-Kto cię tu wpuścił ? - spytałam zaskoczona i usiadłam z bólem w żebrach.
-Nie ruszaj się. - ostrzegł mnie Snape. Usłuchałam go. - Twój brat mnie wpuścił. Słyszałem o śmierci Niny i Romulusa. - dodał smętnie.
-Severusie, ja wiem, że to straszne stracić podopieczną, ale musimy się dowiedzieć dlaczego została zabita. W sumie to ona zabiła mojego ojca. - powiedziałam cicho. Sev westchnął głęboko. Do pokoju wszedł Fred.
-Dzień dobry panie profesorze. - mruknął zaskoczony jego marną egzystencją aktualnie zalegającą przy moim łóżku.
-Witaj. - odparł oschle Severus, po czym wstał. - Do widzenia Carmen. - dodał z delikatnym uśmiechem, a ja kiwnęłam głową z wdzięcznością.
-Do zobaczenia Severusie. - odparłam z bladym wyszczerzem na twarzy. Ten znikł za moimi drzwiami, a ja momentalnie spostrzegłam zdziwioną minę Freda.
-Dlaczego on tu był? - ryknął oślepiony zaskoczeniem.
-Nina to jego wychowanka. - burknęłam sfrustrowana. Ten zacisnął dłonie w pięści.
-Ale to nie jest powód, by nauczyciel siedział nad śpiącą tobą. - warknął wyraźnie rozjuszony. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Jego dłoń powędrowała do góry i po chwili trzasnęła mocno mój policzek. Zacisnęłam powieki. - Bo-Boże. J-Ja... Ja przepraszam. - jęknął.
-Wyjdź. - szepnęłam stanowczo.
-Car... Carmen. Proszę... - wybełkotał błagalnie. Spojrzałam mu w oczy morderczo.
-Wyjdź do cholery. - ryknęłam na niego. Ten jednak siedział tam dalej przepraszając mnie ostro. Wyciągnęłam ku niemu ręce. Jego usta się zamknęły.
-Jednaa... - urwał, bo moje dłonie zacisnęły się na jego gardle. Ostatnie co widziałam to strach w oczach Freda i jego przerażajacy krzyk. Potem ciemność. Tylko ciemność. Poruszyłam ręką. Nie było mi jednak dane się nawet podrapać. Otworzyłam oczy i ujrzałam Bachusa śpiącego na krześle. W sumie ujrzałam tylko jego zarys, bo było późno.
-Bach... - mruknęłam sprawdzając czy śpi. Jego powieki delikatnie się podniosły.
-Skarbie?! - spytał ziewając. - Jak się czujesz? - dodał zaspany.
-Lepiej. Co się stało? - wymamrotałam patrząc na związane niewidzialnymi pętami kończyny.
-Prawie udusiłaś swojego chłopaka. - odparł słodkim tonem i usiadł obok mnie. Jego dłoń zaczęła mnie głaskać po głowie. - Mogę cię puścić? - spytał, a ja przytaknęłam. Bach z wachaniem uwolnił mnie z pęt krępujących ciało. Położyłam głowę na jego kolanach.
-Gdzie Fred? - wybełkotałam.
-W Hogwarcie. Przespałaś 4 dni. - odparł kładąc się obok mnie. Wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Jutro mnie tam zawieziecie? - spytałam błagalnie, a on przytaknął głową.
-Teraz śpij morderco. - zaśmiał się. Nie było widać po nim, że stracił bliźniaka. Może ukrywał to za maską totalnego : mam wyjebane?! Kto to wie!? Położyłam głowę na jego ramieniu i zasnęłam wtulona w brata.Obudziło mnie szturchanie w żebra.
-Czego ? - jęknęłam przewracając się na drugą stronę.
-Masz gościa. - odparł sennie Syriusz. Otworzyłam jedno oko i ujrzałam Scottiego. Łapa trzasnął drzwiami.
-Przytachałem się tu specjalnie dla ciebie, więc daję ci 20 minut na ogarnięcie się i ruszamy. - mruknął ściągając ze mnie kołdrę.
-No chyba cię pojebało. - jęknęłam wyrywając mu kołdrę i otulając się nią szczelnie.
-No chyba nie. - odparł zirytowany i o chwili byłam cała mokra. Wstałam jak oparzona i spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. - O patrz... Jak szybko wstałaś. - zaśmiał się głupio i rzucił kołdrę w kąt pokoju. Ruszyłam do łazienki klnąc pod nosem niczym szewc. Szybko się wysuszyłam i doprowadziłam do względnego porządku.Wyszłam z pomieszczenia i ujrzałam Farro grzebiącego mi po szafkach.
-Tak... Miło wiedzieć, ze patrzysz na moje zdjęcia. - burknęłam i odebrałam mu plik śliskiego papieru z nadrukowanymi obrazkami.
-Ojj. przestań. One są z dzieciństwa. - zaśmiał się i klapnął na moim łóżku.
