wciągać powietrze. Nóż Yaxleya zaświecił mi przed oczami. Jego dłoń szybko przejechała mi po ramieniu tworząc wielką krwawiącą wyrwę. Cholera, nie dość, że mnie zabierają z imprezy sylwestrowej, która miała być lepiej niż zajebista, to jeszcze mnie ranią ?! O nie, kurwa. My się tak nie będziemy bawić. Moja dłoń powoli dążyłą do mojej wewnętrznej kieszeni w swetrze.
-Co z nią teraz zrobić ? - spytał Yaxley patrząc na Greybacka. Ależ oni są idiotami. Wyciągnęłam powoli różdżkę. Spojrzałam na obu.
-Drętwota. - ryknęłam w stronę Greybacka. Yaxley spojrzał na mnie zdziwiony.
-Ty gnido. - warknął i uderzył mnie w twarz.
-Crucio. - burknęłam celując w niego różdżką. Jego ciało upadło na ziemię. Zaczął się wić pod wpływem bólu. Jak ja nienawidzę go. Jakimś cudem pod dźwignęłam się z leżnia i nadal celowałam różdżką w Yaxleya. Patrzyłam z uśmiechem na jego ból.
-Przestań. - jęknął, a ja usłuchałam go. Jego oczy ledwie trzymały się w oczodołach.
-Ferula. Episkey. Enerwate. - mruknęłam wskazując na siebie różdżką. Po chwili stałam o własnych nogach i łypałam na niego oczami.
-T-To ja... Zabiłem... Zabiłem Romulusa. - wybełkotał, a kpiący uśmiech nadal tkwił na jego ustach. Kopnęłam go z całej siły w klatkę piersiową. Usłyszałam chrzęst kości.
-Ty... Ty... - wrzasnęłam. - Morderco. - skończyłam i jeszcze raz go kopnęłam... Tak na wszelki wypadek. Powoli utykając ruszyłam do wyjścia. Zebrałam w sobie całą siłę i pomyślałam o swoim pokoju. Poczułam bolesne szarpnięcie i po chwili pojawiłam się w moim błękitnym królestwie. Dokuśtykałam do łóżka i ułożyłam się na nim szybko. A przynajmniej tak szybko na ile pozwalała mi rozwalona klatka piersiowa. Położyłam się na łóżku i zasnęłam. Śnił mi się kpiący uśmiech Yaxleya... Cholerna kanalia.
-Jesteś przeklęta. Nikt ci nie pomoże. Zginiesz. - krzyczał w moim śnie, a ja za każdym razem szłam dalej. Widziałam wielu Yaxleyów na raz. Porządnie schizuję. Obudziło mnie ciepło czyjejś dłoni na mojej. Otworzyłam jedno oko i ujrzałam najmniej prawdopodobną osobę, zaraz po Lordzie Voldemorcie, którą mogłabym tu zobaczyć.
-C-co ty tu robisz ? - wybełkotałam, a on spojrzał na mnie radośnie.
-Słyszałem o tym wszystkim. - odparł tajemniczo.
_________________________________________________________
No i jestem z nowym rozdziałem. :3 Mam nadzieję, że się spodoba, bo nie miałam zielonego pojęcia jak go poprowadzić. Końcówkę zmieniałam w sumie z 5 razy. Za każdym razem było za mało tekstu. Ehh. -.- Poza tym dziękuję za 12 tysięcy wyświetleń. No i przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Cholerna szkoła. Wiele książek i inne czynniki na to wpłynęły. Spróbuję następny dodać szybciej.

8 komentarzy:

  1. Weź mnie nie wkurzaj, kanalio jedna xD. Przepraszasz, że długo nie dodawałaś? Ja tu 2 tygodnie xD. Rozdział mi się dłużył, bo w połowie chciałam napisać komentarz, a jak się wciągnęłam ponownie, zapomniałam co miałam napisać. Ale lepszy tytuł to: "Jesteś jak marionetka, która żyje po to by wstać, napić się i pójść spać." Świetne, ale to już wiesz. Człeku, jakbyśmy mogły tobyśmy wstawały jeszcze później, pamiętaj: "gnijąca panna młoda" ^^. Staczasz się... no weź nie rób załamki... wiesz jak ja nie lubię o czymś takim czytać. Ale jestem w stanie euforii, więc się cieszę. Ach ten świat jest taki kolorowy. Nawet 2 matematyki, mnie nie odstraszają. Ja tu pierdu, pierdu, a odbiegłam od tematu. Sylwester, ale chamie 2012/2013 nie spędziłaś ze mną -,- :P. Tsaa taktowny Fred. A i Nina. Ehh ściągnęłaś tekst Wiki, poza tym jak ona to mówi to jest śmieszniej xD. Nina nawiedzająca Voldzia i to w taki sposób, istna Oliwka ^^. Teraz to zaczyna być u Riddle'a ciekawie. Ach i Greybeck, ale żeby w pojedynkę załatwić 2 faciów, a starszy brat nie dał rady? Poza tym JAK?! Jak się wśliznęli, zabili niezauważeni. Ach ten wilkołak, przypomina mi się Derek xD. Ale mniejsza... ponosił sobie Carmen xD. Nie będę pytać kto to... bo nie napiszesz, ale może powiedziesz ^^.
    Kocham, pozdrawiam, ponaglam: szybciej! xD.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ulala ;3 Cóż się dzieje :D
    No i kolejna, kurna! Kończy w najgorszym momencie i dodaje raz na ruski rok! Kij ci w oko...
    Uroczy Sylwester z Yaxleyem ;3 Nie lubię dziada....
    Hahaa. Zdechłam 'Zabiję cię! Avada Kedavra.... Haha. Żartowałam' mój tekst :3
    Kto ją do cholery obudził!? T^T
    Pisz, bo mnie z żera! :3
    ~Tatsi

