czwartek, 20 lutego 2014

69. "Gdzie ten idiota?"

Wybełkotałam jakieś przeprosiny i wstałam zabierając pakunek z horkruksem. Ruszyłam szybko do pokoju. Miałam dość. Po raz kolejny miałam dość. Złapałam za klamkę lekko i pchnęłam drzwi. Ukazała mi się sala pełna krwi. Spojrzałam na to zaskoczona. Na środku pokoju leżał rozczłonkowany mały testrel. Usiadłam na podłodze plamiąc nogi i dłonie krwią. Ułożyłam na kolanach zwierzątko. Po moich policzkach spłynęły łzy. Nienawidzę śmierci zwierząt. Pogłaskałam go po łebku. Do pokoju weszła Katie.
-Co się stało? - spytała przerażona patrząc na krew.
-O-On... Umarł - szepnęłam głaszcząc powietrze. Ta usiadła obok.
-Kto? - mruknęła cicho i złapała mnie za dłoń.
-Al... Alastor - wybełkotałam otwierając lekko oczy testrela. Patrzyły na mnie błękitnymi tęczówkami. Przeobraził się w testrela. Dlaczego umarł? Jak on mógł? To moja wina. Pozbawiłam go życia. To psychoza go pozbawiła życia.
-Kim jest Alastor? - spytała próbując uzyskać jakikolwiek kontakt wzrokowy.
-Mój Strażnik - odparłam cicho i spojrzałam jej w oczy swoimi szklanymi gałkami. - Kochałam go - dodałam szeptem, a ta objęła mnie ramieniem.
-Fred o tym wie? - szepnęła cicho. Szybko zaprzeczyłam głową i otarłam wilgotne policzki. Wstałam z zakrwawionej podłogi i ruszyłam ku drzwiom chcąc spotkać się z Rudzielcem. - Gdzie idziesz? - dodała Katie cicho, ale ja już zamknęłam drzwi. Zeszłam jak w amoku po schodach i ujrzałam rudą czuprynę na fotelu. Jakim cudem wcześniej go nie zauważyłam?
-F-Fred? - spytałam szeptem, a ten odwrócił głowę ku mnie. Na jego twarzy wykwitł piękny uśmiech i wstał z fotela.
-Wróciłaś? - szepnął stając przede mną w odległości około metra.
-Tak, chyba tak - odparłam niespokojnym głosem, który potrzebował kogoś obok. Rudzielec chyba czytał mi w myślach, bo przytulił mnie mocno. Zatopiłam twarz w jego bordowej koszuli. Palce splotłam za jego plecami. Wyglądał idealnie mimo worów pod oczami i tłustych włosów. Jest zbyt doskonały. Ten spojrzał na mnie czekoladowymi tęczówkami. - Bardzo tęskniłam - wybełkotałam, a ten zaśmiał się lekko.
-Skąd ta krew? - spytał bez większych nerwów patrząc na moje spodnie.
-Alastor... - odparłam cicho, a ten odsunął się i przewrażliwionym wzrokiem rozglądnął się po pomieszczeniu.
-Gdzie ten idiota? - warknął mierząc pięściami w powietrze.
-Jesteś okropny - ryknęłam i wybiegłam z pokoju wspólnego. Ruszyłam wnerwona do sowiarni. Mam zamiar wreszcie wygadać się o horkruksie braciom. Może wtedy będą bezpieczni i tym samym ostrożni, prawda? Jednak nie było mi nawet dane tam dojść, gdyż drogę zatarasował mi jakiś wysoki Gryfon.
-Czego tu chcesz o tak wczesnej porze? - warknął chłopak.
-Złaź debilu. Idę wysłać list - burknęłam próbując przejść szparą między jego ramieniem, a ścianą wąskiego korytarza.
-Nigdzie nie idziesz kretynko - krzyknął, a ja spojrzałam na niego zdenerwowana.
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a cię zamorduję gołymi rękami - mruknęłam z przekąsem.
-Spróbuj dziewczynko - warknął, a ja przystawiłam skostaniłe dłonie do jego szyi i zaczęłam go dusić. Nie wyglądał najlepiej. Jego twarz stawała się powoli zielona, a oczy błagały bym przestałam. Gdy jestem zła nabieram o wiele więcej siły w mięśniach. To dziwne. Puściłam go, a on upadł na ziemię.
-Zjeżdżaj stąd - burknęłam, a ten ruszył pędem ku schodom. Weszłam uradowana do sowiarni. Wyczarowałam pergamin i pióro. "Drogi Syriuszu. Zdobyłam horkruksa. Mam dość." Przywołałam Diabła i wsadziłam mu to w szpony bełkocząc, że do Syriusza. Ruszyłam do Wieży Gryffindora nie mając na nic ochoty. Nie rozumiałam jak ludzie mogą być tacy tępi goniąc za jakimś popierdolonym nożykiem. - Muffelito - burknęłam, a Gruba Dama ustąpiła mi miejsca w obrazie. Wlazłam do środka i ruszyłam do swojego dormitorium. Może śmierć to dobre rozwiązanie? Nie, śmierć to złe rozwiazanie. Jakbym miała umrzeć to już bym wąchała kwiatki od spodu. Weszłam do pokoju, a ktoś zamknął za mną drzwi. Usłyszałam przekręcanie kluczyka w zamku. Po chwili wszytskie świece rozbłysły dziwnym, mdłym blaskiem. Na środku pokoju siedział Weasley. - To jakiś żart? - spytałam cicho, a ten zaczął się śmiać. Wstał i podszedł do mnie. Fred przygwoździł mnie do ziemi swoim ciałem. Spojrzałam mu w oczy z uśmiechem na ustach.