-Co z Fredem ? - spytałam otwierając szafę.
-Yhh... No wiesz... Nie za dobrze. Zamknął się w sobie. - szepnął Scott, a ja wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Czy ty mówisz o tym samy chłopaku ? O rudym, kochanym i potrafiącym żartować Fredzie Weasleyu ? - spytałam zaskoczona tą odpowiedzią. Po chwili zrozumiałam, że to wszystko moja wina. Znowu go skrzywdziłam. Tym razem w bardziej namacalny sposób. To jednak trochę dziwne, ze chciałam go... No nie czarujmy się... UDUSIĆ! Taa... Spojrzałam na Scotta, który zaczął ostro gestykulować i rzucać się, bym zeszła na ziemię.
-Carmen... Nosz do wielkiego chuja pana. Coraz częściej się tak zawieszasz i to nie jest, ani przyjemne, ani pożyteczne. - warknął, a ja spuściłam wzrok na trampki.
-Wybacz. - szepnęłam i po chwili uniosłam głowę. - Jak dostaniemy się do Hogwartu ? - spytałam w przypływie inteligencji.
-Sieć Fiuu dochodzi nawet do Gospody Aberfortha Dumbledore'a. Tam się teleportujemy, a stamtąd do Hogwartu to już tylko rzut mokrym beretem, więc sobie poradzimy. - odparł wzruszając ramionami jakby mówił o Nutelli, a nie o powrocie do szkoły po 4 dniach nieobecności. Ja tylko kiwnęłam głową na znak zgody i wstałam. Ruszyłam na dół, by zjeść śniadanie. Zaczęłam się śmiać.
-O kurde. - jęknęłam łapiąc się za brzuch. Postać w warkoczu francuskim odwróciła się do mnie z uśmiechem na twarzy wypełnionej jajecznicą.
-Wiaj sosto. - zaśmiał się z pełną gębą tamten, a z jego ust wyleciało jajko.
-Gustowny... Fartuszek. - mruknął Scott z uśmiechem patrząc na skrzętnie wyprasowany i skrupulatnie zawiązany na biodrach różowy fartuch Syriusza. Łapa się ukłonił i wrócił do pichcenia. Ten dzień zapowiadał się całkiem spokojnie. To mnie pocieszało. Zjadłam jajecznicę i spojrzałam na Proroka. Znowu jakieś morderstwa, niewyjaśnione zniknięcia i brutalne gwałty. Na tym świecie jest tyle zła, że przestałam na to reagować. Ważne jest dla mnie to co robię i to co robią inni w moim otoczeniu. Ohh. Muszę wymyślić plan przeproszenia Freda. Spojrzałam na schodzących się braci. Cholera, kto ich uczył robić warkocze ?! Wiem, wiem. Dziwnie to brzmi. Francuz i mężczyzna to cholernie niespotykane połączenie. A jednak Bach i Syriusz z powodu swoich długich włosów, co według mnie przypomina trochę mugolskiego metala, mają na głowach skrzętnie zrobione warkocze... Chryste... Czym ja się zajmuje ?! Spojrzałam na Scotta, który kończył jedzenie.
-Do zobaczenia. - powiedziałam wstając. Bach przytulił mnie mocno, ale na jego policzkach ujrzałam wyżłobione kreski po łzach.
-Trzymaj się maleńka. - odparł Bach. Jego głos się załamał i ze spuszczoną głową ruszył na górę. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Syriusza, którego usta układały się w blady uśmiech. Przytuliłam go i podeszłam do kominka.
-Gotowy ? - spytałam patrząc na Scotta. Ten tylko przytaknął. Sypnęłam proszkiem i weszłam w płomienie. Poczułam mały dyskomfort i po chwili stałam w Gospodzie pod Świńskim Łbem. - Daj mi się tylko napić i idziemy. - powiedziałam i ruszyłam w kierunku baru.
-Nie, nie wolno ci. - warknął Scott złapał mnie za ramię.
-Ale... Scottie. Kochanie... Proooooszę. - dukałam siląc się na jak najbardziej przychylny ton. Ten przerzucił mnie sobie przez ramię i ruszył ku wyjściu.
-Nie za mojego życia. - mruknął zniesmaczony i wyszedł szybko. Zaczęłam się rzucać... Gryźć, kopać i krzyczeć, by mnie puścił. Jednak jego ręce były o wiele silniejsze niż moje rozpaczliwe prośby o uwolnienie mnie i wyklinanie go na wszystkie możliwe mi sposoby. Ludzie patrzyli na nas... A w sumie na mnie jak na idiotkę.
-Puść mnie. - jęknęłam wreszcie uspokajając się. Jego palce wyszły z zagłębień w moich żebrach i postawiły mnie na ziemi tuż przed drzwiami Hogwartu.
-Następnym razem bądź bardziej roztropna i nie pij. - odparł z uśmiechem i wskazał mi dłonią drzwi szkoły. Kiwnęłam głową i ruszyłam po schodach.