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny rozdział *.*
    Świetny rozdział ;>
    Fred i George jako budzik <3 Też tak chcę ;d Codziennie rano do szkoły, tak to bym mogła wstawać ;d
    Impreza Sylwestriwa musi być, o jery pięć butelek ognistej? ;o SZALEJĄ.
    Bidna Carmi, ciągle pije, żeby załatać dziurę po zmarłym bracie ;(
    FREDDIE <3 Jaki romantyczny, on pomoże Blackównej, mmmm *.*
    Hahahahaha ;D Nina, uwielbiam ją ;d Nigdy bym nie pomyślała, że Voldemort może kulić się z bólu i prosić kogoś o łaskę, a tu proszę ;d
    ALASTOR <3
    O nie czekaj to nie Alastor, Greyback ty nędzna szumowina z wilczym zadkiem spierdzielaj do swojego stada i wyjcie sobie do pełni księżyca, ale Carmen to ty zostaw w spokoju!
    Yaxley, kolejna nędzna kreatura -.-
    Nie daruję, wydrapałabym mu oczy i wyrwała wszystkie zęby.
    ZABIŁ ROMULUSA!
    No i kolejna się znalazła nie możecie w normalnych momentach przerywać rozdziału?
    Kto tam siedział?
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    ~Herm.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, ale szkoda, że taki krótki. Ale to nic. :)
    Yaxley... Gr... nie lubię go... -.-
    Kto tam siedział?! Dlaczego tak urwałaś?
    Dodawaj szybko nowy rozdział, bo nie wytrzymam! :D

    Pozdrawiam i życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakby to moi rodzice przeczytali, to by mi tą stronę zablokowali.
    Skąd u ciebie tyle złości ?
    Co chwila czytałam: "kurwa".
    Moja babcia tego nie pochwala.
    No ale tak.
    Freddie *.*
    Po prostu go ubóstwiam na wieki i niezaprzeczalnie.
    Podobnie jak bliźniaka.
    Ognista powinna zostać zabroniona, bo wykończysz Carmen !
    A nie radzę...
    Yaxley.
    I właśnie w takich momentach wyszukujesz 100 najlepszych sposobów na zabicie człowieka.
    Tajemniczy ktosiek.
    Ciekawe kto to.
    Mam już pewne podejrzenia, no ale zostawię je dla siebie.
    A rozdział na idealna długość, chociaż jakoś dziwnie mi się go czytało.
    Czekam na next i nie zabij przez Ognistą Carmen !!
    Buziaki ;33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat słowo kurwa pojawiłi się az. Raz było kurw... a raz kuŹna. Tak więc ten...Poza tym Yax to jeden z moich ulubionych Śmieciojadów. Nigdy nie chciałam go zabić. Ten ostatni to uroczy człowiek. :)
      Spróbuję. :*

      Usuń
  6. Świetny rozdział.... Biedna Carmen.... ma problemy z alkoholem :c
    Yaxley----- debil -,- nie skomentuje go...
    Szkoda, że taki krótki :P
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam że nie komentowałam...ale to wszystko przez ten przeklęty BRAK CZASU. No Ale już jestem i znowu mnie zachwyciłaś swoim niesamowitym talentem <33
    A co do rozdziału ~
    MEGA!! ♥
    Gdyby nade mną codzień stali bliźniacy i mnie budzili...życie było by prostsze ... nie spóźniałabym się ;33
    Co ty z tym spierdzielaj? -,-" xD
    Nie ma to jak "Zabiję cię. Avada Kedavra" Jakby tak powiedzieli w filmie o boże . Haha <3 <3 Kocham cie za ten tekst ... (jeśli pozwolisz, to będzie mój nowy opis na gg) ^-^
    Biedna Carmen .;//
    No cóż Rozdział jest wyśmienity <333
    Zapraszam do mnie ->
    http://unknown-to-the-world-but.blogspot.com/
    oraz
    http://two-magicians.blogspot.com/
    Licze że wpadniesz ;33
    Pozdrawiam Twoja Największa Wielbicielka Rex <33

    OdpowiedzUsuń