-Wyglądasz świetnie - stwierdziłam spokojnie, a ten dotknął lekko moich ust swoimi. Wpiłam się w niego mocno. Jego dłonie znalazły się na moich biodrach. Spojrzałam mu w oczy i dotknęłam jego mostka. Jego zęby lekko przygryzły moją wargę. Przez niego zjechałam dłońmi na pasek od jego spodni. Jego oczy zapaliły się dziwnym blaskiem.
-Chcesz tego? - spytał szepcząc mi to na ucho, po czym je delikatnie przygryzł. Zadrżałam.
-Bardziej, niż kiedykolwiek - wybełkotałam, a Fred wsunął dłonie pod moją koszulkę. Szybko ją ze mnie ściągnął. Wyszczerzyłam się delikatnie. Fred dotknął mojej szyi ustami i zaczął ją całować. Jęknęłam cicho i przycisnęłam jego twarz do mojego mostka. Usłyszałam stłumiony śmiech dochodzący spod mojej brody. Uśmiechnęłam się lekko. Dojechał pocałunkami do mojego stanika. Spojrzał na mnie, a na jego spodniach wyraźnie widać było lekkie wybrzuszenie. Przygryzłam wargę i dotknęłam brązowego paska od jego spodni. Zaczęłam powoli ściągać go razem ze spodniami w dół. Na tyle powoli, na ile pozwoliła mi przestrzeń obok mnie. Po chwili widziałam czarne bokserki. Spodnie wyrzucił z łóżka na podłogę i wrócił do mojego stanika z płomieniami w oczach. Zaczął mnie zapamiętale całować zostawiając malinkę tu i ówdzie. Przymknęłam oczy z rozkoszy i wbiłam lekko paznokcie w jego plecy. Ten dotknął mojego stanika i szybko go rozpiął. Uśmiechnęłam się szeroko. Ten patrzył mi w oczy.
-Jesteś piękna - szepnął dotykając lekko mojej piersi.
-A ty słodki - wybełkotałam, gdy jego usta zostawiły wilgotny ślad po pocałunku na mojej piersi. Wjechałam dłońmi w jego bokserki dotykając zaledwie ciała poniżej jego bioder. Fred wygiął się lekko i przymknął oczy. Zaczęłam lekko zsuwać jego bieliznę. Ten pomógł mi lekko i chwilę potem leżał na mnie nagi. Kolano Freda dotknęło lekko wnętrza moich ud i rozsunęło mi nogi. Jego zawsze zręczne dłonie zaczęły się plątać przy ściąganiu ze mnie ostatniej części ubioru. Zaśmiałam się lekko i przewróciłam się tak, by nad nim górować. Pozbawił mnie całkowicie ubrania. Przywarłam do niego mocno czując jego uniesienia wbijające mi się w brzuch. Spojrzałam mu w oczy. Szybko i sprawnie naciągnął gumkę. Patrzyłam mu w oczy z niedosytem. Po chwili poczułam jak coś powoli wdzierało się do mojego wnętrza. Uczucie nie było najlepsze w moim życiu.
-Może lekko boleć - szepnął mi na ucho i wszedł do końca. Pokiwałam niemrawo głową i wbiłam paznokcie w jego plecy. Gwałtownym ruchem obrócił nas. Teraz przytulałam nagimi plecami podłogę. Zacisnęłam powieki. Ból ustępował przyjemności. Fred wyglądał na zachwyconego. Poruszył się lekko. Poczułam to trzy razy mocniej. Jęk został zagłuszony przez jego pocałunek. Weasley wiedział co czuję. Lekko zaczał się ruszać. Uśmiechnęłam się czerpiąc z tego przyjemność. Wbiłam paznokcie w jego plecy i jęknęłam cicho. Wygięłam się delikatnie, a biodra poszybowały ku górze. Fred zrozumiał to jako zachętę i wbijał się we mnie szybciej. Coś zapiekło, zabolało. Syknęłam z bólu. Ten pogłaskał mnie po brzuchu i położył dłonie na ziemi tuż obok moich piersi. Jego zamglony wzrok mówił wszystko. Czerpał z tego niemałą przyjemność. Ciało zaczęło wysyłać mi sprzeczne sygnały. Ból mieszał się z przyjemnością. Jego ruchy przyspieszyły. Słyszałam mlaskający odgłos uderzeń o moje pośladki. Zaśmiałam się dziko i krzyknęłam głośno czując tylko rozkosz. Poczułam w sobie coś ciepłego. Fred sapnął głośno. Poruszył się we mnie jeszcze kilka razy i jego klatka piersiowa zmiażdżyła moje piersi. Zaczęłam głęboko oddychać. Zacisnęłam powieki i moje dłonie opadły z jego pleców bezsilnie. Zostawiłam na nich wiele zadrapań. - Podobało mi się. - szepnął cichutko Fred zmęczonym głosem. Pocałowałam go w... W to do czego miałam dostęp, czyli zroszoną potem skroń. Poczułam mokre, rude włosy dotykające mojej szyi.
-Kocham cię - wybełkotałam, a ten z lekkim jękiem wysunął się ze mnie.
-Ja cię bardziej - odparł uśmiechając się lekko. Wtuliłam się w niego delikatnie i zamknęłam powieki zasypiając ze zmęczenia.
________________________________________________________
Rozdział 69... Liczba mówi sama za siebie :) Wybaczcie za miesiąc ciszy, ale nie miałam weny. Przepraszam.