-Dzięki. - powiedziałam, gdy ruszyliśmy ku Wielkiej Sali. Jeszcze trwało śniadanie, ale ja głodna nie byłam. Weszłam wraz z zielonookim do środka, a wszystkie ślepia wgapiły się we mnie. Zaczęły się szepty, a ja z głową dumnie uniesioną usiadłam na miejscu obok Freda, którego akurat dzisiaj nie było. Spojrzałam na pusty talerz i zaczęłam się zastanawiać po co jestem Ja ?! Skrzywdziłam Freda już kolejny raz. Nie zapowiada się na szybkie wybaczenie. W moich uszach rozległo się głuche echo dzwona na lekcję. Ruszyłam ku lochom na eliksiry. Cały czas ludzie patrzyli na mnie jakbym była co najmniej Myronem Wagtailem. Usiadłam na ziemi przed klasą do lochów i walnąłem głową o ścianę. Obok mnie usiadła Tatia.
-Cześć. - powiedziała z uśmiechem, a ja kiwnęłam głową z namiastką uśmiechu. - Scott mówił mi o tym co zrobiłaś Weasleyowi. - dodała siadając obok mnie.
-Głupi idiota. Musiał to komuś powiedzieć. - wycedziłam przez zęby, a Puchonka zaczęła ze mnie ryć.- Co ?! - spytałam ogłupiała zaistniałą sytuacją.
-Widzę, że jest tak jakby z nieba leciała zupa, a ty miałabyś tylko łyżkę. - odparła rozumnie.
-Raczej widelec, ale dzięki. - powiedziałam z uśmiechem i wstałam pokrzepiona słowami Salvador.
*po lekcjach*
Ruszyłam w stronę Pokoju Wspólnego. Tak wszystko sobie przemyślałam na eliksirach. Severus o coś mnie pytał, ale potem widząc moją dezorientację przestawał i pytał kogoś innego. Obraz usunął mi się z przejścia. I dobrze. Przy kominku siedział Fred. Wpatrywał się w iskierki buchające na wszystkie strony. Usiadłam obok niego i dotknęłam jego dłoni. On mocno się wzdrygnął i spojrzał mi w oczy.
-Freddie... Ja... Ja cię przepraszam. - szepnęłam patrząc mu w wytrzeszczające się na mnie gałce.
-Ty... Ty chciałaś mnie zabić. - wybełkotał.
-A ty mnie uderzyłeś, jak już mamy sobie wszystko wypominać. - odparłam siląc się na naturalny ton głosu.
-Dobrze... Dobrze to pamiętam. - wymamrotał.
-To było 4 dni temu. - przypomniałam delikatnie sfrustrowana. - Wybaczysz mi ? - spytałam miękkim głosem, a ten kiwnął głową z lekkim uśmiechem.
-Oczywiście. - odparł przyciągając mnie do siebie.
-Dzięki. - szepnęłam i wtuliłam się w niego.
~No to teraz przemyślenia uciśnionego... Znaczy się nie jego samego, a jego siostry. *perspektywa Niny*~
Przeleciałam się znowu z wielkim wrzaskiem po pokoju. Pierwszy raz widziałam, że Tom może się tak kajać po podłodze i błagać o litość. Ale oczywiście nikomu się nie przyzna. Wie o tym tylko Dianna i Yaxley, ta cholerna szumowina.
-Masz dość ? - spytałam wyraźnie usatysfakcjonowana widokiem Voldemorta leżącego mi u stó... Nie wróć, ja nie posiadam stóp... No to u tego u dołu. Wyglądał jak mała wystraszona dziewczynka, której zabrano lalkę i lizaka. Czy to nie jest ironia losu. Jeszcze kilka dni temu sam mnie zabił, a teraz bardzo żałuje swojej decyzji. W sumie mu się nie dziwię, ja też bym ze sobą nie wytrzymała.
-T-Tak. - jęknął cichutko i zwinął się w kulkę. Zaśmiałam się i ruszyłam do swojego pokoju. Tak. Teraz pamiętam co kiedyś widziałam. Miałam się uczyć niewybaczalnych, ale Tom zawołał Diannę. To było co najmniej obleśnie. Przecież ona dotykała jego ust swoimi. Rozumiem jakby to robiła Bellatriks i jej mąż Rudolf, ale mój brat ?! Świat schodzi na pancerniki. Znowu "zeszłam" na dół.
-On jest powoli unicestwiany. - wyszeptał Greyback do mojego brata, który dość szybko się pozbierał. I wtedy usłyszałam imię uciśnionego. Serce we mnie zamarło.
-Bardzo dobrze. - wysyczał Voldemort.
_________________________________________________________
Kurde. Przepraszam, ze tak długo nie dodawałam. Nie mam ani motywacji, ani pomysłów. Poza tym dzięki za TAK DUŻO WYŚWIETLEŃ. Jesteście boscy. :** Rozdział dedykuję Lily Love. :3